|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Doktryny polityczne i prawne
Kłopoty z narodem Autor tekstu: Bogdan Miś
Tekst, który przeczytacie poniżej, dojrzewał we mnie długo.
Nie to, żebym musiał te treści jakoś specjalnie przemyśliwać i wyważać,
absolutnie nie; tkwią one we mnie chyba od czasu, gdy zacząłem samodzielnie używać
mózgu. W tym rzecz, że bardzo nie lubię pisać czegoś, co w „normalnej"
prasie nie miałoby szansy na publikację. Nie wierzę, by znalazło się pismo
gotowe zaryzykować wydrukowaniem tak obrazoburczych poglądów bez jednoczesnej
polemiki odredakcyjnej. A ja wolę, by ze mną — w tej przynajmniej sprawie — polemizowali bezpośrednio Czytelnicy. Internet, specjalnie zaś
„Racjonalista" jest przeto miejscem na te wynurzenia wymarzonym. Chodzi o naród, czy — jak wolą żurnaliści „Naszego
Dziennika" i paru podobnych mediów, używających tego i paru innych pojęć z pozycji klęczącej — Naród. Pojęcie to mnie, człowieka z wykształceniem
matematycznym, przyprawia otóż o uczucia wielce mieszane, delikatnie mówiąc. Cóż to bowiem jest takiego — naród? „Zbiór ludzi,
zamieszkujących wspólne terytorium, mówiących jednym językiem i kultywujący
wspólną tradycję" — powiadano niegdyś. Jeśli tak na to spojrzeć,
narodem nie są Żydzi (diaspora!), do Polaków nie dałoby się zaliczyć
Polonusów z Ameryki, nie byliby Amerykanami hiszpańskojęzyczni obywatele USA,
nie należałby do żadnego narodu ktoś, kto wszelką tradycję ma w nosie
(zapewniam, są tacy). Tak tedy, definicja powyższa metodologicznie jest do
bani. Mówiono również niegdyś o narodowym „dziedzictwie
krwi i ziemi", co pewno we współczesnej terminologii dałoby się jakoś
przetłumaczyć na pokrewieństwo genetyczne; rzecz w tym, że nie da się w żaden
sposób odróżnić na takiej podstawie nie tylko Czecha od Słowaka, Ukraińca
czy Polaka, ale także Irlandczyka od Nigeryjczyka, czy Chińczyka. Ponadto
bajdurzenia o „dziedzictwie krwi" fatalnie się kojarzą z fanami niejakiego
Adolfa, co już samo w sobie jest dość kompromitujące. Można także zdefiniować „naród"… indukcyjnie,
wzorem matematyków; taka definicja byłaby absolutnie poprawna metodologicznie,
ale też nie pozbawiona ułomności. Należałoby zrobić tak: uznać na przykład
kogoś za wzorzec (na przykład za wzorcowego Polaka Bolesława Chrobrego) oraz
wszystkich tych, których przedstawiciel danego plemienia uważa też za doń
przynależnych (więc uznać za Polaków wszystkich, uznawanych za takich przez
samego Bola, wszystkich uznawanych przez nich, i tak dalej; tylko co wówczas z tymi, których Bolo nie znał lub ich przodkami?). Obawiam się zresztą, że powstałyby natychmiast problemy
ze zdefiniowaniem owego wzorca; w naszym wypadku z pewnością rozpoczęłaby się
walka o zastąpienie Chrobrego Rydzykiem albo Giertychem; wtedy zaś ja po
prostu na stare lata wyjeżdżam albo konstruuję samopał... Zupełnie niezła skądinąd Encyklopedia PWN definiuje z kolei naród jako „zbiorowość
ludzi wyróżniającą się wspólną świadomością narodową". Mówi też,
że naród „stanowi przede wszystkim wspólnotę idei, toteż pierwszym
warunkiem jego ukształtowania się jest istnienie jednej lub wielu ideologii
narodowych, tj. takich, których celem jest mobilizacja możliwie dużej części
populacji, uznanej za naród, do obrony jego — tak lub inaczej zdefiniowanych — interesów". Jeśli tak, to bez żadnej wątpliwości należy uznać za
narodowość Ślązaków, prawda? A jeśli jakaś „elita" uzna za swój
interes sformowanie „narodów" Wielkopolan lub Mazowszan, albo na przykład
Pruszkowian — to co? Ale co wówczas zrobić z „odwiecznością istnienia
narodu", na co wielu nacjonalistów kładzie specjalny nacisk? I co takiego
„idea", albo „wspólna świadomość", hę? Artykuł we wzmiankowanej Encyklopedii jest bardzo długi i bardzo „wyważony". Czuję, że jego autor (indywidualny, czy zbiorowy)
ogromnie starał się, by w mnóstwie dość mętnych słów ukryć swoją chęć
nienarażania się ani typom z Młodzieży Wszechpolskiej, ani ich przeciwnikom.
Wprawdzie istotę nacjonalizmu na przykład, czyli teorię „wspólnego
pochodzenia" określa on mianem „mitu", ale się od owego mitu nijak nie
dystansuje. Powiada, że "proces tworzenia się narodu zaczyna się z reguły
od stosunkowo nielicznej elity; jej członkowie definiują zbiorowość, do której
należą, jako naród, po czym stopniowo definicja ta upowszechnia się,
wypierając lub nakładając się na definicje innego rodzaju (poddani tego
samego władcy, ludzie tego samego języka i tej samej wiary, tej samej
krwi itd.)" — co w tłumaczeniu na ludzki język oznacza w istocie całkowitą
subiektywność pojęcia, o czym już nie jest łaskaw wspomnieć. Zwraca uwagę, że „sposoby kształtowania się narodów
były niezwykle zróżnicowane zależnie od okoliczności historycznych i tzw.
proces narodotwórczy nie przebiegał według żadnego jednolitego wzoru:
inaczej tam, gdzie jego ramami było państwo, inaczej zaś tam, gdzie był
pozbawiony oparcia w państwie; inaczej tam, gdzie punktem wyjścia była
wspólnota etniczna, inaczej tam, gdzie ludzie, przybywający ze wszystkich
stron świata, tworzyli "nowy naród" (USA, Kanada, Australia); inaczej tam,
gdzie istniały od dawna wielorakie powody do wyodrębnienia, inaczej tam, gdzie
kwestia narodowa pojawiła się nagle jako następstwo zmian politycznych,
przychodzących z zewnątrz i nieprzygotowanych przez dotychczasowy
rozwój danej społeczności (sytuacja w wielu krajach postkolonialnych).
Dodatkową komplikację stanowi istnienie narodów >piętrowych< (np.
Brytyjczycy, będący zarazem Anglikami, Walijczykami lub Szkotami) lub podwójnej
tożsamości nar. (francuski Quebec). Zdarzają się też narody, których odrębność
pozostaje długo niepewna (na przykład Austriacy) i podlega okresowo
regresom". Dalej, Encyklopedia PWN stwierdza, że "zagadnieniem spornym jest to, czy narodowi przysługują jakieś cechy
obiektywne, poprzedzające powstanie świadomości narodowej i stanowiące
jej konieczne podłoże, oraz jakie są to cechy". Czyli sama przyznaje, że
nie wiadomo zbyt wiele o definiowanym pojęciu. Jeszcze inny typ definicji, najbliższy mi zresztą — choć
też nie bez zastrzeżeń -pochodzi z Francji. Tam za Francuza uważa się po prostu każdego obywatela Republiki;
jest to rozwiązanie precyzyjne, proste i logicznie spójne — ale mocno
kłopotliwe, oznacza bowiem abstrahowanie od całego dziedzictwa kulturowego.
Jakoś nie w tym samym stopniu francuski jest dla wielu wolteriański wolnomyśliciel i islamski fundamentalista, nakazujący swojej córce ukrywać wdzięki (gdybyż
zresztą o to tylko chodziło!). Cóż to wszystko razem znaczy? Moim zdaniem, jedno: że pojęcie narodu jest pojęciem
logicznie pustym, bez treści. Zrezygnujmy z niego. Wprawdzie dla wielu zginie
okazja do puszenia się przynależeniem do jednej wspólnoty z Janem Pawłem II
czy Adamem Małyszem albo Mikołajem Kopernikiem — ale też, z drugiej strony,
dla innych zginie powód do wstydzenia się z podobnego związku z jakimś
„Baraniną", motłochem z Jedwabnego, czy Feliksem Edmundowiczem. Wiem, wiem: taki pogląd spowoduje natychmiast przylepienie
jego nosicielowi etykietki „nihilisty narodowego". Zgadzam się na nią; tym
ochotniej, że ona sama też — moim zdaniem — dokładnie nic nie znaczy.
Jest tylko epitetem.
« Doktryny polityczne i prawne (Publikacja: 02-04-2005 Ostatnia zmiana: 06-04-2005)
Bogdan MiśUr. 1936. Matematyk z wykształcenia; dziennikarz naukowy, nauczyciel akademicki i redaktor - z zawodu. Członek Komitetu Prognoz Polskiej Akademii Nauk "POLSKA 2000+". Wykładał - m.in. matematykę, informatykę użytkową, zasady dziennikarstwa telewizyjnego i internetowego - na Uniwersytecie Warszawskim (Wydz. Matematyki i Wydz. Dziennikarstwa), w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości, w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki, w Akademii Filmu i Telewizji. Przez 25 lat pracował w TVP, ma na koncie ok. 1000 własnych programów; pełnił funkcję I zastępcy dyrektora programowego. Napisał ok. 20 książek, w większości popularnonaukowych, poświęconych matematyce i komputerom. Poza popularyzacją nauki, główną jego pasją są komputery z którymi jest, jak pisze, "zaprzyjaźniony od zawsze (tzn. od "ich zawsze")". Był programistą już przy pierwszej polskiej maszynie XYZ w roku 1959. Był także redaktorem naczelnym "PC Magazine Po Polsku" i "Informatyki", a w stanie wojennym - "Strażaka"; kierował działem nauk ścisłych w "Problemach" oraz działem matematyki i informatyki w "Wiedzy i Życiu". Obecnie publikuje okazjonalnie w "Polityce". Jest autorem witryn internetowych, m.in. www.wssmia.kei.pl, gbk.mi.gov.pl, prognozy.pan.pl. Jest członkiem ISOC, Polskiego Towarzystwa Matematycznego i członkiem-założycielem Naukowego Towarzystwa Informatyki Ekonomicznej. Liczba tekstów na portalu: 32 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Dlaczego kocham Karola Darwina? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4064 |
|