|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Historia nauki
Hellenistyczna metoda naukowa [2] Autor tekstu: Lucio Russo
Tłumaczenie: Ireneusz Kania
Wybór hipotez. „Matematyka" i „fizyka" Wyróżnione przez nas kryterium wyboru hipotez, tzn.
„ocalanie zjawisk", jest z pewnością zasadnicze, lecz nie determinuje
jednoznacznie hipotez. Powróćmy do przykładu ruchu: jak zauważa Euklides, te
same fainómena można „ocalać" rozmaitymi hipotezami mówiącymi, które
ciała są w rzeczywistości nieruchome, a które są w ruchu — hipotezami,
jakie można wyprowadzać z tych samych wrażeń wzrokowych. Uwaga ta doprowadzi
do myśli, że można swobodnie wybierać układ odniesienia, poprzedza ona
jednak samo pojęcie układu odniesienia. Hipotezy o stanie ruchu ciał, sformułowane
wszak przy użyciu czasowników ruchu potocznego języka, początkowo mogły się
odnosić tylko do ruchu „absolutnego", to zatem, co nam wydaje się
swobodą wyboru układu odniesienia, jawiło się jako równomocność
sprzecznych hipotez. Tak więc epistemologiczna waga przykładu była o wiele większa,
niż może nam się dziś wydawać. Sekstus Empiryk twierdzi, że wypada zawiesić sąd co do
tego, które ciała są w rzeczywistości nieruchome, i także chyba w tym
wypadku powtarza pogląd wyrażony już przez Herofilosa, jak bodaj można
wywnioskować z poniższego świadectwa Galena: "On [Herofilos] będzie wyrażał wątpienie również
inaczej, czyniąc takie oto rozróżnienia: 'widzący ma doznanie tego, co
widziane: będąc nieruchomym, przedmiotu nieruchomego, albo, będąc w ruchu,
przedmiotu nieruchomego; albo, będąc w ruchu, przedmiotu w ruchu, albo też, będąc
nieruchomym, przedmiotu w ruchu'. Następnie wykazując, że nieprzekonujące
jest objaśnianie postrzeżeń według żadnego ze stwierdzeń powyższych,
neguje naszą możliwość widzenia w jakikolwiek bądź sposób". Galen najwidoczniej opacznie rozumie swe źródło,
przypisując Herofilosowi wypowiedź niedorzeczną. Jeśli dwie różne i jawnie niezgodne z sobą hipotezy
(jak ta, że Słońce jest nieruchome albo że się porusza) mogą stanowić
dobre punkty wyjścia dla teorii różnych, lecz równomocnych, to oczywiście
nie można do takich hipotez odnosić zwykłego pojęcia „prawdy". Jedyne
kryterium oceny hipotez — weryfikowalność wniosków — pozwala jako równomocne
przyjmować hipotezy całkiem różne. Oczywiście, we wszystkich epokach starożytności
wyznawano (mamy w tym względzie obszerną dokumentację) wiele bardziej
„tradycyjnych" koncepcji prawd naukowych, ale w okresie hellenistycznym
wysunięto także tę wyżej opisaną, udokumentowaną w licznych dziełach. Na przykład Diogenes Laertios, przedstawiając dwa spośród
pięciu tropów, za pomocą których sceptyk Agryppa zawieszał sąd, pisze: "Trzeci trop, dotyczący względności spostrzeżeń,
wykazuje, że żadnej rzeczy nie można poznać taką, jaką jest ona sama w sobie, lecz zawsze w jej odniesieniu do innej, skąd wynika, że nic nie jest
poznawalne. Czwarty trop, dotyczący nieudowodnionych założeń, odnosi się do
przypadków, gdy jakaś szkoła twierdzi, że pierwsze zasady rzeczy trzeba
przyjąć jako pewne i nie wymagające już dla siebie dowodu; to zaś jest
nieuprawnione, bo równie dobrze można by przyjąć założenia wręcz
przeciwne". Punktem istotnym nie jest tutaj sceptyczny pogląd Agryppy,
lecz to, że w jego przeświadczeniu powszechnie przyjmowana była idea, iż
postulowanie czegoś nie musiało znaczyć uważania tego za prawdę. Epikur zdaje się antycypować tę samą postawę
metodologiczną, kiedy pisze, że ktoś wolący raczej jedno wyjaśnienie
przyczynowe niż drugie, tak samo zgodne ze zjawiskami (fainómena), popada w myślenie
mityczne. Opisywaną przez nas dotychczas metodę naukową, opartą w szczególności na wyborze hipotez zdolnych „ocalać zjawiska" i na
metodzie dowodowej (oraz konstruktywnej), w pewnej mierze stosowano również w medycynie, ale w dyscyplinach takich jak geometria, optyka, hydrostatyka czy
astronomia całkowicie panowała już jednolitość metodologiczna. Do opisanego
przez nas wyżej jednolitego korpusu wiedzy nie da się zastosować nowożytnego
rozróżnienia na dyscypliny fizyczne i matematyczne. Ponieważ trudno jest
uwolnić się od nawyku mechanicznego stosowania kategorii nowożytnych, nigdy
nie dość podkreślania faktu, że teorie rozwinięte na przykład w rozprawach
Archimedesa O ciałach pływających i O równowadze płaszczyzn, czy w
Optyce
Euklidesa, nie tylko instrumentalnie stosują pojęcia i rezultaty geometrii,
lecz stanowią zbiór teorematów opartych na postulatach hydrostatyki, statyki i optyki, dokładnie tak jak Elementy, najsłynniejsze dzieło Euklidesa, jest
zbiorem teorematów opartych na postulatach geometrii. Z drugiej strony,
jakkolwiek to prawda, że dzieła z zakresu statyki czy optyki wykazują ścisły
związek z konkretnymi czynnościami, jak używanie wagi czy przyrządów
optycznych w rodzaju przeziernika lub astrolabium, to przecież dokładnie ten
sam stosunek zachodzi, jak widzieliśmy, między geometrią euklidejską a praktyką rysowania za pomocą przymiaru i cyrkla. Mniej więcej ściśle możemy powiedzieć, że pierwotną
nazwą jednolitej wiedzy, jaką się tu zajmiemy, była he mathematake (albo, używając
formy liczby mnogiej rodzaju nijakiego, ta mathematika). Zastąpić termin
grecki słowem „matematyka", któreśmy zeń wywiedli, możemy jedynie
umieszczając je w cudzysłowie i nie zapominając, że sens owego terminu głęboko
się zmienił. W istocie zmienił się dwukrotnie: jego znaczeniem pierwotnym,
pochodzącym od czasownika manthanó (uczę się) i rzeczownika máthema
(przedmiot nauki, studiów), było „wszystko to, co jest studiowane".
Jeszcze Platon używa tego terminu w tym sensie, w szkole pitagorejskiej zaś
„matematykami" byli stanowiący odrębną grupę adepci najgłębszej
wiedzy. Następnie ukształtował się nowy sens terminu „matematyka", zaświadczony
od czasów Arystotelesa i później, na oznaczenie korpusu wiedzy cechującego
się zdecydowaną spójnością metodologiczną — o wiele szerszego od
matematyki w naszym dzisiejszym rozumieniu, ale ograniczonego w stosunku do
pierwotnego sensu. Źródło tego drugiego sensu terminu „matematyka"
tak pod koniec III w. objaśnia Anatolios: "Dlaczego matematyka tak właśnie jest nazywana?
Perypatetycy twierdzący, że retorykę, poezję i popularną muzykę można
uprawiać nawet nie studiując ich, za to nikt nie potrafi pojąć rzeczy
nazywanych matematyką bez uprzedniego ich studiowania — odpowiadają, że z tego właśnie powodu teoria tych spraw nazywana jest matematyką". Wypada stąd wnioskować, że przynajmniej według tego
ciekawego, przytoczonego przez Anatoliosa poglądu perypatetyków, matematyka
nosi tę nazwę, ponieważ trzeba ją studiować. Ażeby dać wyobrażenie o stosowaniu tego terminu w epoce
hellenistycznej przypomnijmy, że w dialogu Plutarcha O obliczu widniejącym na
tarczy księżyca (który jest ważnym źródłem o nauce hellenistycznej),
wielokrotnie (mówiąc dokładniej — dziewięć razy) wspomina się o „matematykach" i „matematyce", a jeden z uczestników dialogu,
Menelaos, przedstawiony jest jako matematyk. Wszystkie argumenty, przytaczane w dialogu jako matematyczne, należą do optyki albo astronomii. Zresztą również
dzieło astronomiczne Ptolemeusza, dziś bardziej znane pod arabską nazwą Almagest, pierwotnie nosiło tytuł
Traktat matematyczny (mathematike syntaksis). Ok. 200 r. Sekstus Empiryk napisał dzieło
Prós
mathematikous (Przeciw matematykom). Rozpadało się ono na sześć rozdziałów,
zatytułowanych kolejno Przeciwko gramatykom, Przeciwko mówcom,
Przeciwko geometrom, Przeciwko arytmetykom, Przeciwko
astronomom, Przeciwko teoretykom muzyki. Dla Sekstusa „matematyka" miała oczywiście sens bardzo szeroki.
Poza tym pewne wypowiedzi z zakresu gramatyki i muzyki nazywa on teorematami (theóremata). Proklos przytacza dwie klasyfikacje „nauk
matematycznych": dawną, „pitagorejską" (pochodzącą od Archytasa),
wedle której matematyka dzieliła się na arytmetykę, geometrię, muzykę i astronomię, i klasyfikację Geminosa, która, co prawda uprzywilejowując dwie
pierwsze dyscypliny, za części matematyki uważa arytmetykę, geometrię,
mechanikę, astronomię, optykę, geodezję, teorię muzyki i sztukę rachunkową.
Nie ma w każdym razie wątpliwości, że w skład starożytnej matematyki m.in.
wchodziły również dzieła z zakresu geografii matematycznej i hydrostatyki.
Stosownie do swej etymologii termin „matematyka" nie wskazuje na jakiś
konkretny przedmiot studiów, lecz na opisaną przez nas, jednolitą metodę. Ponieważ również „fizyka" jest terminem greckim,
trzeba wyjaśnić, co wówczas rozumiano pod tym słowem. Od czasownika fyó (płodzę,
rosnę) pochodzi rzeczownik fysis (w łacinie oddawany słowem natura), oznaczający
wszystko, co żyje, wzrasta i szerzej — staje się; stąd przymiotnik fysikós,
„naturalny". Terminy te pojawiają się systematycznie już w dziełach
filozofów presokratejskich, z których wielu pisało poematy pt. Peri fyseós,
czyli O naturze; z racji takich ich zainteresowań nazywano ich fysiológoi
bądź fysikoi, które to określenia można by przekładać jako „fizjologowie" i „fizycy", i które jednak znaczą to samo, co „badacze przyrody"
po prostu. Arystoteles, którego dzieła wywarły głęboki wpływ na
terminologię średniowieczną i nowożytną, mówi wyraźnie o wiedzy fizycznej
(fysike episteme); na ten temat napisał dzieło, którego zlatynizowany tytuł
Fizyka jest bezpośrednim źródłem terminu współczesnego. Jednak fizyka
Arystotelesa różni się głęboko od tak samo nazywanej nauki nowożytnej, zarówno w aspekcie swego przedmiotu (obejmującego nie tylko rośliny i zwierzęta, lecz
także „pierwszego poruszyciela"), jak i metody. Diogenes Laertios przyjmuje — jako powszechnie uznawany -
podział filozofii na trzy działy: fizykę (czyli dział przyrodniczy), etykę i logikę; podział ten przypisuje on pierwszym stoikom. Termin „fizyka"
odpowiadał zatem naszej „filozofii przyrody". Skoro zjawiska optyczne czy astronomiczne, badane przez
matematyków, są z pewnością naturalne, wchodzą tedy w zakres
zainteresowania „fizyków", czyli filozofów przyrody, to czymże różnią
się oni od matematyków? Problem ten, z którym mierzył się już Arystoteles,
jest podejmowany często w starożytności. Na przykład Geminos wyjaśnia, że nie jest zadaniem
optyki (którą włącza do dyscyplin matematycznych) badać prawdziwy zwrot
rozchodzenia się promieni czy rolę powietrza albo eteru w przenoszeniu światła;
są to najwidoczniej kwestie obchodzące filozofię przyrody. Także od Geminosa pochodzi najbardziej obecnie interesujący
dostępny fragment o stosunku między naukami matematycznymi i „fizyką"
(filozofią przyrody); możemy go przeczytać, gdyż cytuje go pośrednio w swym
komentarzu do Arystotelesa Symplicjusz: "Aleksander [z Afrodyzji] przytacza ustęp ze streszczenia
Meteorologika Posejdoniosa, sporządzonego przez Geminosa. Geminos, inspirując
się poglądami Arystotelesa, mówi: 'Do dociekań fizyki należy rozważanie
wszystkiego, co się tyczy substancji nieba i ciał niebieskich, ich mocy i jakości,
ich powstawania i rozpadu (...). Astronomia zaś niczym takim się nie zajmuje
(...). W wielu wypadkach astronomowie i fizycy zajmują się tymi samymi
zagadnieniami, na przykład wielkością Słońca bądź kulistością Ziemi,
ale podążają innymi drogami. W rzeczy samej jeden [fizyk] będzie wszystko
wywodził z substancji [ousia] albo z mocy [dynamis], albo z tego, co w ogóle
najlepsze, bądź z rodzenia i przemiany; za to drugi [astronom] — z odpowiednich figur bądź z wielkości albo z pomiarów ruchu i odpowiadającego
mu czasu. W wielu sytuacjach fizyk uchwyci przyczynę znajdując siłę
wytwarzającą, tymczasem astronom, zmuszony opierać się na tym, co zewnętrzne,
nie potrafi celnie zaobserwować przyczyny (...). Niekiedy [astronom] poprzez „hipotezę"
[hypóthesis]
znajduje sposób na ocalenie fainómena [fainómena sózein]. Dlaczego na przykład
Słońce, Księżyc i planety zdają się poruszać nieregularnie? Jeśli założymy,
że ich kołowe orbity są ekscentryczne, bądź że ciała niebieskie poruszają
się po epicyklu, pojawiająca się nieregularność będzie ocalona i wówczas
trzeba będzie zbadać, na ile różnych sposobów da się przedstawić fainómena
(...)". Trzeba zaznaczyć, że w czasach Symplicjusza terminy
„matematyk" i „astronom" często bywały stosowane synonimicznie
(może także pod wpływem tytułu dzieła Ptolemeusza); tuż przed powyższym
ustępem Symplicjusz fizyce przeciwstawił „matematykę i astronomię". Przytoczony przez Symplicjusza przykład astronomiczny,
tzn. możliwość wyjaśniania tych samych ruchów obserwowalnych za pomocą
mimośrodu bądź epicyklu, nasuwa na myśl teoremat dowiedziony już przez
Apolloniosa z Perge, a później przez Klaudiusza Ptolemeusza w Almageście.
Chodzi o rzecz następującą: jeśli punkt B porusza się ruchem kołowym
jednostajnym wokół punktu A, trzeci zaś punkt C porusza się z kolei ruchem
kołowym jednostajnym wokół B (biegnąc po tzw. epicyklu), to w przypadku
szczególnym, gdy dwa ruchy mają tę samą prędkość kątową, ruch wypadkowy
nadal może być kołowy jednostajny, lecz ze środkiem różnym od A. Tak więc
ten sam ruch można opisywać na dwa różne sposoby: twierdząc, że C porusza
się po orbicie kołowej ekscentrycznej względem A, bądź że się porusza po
epicyklu. Z naszego punktu widzenia są to po prostu dwa różne opisy tego
samego ruchu, ale dla Geminosa były to dwie różne hipotezy o rzeczywistych
ruchach. Zacytowany fragment jasno zarysowuje zasadniczą cechę
„matematyka" (bądź „astronoma"): jego ograniczanie się do
znajdowania „hipotez" zdolnych ocalać zjawiska, rezygnując z prawdy
absolutnej, której poszukiwanie odstąpiono filozofowi przyrody (nazywanemu wówczas
„fizykiem"). Jak już widzieliśmy, jest to nieunikniona konsekwencja
metody naukowej (albo „matematycznej", jak by wtedy powiedziano): jeśli
mianowicie dwie teorie, oparte na różnych hipotezach, są równie spójne i równie
dobrze wyjaśniają zjawiska, wybór między nimi, nie mogąc opierać się ani
na metodzie dowodowej, ani na obserwacji, nie może wchodzić w zakres
kompetencji uczonego jako takiego. Nie znaczy to, iżby naukowcy musieli
wykluczać istnienie prawd absolutnych czy wyjaśnień całościowych, które
mogą oni przyjmować akceptując tezy właściwe filozofii przyrody. Jednakże
metoda naukowa, jednocząca uczonych poza obrębem rozmaitych możliwych wyborów
filozoficznych, ma cel inny: wytwarzanie schematów teoretycznych użytecznych
do opisywania zjawisk i rozwijania techniki. Wszystko to było dość jasne jeszcze
dla Tomasza z Akwinu, który, przejmując od Symplicjusza przeciwstawienie między „fizyką" i „astronomią" oraz przykład z mimośrodami i epicyklami, pisze: "Zwykle przytaczamy dowody na dwie rzeczy: pierwsze, by
przekonywająco udowodnić jakąś zasadę; tak np. astronomia [w oryg. physica
— przyp. tłum. IK.] podaje dostateczne dowody na jednostajną szybkość ruchu
nieba; drugie, nie by przekonywająco udowodnić zasadę, ale założywszy ją,
przytacza się dowody, by wykazać zgodność wypływających skutków; tak np.
astronomia podaje teorię biegów ciał dokoła ziemi i epicykli po to, by nią
tłumaczyć wyraźne dane zmysłów o ruchach ciał niebieskich. Aliści teoria
ta wcale nie dowodzi przekonywająco; dane te mogłaby nawet z lepszym
powodzeniem wytłumaczyć jakaś inna teoria". Tomasz z Akwinu oczywiście używa słowa fizyka jeszcze w sensie klasycznej filozofii przyrody. Zna jeszcze starożytną metodę naukową,
lecz rezygnacja antycznej nauki z jednoznacznego określania prawdziwych zasad
pierwszych przypieczętowuje w jego oczach jej niższość względem filozofii
przyrody i teologii. Nauka hellenistyczna a metoda doświadczalna Występowanie metody eksperymentalnej w nauce greckiej
wielokrotnie potwierdzano, a jeszcze częściej negowano. Spośród uczonych
jawnie nie podzielających przekonania, iż metoda doświadczalna jest nowością w nauce nowożytnej, wymieńmy Neugebauera, który napisał: "Gdyby jednak nowożytni uczeni poświęcili Galenowi czy
Ptolemeuszowi tyle uwagi, co Platonowi i jego zwolennikom, doszliby do konkluzji
nieco innych i nie wymyśliliby mitu o ostentacyjnej predylekcji tzw. ducha
greckiego do rozwijania teorii naukowych z pomijaniem eksperymentów bądź
weryfikacji empirycznej". Z poglądem tym Neugebauer znalazł się raczej w mniejszości,
jeśli jednak przesuniemy naszą uwagę z Galena i Ptolemeusza, intelektualistów
epoki cesarskiej, jeszcze dalej, na uczonych hellenistycznych, jak Herofilos i Hipparch, możemy dojść do wniosków jeszcze drastyczniejszych niż
Neugebauer. Jest oczywiste, że sąd co do ewentualnej obecności
metody doświadczalnej w nauce hellenistycznej zależy od naszej definicji
„metody doświadczalnej". Jeżeli przez wyrażenie to rozumiemy po prostu
systematyczne gromadzenie danych empirycznych uzyskanych drogą bezpośredniej
interwencji uczonego, to narodziny eksperymentu rysują się — nawet w świetle
naszych skąpych źródeł — nie tylko w naukach fizyczno-matematycznych, lecz również w anatomii, fizjologii i w innych naukach empirycznych, jak zoologia czy
botanika; w dziedzinach tych zasób informacji pochodzących od hodowców i rolników zaczynają dopełniać eksperymenty wykonywane w celowo wybranych
miejscach (jak zoo Ptolemeuszy czy ogrody poświęcone takim właśnie celom
przez dynastię pergameńską). Jeśli istotnej cechy metody doświadczalnej upatrujemy w pomiarach ilościowych, to trzeba zauważyć, że systematyczne stosowanie
takich pomiarów było przez liczne stulecia czymś stałym w astronomii, oraz
że wyłączając astronomię obserwacyjną z nauk eksperymentalnych ryzykujemy
również pozbawienie dynamiki Newtonowskiej jej bazy eksperymentalnej. Z drugiej strony, we wczesnym hellenizmie pomiary ilościowe rozciągnięte zostają
nie tylko na dziedziny takie jak mechanika czy optyka, lecz również na nauki
medyczne i biologiczne, o czym świadczy systematyczne stosowanie przez
Herofilosa zegara wodnego w jego studiach nad pulsem czy wagi
przez Erasistratosa w doświadczeniach fizjologicznych. Jeśli przez metodę doświadczalną rozumieć obserwację w sztucznie wywołanych warunkach, to najbardziej znaczących jej przykładów
dostarcza być może pneumatyka i konstruowanie w jej obrębie poglądowych urządzeń
eksperymentalnych; można też przytoczyć inne przykłady z innych dziedzin. Von Staden, analizując pięć eksperymentów wykonanych w III w. przed Chr. na polu medycyny, dostrzega w nich wszystkie cechy uważane
przez współczesnych filozofów nauki za charakterystyczne dla metody doświadczalnej
i — unikając ogólnych wypowiedzi o „nauce starożytnej" — podkreśla
zarówno jej nagłe pojawienie się w III w. przed Chr., jak i szybki schyłek w stuleciu następnym. Pośród przekonanych obrońców tezy o nieistnieniu metody
eksperymentalnej w starożytności niektórzy przyznają, że wiadomo o dobrze
udokumentowanych eksperymentach starożytnych, twierdzą jednak, iż były to
przypadki sporadyczne, niewystarczające do tego, żeby stanowczo mówić o występowaniu
wówczas metody doświadczalnej. Wszelako dokonywać prawdziwych eksperymentów
nie wiedząc, co to takiego metoda eksperymentalna, to trochę tak, jak napisać
przypadkowo kilka zdań jeszcze przed wynalezieniem pisma. Pojęcie eksperymentu
wymaga dokonania jakościowego skoku metodologicznego, którego nie sposób zastąpić
przypadkiem. Ponieważ nikt nie wątpi, że „metodę eksperymentalną"
przyswoiła sobie w pełni fizyka europejska XVIII wieku (owszem, jest to
najbardziej charakterystyczny jej wyróżnik), elementy pozwalające określić
jej cechy można wydedukować z zawartości ówczesnych pracowni fizyki doświadczalnej.
Weźmy na przykład pod uwagę przedmioty zachowane w „teatrze fizycznym"
nadgimnazjum [ 3 ] rzymskiego, wymienione w katalogu z 1794 r. Obejmują one m.in.
(obok przyrządów nowoczesnych, jak maszyny elektrostatyczne i mikroskopy):
pompę pneumatyczną, rozmaite naczynia szklane do doświadczeń z zakresu
pneumatyki, soczewki, zwierciadło palące i inne rodzaje luster, węgielnice,
cyrkle proporcjonalne, urządzenia do doświadczeń ze ściskaniem powietrza,
wagi hydrostatyczne, równie pochyłe, maszyny do ustalania środków ciężkości,
dźwignie, bezmiany, krążki linowe, wciągarki, prasy, śruby Archimedesa i fontannę Herona. Fizyka doświadczalna rozwinęła się oczywiście również
dzięki rewindykacji przedmiotów, których hellenistyczny rodowód wyraźnie
jeszcze pamiętały ich nazwy. Dopiero wówczas, gdy to odzyskane dobro uległo
konsolidacji, mogło rozpowszechnić się przekonanie o nieistnieniu metody doświadczalnej w starożytności. Zachodzą, rzecz jasna, istotne różnice między metodą
eksperymentalną nauki hellenistycznej i metodą aktualną. W porównaniu z nauką
wczesnego okresu nowożytnego hellenistyczna nauka ścisła nastawiona jest
bardziej na projekt niż na eksperyment, tzn. w aspekcie stosunku między teorią i praktyką ważniejsza od eksperymentu była technika. Ponadto „doświadczenie
krzyżowe" (experimentum crucis) przez długi czas uważano za pojęcie
zasadnicze dla nauki nowożytnej oraz nieobecne w nauce hellenistycznej. Trzeba
jednak zauważyć, że jeśli rozumieć przez nie eksperyment obmyślony gwoli
wyboru między dwiema alternatywnymi hipotezami dotyczącymi jakiegoś zjawiska, to
eksperymenty krzyżowe występują w nauce starożytnej; nadcięcie przez
Herofilosa nerwu, żeby się przekonać, czy jest on ruchowy, czy też czuciowy,
jest przykładem tego typu. Natomiast w nauce hellenistycznej z pewnością nie
występuje doświadczenie krzyżowe jako kryterium decydujące o prawdziwości
kompletnej teorii. Jeśli, mimo wszystkich zarysowanych wyżej różnic, przez
„metodę doświadczalną" rozumiemy — jak to czyni się obecnie — coś, w czym mogliby się rozpoznać dwudziestowieczni fizycy i biologowie obok
Galileusza, Francesca Redi i Roberta Grosseteste, to trudno chyba wykluczać z tego szeregu Ktesibiosa, Herofilosa i Filona z Bizancjum. Nauka a przekaz ustny Wadze kultury ustnej w świecie greckim, przez długi czas
niedocenianej, poświęcono w ostatnich dekadach ogromną liczbę opracowań
pisanych. W V w., a częściowo aż do czasów Platona, pismo odgrywało podrzędną
rolę w stosunku do przekazu ustnego, w tym sensie, że książki pisano i nabywano nie dla publiczności czytelników, lecz jako narzędzie zawodowe do użytku
tych, którzy mieli realizować ich treść — śpiewając, recytując bądź
deklamując. Genetyczny związek między metodą dowodową a retoryką
może sugerować, że również korzenie metody naukowej tkwiły w kulturze
ustnej, sięgając tym samym do epok znacznie poprzedzających okres
hellenistyczny. Trudno, rzecz jasna, niezbicie udowodnić istnienie bądź
nieistnienie określonych procedur w obrębie kultury ustnej, na temat której z definicji nie mamy bezpośrednich dokumentów. O ile jednak znane nam już więzi z retoryką (wszak kunsztem z definicji ustnym) z pewnością właśnie z kulturą
ustną łączą początki metody dowodowej, o tyle rozpowszechnienie się książki
na pewno wywołało ważne zmiany, zwłaszcza w ujednoliceniu wyboru postulatów.
Istotnie, w łonie kultury zasadniczo ustnej mogą się rozwijać — jak w rzeczy
samej rozwinęły się w klasycznej Grecji — formy, nawet bardzo wyrafinowane,
rozumowania dedukcyjnego, jednak prawdopodobnie istniała tam tendencja do różnicowania
wyboru założeń stosownie do konkretnych wymogów chwili. Drugim ważnym skutkiem rozpowszechnienia się książki było
to, że sprzyjała ona kształtowaniu się terminologii umownej. Rzeczywiście,
definicja taka jak Archimedesowa definicja „sferoidy", przysądzająca
nowy sens staremu słowu, zdaje się wykoncypowana specjalnie do użytku
pisanego, nie zaś jedynie mówionego. Tylko ten, kto — jak Archimedes czy
Herofilos — wie, że jego dzieło trwać będzie w formie pisanej, dostępne
wszystkim specjalistom jego dyscypliny, może bez stwarzania zamętu zmieniać
sens terminów. Stąd nieprzypadkowo chyba równocześnie z wyzwoleniem się
kultury pisanej z tradycji ustnej pojawiają się po raz pierwszy
konwencjonalizm językowy i definicje nominalistyczne. Ponieważ metodologia w pełni „naukowa" (w sensie, w którym używaliśmy tego terminu) wymaga pojemnych, jednolitych teorii
opartych na powszechnie przyjmowanych przesłankach i na jednoznacznie
zdefiniowanych pojęciach, to, co nazwaliśmy rewolucją naukową, musiało
chyba mieć, jako jeden z warunków, upowszechnienie się kultury pisanej, a więc
było raczej niemożliwe przed IV wiekiem. Naturalnie, za upowszechnienie
kultury pisanej trzeba było zapłacić pewną cenę (która Platonowi wydawała
się wygórowana). W szczególności ujednolicenie metod i przesłanek, dzięki
czemu każdy student mógł jako „ćwiczenie" rozwiązywać dany problem w obrębie jednorodnej teorii naukowej, opłacono rezygnacją z wielu idei,
wprawdzie obecnych w kulturze wcześniejszej, teraz jednak z rozmaitych powodów
ostatecznie usuniętych poza nurt zwycięskiej systematyzacji. Źródła niektórych komunałów o „nauce starożytnej" Tezy wyłożone w tej książce stoją w jawnej sprzeczności z niektórymi dość powszechnymi poglądami na temat „nauki starożytnej",
dającymi się ująć w formie trzech poniższych, powiązanych wzajem z sobą
stwierdzeń. a. Starożytni nie znali metody naukowej. b. Nauka starożytna była formą poznania spekulatywnego,
niezainteresowanego zastosowaniami praktycznymi. c. Grecy stworzyli matematykę, lecz nie fizykę. Metodzie eksperymentalnej poświęciliśmy
wyżej nieco miejsca, tutaj więc spróbujemy ustalić źródła dwu pozostałych stwierdzeń.
Pierwszym źródłem nieporozumienia jest rozpowszechnione przekonanie, że istnieli „Starożytni" mający jakąś
swoją naukę, która trwała przez ponad tysiąc lat — od Talesa do
Symplicjusza; wśród jej reprezentantów mieli się znajdować tacy wielcy
ludzie, jak Parmenides, Pliniusz Starszy, Archimedes, Plutarch i Marcjanus
Kapella. Jest to koncepcja mniej więcej taka sama, jak wiara w „naukę
drugiego tysiąclecia po Chrystusie", uprawianą przez Tomasza z Akwinu,
Newtona, Dżyngis-Chana, Nostradamusa i Heisenberga. Brak zainteresowania dla nauki stosowanej można oczywiście
udokumentować zarówno w odniesieniu do wielu myślicieli Grecji klasycznej (żyjących,
zanim jeszcze w pełni rozwinięto metodę naukową), jak i do intelektualistów
rzymskich epoki cesarskiej (którym metoda naukowa była obca). Są to dwie
kategorie intelektualistów, którzy dzielą z uczonymi hellenistycznymi cechę
„starożytności". Jeśli ktoś sądzi, że istniała jakaś wspólna
postawa „starożytnych" wobec nauki, może go kusić zrekonstruowanie
jej, pomijając jako wyjątki wszystkich prawdziwych uczonych, o których wiemy.
Dalej, nieporozumieniu sprzyja również fakt, że pokaźna część naszych
informacji o uczonych hellenistycznych dociera do nas poprzez filtr tekstów z epoki cesarskiej. Wyobrażeniu nauki hellenistycznej jako obojętnej wobec
zastosowań praktycznych najwyraźniej chyba zadaje kłam Archimedes, który
napisał traktat o zwierciadłach i stworzył naukę o maszynach; napisał
pierwszą teoretyczną rozprawę o hydrostatyce, będącą następstwem
zbudowania największego ówcześnie statku; obmyślił nowe maszyny do
czerpania wody i nowe machiny wojenne; pokazał (według tradycji również za
pomocą publicznych eksperymentów poglądowych, a w każdym razie swymi dziełami),
że można przezwyciężyć filozofię przyrody konstruując naukę, która
poprzez projektowanie teoretyczne byłaby głęboko powiązana z techniką. Mimo
to wielu uczonych zaklinało się na Archimedesowy brak zainteresowania techniką.
Ten brak zainteresowania, nie znajdujący potwierdzenia w pismach, jakie pozostały
nam po Archimedesie, ani w udokumentowanych faktach, miałby polegać na jakimś
głębokim odczuciu bądź nastawieniu filozoficznym, które rzekomo zmuszało
Archimedesa do realizowania wbrew własnej woli wszystkiego, czego dokonał.
Fraser napisał na przykład: "Archimedes odczuwał głęboką pogardę dla mechaniki
stosowanej". Z czegóż to wnioskowano o owych niewyrażanych uczuciach
Archimedesa? Fraser i wielu innych, przyjmujących tę samą postawę, poglądy i odczucia Archimedesa wydedukowało zwłaszcza z jednego zdania z Żywotów równoległych
Plutarcha. Odczucia Archimedesa wyprowadzono zatem z opinii autora, który,
trzysta lat z okładem po śmierci uczonego, przypisuje mu arbitralnie własne
platońskie skłonności. Otóż właśnie pisarze w rodzaju Plutarcha (który, co
prawda Grek z pochodzenia, zrobił jednak świetną karierę na służbie u Rzymian) wykreowali mit jednorodnej cywilizacji „greckorzymskiej" pisząc
dzieła takie, jak Żywoty równolegle; i tenże mit właśnie, nadzwyczaj trwały,
wmówił wielu ludziom, że poglądy Archimedesa na technikę można dedukować z lektury dzieł z epoki cesarskiej. Stobajos opowiada, jak to pewien człowiek, który rozpoczął
studia geometrii u Euklidesa, opanowawszy pierwszy teoremat zadał mu pytanie:
„Ale co z tego będę miał, gdy już tego wszystkiego się wyuczę?"
Wtedy Euklides przywołał swego niewolnika i powiedział: „Daj mu jakiś
grosz, bo on musi mieć coś z tego, czego się uczy". Niektórzy historycy
na podstawie tej anegdoty twierdzili, że Euklidesa nie obchodziły konkretne
zastosowania nauki. W rzeczywistości właśnie otwierające się w czasach
Euklidesa szerokie pole praktycznych możliwych zastosowań matematyki sprawiło,
że konieczny się stał podział pracy, w którym matematyk miał własną rolę i był z niej dumny, rolę wyraźnie różną od roli, dajmy na to, inżyniera,
muszącego jedynie wdrażać w życie wypracowane przez innych procedury
matematyczne. Wprowadzanie owych modeli teoretycznych poszczególnych aspektów
świata rzeczywistego, modeli, którymi są teorie naukowe, pozwalało wprawdzie
jeszcze skuteczniej rozwiązywać konkretne problemy, zarazem jednak ściśle
łączyło się z — również nowymi — możliwościami pracy wewnątrzteoretycznej,
jakie otwierały się przed niektórymi ludźmi. Narodziny nauki były więc ściśle
związane z pojawieniem się uczonych. Uczeni ci, zaangażowani w pracę
teoretyczną, wydali się niezainteresowani konkretnymi aspektami życia
przedstawicielom późniejszej, przednaukowej cywilizacji (należy do niej także
Stobajos), która przekazała nam pamięć o nich. Z drugiej strony właśnie podział pracy między naukowców i techników narzucił wymóg niezwykłej ścisłości tym, którzy oddawali się
działalności teoretycznej, i stał się w ten sposób wyróżnikiem nowej
metody. Istotnie, jeśli ten, kto otrzymuje jakiś rezultat matematyczny, zna również
jedyne możliwe jego zastosowanie, to nie jest ważne, czy ów rezultat jest dokładny;
wystarczy, by był w stopniu rozsądnym przybliżony, jak to zwykle się działo w matematyce egipskiej okresu faraonów i w starobabilońskiej (w których,
przykładowo, nie rozróżniano między wzorami ścisłymi i przybliżonymi na
powierzchnię pól). Jeśli natomiast uzyskany rezultat świadomie jest
traktowany jako wewnątrzteoretyczny, tzn. będzie musiał — często pośrednio — być stosowany do rozmaitych zagadnień nie znanych a priori, to kwestia dokładności
staje się dla matematyka zasadnicza. Gdy więc pragniemy uświadomić sobie zakres stosowania
matematyki w danym momencie historycznym, a nie dysponujemy bezpośrednimi
informacjami, dobrym sposobem jest sprawdzenie poziomu jej ścisłości. W przedmowie do czwartej księgi swego fundamentalnego
traktatu o przecięciach stożkowych Apollonios pisze: "Ponadto, pomijając już ową ich [tzn. pewnych teorematów
Konona z Samos] użyteczność, warto je przyjąć choćby ze względu na same
dowody, tak jak przyjmujemy w matematyce wiele innych rzeczy — z tej właśnie, a nie innej racji". Nie ma wątpliwości, że Apollonios jest szczery (i że ma
rację!), ale przecież dla cywilizacji, w których nauka pełni rolę napędu
dla techniki, akcentowanie wartości nauki czystej jest tak charakterystyczne,
że samo to wystarczyłoby do przekonania nas o istnieniu matematyki stosowanej w hellenizmie. W przeciwnym razie anegdota o Euklidesie i wypowiedź Apolloniosa
nie miałyby właściwie sensu; nikt tak dobitnie nie podkreślałby wartości
matematyki „czystej", gdyby nie chciał odróżnić jej z dumą od
istniejącej i dobrze znanej matematyki praktycznej. Zresztą, to samo zjawisko
wystąpiło również w świecie nowożytnym. O ile Galileusz musiał dobrze
ruszać głową, by wymyślić zastosowania praktyczne zdolne przekonać rząd
Wenecji do podwyższenia mu pensji, o tyle wówczas, gdy fizyka zaczęła
odgrywać decydującą rolę w rozwoju techniki, mogła również pozwolić
sobie na luksus produkowania „fizyków teoretycznych", jawnie
niezainteresowanych możliwymi zastosowaniami własnych badań. Powracając do Apolloniosa, wymienianego na ogół jako
typowy przedstawiciel „matematyki czystej", zauważmy, że wrażenie to
opiera się głównie na dokonanym w wiekach późniejszych wyborze spośród
jego dzieł. W rzeczy samej napisał on rozprawy o astronomii i katoptryce, ale
dzieła te zaginęły, z jedynego zaś zachowanego częściowo po grecku dzieła,
traktatu o przecięciach stożkowych, zaginęła ostatnia, ósma księga, być
może poświęcona właśnie praktycznym zastosowaniom teorii. Inne źródło mitu o obcości nauki greckiej wobec
zastosowań praktycznych tkwi w możliwościach obliczeniowych, jakie zaistniały w epoce nowożytnej. W trzech stuleciach poprzedzających wprowadzenie maszyn
cyfrowych rachunków dokonywano posługując się: — operacjami arytmetycznymi na liczbach zapisanych w systemie dziesiętnym, — tablicami wartości logarytmów i pewnych innych funkcji,
jak na przykład trygonometryczne, — operacjami analitycznymi (jak wyprowadzenie i całkowanie)
na funkcjach złożonych z „funkcji elementarnych" (tzn. z funkcji, których
wartości zostały stabularyzowane). Dawne metody geometryczne, których przydatność do
rozpowszechniania systemu numeracji pozycyjnej zmniejszała się już od początku
ery nowożytnej, zostały jako algorytm obliczeniowy definitywnie przezwyciężone
co najmniej w 1614 r. (data publikacji pierwszych tablic logarytmicznych).
Natomiast matematyka euklidesowa pozostała nieprzewyższonym wzorcem ścisłości
aż do 1872 r. (data stworzenia ścisłej teorii
liczb rzeczywistych). W czasie między tymi dwiema datami matematycy używali
geometrii euklidejskiej jako metody dowodzenia, liczb dziesiętnych zaś i tablic logarytmicznych — do obliczeń potrzebnych przy rozwiązywaniu
konkretnych problemów. Poza tym zresztą niektóre dawne problemy (jak w szczególności
trójpodział kąta, podwojenie sześcianu i jeszcze sławniejszy problem
kwadratury koła), przekazane bez rozwiązania przez matematyków
hellenistycznych, nadal fascynowały matematyków, a wymóg rozwiązania ich za
pomocą przymiaru i cyrkla, aczkolwiek utracił już swą pierwotną motywację,
przyjęto jako „regułę gry" w odniesieniu do tzw. problemów
klasycznych. Wszystkie te okoliczności podsycały przekonanie, że
„matematyka klasyczna" nadaje się tylko do teorii, i umacniały przesądy o takim wydźwięku powstałe w wyniku zapomnienia starożytnej techniki oraz
skojarzenia matematyki hellenistycznej z ową „myślą grecką", jaką się
zwykło utożsamiać głównie z wytworami literatury i filozofii epoki
klasycznej. Drugi komunał, ściśle związany z pierwszym, głosi, że
Grecy rozwinęli matematykę, lecz nie byli zdolni do stworzenia fizyki. Nawet
Sambursky, jeden z niewielu autorów interesujących się fizyką Greków, w rzeczywistości był przekonany, iż nie
rozwinęli oni żadnej fizyki. Obawiam się, że do przekonania Sambursky’ego,
jak i ogólniej, do powstania interesującego nas tu komunału, przyczyniła się
błaha kwestia terminologiczna. Otóż wielu historyków nauki, przyjmując jako
wiecznotrwałe obecne podziały na dyscypliny, a zwłaszcza aktualne pojęcia
„matematyki" i „fizyki", uznało, że można dociekać
ewentualnego istnienia fizyki greckiej badając dzieła uczonych zwanych przez
samych Greków „fizykami" (fysikoi), zaniedbując jednocześnie to, co było
nazywane „matematyką" (mathematike); w ten sposób studiowali starożytną
filozofię przyrody (w której nieobecna była metoda doświadczalna), lekceważąc
narodziny pierwszych teorii naukowych — ilościowych i eksperymentalnych — na
temat przyrody. Jak inaczej wyjaśnić to, że Sambursky swoją analizę oparł
na pismach wielu presokratyków, Platona i Arystotelesa, i poświęcił całą
książkę „fizyce" stoików, a tak mało zainteresowania okazał dla
uczonych w rodzaju Euklidesa, Ktesibiosa, Filona, Archimedesa czy Hipparcha? Idea, że teorie hellenistyczne takie jak hydrostatyka czy
optyka geometryczna, choć obecnie figurują w podręcznikach fizyki, w owej
epoce były jedynie czystą matematyką, rodzi się nie tylko z okoliczności
terminologicznej, mocą której ongiś włączano je do „matematyki",
lecz również z hipotetyczno-dedukcyjnego charakteru zachowanych do naszych
czasów wywodów. Trzeba jednak zauważyć, że w czasach nowożytnych strukturę
analogiczną uzyskały mechanika, termodynamika i klasyczna teoria
elektromagnetyzmu jedynie dzięki kilkuwiekowemu rozwojowi nauki.
1 2
Przypisy: [ 3 ] Albo archigimnazjum; dawna nazwa uniwersytetów w Rzymie i Bolonii — przyp. tłum. « Historia nauki (Publikacja: 03-07-2005 Ostatnia zmiana: 30-01-2011)
Lucio RussoUr. 1944 r. W 1969 ukończył fizykę na uniwersytecie w Neapolu. Obecnie wykładowca uniwersytecki; zajmuje się zagadnieniami fizyki statystycznej oraz cyfrowym przetwarzaniem i interpretacją obrazów. Zaangażowany w reformę szkolnictwa we Włoszech. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Hellenistyczna metoda naukowa | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4219 |
|