|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Humanizm
Tanatos czyli refleksja eschatologiczna Autor tekstu: Lucjan Ferus
„Śmierć nie przychodzi drugi raz, życie ma przez to taki smak…"
Każdy prędzej czy później uświadamia sobie własną śmiertelność.
Uświadomienie sobie tej przykrej prawdy nie jest bynajmniej tożsame z wiedzą
na ten temat, którą każdy teoretycznie posiada od dziecka; każdy to wie,
lecz po prostu w to nie wierzy,… aż
do czasu. I każdy w końcu musi pogodzić się z tym faktem, albo przez jego
wymuszoną akceptację /nie ma sensu buntować się przeciwko nieuniknionemu/,
albo przez wiarę w „prawdę", która pozwala widzieć go w bardziej znośnym
dla nas wymiarze /umrzemy co prawda, ale kiedyś na końcu dziejów
zmartwychwstaniemy do życia wiecznego,… jeśli zasłużymy sobie na to/.
Więc religia z jednej strony wyzwala nas od strachu przed śmiercią,
lecz z drugiej strony pieczołowicie go w nas podsyca i pielęgnuje /szczególnie
wyraziście to widać w czasie Święta Zmarłych/. Jest to całkiem logiczne
działanie /choć nie pozbawione perfidii/, gdyż strach zawsze był i jest
największym sprzymierzeńcem większości religii.
Zatem; śmierć jest straszna i powinniśmy się jej bać. Jedynym
ratunkiem, aby pozbyć się strachu przed nią, jest niezachwiana wiara w odkupicielską ofiarę Jezusa, która ma nas wybawić od okropieństwa śmierci.
Tak twierdzą soteriologiczne religie /nie wszystkie/, czerpiąc swe siły z wrodzonego i naturalnego u wszystkich żywych stworzeń instynktu przetrwania.
Bez religii i bez wiary w Zbawiciela ludzie nie mogliby żyć z tym brzemieniem
ponad ich siły, powiadają apologeci.
Czy rzeczywiście? Trzeba być wierzącym religijnie aby nie bać się śmierci?
/nawiasem mówiąc najgłębiej wierzący boją się jej nie mniej niż niewierzący,
dziwne prawda?/. Nie ma zatem żadnej alternatywy w tej „żywotnej" kwestii?
Otóż myślę, że jest, tylko trzeba uświadomić sobie pewną przemilczaną
prawdę i spojrzeć na ten problem z właściwej perspektywy. Zacznę od
pytania:
Czy naprawdę powinniśmy bać się śmierci? Przecież śmierć to nieistnienie,
niebyt. A one nie są straszne, ani jakiekolwiek inne zresztą /co najwyżej
może być frustrująca świadomość nieistnienia,
ale nie samo nieistnienie/. Udowodnię to prostym rozumowaniem, na własnym
przykładzie;
Zanim urodziłem się w połowie dwudziestego wieku naszej ery /mniej więcej/,
nie było mnie przez 17 mld lat, czyli od początku wszechświata. Powtórzę
dla jasności: nie istniałem przez siedemnaście miliardów lat! Potraficie
wyobrazić sobie tę otchłań czasu?! Tysiące tysięcy lat przechodzące w miliony, tysiące milionów lat w miliardy. Czy to nie tak, jakby mucha jętka
żyjąca jeden dzień zaledwie, próbowała „wyobrazić" sobie długość
millennium?
Zatem stan nieistnienia, niebytu nie jest mi obcy; „doświadczyłem" go po
miliardkroć więcej i dłużej niż swoje świadome, kilkudziesięcioletnie życie.
Czy było to straszne i przerażające doświadczenie? Czy nie mogę spać po
nocach, kiedy pomyślę sobie o tej niewyobrażalnej otchłani czasowej kiedy
mnie nie było? Czy uświadomienie sobie tych miliardoleci swego niebytu jest na
tyle frustrujące, iż wpędza mnie w depresję, która nie pozwala mi cieszyć
się pełnią życia, pozbawiając go sensu i smaku? Dziwne, ale każda odpowiedź
na powyższe pytania jest przecząca,… a nie powinna!
Dlaczego zatem boimy się tego nieistnienia, które będzie po naszej śmierci?
Czy ono będzie inne niż to, które nas poprzedzało? Dlaczego wolimy wierzyć w iluzję wiecznego życia po śmierci, miast dogłębnie uzmysłowić sobie
sens powyższej prawdy? Może dlatego, iż patrzymy na ten problem ze złej
perspektywy, wychodząc od naszego życia, a nie biorąc pod uwagę tego co je
poprzedzało?
W tym kontekście ta eschatologiczna prawda wygląda zupełnie inaczej;
my nie tracimy życia na rzecz śmierci, lecz po króciutkiej chwili świadomego
istnienia /choć w przypadku wielu ludzi to określenie jest sporo przesadne/ powracamy
do stanu nieistnienia. Do tej jedynej nieskończoności jaką Matka Natura
przewidziała dla swoich bytów, tworzonych od miliardoleci i unicestwianych od
miliardoleci na masową skalę. A nasze istnienie w tym niewyobrażalnie wielkim
oceanie czasu, jest tak samo mało zauważalnym wydarzeniem czasoprzestrzennym, jak istnienie pojedynczej bakterii w historii powstania życia
biologicznego na ziemi. Krótko mówiąc, natura /w przeciwieństwie do tego w co wierzy człowiek/ nie przewiduje dla swych stworzeń wiecznego życia. Śmierć
mamy wpisaną w genach, jest immanentną /choć niechcianą/ cechą naszego człowieczeństwa.
Można więc przyjąć, iż każda żywa istota dostała jedyną,
niepowtarzalną szansę obejrzenia na własne oczy rzeczywistości /czy jedynej
tego nie wiem/ i uczestniczenia w niej. Przeżycia tej króciutkiej chwili świadomości,
która nie powtórzy się nigdy więcej, choć wszechświat /według jednej z hipotez/ będzie trwał
jeszcze kilkadziesiąt miliardów lat. To tu i teraz jest naszą jedyną możliwością doświadczenia rzeczywistości
niebędącej niebytem, nieistnieniem.
I na cóż my, ludzie — istoty ponoć rozumne, wykorzystujemy tę króciutką
chwilę naszego bytu? Ten chwilowy przebłysk naszej świadomości pośród
nieskończonego bezmiaru niebytu? Na szczęśliwe, beztroskie
życie pełne miłości i przeróżnych przyjemności, ciesząc się każdą
chwilą tego krótkiego istnienia? Na tworzenie pięknych i wzniosłych rzeczy,
które pozostając po nas będą sławić nasze imię pośród przyszłych
pokoleń? Na czynienie dobra bliźnim, albo przynajmniej nieczynienie im tego,
co dla nas niemiłe?
Nic bardziej błędnego! Żyjemy tak, jakby od ilości zła wyrządzanego
bliźnim /nie wspominając już o obcych/, zależało nasze przyszłe zbawienie.
Jakby nasze przyszłe być albo nie być uzależnione było od tego, ile świństw i krzywd wyrządzimy innym ludziom, jak bardzo wzbogacimy się ich kosztem i ile
zgromadzimy niepotrzebnych przedmiotów. Ilu wpędzimy w nędzę, ilu pozbawimy
wolności /także i tej psychicznej/, a nawet ilu pozbawimy życia! Ile kłamstwa,
hipokryzji i nienawiści wygenerujemy z siebie i ile nieszczęścia przysporzymy
innym w obojętnie jaki sposób.
Dlaczego tak jest?! Jakież to idee nakazują nam takie absurdalne
zachowania? /bo przecież nie sposób tego wszystkiego tłumaczyć zwykłą głupotą,
immanentną naszemu gatunkowi/. Jakiż to system i hierarchia wartości są tak
bardzo zafałszowane, iż zabraniają nam cieszyć się pełnią tej krótkiej
chwili istnienia? Radować się przyjemnościami płynącymi z naszej seksualności i płciowości?
Otóż mamy takie idee /nie muszę nawet nazywać ich po imieniu/, które o naszym życiu mówią: „Wszystko to marność nad marnościami" i każą
nam wierzyć, że dopiero ta wielka niewiadoma po naszej śmierci jest prawdziwą i jedyną wartością, dla której warto poświęcić wszystko, byle ją osiągnąć.
Idee, które każą nam się wstydzić naszej seksualności i sposobu prokreacji,
dla których wszystko co najpiękniejsze z tym związane, jest grzechem i nieczystością. Idee, które krótko mówiąc nakazują nam wyprzeć się
naszego prawdziwego człowieczeństwa, uznając jedynie jego abstrakcyjny wizerunek.
Idee, które naturalną u istoty rozumnej — ponoć obdarzonej wolną wolą -
potrzebę samostanowienia o swym losie /czyli samemu decydowania co dobre a co złe/,
uznają za największe zło i obrazę majestatu jej Stwórcy oraz przyczynę
wszelkiego istniejącego zła na ziemi.
Na szczęście Natura — jakby przewidując na jakie manowce myślenia
zaprowadzi ludzi ich wyobraźnia pospołu z głupotą — zabezpieczyła się
zbyt dobrze na tę okoliczność, dając nam możliwość przeżywania wielkiej
przyjemności podczas aktu prokreacji /nie służącemu jej także/, spotęgowaną
uczuciem miłości do partnera.
Zatem biorąc to wszystko pod uwagę, cieszmy się tą króciutką chwilą
istnienia, gdyż jest ona wszystkim co dostaliśmy od losu i nie bójmy się nieistnienia po
śmierci, tak jak nie boimy się go przed naszym narodzeniem. Bowiem cena jaką
płacimy za to, by nas oszukiwano w tym względzie /"religia to opium
ludu"/, jest zbyt wysoka i niewspółmierna do efektów. Jeśli przez głupotę
zmarnujemy to nasze jedno, jedyne życie, służąc abstrakcyjnym ideom /a tak
naprawdę ludziom, którzy je propagują/, nikt nie da nam drugiej szansy, aby to
naprawić. Choć wszechświat będzie jeszcze trwał miliardy lat.
« Humanizm (Publikacja: 04-07-2005 Ostatnia zmiana: 28-06-2006)
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4222 |
|