|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Reality show, direct shock i co dalej? [2] Autor tekstu: Ewelina Mędrala
W Polsce widzowie mieli okazję oglądać już zmagania dwóch drużyn
ulokowanych w zamożnym i biednym domku w programie „Dwa Światy", starcia
Łysych o względy Blondynek, Gladiatorów o Amazonki, Barmanów. Z czasem
wprowadzano coraz więcej kontrowersyjnych elementów do programów. Uczestnicy
„Agenta" musieli ze sobą współpracować, by zdobyć mamonę, cały czas
jednak musieli być czujni, ponieważ na swym karku czuli oddech tytułowego
agenta, który miał za wszelką cenę pokrzyżować im szyki. Rozbitkowie z „Wyprawy Robinson" przez cały czas trwania produkcji zmagali się z przejmującym głodem, bo nie zawsze udało im się wygrać życiodajny ryż, który
obok złowionych ośmiornic i wątpliwej wartości odżywczej rybek stanowił
fundament pożywienia. Na dodatek pozwolono im konsultować się w kwestii
eliminacji innych uczestników (co np. było zabronione w Big Brother czy
Barze), co z kolei sprzyjało knuciu, spiskowaniu i obmawianiu siebie nawzajem
za plecami innych. Po pewnym czasie kontrowersje przestały wystarczać. Zaczęto
jawnie poniżać, na wyraźne jednak życzenie samych zainteresowanych, oraz
przekraczać etyczne granice. Fear Factor, w wersji polskiej
Nieustraszeni, to program, który
pokazuje do jakich poświęceń zdolny jest człowiek byle tylko udowodnić światu,
że jest niezwykle odważny a przy okazji wzbogacić się o ładnych parę
„kawałków". Drugorzędną sprawą wydaje się być
fakt, iż robi to poprzez poniżenie siebie samego, ważny jest bowiem
efekt końcowy. Program składa się z trzech części, gdzie pierwszą i trzecią
stanowią konkurencje sprawnościowe. Środkowa
natomiast, to pokaz wielkiej odwagi, który przejawia się tym, iż
uczestnik zjada baranie oczy, mózg czy jądra, pozwala się przysypać stadem
szczurów, pochłania wszelkiego rodzaju pędraki. Konkurencje te przyprawiają o mdłości nie tylko śmiałka amatora potraw mocno egzotycznych, ale także
samego widza, który jednak rzadko decyduje się na zmianę kanału, rządny
wiedzy, czy ten szaleniec to wytrzyma.
Zawsze można powiedzieć, że to wszystko co robią uczestnicy Fear Factor gdzieś w jakiejś kulturze uznawane jest za normę, jest, jeśli nie
chlebem powszednim, to przynajmniej czymś co nie wzbudza wielkiego poruszenia.
To do czego jednak posunęli się twórcy reality show „Wszystko o Miriam"
nie da się w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Zebrano grupę przystojnych osiłków i kazano im walczyć o względy przepięknej kobiety. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby owa
dama nie była transseksualistą, który na razie zdążył jedynie odbyć
kuracje hormonalną oraz zoperować sobie biust. Pieniądze zdobyte w programie
Miriam miała przeznaczyć na dalsze „przepotwarzanie" się, tak więc szoł
ten miał pozwolić jej stać się stuprocentową kobietą. Ciekawe czy mężczyźni
biorący udział w projekcie po jego zakończeniu nadal czuli się
stuprocentowymi mężczyznami.
Programu na wzór „Wszystko o Miriam" nie nakręcono jeszcze w polskiej wersji, nie wiadomo, czy ktokolwiek się tego podejmie. Jeśli jednak
ktoś myśli, że ów program stanowi szczyt pomysłowości producentów to się
grubo myli. Na Zachodzie bowiem powstają, bądź są już gotowe do realizacji
następujące programy:
„I wanna have a famous face". Ma on pomóc zakompleksionym ludziom w staniu się
prawdziwymi gwiazdami. W grę wchodzi ingerencja chirurgiczna, praca tabunów
stylistów. Bohaterami pierwszego odcinka tej hybrydy byli nastoletni bliźniacy,
którzy skarżyli się na to, iż nie mają powodzenia u dziewcząt w związku z czym, chcieliby coś zmienić w swoim wyglądzie, najlepiej wszystko. Tak
naprawdę chcieli wyglądać jak Brad Pitt. MTV (bo na antenie tej stacji
muzycznej miała miejsce emisja programu) szybko zafundowała chłopakom
operacje, postarała się o odpowiednie wykończenie dzieła — fryzura,
ciuchy, kosmetyczka… Bliźniakom samoocena niezwykle „podskoczyła", z męskich kopciuszków stali się duszami towarzystwa, obiektami żeńskich
westchnień. Tak naprawdę prawie nic nie zmieniło się w ich wyglądzie zewnętrznym,
jednak twórcom programu udało się wmówić odbiorcom, iż zmiana jest
kolosalna.
Inne, równie ciekawe reality shows to np. — „Mój
duży, gruby, obleśny narzeczony", gdzie kobieta ma przekonać swoich rodziców,
że ten straszny mężczyzna to jej przyszły mąż; „I ty możesz zostać
gwiazdą porno" — chyba wiadomo co jest nagrodą w programie; „Wygraj
zieloną kartę" — uczestnicy to nielegalni mieszkańcy USA a zwłaszcza
Latynosi, którzy biorą udział w programie łudząco podobnym do wspomnianego
wyżej Fear Factor, nagrodą jest tytułowa zielona karta; „Poważnie
jestem gejem" — zadaniem dwóch mężczyzn heteroseksualnych jest
przekonanie specjalnej komisji o swojej domniemanej orientacji seksualnej.
Mamy jeszcze reality shows, w którym nie wolno zmrużyć
oka nawet na dziesięć sekund przez cały tydzień; w innym nie ma co jeść i aby zdobyć pieniądze na jedzenie należy wykonać np. striptiz w barze; w Azji Wschodniej natomiast swego czasu święcił triumfy projekt, w którym
uczestnicy przez cały czas jego trwania zamknięci byli w wagonikach kolejki górskiej i cały czas poruszali się w nim po tej samej trasie. Zastanawiające jest, co
jest bardziej przygnębiające — fakt, że nie brak ochotników do tego typu
eksperymentów, czy to, że owe eksperymenty gromadziły i nadal gromadzą przed
ekranami telewizorów wielkie rzesze spragnionych ekstremalnych doznań widzów,
agresywnie domagających się coraz to nowych atrakcji.
„(...) Wielki Brat stanowi oczywiście tylko wycinek tego, co się dzieje w kulturze masowej: olbrzymie nakłady rozmaitych Harry Potterów, inwazja wszelakiego rodzaju tandety. Zaliczam tu także pomysł "Polityki" — że Pilch zacznie pisać powieść, a czytelnicy będą ją kontynuować. (...) Powszechność uznania, jaką Wielki Brat cieszy się u telewidzów, nie jest argumentem na rzecz tego rodzaju widowisk. (...) Z tego, co słyszałem, programy te są przede wszystkim nudne i niesmaczne. Wynosi się za ich pomocą absolutną bylejakość do poziomu elit wzorotwórczych. Społeczeństwo, które nie uległo jeszcze zupełnemu zglajchszaltowaniu i niwelizacji (termin Witkacego), powinno to odrzucić. Telewizja pełni w tym przypadku bardzo negatywną rolę społeczną, podczas kiedy mogłaby zdziałać wiele dobrego. Nie jestem zgorszoną ciotką na kanapie; ja się wcale nie gorszę, mnie się tylko wydaje bardzo nie w porządku, że ktoś w taki sposób maltretuje i marnuje bezcenny czas ludzkiego życia. I właśnie ze względu na to, że tak silna jest tendencja masowego udawania się w ślad za Wielkim Bratem, że pojawiają się jego bracia mniejsi, należy się głośno przeciwstawić owczo-baraniemu pędowi. Nie trzeba tego utożsamiać ze stosowaniem cenzury. (...)"
Stanisław Lem, „W cieniu Wielkiego Brata", 18.7.2001.
We wstępie pracy napisałam, iż reality shows przechodzi powoli do
lamusa, nie wzbudza już takich emocji, jak na samym początku, co właściwie
można by odczytać jako schyłek tego typu rozrywki.
Tymczasem w powyższym akapicie stwierdzam, że ciągle reality shows wzbudza żywe
emocje i gromadzi ludzi przed ekranami teleodbiorników. Należy sobie jednak
zadać pytanie, czy ciągle mamy do czynienia z programem typu reality shows, czy w międzyczasie nie pojawiła się jakaś zwodnicza hybryda, która karze nam myśleć,
iż w dalszym ciągu mamy do czynienia z reality show, a w rzeczywistości nie
jest tak do końca?
Gdy prześledzimy, nawet pobieżnie, programy obecnie emitowane w telewizji, bez znaczenia czy polskiej, czy też zachodniej, dojdziemy do wniosku,
iż coraz trudniej znaleźć produkcje, które byłyby nadawane choć po części
na żywo (jak było w BB czy Barze), i które stanowiłyby prawdziwe szoł.
Aktualnie bowiem realizowane są reżyserowanie niemalże od początku do końca
spektakle, które tylko i wyłącznie szokują. Czy reality show w takim razie
przeistoczył się na naszych oczach w direct shock? "Reality show
to hybryda czterech form — telenoweli dokumentalnej,
teleturnieju, dramatu i talk — show" [ 3 ]. Czym w takim razie jest
direct shock? Zlepkiem tych czterech gatunków plus horror? Jeśli tak, to aż
strach pomyśleć, co będzie nam dane oglądać za jakiś czas. Jeszcze kilkanaście
lat temu przeciętnego widza przerażał widok mechanicznego rekina w filmie
„Szczęki", dziś niemalże każdy z nas ogląda ten horror uśmiechając się
pod nosem i debatując, jak daleko i jak szybko posunęła się technika
realizacji wielkich, kasowych produkcji.
Niektórzy całkiem świadomie, inni jakby od niechcenia dają się porwać
ekshibistycznym przedstawieniom. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego
oczekujemy, że pogramy te będą nas ciągle zaskakiwać, jesteśmy rządni
coraz to nowych wrażeń. Winą za nasze oczekiwania możemy obarczyć endorfinę,
czyli "hormon szczęścia, który ma działanie podobne do morfiny.
Podobnie jak w przypadku narkotyku
następuje adaptacja do określonej dawki i żeby nadal czuć pobudzenie, dawkę
trzeba zwiększać. Dlatego zadania w reality show muszą być coraz bardziej
ekstremalne, muszą iść coraz dalej, żeby poziom ekscytacji nie spadał"
(Źródło...)
Jak widać nawet naukowo da się wytłumaczyć fascynacje tymi
efemerydami. Ale nawet nauka nie jest w stanie udzielić pewnej odpowiedzi na
pytania, co się stanie, gdy po reality shows, i direct shock
ludziom
spowszednieje? Gdzie endorfina ma swój limes i czy w ogóle go ma?
1 2
Przypisy: [ 3 ] Brenton, Cohen, op.cit., s. 60. « Społeczeństwo (Publikacja: 25-07-2005 Ostatnia zmiana: 28-07-2005)
Ewelina Mędrala Studentka etnologii. Studiuje dwie specjalizacje - antropologiczną i folklorystyczną w filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Zainteresowania: m.in folklor, sztuka ludowa i nieprofesjonalna, kontestacja i subkultury, architektura ludowa, socjologia, kultura popularna, semiotyka kultury, ludyzm, ludyczność. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Kicz mieszka w lodówce | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4273 |
|