Nauka » Pseudonauka, paranauka
Rozmowy z Almażenną [2] Autor tekstu: Stanisław Wasylewski
— Odpowiadam wprost na pytanie, które mi zadajesz. Jestem siłą… która porusza stal… podnosi żelazo… jestem tym, co ludziom
otwiera oczy na światło...
Dokładniejsze rewelacje przyniósł seans następny.
— Wczoraj — wyznała zjawa na zapytanie p. Lili — byłam tak blisko ciebie, że mogłaś mnie dojrzeć w szklance wody!...
Twarzyczkę p. Lili oblały szkarłaty. — W szklance wody?! Pod jaką postacią?
— Jako mały obłoczek w kształcie litery A. Jakżeby można zauważyć taki obłoczek?
— Gdy pijesz wodę, patrzysz przedtem czy czysta. A gdyby w środku jej przeźroczy widniała malutka chmurka, to byś ją dojrzała, prawda?
— Czy cię ujrzymy kiedy, droga nasza, czy cię przeczujemy, powiedz!
Almażenna, drżąc:
— Chcę właśnie przypomnieć ci sen, a raczej wizję. Pamiętasz gwiazdkę?
"Listku"! mój biedny „listku"! A więc tak zobaczysz mnie… tak samo...
* * *
Nagle ogarnia ich lęk: A może to jest pospolite zjawisko ducha w stoliku, jednego z tysiąca tych duchów, które od roku już goszczą we wszystkich salonach Europy? To byłoby okropne! Hr. Olizar pyta:
— Powiedz nam, Almo, jaka łączność istnieje pomiędzy tobą a duchami pukającymi?
Almażenna z oburzeniem:
— A czy jest podobieństwo między rozmową w języku świata i symfonią serc, które porozumiewają się bez słów? Czy można porównywać jasnowidzenia z szarlatanerią, prawdę z fałszem? Jeżeli jednak stolik mówi tak samo jak ja,
to widocznie jest również posłem Tego, który wszystko łączy!...
Olizarowie czują się szczęśliwi. Duch, z którym zawarli przyjaźń, nie zdaje się należeć do pospolitej kategorii.
Jedno tylko ma wspólne z tamtymi: oto sposób wyrażania się i styl, ten mglisty, odurzający i wykrętny żargon okulty, wspólny wszystkim zjawom od czasów Paracelsusa — styl. Rozmowa z Almażenną nie jest bynajmniej rzeczą łatwą; toczy się mętnie i ciemno. Szumi symfonia zaczadzonych słów, warczy jednostajnym rytmem kołowrót męczących pustodźwięków.
Raz po raz powtarzają biedni śmiertelnicy swe pytania i raz po raz odbierają bałamutne, coraz
bałamutniejsze odpowiedzi. Lecz „liść zielony" zapisuje pilnie wszystko, a „lira" z „myślą" mozolą się potem długo, aby ułożyć w zdanie gromadę liter bez sensu.
Nareszcie po roku mają dość; pani Wiktoria odważyła się zainterpelować ukochaną wieszczkę:
— Jeśli mnie kochasz, Almo, i pragniesz mnie oświecać, to powiedz proszę, dlaczego tak często wyrażasz się niezrozumiale?
Odpowiedź:
— A czy wiesz, w czym tkwi czar niezmierzonego morza? I czemu napawa nas szczęściem ciepły promień słońca? Moje tchnienie jest aureolą, do której zwątpienie nie ma wstępu. Nie żądaj za wiele. Bo czy próbowałaś kiedy ucieleśnić tęczę? Ja jestem tchnieniem. Niebieskim tchnieniem dla twych myśli, ciepłem
dla smutku, mocnym w chwili przygnębienia, pocieszającym w łzach, czystym w modlitwie.
— A czemu dziś jesteś tak promienna?
— Uszczęśliwia mnie przekonanie, że jestem wam potrzebna. Mam w duszy błękit nieba, purpurę zachodzącego słońca i słyszę ostatnie tryle słowika… Wam to zawdzięczam...
Odnosimy wrażenie, że kobiety zaświatów mają wiele podobieństwa do swych sióstr na ziemi. Przedtem zaobserwowaliśmy u Almażenny gadatliwość,
teraz ujawnia inną cechę ziemskiej kobiecości: przekorę. Na zarzut, że jest niezrozumiała, odpowiada słowem jasnym, tęczowym, poetycznym… O niekonsekwencjo kobieca, konsekwentna nawet w zaświatach!...
* * *
Spoza nieziemskich woalów mgły zaczyna się wreszcie wyłaniać wyraźniejszy nieco profil „drogiej Almy". Już wiedzą o niej przyjaciele, że kapryśna, nerwowa, apodyktyczna. Nic łatwiejszego jak ją dotknąć, a co gorsza przyprawić o dotkliwy, fizyczny prawie ból. Są sprawy, których nienawidzi, są pytania doprowadzające ją do pasji. Zdarzyło się np., że komuś z mieszkańców pałacu zginęło 1000 fr. Pod wrażeniem świeżej zguby czy kradzieży nie mógł pan hrabia oprzeć się wieczór postawieniu pytania:
— Może powiesz nam, chère Alma, w jaki sposób zginęły te pieniądze?
Ołówek pisze powoli, z niechęcią:
— Zdarza się, że nie uważamy na tych, którzy mają lepszą wymowę palców od wymowy ust!
Olizar żywo:
— Nazwij go!
— Zrób to sam. I dziwię się, że mi stawiasz takie obrażające pytanie. Czy
jestem donosicielem,
żandarmem, czy raczej boskim tchnieniem, które ci sprzyja?
Czując, że dotknął niebiankę, stary hrabia pospiesza z ekskuzą:
— Słusznie, droga Almo, gniewasz się o to niedyskretne pytanie!
Almażenna ciągle zirytowana:
— Nie sądźcie, że jestem zabawką dla rozrywki głupich!… Kobietom-lalkom nie umiałabym w ogóle odpowiadać.
Gdy innym razem ciekawski „listeczek" znowu poruszył sprawę jakiejś kradzieży zegarka, zirytowana Almażenka wyprosiła sobie stanowczo, aby jej „nie równać z organami policji, jej, która tak wysoko stoi ponad światem zmysłowym" i… podarła papier ze złością! Fakt ten zanotowano w protokole, a podarty papier schowany został na pamiątkę do sztambuchu.
Wybuch gniewu uraził hrabiego, podarty papier wydał mu się widocznie swawolą, która nie przystoi nawet zjawom bezcielesnym. Więc rzecze zimno:
— Mogłaś nie odpowiadać, lecz po cóż gniewasz się?
A ona:
— Płaczę gorzko, gdy nękacie mnie pytaniami banalnymi i pospolitymi. Kocham was przecież! Myślałam,
że pod moim wpływem uszlachetnicie się...
Od tego czasu Olizarowie uważali pilnie, aby nie płoszyć drogiej przyjaciółki pustą, wulgarną ciekawością. Choć tyle rozmaitych kwestii nasuwało się paniom o życiu poza grobem, o śmierci, choć nieraz rad był dowiedzieć się stary hrabia, ile mu jeszcze lat życia pisano. Nie stawiali drażliwych pytań Almie już choćby dlatego, że to się na nic nie przydawało. Zbywała je milczeniem, albo też ołówek
kreślił zygzaki, które były illisibles i cyfry, które były indéchiffrables.
Nienawidząc wróżb i przepowiedni tym chętniej słucha Almażenna ich życiowych zwierzeń i spowiedzi oraz pozwala wciągnąć się w dyskusję doczesną na temat usposobień i charakteru ludzi żyjących. Z przyjemnością i zapałem nawet kreśli sylwetki znajomych pp. Olizarów, lubi też mówić o muzyce, wspomina Liszta, Chopina, Mendelssohna. Charakterystyki owszem, byle nie przepowiednie. Np. chętnie rozmawia o Napoleonie III, wystarczy jednak pytanie: czy Napoleon pojedzie na Krym? aby zjawa odpowiedziała tonem łagodnego wyrzutu:
— Zdajesz się być trochę zapominalską, moja „myśli" droga.
— Cóż zapomniałam?
— Jeśli jestem waszą Almą, starającą się zaspokoić potrzeby waszych serc, to czemuż wy narzucacie mi rolę wróżki?
Zapytaj o uczucia Napoleona, wtedy ci odpowiem i owszem, bo staję się jego duszą, ale pytać o fakta? To już nie mnie. Nie jestem żadną panią
Lenormand.
* * *
Rozmowy Olizarów z wieszczką zaświatów stały się wkrótce głośne. Wieść o ich serdecznej przyjaciółce z tamtego brzegu rzeki życia obiegła rychło socjetę drezdeńską. Każda z pań chciała ją poznać co prędzej, a też hrabia nic nie miał przeciw temu, aby sprezentować swe zaziemskie
liaison przed kołem zaufanych przyjaciół. Daremnie. Kapryśna Almażenka nie znosiła ludzi obcych i przy gościach nie zjawiała się nigdy. Ołówek nie poruszał się ani na włos, milczał jak zaklęty. Dopiero gdy „lira" z „myślą" i „liściem" pozostali sami — przybiegała do nich, szeleszcząc.
— Rozkazuj nam, Almo, droga Almo! — wołał wtedy hrabia grzecznie, na przeprosiny.
— Ołówek zaś odpowiadał gniewnie, nie bez żalu:
— Nie wciągniesz mnie w zasadzkę. Cierpię bardzo na myśl, że robicie ze mnie zabawkę. O moja „liro"… nigdy więcej… nigdy! Ja was… tak kocham… troje...
* * *
Wiemy już aż nadto dobrze i wiedzieliśmy od początku, co myśleć. Niewolnica anioła jest córką wzajemnej i upartej sugestii trojga osób, jest podświadomą funkcją wyobraźni dwóch romantycznych pań i ekspustelnika z Krymu. To proste. Właściwie nie ma jej zupełnie. I nigdy nie było. Ołówek pp. Olizarów pisał pod dyktandem rozigranej, do białego rozpalonej wyobraźni.
Lili Chodkiewiczowa była znakomitym medium.
— To niemożliwe! Almażenna istniała na pewno! — odpowiadają w tej chwili z najgłębszą wiarą karty starego sztambuchu.
Spozieramy raz jeszcze na owe drżące z emocji i wsłuchane w muzykę sfer rewelacje. I wyczuwamy w zdyszanym dukcie pisma przewrażliwe
podniecenie i przedziwną, cudów pełną ekstazę, która panowała na pierwszych seansach. „Czucie i wiara" zaczynają mówić. Wiadomo zaś jak mówią: „silniej do mnie mówią, niż mędrca szkiełko i oko".
Składamy broń. Almażenna istniała na pewno. Zaprzeczyć jej istnieniu? — nie sposób. Uwierzyć, że jej nie było — nie godzi się.
Dla nich istniała, musiała istnieć! Tak oczywiście, dotykalnie i żywo, jak
dotykalnie ujawniał się ongi na rynku kowieńskim zmarły kochanek dzieweczki z
Romantyczności. Stała się bogiem domowym ginącego rodu i cudownym inkluzem romantycznych dam. To pewne, że almaidy nie odtwarzają ani w części tej mocy, jaką miały nad nimi. Każdy frazes był wyrocznią, każdy nonsens był proroctwem. I dziś już nikt pojąć nie zdoła siły emocjonalnej, z jaką almaidy porywały i czarowały ostatniego z rodu pana na Korościeszowie z córką i kuzynką.
Nie wiem, czy istnieje gdzie drugi dokument, odtwarzający tak naocznie i plastycznie sytuację psychiczną człowieka na seansie, ów dziwny, charakterystyczny stan przyćmionej świadomości — jak ta pierwsza księga posiedzeń spirytystycznych.
Almażenna jest macierzą i prababką wszystkich zjaw spirytystycznych w Polsce. Almażenna jest symbolem stosunku człowieka do zaświatów...
Nie trzeba śmiać się z Almażenny! Bo i cóż to komu szkodzi, że jej wcale nie ma i nigdy nie było? Ten związek trojga śmiertelników ze zjawą, którą sami z siebie wyłonili i sami w sobie
autosugestywnie stwarzają — wygląda naprawdę uroczo!
1 2 3 Dalej..
« Pseudonauka, paranauka (Publikacja: 25-01-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3895 |