Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Nawojki z klasą, czyli o gimnazjum w Dobrzyniu Autor tekstu: Wojciech Staszewski
„Dziewczyny mają tutaj dwa wyjścia: złapać bakcyla fascynacji albo
zgorzknieć przy mężu alkoholiku". Dlatego potrzebują szkoły z klasą.
— A wy tu czego?! — wykrzyknie dziś Lidka, jak jakaś zołzowata
nauczycielka.
— Szukamy szkoły. Szkoły z klasą — odpowie niby wystraszona Julka. — Klasa jest tam — Lidka wskaże za kotarę. — A tu mi nie przeszkadzać! — i walnie w ławkę drewnianą łychą.
To będzie kabaret, który wystawią na zakończenie roku szkolnego „nawojki" z gimnazjum w Dobrzyniu nad Wisłą. Lidka będzie tą łyżką „formować
ciasto". Bo gimnazjalistki są „w wieku formatywnym". Inne
„nawojki" będą ironizować: „Pani próbuje nas przerobić".
Andrzej Koraszewski, dobry duch dobrzyńskiego gimnazjum, wyobraża sobie, że
kiedyś któraś z „nawojek" zostanie szeryfem. Czyli skończy prawo
na uniwersytecie, wróci do Dobrzynia, wygra wybory na burmistrza i zrobi w mieście porządek.
Globus w prezencie
Gdy trzy lata temu powstało w Dobrzyniu gimnazjum, nie mieli nic. Ani jednego
komputera. Dyrektorka Mieczysława Kalinowska przyniosła maszynę do pisania
Łucznik. A jak zdobyli piłkę do koszykówki, globus, kompas i busolę? Kółko
teatralne wystawiło fragmenty „Dziadów", zaprosili okoliczne szkoły.
Podstawówka z Dyblina przywiozła w prezencie piłkę, globus, kompas i busolę.
Gimnazjum miało wtedy rok, już się ich dzieci lubiły z dzieciakami z okolicznych szkół. Bo kiedy nauczyciel wf Paweł Bielicki zauważył na
gminnych zawodach, że uczniowie z różnych szkół patrzą na siebie
wilkiem, wymyślił Niepodległościowy Zlot Sportowy. Co roku w listopadzie
na cały weekend do dobrzyńskiego gimnazjum przyjeżdża kilkadziesiąt
dzieci. Nocują w klasach. Grają w nogę, w ping-ponga. — Sądziliśmy, że
jak się bliżej poznają, to się zaprzyjaźnią. I rzeczywiście — mówi
Bielicki.
Dyrektorka długo wylicza konkursy, w których startowali jej uczniowie. Iza -
wygrała matematycznego „Kangura". Sylwia — Młodzieżowy Lider
Zdrowia na konkursie PCK w Bydgoszczy. Dobrze wypadli w kuratoryjnym konkursie
historycznym i wiedzy europejskiej we Włocławku.
— Zachęcam dzieci do wszelkich konkursów. Bo wtedy szkoła żyje — mówi
dyrektorka. Zachęciła trzydziestkę z 238 uczniów gimnazjum.
Namawia też nauczycieli, żeby ubiegali się o awanse. Bo również wtedy
„szkoła żyje": — Nauczyciel dostaje opiekuna, tworzy z nim plan
pracy. Na studiach nie uczą np. okazywania uczuć i rozumienia drugiego człowieka.
Tego się można nauczyć od mistrza.
A stąd już tylko krok do Szkoły z klasą.
Pierwsza polska studentka
„Jak dotychczas Dobrzyń nie umiał wykorzystać pięknej legendy o Nawojce. Przed paroma laty była u nas knajpa jej imienia i nikt nie uświadomił
sobie absurdalności tego pomysłu. Knajpa upadła i dziś dobrzynianie piją
wszędzie" — czytam wstępniak internetowej gazetki dobrzyńskiego
gimnazjum.
Gazetka nazywa się „Nawojka". A na czternastoletnie dziennikarki mówi się Nawojki.
— Nawojka, która wbrew losowi chciała się uczyć. Jak zobaczyłem, że do
gazetki garną się prawie same dziewczyny, to pomyślałem, że to będzie świetna
patronka — mówi Andrzej Koraszewski, dziennikarz na emeryturze, twórca kółka
dziennikarskiego.
Nie stawiamy na baczność
Dyrektorka zna naszą akcję „Szkoła z klasą". Zleciła
polonistce, zarazem opiekunce „Nawojki", Elżbiecie Wierzbickiej, żeby
przedstawiła sprawę radzie pedagogicznej. Podejmą decyzję, czy się przyłączyć.
Na razie na szybko analizujemy kolejne zasady.
1. Szkoła z klasą dobrze uczy wszystkich. Dyr. Kalinowska: — W pełni nie da
się tego osiągnąć. Wchodzę raz na lekcję, a tam tylko dwójka dzieci słucha, a reszta szaleje po ławkach, nawet książek nie powyjmowały. Ale się
przymierzamy, nauczyciele mieli szkolenia z metod aktywizujących. A ci po
kursie robili szkolenia dla pozostałych.
2. … sprawiedliwie ocenia. Dyr. Kalinowska: — Chyba najtrudniejsze zadanie.
Ale chcemy. Nauczyciele mieli kursy pomiaru dydaktycznego. Mam trójkę
egzaminatorów z certyfikatem. Na pierwszej lekcji w roku nauczyciel musi
przedstawić uczniom wymagania i kryteria ocen. Gospodarz klasy podpisuje, że
uczniowie dostali taką informację. Ale uczniowie napisali nam w ankiecie, że
łagodniej oceniamy nauczycielskie dzieci. Trzeba to poprawić.
3. … uczy myśleć i rozumieć świat. Dyr. Kalinowska: — A te akcje, które
robimy? Dziś mamy np. Dzień Europejski. Dwa miesiące temu każda klasa
wylosowała do prezentacji jedno państwo UE. Prezentują kulturę tych krajów.
Widział pan, jak chłopaki z gitarami odgrywali Beatlesów?
4. … rozwija społecznie, uczy wrażliwości. Dyr. Kalinowska: — Zeszłej
jesieni zrobiły się chłody, a tu część dzieci w dziurawych trampkach.
Urządziliśmy zbiórkę obuwia, ubrań, zabawek. Kwestujemy co roku na Wielką
Orkiestrę. Od okolicznych sklepów wyciągnęliśmy zabawki, słodycze,
ubrania dla dzieci z ośrodka wychowawczego we Włocławku; dzieci same chodziły z upoważnieniem ode mnie.
5. … pomaga uwierzyć w siebie, tworzy dobry klimat. Dyr. Kalinowska: -
Widział pan na korytarzu, że nie stawiamy nikogo na baczność. Gdyby nie
wierzyły w siebie, nie startowałyby w tylu konkursach. I nie składałyby
papierów do słynnej Małachowianki w Płocku.
6. … przygotowuje do przyszłości (internet, języki obce). Dyr. Kalinowska: — Języki? Zaprosiliśmy nawet panią z Torunia, która jest Angielką, nie mówi
po polsku, prowadziła warsztaty teatralne. Ze swobodnym dostępem do
internetu jest problem, bo ja mam tylko dziewięć sal na dziewięć klas, więc w pracowni zawsze musi być jakaś lekcja.
Kartkówka z krótkiej notatki
A „nawojki"? Nie są przekonane, czy szkoła ma już dość klasy: -
Niektórzy potrafią uczyć, na matematyce mieliśmy nawet pracę w grupach.
Ale są tacy, co tylko mówią, i to szybko. Na jednej lekcji nauczyciel
podyktował dwie strony notatek, nikt nic nie rozumiał, a na następnej
lekcji powiedział: „Teraz zrobimy sobie kartkówkę". A inny
nauczyciel powiedział nam jakby nigdy nic, że nie lubi swego przedmiotu. To
jak my mamy polubić?
Żeby szkoła miała klasę, klasy powinny być bardziej zgrane. Na razie chłopcy
„wyzywają dziewczyny i w ogóle są nieużyci". Justyna w „Nawojce"
opisała, jak niechcący wkopały piłkę na dach i prosiły chłopaków o pomoc. W końcu same musiały tachać drabinę.
Starsze klasy nie powinny traktować młodszych jakby były „na niższym
poziomie rozwoju". Kleopatra opisała to w „Nawojce", ale nie
pomogło. — Może jak byłoby więcej kółek, takich jak nasze
dziennikarskie, to byśmy się bardziej ze sobą zżyli?
Kończymy rozmowę, bo Andrzej Koraszewski włącza magnetofon na nagrywanie
próby kabaretu.
— A wy tu czego? — wykrzykuje znowu Lidka.
— Szukamy szkoły. Szkoły z klasą — odpowiada Julka...
Wychować burmistrza
Niewiele brakowało, a Koraszewski mieszkałby z żoną Małgorzatą na
angielskiej wsi — rano przycinałby żywopłot, w południe golf, wieczorem
brydż. W 1998 r. kończył właśnie pracę w Polskiej Sekcji Radia BBC,
przechodził na emeryturę, chciał wyprowadzić się pod Londyn.
Traf chciał, że Koraszewscy poznali w Londynie parę wiejskich nauczycieli z Polski. Kazali sobie opowiadać o kraju, z którego wyjechali w 1971 r.
(najpierw do Szwecji, potem do Anglii). W wakacje odwiedzili nowych przyjaciół,
zachwycili się Wisłą szeroko rozlaną między Płockiem a Włocławkiem.
Kupili dom w Dobrzyniu z widokiem na rzekę i sosnowy bór.
— Wylądowaliśmy tu z zagraniczną emeryturą i poczuciem, że trzeba coś
zrobić — mówi Małgorzata Koraszewska, tłumaczka.
Postanowili pomóc Elizie, 25-letniej dziewczynie, która u nich sprzątała.
Zafundowali jej kursy komputerowe. Posłali do urzędu pracy, żeby się
dowiedziała, co mogłaby zrobić, żeby dostać ofertę pracy. Ćwiczyli z nią
to zdanie: „Co jeszcze mogłabym zrobić, żeby dostać ofertę
pracy?", żeby je płynnie powiedziała. Ale zanim zdążyła się odezwać,
urzędniczka zerknęła na jej papiery: „Dla tych bez kwalifikacji oferty
są na tablicy".
— Eliza powiedziała: „Nie męczcie mnie już więcej" — wspomina
Koraszewska. — Ale całkiem na darmo nie poszło. Zaimponowała pisaniem
dziesięcioma palcami informatykowi z Płocka. Wyszła za mąż.
Koraszewski zaczął chodzić na zebrania rady gminy. Jak przekonywał, żeby
zlikwidować dzikie wysypiska śmieci na pięknej Skarpie Wiślanej, to uznali
to za atak na zarząd gminy. Jak przekonywał do lodowiska, to rada zwlekała
do lutego — dwa dni po wylaniu ślizgawki przyszła odwilż. Załamał się
dopiero po wizycie Szwedki, która chciała nawiązać współpracę swego
miasteczka z Dobrzyniem.
— Urządzili obiad z przemowami patriotycznymi. Pokazali jej Kościół i opowiedzieli o wszystkich świętych. Szwedka była coraz bardziej oniemiała,
bo ona chciała rozmawiać o współpracy turystycznej, o bezrobociu i edukacji. Na koniec próbowali ją upić, więc czym prędzej odjechała.
— Wtedy Andrzej doszedł do wniosku, że burmistrzem Dobrzynia powinna być
30-letnia kobieta z wykształceniem prawniczym. A że takiej nie ma, to trzeba
ją wychować — półżartem wyjaśnia Małgorzata Koraszewska.
Urządzę lepszy Dobrzyń
Pan Andrzej na gminnym spotkaniu zobaczył nauczycielkę „obwieszoną
dziećmi". Była to Elżbieta Wierzbicka, polonistka z dobrzyńskiego
gimnazjum. Zabrali się do tworzenia szkolnej gazetki, bo przyjaciel ze
Szwecji zaproponował mu po promocyjnej cenie program internetowy.
Zgłosiło się dziesięć dziewczyn z pierwszych klas. Koraszewski: — Ważne,
żeby pozostały sobą. Dlatego nie piszą „laurek". Ważne, żeby
nauczyły się dostrzegać ciekawych ludzi dookoła. Niech opisują wujka
biznesmena albo właściciela sklepu z zabawkami. Ta świadomość, kto jest
kim w mieście, im się przyda. Może też pomóc w przełamaniu przekonania,
że jeśli ktoś coś ma, to na pewno ukradł. Nikt tego nie zmieni lepiej niż
dziecięcy dziennikarze.
Pan Andrzej zadał kiedyś klasie pytanie: — Kto z was wyobraża sobie, że
zostanie w Dobrzyniu na zawsze?
Nikt nie podniósł ręki.
— A przecież 90 proc. zostanie tu, z poczuciem przegranej. Może jak „nawojki"
zaczną już teraz opisywać miasto, to kiedyś przyjdzie im do głowy
motywacja pozytywna: „Zostanę i urządzę lepszy Dobrzyń, żeby mi się
chciało tu mieszkać"? Bo dziewczyny mają tutaj dwa wyjścia: złapać
bakcyla fascynacji albo zgorzknieć przy mężu alkoholiku.
Koraszewskiego ucieszyła „Szkoła z klasą", prawie już namówił
gimnazjum, żeby się włączyło: — Przyszliście mi w sukurs. Każda
inicjatywa, która podnosi akcje nauczycieli lubiących dzieci, jest wielka.
Żeby się zgłosić, przynajmniej kilkoro nauczycieli musi się dogadać. A nawet, gdyby się nie zgłosili, to już odkryją, że o coś im chodzi i że
nie są z tym sami. Bo w Polsce jest dużo znakomitych nauczycieli, ale trudno o znakomity zespół nauczycielski.
Chłopaki nie piszą
W redakcji nie ma chłopców.
— Dziewczyny są bardziej chłonne. Liczę, że to one pojadą do Włocławka
po naukę. Chłopcy interesują się stroną techniczną gazetki, podsuwają
pomysły — animacje, czaty. Może w przyszłym roku się włączą. Ale będziemy
potrzebowali większego dostępu do komputera, na razie mamy 45 minut na
tydzień — mówi Elżbieta Wierzbicka.
W kabarecie Paulina zadeklamuje dziś pożegnanie dla chłopaków kończących
gimnazjum:
Gimnazjalista z Dobrzynia odchodzi.
Między pólkami, na których pszenica,
Idzie i nie wie, co mu w świecie grozi,
On do przystanku powoli dociera I na autobus czeka do Włocławka,
Autobus się spóźnia, a jego coś zżera,
Powiedz mi proszę, cóż jemu doskwiera...
Potem Paulina z Julką postawią kropkę nad i: — I co, dowiedziałaś się, co mu doskwiera? — Nie, chyba troszkę nad poziomy wyleciał i spadł. — Potłukł się? — Nie, ale siedzi... — I co? — I nic. Autobus do Włocławka odjechał, a on dalej siedzi.
*
Gazeta Wyborcza, Centrum
Edukacji Obywatelskiej, 2002. Publikacja w Racjonaliście za zgodą Autora.
« Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 17-03-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4010 |