|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Ludzie, cytaty » Voltaire » Fragmenty dzieł » Kandyd
O tym w jakiej niedoli Kandyd, Kunegunda i stara p Autor tekstu: Wolter
— Kto mógł ukraść moje dukaty i diamenty? — mówiła z płaczem Kunegunda — z czego będziemy żyć? cóż poczniemy? gdzie znaleźć inkwizytorów i Żydów aby im dali inne?
— Niestety — rzekła stara — podejrzewam mocno wielebnego ojca franciszkanina, który wczoraj, w Badajos, spał z nami; niech mnie Bóg chroni od lekkomyślnego posądzenia, ale wszedł dwa razy do naszej izby i wyjechał o wiele wcześniej. — Och! — wzdychał Kandyd — zacny Pangloss dowodził nieraz, że dobra ziemi wspólne są wszystkim i że każdy ma do nich równe prawo. Ów franciszkanin winien był wtedy, wedle tych zasad, zostawić nam coś na dokończenie podróży. Zatem, nie mamy już nic, piękna Kunegundo?
— Ani szeląga — odparła.
— Co począć? — rzekł Kandyd. — Sprzedajmy jednego konia, rzekła stara; mimo iż mogę siedzieć tylko na jednym pośladku, przycupnę z tyłu za siodłem panienki i dobijemy do
Kadyksu.
W tej samej oberży bawił przeor benedyktynów; za tanie pieniądze zgodził się kupić konia.
Kandyd, Kunegunda i stara przebyli Lucenę, Chillas, Lebrixę i dotarli wreszcie do Kadyksu.
Narządzano tam właśnie flotę i zbierano wojsko, aby poskromić wielebnych ojców jezuitów z Paragwaju [ 1 ], których oskarżono iż podburzyli jedną ze swych hord, w pobliżu miasta św. Sakramentu, przeciw królom Hiszpanii i Portugalii [ 2 ].
Kandyd, który odbył praktykę u Bułgarów, zaprezentował przed generałem małej armii swe bułgarskie umiejętności z takim wdziękiem, szybkością, zwinnością, dumą i sprawnością, iż dano mu dowództwo kompanii piechoty. Oto więc jest kapitanem: siada na okręt, wraz z Kunegundą, staruchą, dwoma pachołkami i dwoma andaluzyjskimi końmi, które należały niegdyś do Jego Eminencji Wielkiego Inkwizytora.
Podczas całej przeprawy, zastanawiali się wiele nad filozofią biednego
Panglossa.
— Płyniemy do innego świata — powiadał Kandyd — w nim to, bez wątpienia, wszystko musi być dobrze; bo trzeba przyznać, że nieraz przychodzi ochota zapłakać nad tym, co się dzieje u nas, zarówno pod fizycznym jak moralnym względem.
— Kocham cię z całego serca — mówiła Kunegunda — ale jeszcze dusza moja zmrożona jest wszystkim co widziałam, czego doświadczyłam.
— Wszystko będzie dobrze — odpowiadał Kandyd — już to morze nowego świata lepsze jest niż morza Europy; jest spokojniejsze, wichry mniej zdradzieckie. Z pewnością, ten Nowy Świat okaże się najlepszy ze
wszystkich możliwych światów.
— Dałby Bóg — mówiła Kunegunda — ale, tam, w moim świecie, byłam tak strasznie nieszczęśliwa, że serce me niemal zamknęło się uczuciu nadziei.
— Skarżysz się — rzekła stara — ach, nie doświadczyłaś takich nieszczęść jak
moje.
Kunegunda wybuchnęła śmiechem; wydało jej się bardzo ucieszne, że poczciwa staruch chce się uważać za nieszczęśliwszą od niej.
— Ach — rzekła — moja poczciwa stara, o ile nie zgwałciło cię dwóch Bułgarów, o ile nie otrzymałaś dwóch pchnięć nożem w brzuch, o ile nie splądrowano ci dwóch zamków, nie zamordowano w twoich oczach dwóch matek i dwóch ojców, o ile nie patrzałaś na dwóch kochanków chłostanych podczas auto-da-fe, nie zdaje mi się abyś mogła prześcignąć mnie w tej mierze. Dodaj jeszcze, że urodziłam się baronówną od siedemdziesięciu dwu pokoleń, a przyszło mi być kucharką.
— Drogie dziecko — odpowiedziała stara — nie wiesz jakiej jest moje urodzenie, a gdybym ci pokazała mój tyłek, nie mówiłabyś jak mówisz i wstrzymałabyś się z sądem.
To odezwanie się obudziło ciekawość Kunegundy i Kandyda. Stara zaczęła w te słowa: [as]
Przypisy: [ 1 ] Jezuici stworzyli w Paragwaju samodzielne państwo teokratyczno-patriarchalne, pozostające, w zasadzie, pod protektoratem króla Hiszpanii, ale strzegące zazdrośnie swej niepodległości. Ludność państwa doszła do 170.000 nawróconych Indian, których ojcowie jezuici prowadzili istotnie jak dzieci, regulując ich życie aż do najmiejszych szczegółów, zupełnie maszynowo i z wykluczeniem wszelkiej samodzielności. Ustrój państwa był komunistyczny; wszystkie dochody szły do wspólnego skarbu. Jezuici zaspokajali z nich potrzeby mieszkańców, a ogromne zaoszczędzone sumy wysyłali do Europy. [ 2 ] To miało miejsce w r. 1662. « Kandyd (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 06-10-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 390 |
|