Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.414.197 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Mity religijne ze względów zasadniczych nie mają dla mnie znaczenia, choćby dlatego, że mity różnych religii przeczą sobie wzajemnie. Jest przecież czystym przypadkiem, że urodziłem się tutaj, w Europie, a nie w Azji, a od tego przecież nie powinno zależeć, co jest prawdą, a więc i to, w co mam wierzyć. Mogę przecież wierzyć tylko w to, co jest prawdziwe."
 Nauka » Pseudonauka, paranauka

Rozmowy z Almażenną [1]
Autor tekstu: Stanisław Wasylewski

Wiedz naprzód, iż gdzie stąpisz,
jest wszędzie nad tobą
Pewna istota ...

Dziady, cz. I

Almażenna jest zjawą bezcielesną, obdarzoną sercem. Otulona woalami mgły cierpi i drży w zaświatach. Drży, bo jej zimno w przestworzu, cierpi, bo jest w niewoli u anioła. U białego i dobrego anioła, ale zawsze w niewoli. Dopiero wtedy, gdy ludzie zapragną jej obecności przy sobie, gdy wspólnym wysiłkiem woli zawezwą ją — Almażenna wyzwala się z pęt anielskich i zaczyna istnieć. Tylko przy ludziach i dzięki ludziom odczuwa świadomość bytu, rozkosz istnienia.

Kim jest zresztą Almażenna, określić niełatwo. Być może, że jej w ogóle nie ma. Można by ją ostatecznie uważać za rodzoną siostrę tego robaczka-kołatka, którego Gustaw z Dziadów wywoływał w domku księdza, gdyby nie to, że ów robaczek zjawiał się w uchwytnej postaci materialnej, Almażenna zaś — jak sama twierdzi i zaraz powie — jest „przemijającą jak myśl i nieuchwytną jak obłok, a jeszcze mniej dostrzegalną, niż dostrzec da się zimny promyczek najmniejszej gwiazdy nieba".

Cieniem jest, a raczej była… Bo tylko przez dziesięć lat od roku 1854-1863 pozwalała ludziom odczuwać swe istnienie. Trojgu, zawsze jednym i tym samym ludziom. Władała ich myślą, sterowała marzeniem, tuż przy nich obecna, często nawet w nich samych. Świadomość, że jest tym ludziom potrzebna, nieraz pomocna, sprawiała jej niewysłowioną rozkosz. Więcej nawet: stała się, tak jak powietrze człowiekowi, nieodzownym współczynnikiem jej bytu.

O istnieniu Almażenny dowiedziałem się z kart starego sztambuchu, którego blade litery drżą do dziś, gdy przyjdzie im opowiadać tę arcydziwną historię. Lecz kimże jest ostatecznie tajemnicza istotka?… Czy bohaterką fantastycznego poematu, żyjącą wśród miłodźwięku romantycznych strof? Nie. Więc heroiną feerii scenicznej? I to nie. Ani też dziełem sztuki plastycznej. Świtezianki wyłaniają się zawsze z głębin litewskiego jeziora. Chochliki zwijają tęczę na wrzecionie, rusałki igrają na srebrnorosej łące. Almażenna inaczej. Prościej i dziwniej...

Pojawia się zazwyczaj wówczas, gdy trzy osoby znane jej i przyjazne zasiądą w uroczystym skupieniu naokół mahoniowego stolika. Niekoniecznie mahoniowego, ale koniecznie w skupieniu. Na stoliku leży biały arkusz papieru, a jedna z osób winna ująć ołówek...

Te trzy osoby już siedzą. Rzecz dzieje się w pałacu, wieczorem dnia 1 października 1854 roku, a więc w chwili, gdy stoliki wirujące i wojna krymska zaczęły rozpalać umysły.

Pani Lili z p. Wiktorią trzymają razem ołówek w ręku, który zaczyna wkrótce kreślić znaki na papierze, wbrew ich woli (indépendamment de la volonté des personnes qui le tiennent). Hr. Olizar zadaje pytania głośno lub po cichu w myśli. Ołówek zaczyna nagle pisać i powtarza trzykrotnie, z naciskiem:

— Almagenna! Almagenna! Almagenna!

Hr. Olizar głośno:

— Co to jest? cóż to za imię? Ołówek pisze:

— Nie jestem z waszego horyzontu, imię mam inne… swoje...

Dalsza część odpowiedzi nieczytelna, zygzaki. P. Wiktoria:

— Napisz czytelnie, kim jesteś? Odpowiedź:

Je suis à l’une le souvenir… à l’autre l’occupation. Dla jednych pamiątką, dla innych niewolą.

Z dalszych wynurzeń okazuje się, że owa zjawa już dawniej, ale bez skutku usiłowała uzyskać kontakt z Olizarami.

— A czy daleko od nas przebywasz? — woła hr. Gustaw z ożywieniem.

Ołówek w ręku pani Liii pisze najwyraźniej:

— Czasem tuż obok was, często nawet w was samych! Szczególnie wówczas, gdy słowo moje działa jak rosa i rzeźwi rozpaloną suszę waszych dusz!...

— Czy będziesz chętnie porozumiewała się z nami?

— Ciepło słońca jest słodyczą dla dusz marznących. Cierpię i drżę!...

— A czemu drżysz?

— Przygniata mnie moc, która usiłuje mnie zniszczyć. Kochajcie mnie, bo cierpię i drżę...

— Czy masz jaki wpływ na mnie? — pyta dalej Olizar, ołówek odpisuje „wbrew woli osób, które go trzymają":

— Kieruję twoim marzeniem.

— Wytłumacz się jaśniej!...

— Lubisz spokój, więc będę tym jeziorem, w którym się twa dusza pogrąży.

Tu obecni odczuli nagle, w jakiś nieokreślony sposób, że tajemnicze zjawisko ma zamiar zniknąć.

— Powiedz coś jeszcze, zanim odejdziesz!...

— Chciałabym otulić was mym słodkim dowietrznym słowem… ale czuję woal mgły, który mi przesłania duszę.

— Mów wyraźniej, prosimy!

— Męczycie mnie! Potrzeba wam słów pospolitych, a łączy nas przecież nić napowietrzna… Proszę, nie każcie mi mówić dalej… skrzydła mi opadają… jasno… niebiesko… nie mogę.

* * *

Tej nocy nikt nie zmrużył oka w drezdeńskim pałacu. Któż by się bowiem spodziewał był, że tak niesamowity obrót przyjmie ta zabawa towarzyska i postawi pp. Olizarów w bezpośredni kontakt z poetyczną mieszkanką zaświatów, która, co ważniejsze, okazała się ich najserdeczniejszą, wylaną przyjaciółką. Pan Olizar z córką zasiedli tylko dlatego do stolika, gdyż weszło to w modę od niedawna w najlepszych towarzystwach Europy. Spodziewali się jakichś pukań i wirowań, tymczasem objawiła im się nagle tajemnicza, bardzo poetyczna istota o dziwnym, nie spotykanym w kalendarzu brzmieniu imienia. Na domiar przypomniało się nagle p. Wiktorii, że tego samego dnia rano dwie pierwsze sylaby niezwykłego słowa uparcie kołowały w jej myślach. I co jeszcze ciekawsze: zaraz później w południe dzienniki przyniosły wiadomość z placu boju na Krymie o rozpoczętej świeżo bitwie nad rzeką Almą, gdzie Mieńszykow stanął do walnej bitwy z wojskami Napoleona III. Z niecierpliwością czekał hrabia i obie panie wieczoru następnego dnia. Seans rozpoczyna się od pytania:

— Czemu nazywasz się Almażenną? Ołówek odpisuje bezzwłocznie:

L'âme… a więc… dusza… kieruje myślami waszymi… gêne oznacza przeszkodę.

— Skąd jednak alma? Ołówek dobitnie i z mocą:

— Bo… to… słowo… otwiera… nowe… horyzonty… dla… waszej… przyszłości!...

Wobec tak oczywistego zbiegu nadprzyrodzonych okoliczności siwy i mądry hrabia uwierzył w prawdę zaziemskiego zjawiska, które dla jednych jest pamiątką, dla innych niewolą. Sois relevée! powiedział anioł, władca Almażenny. Zaczęła istnieć, odczuwać rozkosz bytu i przez długie lata miała trzymać troje ludzi na uwięzi.

Oni zaś od owego jesiennego wieczoru popadli w stan gorączkowej ekstazy i robić będą odtąd wrażenie ludzi śniących, odurzonych.

Śnią i budzą się.

Popadają w trans somnambuliczny i znowu przecierają oczy.

Na przemiany poddają się kornie urokowi tajemnicy lub też pragną gwałtownie zedrzeć z niej zasłonę. Kim jesteś, Almażenno?

* * *

„Odpowiedzi Almażenny, które dawał ołówek, trzymany przez mą córkę i bratanicę — opowiada hr. Olizar na pierwszej karcie złocistego sztambuchu — wydały mi się tak ciekawe i zajmujące, że postanowiłem je spisać w systematycznym protokole wedle porządku seansów".

Później p. Lili wyręczała ojca w skrupulatnym zapisywaniu rozmów. I tak urosła spora księga, dokument przyjaźni trojga śmiertelników z duchem, pierwszy, o ile sądzić mogą, protokół spirytystyczny w języku polskim. Zapisano dokładnie wszystkie „almaidy", czyli owe radosne, choć krótkie chwile kontaktu z Almażenną, uwieczniono pytania i zagadkowe odpowiedzi, zanotowano żale, przestrogi i westchnienia zjawy, nawet sprzeczki i kłótnie, mącące czasem idyllę zaświatowej przyjaźni. Wedle savoir-vivre'u spirytystycznego, który obowiązywał już w r. 1854, wszelkie duchy dają odpowiedź w tym samym języku, w którym zadano pytanie. Olizarowie rozmawiają z Almażenną w języku francuskim, tak też im odpowiada, wyrażając się, jak przystało wieszczce zaświatów, w sposób tajemny, zawiły, niełatwo zrozumiały i okraszając każdą wypowiedź przydatkiem niedocieczonych dla śmiertelnego człowieka nonsensów. W chwilach wielkiego podniecenia lubi mówić po polsku, wtedy wyraża się krótko, monosylabami, niezbyt poprawnie. Na zapytania niemieckie odpowiada półgębkiem, niechętnie, z wyraźną antypatią.

Po przeczytaniu pamiętnika Olizarów Almażenna, dziecko ołówka p. Lili i Wiktorii, stała się mi tak oczywistą, uchwytną i żywą, jak Eloe lub Peri, jak gdyby była bohaterką Alfreda de Vigny lub Tomasza Moora.

I… uwierzyłem w jej istnienie!

* * *

„Liść zielony, który opadł z drzewa", „lira o strunach płaczących" i „myśl" — oto nazwy, którymi Almażenną ochrzciła swoich ziemskich przyjaciół. „Lirą" jest były pustelnik, założyciel „lecznicy serca" pod Ajudachem, „myślą" — p. Wiktoria, „liściem" — p. Lili Chodkiewiczowa. Pani Liii to najbliższa i najdroższa wybranka Almy. Do niej przede wszystkim zwraca się tęsknota zjawy.

— Powiedz, droga, kto ci użyczył władzy czuwania nad „liściem" i „myślą"? — pytają z drżeniem obie panie.

— Bóg — pisze ołówek niemniej uroczyście — dał wam dusze wybrane. Cierpienie je złączyło. Z waszych cierpień i modlitw powstałam!

Powiedzenie jest piękne, to prawda, ale niewystarczające. Obie panie i hrabia radzi by najrychlej dowiedzieć się czegoś więcej o swej tajemnej opiekunce zaświatów, której mowa płynie zrazu jasną falą słów, by za chwilę, niestety, zmącić się w błahym, wykrętnym enigmacie.

Teraz pyta z drżeniem pani Lili:

— Czy przebywasz może na księżycu?

Almażenna:

— Czuwam nad twą teraźniejszością, byłam ukryta w przeszłości i osłonię skrzydłami przyszłość waszą.

Hr. Olizar:

— A może jesteś tylko fluidem magnetycznym tych, którzy piszą?

Almażenna:

— Chcesz wiedzieć więcej niż Cagliostro! Ja jestem refleksem albo tym, czym sam zechcesz...

— Co ukrywasz za tymi frazesami: ignorancję czy złą wolę?


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Sceptyk i czarownik. 11 sekretów wróżbitów i... polityków
Seans u państwa Mickiewiczów


« Pseudonauka, paranauka   (Publikacja: 25-01-2005 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3895 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365