|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Tematy różnorodne Pogoda a... imperium Czyngis chana i sprawa polska [1] Autor tekstu: Bolesław A. Uryn
Mongolię
odwiedzam od lat jedenastu, starając się za każdym razem zobaczyć i poznać
coś nowego. W tym roku eksplorowałem Chentej — miejsce, gdzie urodził się
Temudżyn i powstało państwo Mongołów. Chciałem — tam na miejscu, znaleźć
odpowiedź na pytania:
1. Czym
Chentej wyróżniał się spośród innych terenów Azji Centralnej do tego
stopnia, że w XIII wieku powstał właśnie tam — a nie gdzieś indziej -
organizm państwowy, który zmienił historię świata? 2.
Jak
to było z tym Temudżynem i „co my do dzisiaj z jego przyczyny mamy"? W
eksploracji i znalezieniu odpowiedzi na pytania pomagali mi mongolscy
przyjaciele: geolog Dżigdżidsuren i przyrodnik Mörön, oraz mieszkańcy odwiedzanych jurt.
*
Ajmak
Chentejski
dzisiaj obejmuje wschodnią część gór Chentej oraz doliny rzek: Kerulen,
Onon i Uldz-goł. Jest to głównie lasostep — 1/3 ajmaku pokryta jest lasami,
reszta to pastwiska, łąki kośne i ziemie orne. Na 82 tys. km ajmaku mieszka zaledwie koło 50 tys. ludzi. Są to
głównie Chałchasi i Buriaci. Hodują oni 1,5 mln szt. koni, bydła i owiec. Grzbiety
górskie ciągną się tam z południowego zachodu (spod Ulaanbaatar) na północny
wschód, tworząc wysokie wygięcie stanowiące dział wodny między zlewiskami
Oceanu Spokojnego i Morza Arktycznego. Na wschodzie góry obniżając się
przechodząc w Równinę Wschodniomongolską i znajduje się tam mongolska
„depresja" o wysokości zaledwie około 500 m n.p.m. W górach Chentijn -
nuruu rzadko spotyka się głębokie doliny czy pionowe skały. Szczyty sięgają
tam co prawda do 1500- 2500 m n.p.m. (Asralt
2799m), ale wystające góry są stosunkowo niskie i do samego szczytu pokryte
szatą roślinną. Z gór wypływa wiele rzek, po czym prawie wszystkie łączą
się ze sobą tworząc wielką Selengę. Brzegi rzek stanowią ogromne
powierzchnie zalewowe, porośnięte topolami,
zaroślami wikliny, wiązu, czeremchy, dzikich jabłoni i licznymi krzewami.
Najbardziej interesująca nas rzeka Onon ma w granicach Mongolii 300 km i zlewnię o powierzchni 30 tys. km.
Rośnie tam modrzew i limba syberyjska. Główny obszar zbioru orzeszków
'cedrowych' (limby) leży właśnie w Chenteju. Niżej lasy przypominają nasze polskie puszcze, pełne grzybów i jagód. Są tam doskonałe tereny łowieckie a bobaki żyjące w Chenteju (tarbagan — najpopularniejsze zwierze łowne w Mongolii) są tam największe i mają wspaniałe,
ciemnobrązowe futro. Zwierzęta te mają duże znaczenie — ich mięso jest zjadane, tłuszcz używany w lecznictwie a skóry
esportowane. Chentej ma najlepszy — najłagodniejszy klimat w Mongolii i najlepsze pastwiska.
Podróż po Chenteju
zacząłem od okolicy zwanej Cencher
Mangał i jeziora Hoh nuur. Tutaj
850 lat temu, u źródeł rzeki Kerulen, na brzegu zwanym Bűrgi obozowała rodzina małego Temudżyna. Dziś
tylko stojący w odludnej okolicy samotny pomnik z płaskorzeźbą
popiersia chana, świadczy, że właśnie tu
urodził się Chan chanów.
Zapisałem w notesie — „(...) mam
niesamowitą przyjemność i satysfakcję! Z czego — zapytacie? Z faktu, że tu dotarłem, że siedzę sobie przy
ognisku, nad małym jeziorkiem i podziwiam okolice gdzie urodził się i mieszkał
jako dziecko niejaki Temudżyn, potem
zwany Czyngisem. Że rozmawiam o tamtych czasach z mieszkającymi tutaj jego pra...
prawnukami… Może właśnie tu, w tym równym miejscu gdzie rozbiłem swój
namiot, właśnie stała jego
rodzinna jurta i tu malutki,
mongolski chłopiec patrzył na szczyty gór? Potem osierocony i porzucony przez
krewniaków, głodny marzył o sile i dostatku.
Może to właśnie tu, na tym widocznym nieopodal wzgórzu Temudżyn zabił
swego brata Bektera za to, że ten odebrał mu nędzną rybę złapaną na wędkę?
Przypominają mi się różne fragmenty z "Tajnej Historii" i wymieniane tam
nazwy: rzeka Matka Onon, góra
Burkan Kałdun — do której się modlił, Czarny Las...
(...) ruszamy dalej. Po drodze Dżige pokazuje mi
„ludzi z kamienia" — przedmongolskie kamienne posągi „rosnące" w szczerym stepie. Wieczorem docieramy do kolejnego historycznego
miejsca. To właśnie tutaj wybrano Temudżyna chanem chanów i obrał on imię
Czyngis — opowiada mi Mongoł. Wcześniej w krwawej bitwie pobił Dżamugę, a potem Wang-chana władcę Kareitów i jeszcze jesienią 1206 roku Dajan-chana,
zostając tym samym jedynym pretendentem do władzy nad całą Mongolią.
Dlatego tutaj, nad rzekę Onon zjechali odbyć churał (zjazd plemienny)
wodzowie wszystkich plemion, by wybrać Temudżyna wielkim chanem Mongolii,
nadając mu także tytuł kaan, przysługujący cesarzowi Chin. I tak to w Chenteju powstało państwo mongolskie... Na odpowiedniej stronie otwieram
książkę -"Tajną Historię
Mongołów", mój przewodnik po tamtych czasach. Napisano tam tak: — "...zebrano się w roku tygrysa u źródeł Ononu, zatknięto w ziemie biały buńczuk i tam nadano Czyngisowi tytuł chana. Tamże został
Mukalemu nadany tytuł go-onga i wysłano Dżebego na wyprawę wojenną..." I zobaczcie — teraz w tym samym miejscu ja jestem i rozbiłem tu swoją „jurtę".
W
ciemnościach słyszę rżenie koni. W świetle ogniska widzę stojące w strzemionach charakterystyczne postacie w chałatach i szpiczastych czapkach.
Nie, na szczęście to nie groźni wojownicy chana przyjechali do mnie w odwiedziny a pasterze z pobliskiej jurty. Trzeba nastawić caj i ich ugościć...
(...) powtórnie docieramy do rzeki
Onon. Jest tu już wielka jak Wisła pod Wyszogrodem. Poziom wody wysoki, a mętna
woda niesie pełno błota. Brzeg to wysoka, nieustająco podmywana skarpa po której
(i pod którą) strach chodzić bo grozi zarwaniem. Na przeciwległym brzegu łozy
ciągną się kilometrami . Są gęste i zalane wodą. Jakim sposobem
Dżige znajduje drogę w tej dżungli i dociera do miejsca przeprawy
promowej — nie mam pojęcia?
Konstrukcję promu stanowią dwie
wielkie łodzie pospawane ze stalowej blachy. U góry są one połączone
pomostem ze zmurszałych desek, na który wjeżdża samochód. Po stalowej linie
łączącej oba brzegi rzeki ślizga się bloczek zaczepiony do słupa na środku
promu. Chytra konstrukcja powoduje, że gdy ustawimy oba kadłuby promu pod
niewielkim kątem do nurtu rzeki, to parcie wody na nie powoduje samoczynne
przesuwanie się promu ku drugiemu brzegowi. Nic nie musimy robić. Ot coś z latawca. Proste i skuteczne.
Mamy szczęście bo prom stoi po naszej stronie.
Nie ma tu żadnej obsługi. Musimy samodzielnie przeprawić się na drugi brzeg.
Najpierw zbieramy w okolicy wszystkie drągi by po nich wjechać samochodem na
platformę tego promu-tratwy.
Potem odczepiamy i uruchamiamy katamaran, który sam płynie pod przeciwległy
brzeg. Jeszcze trzeba zrobić zjazd z promu na brzeg i jedziemy dalej. Wieczorem docieramy do rzeki Bałż.
Przepiękne miejsce na biwak, tylko te komary...Ratuje mnie dym z ogniska i szczelny namiot, bo wszystkie polskie repelenty nie działają...
(...) znad Ononu wracamy nad rzekę
Kerulen. Po drodze gubimy drogę w wielkiej, śródgórskiej kotlinie i jeszcze
na dodatek zagrzebujemy się w bagnie. Pół dnia zaszło nam na uwolnieniu
samochodu z pułapki. Drugie pół na przedarciu się przez góry do...
"Dzikie Pola"
Chentej ukazał się dla mnie światem
jak z Sienkiewicza. Swobodnie mógłbym przepisać początek „Ogniem i mieczem", a konkretnie opis Dzikich Pól, Dniepru i Dniestru i byłby to niezły
opis tej mongolskiej krainy. Zresztą sami porównajcie.
Z
notatnika:
"[...] w Mongolii miniony rok był tragicznym dla bydła. Suchy,
bezdeszczowy i tym samym ubogi w trawę — jedyną tam paszę latem i zimą.
Rzeki toczyły resztki wody. Jeziora powysychały albo zamieniły się w wielkie, białe plamy soli. Przy każdym powiewie wiatru step kurzył się i w niczym nie przypominał pastwiska, raczej pustynię. Kozy jakoś
sobie radziły, bo to wiadomo — zjedzą byle witkę czy liście, owce poszły
wyżej w góry, gdzie było trochę paszy, ale krowy wyglądały jak szkielety.
Ryczały z głodu, a często i pragnienia, bo nieliczne studnie powysychały.
Jesiennych sianokosów praktycznie nie było, bo nie było co kosić...
Tak nastała tragiczna dla bydła — bo bez zapasu paszy — zima.
Przyszła wcześnie i była długa. Pojawił się 'biały pomór' — wygłodniałe, wycieńczone
szkielety bydlęce masowo padały bezskutecznie szukając pożywienia i wody. Wilki i lisy miały jedzenia w bród, ale ludzie przeżywali tragedię,
patrząc bezsilnie jak ich stada dziesiątkuje głód, chłód i pragnienie. Tak działo się na stepach całej
Mongolii, ale nie w Chenteju. Tu był to kolejny rok urodzaju. Deszcze
jak zaczęły padać wiosną, to regularnie zraszały stepy aż do jesieni. Step
rozmókł i zamienił się w grząską kałużę.. W górach doliny zamieniły
się w stawy lub bagna poprzecinane głębokimi parowami strumieni (- na
wiecznej zmarzłoci woda nie wsiąka). Wyginęły tak zawsze popularne i wszędobylskie
susełki, bo w swoich norkach zostały potopione wodą deszczową. Za to masowo
rozpleniły się żmije i pijawki. Pojawiła się straszna plaga komarów. Wilgotna, zielona ruń pokryła
doliny i dorodna trawa porosła do niespotykanej wysokości [ 1 ].
Wspaniała pasza, poprzetykana wonnymi ziołami, sama pchała się bydłu do
pyska. Nadmiar trawy i dostatek wody spowodował, że tłuste krowy ledwo łaziły z rozdętymi brzuchami. Byki wzięły się ochoczo za swoje obowiązki i krowy
cieliły się masowo. Przewidywano, że w Chenteju
ilość bydła w przeciągu roku podwoi się. Stada zwierząt hodowlanych
obżerały się tą wspaniałością codziennie, przez cały rok, a paszy nie
ubywało. Jesienią w Chenteju kosiarze ochoczo stawiali stogi z sianem w ilościach
wystarczających na całą zimę. W jurtach był dostatek mleka i mięsa.
Sytość i zadowolenie gościły pod wojłokowymi dachami pasterskich domów."
Poznałem zupełnie inną, nową dla mnie Mongolię.
Zobaczyłem Chentej — krainę bogatą w paszę dla bydła i żyzne ziemie. Stada
wielkich, dorodnych, łaciatych krów. Więcej drewnianych chatek, mniej jurt.
Przez te rzeki z łozami, lasy sosnowe i brzozowe zagajniki pełne grzybów i jagód powiedziałbym nawet, że ojczyste strony Temudżyna przypominały mi
„polską" okolicę. Nawet niespotykana inwazja pijawek, które w deszczową noc oblazły mój namiot, czy masowa tu obecność żmij, też
wydawały mi się takie swojskie.
Nie mówiąc o komarach...
Czemu tu… czemu właśnie
wtedy...? Najprościej byłoby powiedzieć, że azjatyckie
narody zmieniały swój tryb życia w wyniku przypadku lub ogólnego rozwoju.
Albo że stymulacją była gospodarka i udoskonalenia techniczne. Ale czegoś
takiego nie możemy doszukać się w tej stałej, stabilnej i „od zawsze"
optymalnie zewoluowanej stepowej gospodarce pasterskiej. A jednak, w interesujących
nas czasach zmiany zaszły właśnie na tym kawałku pasterskiego Wielkiego
Stepu.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Lecąc samolotem do Mongolii podziwiałem z wysokości
niespotykany — intensywnie zielony kolor ziemi. « Tematy różnorodne (Publikacja: 22-07-2005 )
Bolesław A. Uryn Doktor nauk przyrodniczych, jest pisarzem, niezależnym reporterem i fotografikiem. Propagator survivalu „z ludzką twarzą”, współpracuje z niemiecką JEROME Survival Akadamie. Z zamiłowania podróżnik i wędkarz, publikuje swoje teksty i zdjęcia w miesięcznikach geograficznych, turystycznych, wędkarskich, przyrodniczych, survivalowych i wojskowych. Autor licznych prac z zakresu rybactwa. Już od 10 lat jeździ do Mongolii i – w świecie jurt – jest nazywany „Boleebaatar”. Wydał książki: „Z wędką na aligatora” i „Survival z ludzką twarzą – Wyprawy do Mongolii północnej”. Prezentował w kraju i za granicą wystawy fotograficzne, pt. „Czerwone serce Australii”, „Czyngis-chan A.D.‘98”, „Shangri-La - Mongolia sercem malowana” i „Otwarcie”. Jego cykle ilustrowanych artykułów Wyprawy... i Survival... publikowane na łamach prasy, od lat cieszą się dużym zainteresowaniem czytelników. Mieszka w Olsztynie. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 5 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Czyngis-chan powrócił... | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4266 |
|