|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Kłopotów z narodem ciąg dalszy Autor tekstu: Bogdan Miś
Mój tekst z „Racjonalisty", w którym zawarłem pewne
wątpliwości metodologiczne związane z pojęciem narodu, wywołał dyskusję
komentatorów, zmuszającą mnie do zabrania głosu ponownie; tym bardziej, że
zostałem niejako „wezwany do tablicy" przez jednego z nich. Otóż, po pierwsze, bardzo mnie zaniepokoiła rysująca się
dość wyraźnie w tej dyskusji tendencja do wymiany epitetów zamiast argumentów.
Sprawa jest niewątpliwie ważna, ale po co — Szanowni Panowie — zaraz łamać
krzesła? Czyż nie lepiej przyjąć do wiadomości, że w kwestiach tak
subtelnych, jak ta omawiana, żadna „jedynie słuszna" prawda nie istnieje?
Że mamy w tym wypadku do czynienia wyłącznie z wymianą poglądów, a te każdy
może mieć własne — i dopóki nie usiłuje narzucić ich innym, to nie ma się o co pieklić? Nie zgadzają się Panowie ze mną — lub między sobą — to
pozostańmy przy własnych zdaniach; i tyle. Nie jest to nie tylko powód do sięgania
po pałkę epitetów, ale nawet powód do niewypicia wspólnie piwa, albo co tam
kto lubi do organizmu w płynie wprowadzać. Możemy się tak umówić? Do rzeczy jednak, ale na początek jeszcze mała dygresja:
obawiam się, że tym razem rwetes będzie większy, bowiem mam zamiar podejść
do tematu narodu (a co gorsza, patriotyzmu — to w tej kwestii wezwano mnie do
odpowiedzi) jeszcze szczerzej. I jestem zupełnie pewny, że moje poglądy
ogromnej większości Czytelników do gustu absolutnie nie przypadną... Tak więc, naród. Bez wątpienia, narody istnieją. Dla mnie jednak — wyłącznie jako pewne
zjawisko z zakresu socjologii czy psychologii społecznej, zmienne w dodatku w czasie; a to dla urodzonego przyrodnika, matematyka zaś szczególnie,
„istnienie drugiego rodzaju", jednak zasadniczo różne od istnienia Słońca
czy nawet pierwiastka kwadratowego z liczby dwa. Nie w tym jednak leży istota
sprawy, choć pytanie o taki lub inny sens słowa istnienie
samo w sobie jest arcyciekawe i filozoficznie chyba ważne. Rzecz w ocenie
tego faktu: czy to dobrze, czy źle? Ja otóż uważam, że źle. Jestem zdecydowanym
przeciwnikiem podziału ludzkości na narody; powtarzam: sądzę, że nie wynika z niego absolutnie nic dobrego; no, może poza tym, że wspiera ów podział różnorodność
(równorzędnych i równocennych!) kultur. Ale te emocje, związane z „umiłowaniem
własnej flagi", to podkreślanie swojej inności (w domyśle: wyższości),
to doszukiwanie się „charakteru narodowego", wedle którego Żyd ma być
chytry i podstępny, Niemiec tępy, Francuz rozpustny, Polak moczymorda, zaś
Szkot skąpy... Wolę nie pisać co o tym myślę; takie słowa nie nadają
się do publikacji. Więc: nie ukrywam, że uważam za słuszne przeciwdziałanie
takim podziałom i kultywowaniu ich. W szczególności proponuję maksymalne
ograniczenie używania słowa naród
nie dlatego, żebym uważał, iż „to o czym się nie mówi — nie
istnieje", ale dlatego właśnie, żeby zminimalizować okazję do ujawnienia
jakichkolwiek emocji z tym związanych. Bardzo bliski z tym problemem jest kłopot z rozumieniem słowa
patriotyzm. Jeden z dyskutujących
nad moim poprzednim artykułem uznał, że ten termin jest jednoznacznie
pozytywny. Czy jednak doprawdy? Jeżeli przez patriotyzm
rozumieć ścisłe przestrzeganie praw rządzących
społecznością, w której się żyje z wyboru (przede wszystkim zaś płacenie obowiązujących tu podatków),
odczuwanie pewnej sympatii do owej społeczności, szanowanie jej obyczaju,
uznanie konieczności wspólnych działań w obronie tych wartości, gdy
są zagrożone — to zgoda. To jest dla
mnie pozytywne. Ale jeśli oznacza to obowiązek kochania jakiegoś drzewka
tylko dlatego, że się urodziłeś nad określoną rzeką; albo wspierania byle
durnia tylko dlatego, że bełkocze on coś w języku zbliżonym do tego, który
jest twoim natywnym; albo zapłakiwania się na śmierć dlatego, że ktoś inny
słabiej kopie nadmuchany powietrzem skórzany worek — to nie. Wyjaśniam: czuję silną wspólnotę duchową z żydowskim
filozofem, niemieckim matematykiem, francuskim pisarzem czy włoskim malarzem;
daleko większą, niż z polskim menelem, czy nawet z wieloma przedstawicielami
naszej „klasy politycznej" (właściwie nie mam pojęcia, czemu napisałem nawet,
ale niech już tak zostanie...). Wyjaśniam: dosyć lubię rzeczywiście widok wierzby płaczącej
(pod warunkiem, że nie leży pod nią kupa śmieci, podrzucona chytrze przez
mieszkającego w pobliżu chłopa); ale robi mi się autentycznie miękko koło
serca, gdy widzę w metrze londyńskim tego Murzyna, co tam zawsze gra bluesy na
saksofonie w zejściu do stacji Picadilly, albo kiedy dostrzegam wyłaniające
się w oddali z morza białe skały Dover, albo kiedy patrzę na katedrę w Erfurcie. Wyjaśniam dalej: nie przepadam — łagodnie mówiąc -
za polskimi przyśpiewkami ludowymi, uwielbiam natomiast jodłowania Tyrolczyków,
portugalskie fado, irlandzkie gigi i hiszpańskie flamenco. Bardzo lubię
wojskową muzykę rosyjską i niemiecką. Kocham jazz, ten najczarniejszy z możliwych. Wyjaśniam: polską rogatywkę uważam za nakrycie głowy
idiotyczne, uwielbiam zaś stroje wojskowe szkockich highlanderów i ich ryki:
Edinbourgh Military Tatoo oglądam z zapartym tchem. Wyjaśniam: bardzo lubię Warszawę (choć budzi ona też
mnóstwo moich zastrzeżeń). I Kraków (jak wyżej). I Gdańsk. Ale równie
dobrze czuję się w londyńskim City czy w Berlinie albo Lipsku; i mógłbym
tam mieszkać — gdyby się tak złożyło — bez przykrości i tęsknoty za
Pałacem Kultury na przykład, albo stadionem Legii (trochę gorzej z krakowską
Jamą Michalikową, bo to jednak kawiarnia nad kawiarniami...). A gdybym tam już
mieszkał, to z całą pewnością nie szukałbym na siłę żadnych
„krajan" i nie starał się kultywować żadnych obyczajów tylko dlatego,
że były to obyczaje mojej babci. Wręcz przeciwnie: starałbym się wrosnąć z korzeniami w miejscową społeczność, jeśli ją już wybrałem. Jestem zachwycony i poruszony do głębi obyczajem
matematyków, którzy nie podpisują swoich prac narodowością ani przynależnością
państwową, a tylko imieniem i nazwiskiem oraz nazwą uniwersytetu, w którym
pracują (co na ogół nie pozostaje w żadnym związku z pochodzeniem). Jak słyszę hasło „kupuj u swojego", to mi się
scyzoryk w kieszeni otwiera samoczynnie: dlaczegóż mianowicie miałbym wspierać
polskiego brakoroba nie kupując lepszego (nie: znacznie
lepszego, ale nawet: choć trochę
lepszego) wyrobu z Niemiec, Rosji, Chin czy USA? Nie umiesz lub nie chcesz
pracować — naucz się, albo zdychaj, niezależnie od pochodzenia! Wiele lat temu moja dawno nieżyjąca matka robiła mi
pewne wyrzuty z powodu moich dość luźnych stosunków z dalszą rodziną.
Powiedziałem jej wtedy: owa rodzina to przypadek; przyjaciół wybrałem sobie
sam. Nie zmieniłem zdania już nigdy, i tak zostanie. To jest kwintesencja całej
sprawy: wybór. Wybrać zaś w tym względzie każdy może dowolnie; i nikomu nic do tego. A jeśli ktoś uważa, że to co napisałem, to jest zupełny
nihilizm narodowo-patriotyczny, kosmopolityzm, żydokomuna i w ogóle masoneria — to jego sprawa. Współczuję i pozdrawiam.
« Felietony i eseje (Publikacja: 06-04-2005 Ostatnia zmiana: 08-04-2005)
Bogdan MiśUr. 1936. Matematyk z wykształcenia; dziennikarz naukowy, nauczyciel akademicki i redaktor - z zawodu. Członek Komitetu Prognoz Polskiej Akademii Nauk "POLSKA 2000+". Wykładał - m.in. matematykę, informatykę użytkową, zasady dziennikarstwa telewizyjnego i internetowego - na Uniwersytecie Warszawskim (Wydz. Matematyki i Wydz. Dziennikarstwa), w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości, w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki, w Akademii Filmu i Telewizji. Przez 25 lat pracował w TVP, ma na koncie ok. 1000 własnych programów; pełnił funkcję I zastępcy dyrektora programowego. Napisał ok. 20 książek, w większości popularnonaukowych, poświęconych matematyce i komputerom. Poza popularyzacją nauki, główną jego pasją są komputery z którymi jest, jak pisze, "zaprzyjaźniony od zawsze (tzn. od "ich zawsze")". Był programistą już przy pierwszej polskiej maszynie XYZ w roku 1959. Był także redaktorem naczelnym "PC Magazine Po Polsku" i "Informatyki", a w stanie wojennym - "Strażaka"; kierował działem nauk ścisłych w "Problemach" oraz działem matematyki i informatyki w "Wiedzy i Życiu". Obecnie publikuje okazjonalnie w "Polityce". Jest autorem witryn internetowych, m.in. www.wssmia.kei.pl, gbk.mi.gov.pl, prognozy.pan.pl. Jest członkiem ISOC, Polskiego Towarzystwa Matematycznego i członkiem-założycielem Naukowego Towarzystwa Informatyki Ekonomicznej. Liczba tekstów na portalu: 32 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Dlaczego kocham Karola Darwina? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4073 |
|