|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Czyja to wojna Autor tekstu: Nayyer Khan
Tłumaczenie: Michał Huniewicz
Pakistańskie media i politycy mówią dziś jednym głosem — uczestnicząc w Wojnie z Terrorem Pakistan walczy w cudzej wojnie.
Walczy nie w swoim interesie lecz Stanów Zjednoczonych. Takie opinie wygłasza między innymi Imran
Khan (popularny w Pakistanie polityk, były gracz w krykieta — przyp. tłum).
Ostatnio pojawiła się pewna zmiana w tym trendzie. Intelektualiści uznawani
za liberalnych i osobistości telewizyjne wyrażają przekonanie, że to, co
wprawdzie rozpoczęło się jako wojna na rzecz USA, zmieniło się jednak w wojnę Pakistanu.
Tymczasem w świetle
historycznych faktów oba poglądy wydają się być fałszywe. W rzeczywistości
Pakistan nie miał wcale wyboru, musiał stanąć do walki i to w swoim imieniu. I tylko szczęśliwie się dla niego złożyło, że inne kraje również miały
swój interes w tym konflikcie. Bowiem bez finansowego wsparcia międzynarodowej
społeczności, tak finansowego jak i militarnego, Pakistan nie miałby żadnych
szans na zwycięstwo, a i teraz jest do niego daleko. Konsekwencje tragedii 11
września, a zwłaszcza inwazja Stanów Zjednoczonych na będący pod kontrolą
talibów Afganistan, okazały się być dla Pakistanu wygraną na loterii. Choć
pogrążony we własnych problemach Pakistan
pewnie nieprędko zda sobie z tego sprawę, to bez interwencji USA/NATO
talibowie kontrolowaliby nie tylko Afganistan, ale ich ponure dominium sięgałoby z pewnością co najmniej Peszawaru.
Przed 2001 wpływy talibów
rozciągały się na 90% terytorium Afganistanu i niewiele dzieliło ich od
ostatecznego rozprawienia się z siłami afgańskiego Sojuszu Północnego.
Ahmad Szah Masud, jeden z liderów Sojuszu, został zamordowany przez członków
Al-Kaidy na dwa dni przed atakami 11 września. Oczywiście naiwnością byłoby
oczekiwać, że talibowie zatrzymaliby się na Afganistanie. Dzisiejsza
niestabilna i nieprecyzyjnie określona granica między Afganistanem i Pakistanem nie istniałaby w ogóle, gdyby nie amerykańskie operacje w Afganistanie. A przed 2002 granicy w zasadzie nie było. Kwestią czasu było
skupienie uwagi talibów na pasztuńskim pasie w Pakistanie, a także na rozciągających
się dalej terytoriach. Jakby tego było mało, talibowie zaczynali już wtedy swoją
ofensywę w plemiennych rejonach Pakistanu. W końcu czy to nie Pakistan jest
kolebką talibów?
Ci, którzy nie mogą
pochwalić się długą pamięcią (a do tej grupy zalicza się prawie cały
pakistański naród), mogą zapoznać się z pewnym artykułem, który dostarcza
niezbitych dowodów na działalność
talibów w Pakistanie na długo przed 11 września 2001. Artykuł ten został
opublikowany w „Daily Jang" 14 grudnia 1998 roku i opisuje pierwszy werdykt
wydany przez sąd talibów (Jirga) w regionie plemienia Orakzai w Pakistanie.
Jest to wyrok śmierci za morderstwo. Imran Khan i inni politycy twierdzą, że
talibowie pojawili się w Pakistanie w obliczu zagranicznej okupacji — kto więc
okupował Pakistan w 1998, kiedy wydano ten wyrok?
Oto kilka innych faktów, o których niechętnie się w Pakistanie pamięta.
-
To nie przypadkowy zbieg
okoliczności, że w latach 1993-1994 talibopodobny ruch
Tehreek-e-Nafaz-e-Shariat-e-Mohammadi (TNSM) pojawił się w pakistańskim
dystrykcie Malakan dokładnie wtedy, gdy Afganistan zaczął poddawać się wpływom
talibów (ruch ten walczył później po ich stronie w Afganistanie w czasie
amerykańskiej inwazji).
-
Siraj-u-din Haqqani, afgański
bojownik żyjący obecnie w Pakistanie, został przez rząd talibów wysłany z misją do Waziristanu (region Pakistanu przy granicy z Afganistanem — przyp. tłum.),
by wprowadzić tam prawo szariatu. Było to częścią większego,
zorganizowanego planu talibów, a nie pojedynczy incydent.
— W latach 1998-1999 sekretarz
generalny Pendżabu Shahbaz Sharif wielokrotnie oskarżał afgański rząd talibów o wspieranie terrorystów takich jak Riaz Basra oraz o powodowanie przemocy na
tle religijnym w Pendżabie. Oskarżenia te oparte były o dane pozyskane przez
wywiad. Warto przypomnieć, że przemoc na tle religijnym w Pakistanie osiągnęła
swój szczyt w latach 90. W latach 1993 — 1998 duża liczba osób straciła życie z powodu religijnego terroryzmu w Pendżabie, głównie w atakach na meczety i inne obiekty religijne szyitów.
Dzisiejszy terroryzm w Pakistanie, łącznie z samobójczymi atakami, to nic innego jak kontynuacja
przemocy spod znaku Deobandi (ruch sunnizmu — przyp. tłum.), która za cel
obiera sobie miejsca kultu innowierców (również wyznawców innych odłamów
islamu). Te ataki nie pojawiły się nagle po interwencji Amerykanów — miały
już wtedy długą tradycję i ich liczba stale wzrastała. Jak choroba, której
objawy pojawiają się nie od razu, talibanizacja Pakistanu rozpoczęła się na
długo przed 11 września, by po nim wybuchnąć z pełną mocą.
Innym popularnym w Pakistanie mitem jest przekonanie, że talibowie to produkt Stanów
Zjednoczonych. Prawdą jest, że gdy talibowie pojawili się w Afganistanie na
początku lat 90., niektóre amerykańskie firmy związane z wydobywaniem ropy
naftowej i być może amerykańska administracja, próbowały bezskutecznie użyć
talibów, by ustabilizować kraj, w którym po wojnie ze Związkiem Radzieckim
królowali zwalczający się wzajemnie watażkowie. Jednak to nie oni stworzyli
talibów — w rzeczywistości stało
się to za sprawą działań samego Pakistanu po afgańskiej wojnie z ZSRR, na
wypadek konfliktu z Indiami oraz by zmniejszyć wpływ Indii w Afganistanie.
Sojusz Północny był bowiem blisko związany z Indiami. Ośrodki szkoleniowe
talibów finansowane były zresztą przez Arabię Saudyjską, nie przez USA. To Arabii
Saudyjskiej zależało na promocji wahhabizmu w Pakistanie, co z kolei miało
zmniejszyć wpływy irańskie w regionie.
Wspierani przez USA
liderzy (tacy jak wspomniany wcześniej Ahmad Szah
Masud czy watażka Abdul Raszid Dostum), którzy prowadzili afgański dżihad,
nie byli talibami. Dowódcy Gulbuddin Hekmatjar i Ismael
Chan byli wrogo nastawieni do talibów w czasie rządów tych ostatnich w Afganistanie. Widać zatem, że Amerykanie współpracowali z Afgańczykami należącymi
do różnych frakcji i ugrupowań, a nie do jednej konkretnej. Posiadanie wspólnego
celu sprzyja współpracy, choć często krótkotrwałej. Podczas wojny afgańskiej
Stany Zjednoczone wspomagały kogo mogły w walce ze Związkiem Radzieckim. USA
nie mogą być jednak obarczone odpowiedzialnością za dowolne działania którejkolwiek
ze wspomaganych grup.
Należy pamiętać, że
talibowie nigdy nie byli ruchem stojącym w opozycji do Sowietów w latach 80.
Powstali dopiero po tej wojnie. Pakistan, usiłując wykorzystać „zwycięstwo" w tej wojnie, podjął próbę uczynienia z Afganistanu państwa podporządkowanego
za pomocą właśnie talibów. Pakistański generał
Muhammad Zia ul-Haq nazywał Afganistan piątym stanem Pakistanu.
Największym być może
mitem jest twierdzenie jakoby Pakistan wziął udział w wojnie Afganistanu z ZSRR na rozkaz Stanów Zjednoczonych. To prawda, że Pakistan i USA miały w tej
wojnie wspólny interes, ale wtedy, tak jak i teraz, to była przede wszystkim
wojna Pakistanu. Nie zapominajmy, że w wojnie Pakistanu z Indiami w 1971 roku
ZSRR stanął otwarcie po stronie Indii. Koniec tej wojny oznaczał stratę
wschodniej połowy Pakistanu. Dlatego Związek Radziecki był przez armię
pakistańską postrzegany jako wielki wróg. Duchowieństwo, które dziś
przedstawia USA jako diabła, to samo mówiło wcześniej o ZSRR. Gdy rany z 1971 nie były jeszcze wyleczone, armia Pakistanu nie mogła dopuścić, by w Afganistanie pojawił się rząd marionetkowy, sterowany z ZSRR, bo oznaczałoby
to dla Pakistanu znalezienie się między młotem a kowadłem — ZSRR z jednej
strony, Indie z drugiej. Spodziewano się, że Związek Radziecki może pokusić
się o dostęp do ciepłych wód, a droga do nich zapewne wiodłaby przez
Pakistan. Teraz, gdy nie ma już ZSRR, łatwo jest utrzymywać, że pakistańska
wrogość w stosunku do niego była strategicznym błędem, ale wtedy nie bez
powodu uznawano Związek Radziecki za największe niebezpieczeństwo dla kraju.
Nie było to zatem walka na rzecz USA, lecz walka o przeżycie samego Pakistanu.
Warto zwrócić uwagę
na fakt, że jeszcze przed wybuchem afgańskiej wojny z komunizmem, a dokładniej
po komunistycznym coup d'état z 27 kwietnia 1978, Pakistan rozpoczął
finansowe i militarne wspieranie sił islamskich. Te islamskie organizacje zostały
ulokowane w Afganistanie przez Pakistan już w 1973 roku. W tym samym czasie MSZ
Pakistanu zabiegało o amerykańskie wsparcie dla islamistów. Wcześniej
jednak, bo w 1976, po rozpracowaniu tych organizacji, ich liderzy (wśród nich
Burhanuddin Rabbani i Hikmetyar) uciekli do Pakistanu i zyskali tam status uchodźców.
Wydarzenia te miały miejsce przed komunistycznym przewrotem i nie miały w związku z tym nic wspólnego z wpływami USA. W lipcu 1979, a zatem po ponad roku od
rozpoczęcia afgańskiego dżihadu, Stany Zjednoczone przeznaczyły dla mudżahedinów
nierobiącą specjalnego wrażenia sumę pół miliona dolarów, którą Zia-ul-
Haq (prezydent Pakistanu w latach 1978-1988 — przyp. tłum.) określił mianem
żartu. Dopiero w połowie lat 80. administracja Reagana została skłoniona
przez Zię do wzięcia udziału w wojnie. To USA dołączyły do wojny Pakistanu — nie na odwrót. A dokładniej, Stany sprytnie wplątał w wojnę sam Zia. I choć mudżahedinom pomagały też Chiny, kraje arabskie i Iran, to wszelką winą
obarcza się dziś w Pakistanie tylko USA.
Wiele osób uważa, że w czasie Zimnej Wojny Stany Zjednoczone wspierały finansowo
polityczno-religijne odłamy związane z ruchem Deobandi w celu niedopuszczenia
do rozwoju lewicy w Pakistanie. Wsparcie to nasiliło się w latach 80., gdy USA
użyły tych organizacji w swojej rywalizacji ze Związkiem Radzieckim. Dlatego,
mówią niektórzy, Stany Zjednoczone odpowiadają za związany z talibami chaos
panujący obecnie w Pakistanie, jako że talibowie to nic innego jak trzecia
generacja dżihadu spod znaku Deobandi. To jednak nieprawda. Już w 1947 roku
Pakistan zainicjował plemienny atak na Kaszmir. Prawdą jest też, że
organizacja Laszkar-e-Toiba (terrorystyczna
organizacja z Pakistanu, powstała w 1984 roku w celu pomocy mudżahedinom w ich
walce z ZSRR — przyp. tłum.), zorganizowana przez pakistański establishment
wojskowy przy odwoływaniu się do dżihadu, bród i karabinów w dłoniach, była
przodkiem dzisiejszych talibów. W tym czasie Pakistan nie był nawet
sojusznikiem USA w walce z komunizmem. Pakistan nauczył się wykorzystywać
plemiona dla własnych celów. Na przykład w czasie wojny w 1965 roku ludność
plemienna została wcielona do wojska, by walczyć na froncie Lahore; podobnie w czasie konfliktu z Indiami w 1999 roku. Uzbrojeni ochotnicy z religijno-politycznych partii brali udział w wojnie w Bangladeszu w 1971 roku.
Ta współpraca Pakistanu i plemiennych mudżahedinów nie była wynikiem
amerykańskich rozkazów. Warto wspomnieć, że zarówno w czasie kaszmirskiego
dżihadu jak i wojny z 1965, pakistańscy dowódcy stracili kontrolę nad mudżahedinami.
Wysłano ich do walki z niewiernymi, a tymczasem zaczęli ochoczo rabować także
mienie muzułmańskie. Niczym Frankenstein, wyrwali się spod kontroli swojego
twórcy. To samo dzieje się dziś w przypadku talibów. Talibowie to dzieci z nieprawego łoża, spłodzone przez Pakistan i religię.
Na ironię zakrawa
fakt, że samozwańczy analitycy obwiniają USA za pozostawienie regionu w chaosie po afgańsko-sowieckiej wojnie. Ci sami analitycy domagają się teraz
wycofania amerykańskich wojsk z regionu. Oskarżają więc Stany o przedwczesne
wyjście, co doprowadziło do chaosu, a jednocześnie przeszkadza im obecność
Stanów w tej chwili. Ci analitycy powinni zastanowić się, o co tak naprawdę
oskarżają USA. Imran Khan i inni mu podobni uważają, że wraz ze zniknięciem
wojsk amerykańskich zniknie terroryzm. Bardziej prawdopodobne jest, że
wycofanie się Amerykanów spowoduje rozkwit talibów, których wpływy obejmą stopniowo
cały Pakistan. Słowa lidera organizacji TNSM Sufi Muhammada nie pozostawiają
złudzeń — mówi on bowiem wprost, że celem talibów jest wprowadzenie
szariatu w Pakistanie za pomocą wojny.
Można bez przesady
stwierdzić, że to nie Pakistan prowadzi amerykańską wojnę. To Stany i cały
świat walczą w wojnie pakistańskiej. Dowolny akt terrorystyczny z którejkolwiek
części świata ma jakiś związek z Pakistanem. To dlatego, że organizacje
spod znaku dżihadu wciąż cieszą się tu swobodą i otrzymują wsparcie.
Problem w tym, że wyhodowany przez Pakistan do kąsania Zachodu potwór zaczyna
pożerać swojego twórcę.
Tekst oryginału.
Viewpioint, 27 września
2011r.
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 15-10-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3935 |
|