|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Nowe ruchy religijne
Media na tropie sekty. Casus Pawlisz [1] Autor tekstu: Piotr Szarszewski
Dziennik „Rzeczpospolita" w dniu
10.6.2005 zamieścił
na swych łamach dwa artykuły pod wspólnym tytułem „Podziemny krąg", w których autorzy — J. Jabrzyk z TVN i B. Kittel z „Rzeczpospolitej" -
ujawniają kulisy działania w Polsce tajnej, niezwykle wpływowej i niebezpiecznej sekty, której przywódczynią jest Małgorzata Pawlisz. Grupy,
która poprzez zakamuflowaną działalność, tworzenie organizacji fasadowych
(takich jak Stowarzyszenie Polska Rada Azji i Pacyfiku) oraz organizowanie
medialnych konferencji, poświeconych ważnym problemom współczesnego świata
zdołała omamić i wykorzystać do swoich celów polityków z pierwszych stron
gazet, w tym premiera M. Belkę i marszałka J. Oleksego. Dopełnieniem wizerunku
sekty, poza kolejnymi artykułami zamieszczonymi w kolejnych dwóch wydaniach
„Rzeczpospolitej" zajął się TVN-owski Superwizjer w wyemitowanym 12
czerwca o godz. 22.25 programie pt. „Sekta idzie do władzy". Od tego czasu w tej sprawie zapadła medialna cisza. Zero
nowych, szokujących wiadomości. Jedynie portale internetowe (onet.pl;
interia.pl i wp.wp), tygodnik „Polityka" oraz lokalne gazety i stacje
radiowe poświęciły sprawie nieco uwagi, na ogół jednak ograniczając się
do suchego zacytowania treści artykułów z „Rz". Nawet organizacje
antykultowe, które rzadko w podobnych sytuacjach zachowują umiar (w końcu
bowiem żyją z medialnego szumu wokół tzw. sekt) w tym wypadku wykazały
daleko idącą wstrzemięźliwość w ferowaniu ocen. Przykładowo Centrum
Przeciwdziałania Psychomanipulacji, jeden z największych ośrodków zwalczających
psychokulty, nie dość, iż zamieścił na stronie internetowej jedynie krótką
wzmiankę o wynikach śledztwa TVN i „Rz", to jeszcze przytoczył oficjalne
dementi M. Pawlisz. Warto jednak ową ciszę przerwać, aby zastanowić się
nie tyle nawet nad tym, czy sekta istnieje, czy też nie i kto z polityków jest
wplątany w jej działalność (o tym bowiem dowiemy się z procesu jaki M.
Pawlisz wytoczyła dziennikarzom i ich pracodawcom), ale nad tym, w jaki sposób i w oparciu o jakie materiały dowodowy dziennikarze stworzyli wizerunek groźnej
sekty. Czyli rzecz o rzetelności.
Podziemny krąg, czyli wizerunek sekty oczami dziennikarzy TVN i „Rz"
Opisywana przez dziennikarzy
sekta została założona w latach osiemdziesiątych przez R. Danilewicza alias
Kundalini, charyzmatycznego guru, który bez trudu zgromadził wokół siebie
rzeszę oddanych, młodych wyznawców. Celem grupy była przemiana ludzkości,
która pozbawiona aspektu duchowego niesionego przez adeptów sekty skazana byłaby
na nieuchronną zagładę. Na zewnątrz organizacja
przedstawiała się jako Studencka Grupa Aktywności (propagowała jogę, zdrowy
styl życia, ekologię, etc.) a swoją działalność werbunkową prowadziła
m.in. wśród zbuntowanej młodzieży na festiwalu muzyki rockowej w Jarocinie,
co uwiecznił w swoim filmie „Fala" P. Łazarkiewicz. Po przełomie wolnościowym,
sekta skupiła się na dwóch rzeczach: pieniądzach i totalnym utajnieniu
swojej działalności. Organizacja zaczęła przypominać dobrze funkcjonujące
przedsiębiorstwo. Jej członkowie zakładali firmy, które stały się
zapleczem finansowym grupy. Firmy te co kilka miesięcy zmieniały adresy i telefony. Sekta nie płaciła także za wynajem lokali ani za rachunki, a gdy właściciel
upominał się o należne mu pieniądze grupa po prostu zwijała interes i przenosiła go w inne miejsce. Najskuteczniejszą w realizacji
misji „pieniądz" była M. Pawlisz, w przeszłości prawa ręka R.
Danilewicza, a obecnie niekwestionowana przywódczyni ruchu. Na początku lat
90. została wiceprezesem ZUS. Później szefowała towarzystwu emerytalnemu
„Diament". W obu firmach zatrudniała członków sekty, często płacąc za
ich pracę więcej niż powinna. Wkrótce grupa zaczęła
infiltrację sektora państwowego poprzez zakładane przez siebie fundacje i stowarzyszenia. W ich władzach zasiadają prominentni i wpływowi politycy, dzięki
czemu grupa może liczyć na ich przychylność oraz na dostęp do publicznych
pieniędzy. Tylko dzięki wypływom polityków sekta uzyskała dofinansowanie w wysokości 80 tys. zł z Ministerstwa Gospodarki, oficjalnie przeznaczone na
pokrycie kosztów konferencji „Dialog między cywilizacjami" w 2003 roku. Dzięki takim posunięciom organizacja niezmiernie
wzbogaciła się, a dokładnie rzecz ujmując, bogaciła się „elita" sekty i jej przywódczyni. Szeregowi członkowie bowiem oddawali im cały swój majątek,
nierzadko z tego powodu popadając w skrajne ubóstwo, które zmuszało ich i ich dzieci do żebractwa, a nawet kradzieży w supermarketach. Aby uczynić
wyznawców jeszcze bardziej bezwolnymi i zapobiec ich ewentualnemu odejściu,
„elita" stosowała wobec nich nieetyczne metody kontroli umysłu, takie jak
„pranie mózgu" czy hipnozę. Najgorzej jednak w sekcie mieli nie dorośli,
lecz dzieci. Urodzone z par dowolnie kojarzonych przez R. Danilewicza, były
poddawane procesowi tzw. „ograniczania", pod którym to eufemizmem kryły się
takie procedury jak głodzenie i brutalne pobicia kilkuletnich maluchów. Wątpliwości Opisywana w dziennikarskim śledztwie grupa to nieomal
modelowa destrukcyjna sekta (używam terminu destrukcyjna mimo tego, że w społecznym
odczuciu każda sekta jest destrukcyjna). Posiada ona wszystkie najważniejsze
strukturalne cechy, jakie na ogół przypisuje się tego typu organizacjom.
Problem jednak w tym, że owa zbieżność medialnego wizerunku grupy z modelem
sekty paradoksalnie zamiast zachwytu nad dociekliwością i talentem śledczych
rodzi wątpliwość, co do prawdziwości opisu. Rzeczywistość bowiem rzadko w pełni pokrywa się z wzorcem, zwłaszcza gdy jest ona tak skomplikowana jak
rzeczywistość małych, alternatywnych grup wyznaniowych. W takim przypadku
zgodność opisu oznacza najczęściej po prostu takie prezentowanie przez media
elementów wiedzy o organizacji, aby można było je wcisnąć w schemat, a grupę
napiętnować jako destrukcyjny psychokult. Warto zatem bliżej przyjrzeć się
procesowi wciskania grupy M. Pawlisz w schemat groźnej sekty i jednocześnie
zastanowić się, czy dowody zdobyte i zaprezentowane w materiale dziennikarskim
do takiego działania upoważniały. Najpierw jednak kilka słów dotyczących
kwestii źródeł, z których dziennikarze czerpali swoją wiedzę o organizacji, i ich wiarygodności. Wiedza o sekcie Wiedza o sekcie
M. Pawlisz wykorzystana w materiale
dziennikarskim pochodzi praktycznie z jednego źródła (pomijając film
„Fala" Łazarkiewicza, artykułu z tygodnika „Wprost" z 1987 roku, wyznań
Rafała — obecnego członka sekty z piętnastoletnim stażem pełniącego ponoć
fikcyjnie funkcje księgowego Polskiej Rady Azji i Pacyfiku, bliżej niedookreślonej
grupy wciąż zniewolonych oraz wspomnień mieszkańców miasteczka Jaworzni koło
Tumlina, gdzie w latach 80. i początku lat 90. mieściła się siedziba
ruchu). Tym źródłem są ex-członkowie ruchu, którzy porzuciwszy sektę w jakiejś bliżej nieokreślonej przeszłości zdecydowali się nagle ujawnić całą
prawdę o jej destrukcyjnej działalności. Opuścili grupę, bowiem jak
utrzymują, mieli dosyć. Jeden z nich nawet prowadzi akcję skierowaną
przeciwko sekcie — wysyła do jej obecnych członków e-maile, które mają
otworzyć im oczy i pomóc odzyskać wolność. To, co wydaje się ich łączyć,
to fakt, iż uważają się za ofiary sekty i jej fałszywej ideologii oraz
najwyraźniej pragną odwetu. Problem w tym, iż informacje pochodzące od byłych członków
nie zawsze są wiarygodne. E. Barker w studium „Nowe ruchy
religijne" podkreśla, iż wiedza pochodząca z tego źródła jest często
niepełna, zdeformowana i naznaczona piętnem subiektywności [ 1 ].
Niekiedy też ex-członkowie przekazują mediom zupełnie nieprawdziwe
informacje. Robią tak na ogół z dwóch powodów: albo z żądzy zemsty za
realne lub wyimaginowane krzywdy, które z ręki członków organizacji bądź
jej przywódcy ich spotkały, albo po prostu z chęci zaistnienia w mediach, dla
których tylko w ten sposób mogą stać się atrakcyjnym „towarem". Warto o tym pamiętać, rozpatrując rewelacje śledczych TVN i Rzeczpospolitej.
Wciskanie w schemat Tajemnicza, niebezpieczna grupa Kierowana obecnie przez
M. Pawlisz sekta jest tak
tajemnicza i tak zakamuflowana, iż prawie nie sposób uwierzyć w jej
istnienie. Dziennikarze zresztą sami nie ułatwiają odbiorcy procesu
nabierania pewności co do jej realnego istnienia, gdyż poza wymienieniem z imienia i nazwiska przywódczyni, wspomnianego już Rafała-"księgowego"
oraz niejakiego Harry’ego, właściciela willi i dwóch mercedesów, nie wspominają o żadnych innych obecnych jej członkach. Na pewno jednak jest ich więcej,
skoro sekta prowadzi szereg firm, fundacji i stowarzyszeń. Jakich? O tym, poza
wymienionymi w artykułach i programie Superwizjer stowarzyszeniem oraz firmie
Telos, której prezesuje M. Pawlisz, dziennikarze również zapominają wspomnieć.
Brak zatem w materiale dziennikarskim niezbitych dowodów, iż sekta wciąż
działa i prowadzi przestępczą działalność. Bowiem fakt, że
stowarzyszenie, któremu sekretarzuje M. Pawlisz, organizuje coroczne konferencje
jest jedynie dowodem na to, że stowarzyszenie to organizuje coroczne
konferencje. Czyżby zatem jedynym dowodem dziennikarzy na istnienie tajemniczej
sekty (poza oczywiście wyznaniami byłych członków) miałby być brak takiego
dowodu? Wydaje się, iż tak jest w istocie. Charyzmatyczny guru, totalitarna władza i psychomanipulacja R. Danilewicz w materiale dziennikarskim scharakteryzowany
został jako charyzmatyczny, posiadający znaczne zdolności manipulowania ludźmi,
guru. Podobnie opisana została jego następczyni M. Pawlisz. Jednak fakt
posiadania charyzmy to jeszcze nie przestępstwo. Pytanie zatem brzmi: czy
wykorzystywali oni swój charyzmat, aby sprawować totalitarna władzę?
Odpowiedź na to pytanie zawarta w materiałach zaprezentowanych przez
dziennikarzy jest pozytywna. Ich byli uczniowie potwierdzają w wywiadach, iż
adepci byli przez nich wykorzystywani i zniewalani, że elita sekty „prała
ich mózgi". Oskarżenia zatem są poważne, a jednocześnie dotyczą częściowo
materii niezwykle ulotnej i trudno udowadnialnej — nieetycznego oddziaływania
psychikę. Co więcej, wiele z tych zarzutów, np. o wykorzystywanie technik
psychomanipulacyjnych wobec adeptów, to klasyczne oskarżenia, jakie często i na ogół zupełnie niesłusznie stawiane są najróżniejszym nieakceptowanym
grupom religijnym (jakże bowiem inaczej w prosty i logiczny sposób wyjaśnić
fakt, iż ktoś porzuca karierę zawodową czy rodziców, by służyć jakiemuś
„mistrzowi"). Na pierwszy rzut oka widać zatem, iż bez niezwykle dokładnego,
bezstronnego śledztwa nie sposób ani potwierdzić, ani odrzucić tych zarzutów.
By jednak śledztwo mogło się rozpocząć, ex-członkowie, o ile naprawdę
czują się pokrzywdzeni, muszą wnieść do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu
przestępstwa przeciwko
przywódcom sekty. Zaś dziennikarze, którzy jako pierwsi ujawnili nadużycia,
powinni ich do tego zachęcać. Inaczej pozostanie wrażenie, iż media wykreowały
kolejny faktoid (czyli fakt, który nie istniał przed pojawieniem się w mediach, jak definiuje to pojęcie jego twórca N. Mailera), a który swą
negatywną wymową wpisuje się w kilkuletnią już tradycję medialnej nagonki
na nowe ruchy religijne.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Barker
E., Nowe ruchy religijne, Kraków 1997 s. 36. « Nowe ruchy religijne (Publikacja: 22-07-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4267 |
|