|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Doktryny polityczne i prawne
O prawach mniejszości [1] Autor tekstu: Aleksander Świętochowski
Co to jest polityczno-społeczna mniejszość? Jest nią każda grupa ludzi pod
jakimkolwiek względem odmienna od swego otoczenia i na podstawie tej różnicy
luźnie połączona lub ściśle zorganizowana. Od wielu stuleci żyje ludzkość
pod panowaniem większości a żadne inne panowanie nie wydaje jej się
prawowitszem i pożyteczniejszem. Jeżeli w jakiemkolwiek stałem lub czasowem
zgromadzeniu zapadnie uchwała połową głosów więcej jednym, to posiada ona w jego przekonaniu słuszność i świętość religijnego przykazania, chociażby
drugiej połowie mniej jednemu z głosujących zadała najokrutniejszy gwałt i wyrządziła najstraszniejszą krzywdę. Wierzymy, że przez większość „Bóg
przemawia", a protest przeciwko jej sądowi uważamy za niesumienne i szkodliwe warcholstwo. Bentham, który moralność i prawo zaliczał do
„arytmetyki", a wszelkie w tej dziedzinie zagadnienia rozwiązywał formułą:
„największe szczęście największej ilości ludzi" — dał w niej nowszym
czasom algebraiczny wzór najlepszych reguł i czynów. Według jego teoryi „maksymacyi
przyjemności a minimacyi przykrości" wszelka sztuka rządzenia ludźmi, zarówno
polityka, jak etyka, powinna się starać tylko o to, ażeby możliwie największa
ich ilość była obdzielona możliwie największem szczęściem, O mniejszość
dbać należy tyle jedynie, ażeby ona była jak najmniejsza, a ta już musi
poddać się losowi tych, dla których zbrakło miejsca przy stole biesiadnym.
Po za granicę tej wspaniałomyślności dla niej nie przechodzi dotąd
najhumanitarniejszy liberalizm. Nawet jeden z najgorętszych jego orędowników
Tocqueville powiada: „Rzeczywistą korzyścią demokracyi nie jest — jak
mniemano — popieranie pomyślności wszystkich, lecz tylko służenie
dobrobytowi największej liczby". Zabiegi osłonięcia mniejszości jakąś miłosierną
opieką czynione były od dawna. Najwyraźniejszym wszakże i najdonioślejszym
ich objawem były w XVI i XVII w. spisywane akty umowne kolonistów angielskich w Ameryce północnej, oparte na t. zw. „prawach podstawowych",
niewzruszonych, niepodlegających mocy parlamentu, ubezpieczających człowieka i obywatela, a więc także ubezpieczających mniejszość. Mnożąc z biegiem
czasu te prawa, niesłużące interesom klasowym, lecz ogólno ludzkim,
umacniano coraz bardziej jego stanowisko. Było to zaś możliwem, gdyż między
prawem konstytucyjnem a zwyczajnem nie zachodzi żadna różnica istotna, tylko
formalna. Każde może być zarówno pierwszem, jak drugiem. Otóż, jeżeli porównamy
dzisiejsze ustawy konstytucyjne z dawniejszemi — powiada Jellinek [ 1 ] — to przekonamy się łatwo, że objętość ich niepomiernie wzrosła. W wydaniu wszystkich konstytucyi północno-amerykańskich, dokonanem przez senat
Stanów Zjednoczonych w r. 1877, wirginijska z r. 1776 liczyła 4 stronnice, a z
r. 1870 — 21; pierwsza teksaska z 1845 r. — 16, a z r. 1876 — 22 i t. d.
Skąd to pochodzi? Stąd, że coraz większa ilość przedmiotów bywa usuwana z pod władzy prawodawstwa zwyczajnego i poddawana kompetencyi konstytucyjnego. W nowszych ustawach konstytucyjnych spotykamy zakazy, dotyczące gry loteryjnej
lub sprzedaży napojów wyskokowych, zasady zmian w procedurze karnej, określenia
normalnego dnia pracy, przepisy wynagradzania urzędników, ustawy szkolne,
kolejowe i wiele innych rozporządzeń, które w Europie nie należą nawet do
zakresu prawa zwykłego, lecz — rządu.
Anglia,
która najwcześniej zaczęła wytwarzać warunki przyjazne dla rozwoju swobód
politycznych, najwcześniej również ubezpieczyła prawa mniejszości przez
ubezpieczenie praw człowieka i obywatela zapomocą konstytucyi i sądów,
czuwających nad stosowaniem jego zasad. Jest to zrozumiałem, że w kraju, w którym
wolność przenika wszystkie instytucye i urządzenia, w których każda opinia,
każdy protest może wydobyć się i być usłyszany niezliczoną ilością
sposobów, mniejszość nie jest nigdy uciemiężona, sterroryzowana i zmuszona
do milczenia, lecz może zabierać głos swobodny we wszystkich sprawach i ostatecznie, rozszerzywszy obszar swego wpływu, stać się większością.
Rousseau rzekł: „Naród angielski mniema, że jest wolnym. Myli się. Wolnym
jest on tylko w chwili wyboru posłów do parlamentu. Później jest
niewolnikiem, niczem". Myli się, ale Rousseau. Pomimo że parlament w Anglii
jest rzeczywiście wszechwładnym i — według żartobliwego wyrażenia — może
zrobić wszystko z wyjątkiem przekształcenia mężczyzny na kobietę, nie
zamyka on nigdy dla kaprysu żadnej z dróg wolności, pozostaje ciągle
niezmiernie wrażliwym na opinię narodu i dostępnym dla zażaleń mniejszości.
Prawda, że tam większość również wyzyskuje swoją przewagę, ale nie tak
bezwzględnie i bezczelnie, jak gdzieindziej. Zresztą — co jest bardzo ważnem — bywa ona zmienną i przesuwa się często z jednej strony na drugą.
Państwa,
które jak Francya lub Niemcy, mają w swych konstytucyach wyraźnie zawarowane
prawa zasadnicze, dają daleko słabszą opiekę mniejszości, niż Anglia, która
tych praw nie spisała, nie uświęciła i oddała je na łaskę wszechwładnego
parlamentu. Bo zawsze daleko lepszą i pewniejszą strażą wolności są
ludzie, niż arkusze zapisanego papieru. Ale nawet Anglia daleką jest jeszcze
od tego uznania praw mniejszości, jakie wskazali wielcy jej myśliciele. Z niej
bowiem, z ojczyzny wolności odezwały się istotnie najpiękniejsze przemówienia w tej sprawie. Czcigodny obrońca wszelkiej krzywdy społecznej i rzecznik
wszelkiej szlachetności, J. S. Mill, rozświecił ją do głębi w swej książce
O rządzie reprezentacyjnym. Czysta
demokracya — powiada on — jest rządzeniem całego narodu przez cały naród,
reprezentowany równomiernie. Tymczasem demokracya dzisiejsza jest rządzeniem całego
narodu przez jego większość, reprezentowaną wyłącznie. Najprostsza idea,
dopóki nie przyswoiła się, jest dla ogółu równie trudną do zrozumienia,
jak najbardziej zawikłana. Że mniejszość powinna ustąpić większości, z tem ludzie oswoili się, więc nawet im nie przychodzi do głowy, ażeby istniało
jakieś pośrednie wyjście pomiędzy nadaniem najmniejszej liczbie tej samej władzy,
co największej, a zupełnem usunięciem pierwszej. W każdem ciele
reprezentacyjnem mniejszość musi w obradach uledz a w demokracyi, opartej na równości,
większość narodu przewagą swych głosów pokona zawsze przy wyborach
mniejszość. Lecz czy z tego wynika, że ta ostatnia nie powinna mieć swoich
przedstawicieli? Czy dlatego, że większość musi zwyciężyć mniejszość,
pierwsza powinna posiąść wszystkie głosy, a druga żadnego? Tylko nałóg myślowy
może pogodzić istotę rozumną z niesprawiedliwością bezużyteczną. W demokracyi prawdziwie równej wszelka partya powinna być reprezentowana -
odpowiednio do tego, czem jest. Większości wyborców należy się większość
przedstawicieli, lecz mniejszości wyborców należy się także mniejszość
przedstawicieli. Druga musi być reprezentowana tak samo całkowicie, jak
pierwsza. Bez tego niema równości w rządzie, lecz nierówność i przywilej:
jedno stronnictwo rządzi innemi, pewien odłam narodu zostaje pozbawiony
przypadającego nań wpływu w przedstawicielstwie wbrew słuszności społecznej a nadewszystko wbrew zasadzie demokracyi, która w równości widzi swój korzeń i swoją podwalinę. Głosowanie nie jest równe tam, gdzie jednostka
odosobniona nie liczy się tyle, co jednostka złączona z innemi. Cierpi wszakże
na tem nie sama mniejszość. Tak urządzona demokracya nie osiąga nawet
swojego zamierzonego celu — nie oddaje w każdym wypadku władzy w ręce większości
liczebnej, lecz obdarza nią większość większości, która może być i często
jest tylko mniejszością ogółu. Bo przypuśćmy, że w jakimś kraju zwyciężyła
przy wyborach drobna większość. Utworzony w ten sposób parlament przedstawiać
będzie nieco więcej, niż połowę narodu. Zaczyna on uchwalać prawa i spełniać
wskazania przywódcy większości parlamentarnej. Gdzie rękojmia, że te
wskazania godzą się z życzeniami większości narodu? Blizko połowa wyborców,
która znalazła się w mniejszości, nie ma żadnego wpływu na uchwały i może
być im wrogą. Co do innych (zwycięzkich) połowa ich mogła wybrać
reprezentantów, którzy głosowali przeciw owym wskazaniom. A więc jest możliwem a nawet prawdopodobnem, że nadaje kierunek parlamentowi i rządzi krajem
mniejszość. [ 2 ] W demokracyach starożytnych geniusz szybko wydobywał się na wierzch przez
otwartą dla wszystkich trybunę. W dzisiejszym ustroju reprezentacyjnym
niejeden Temistokles lub Demostenes, którego rady ocaliłyby naród, może
przez całe życie nie otrzymać krzesła w parlamencie. Gdyby zaś ordynacya
wyborcza zapewniła mandaty takim jednostkom, to chociażby ich towarzysze byli
ludźmi zwyczajnymi, zaważyłyby one na obradach swoim potężnym wpływem.
Lecz nawet w takiej demokracyi udoskonalonej większość posiadałaby władzę
absolutną, składałaby się bowiem wyłącznie z jednej klasy, mającej te
same skłonności, uprzedzenia, nawyknienia i t.
d. Skutkiem tego konstytucya wystawiona byłaby na charakterystyczne zło
rządu klasowego, chociaż niewątpliwie w mniejszym stopniu, niż dzisiejsze rządy
jednej klasy, która nadużywa imienia demokracyi, nie mając innego realnego wędzidła,
niż jej rozsądek, tolerancya i umiarkowanie. "Jeżeli takie wędzidła są
wystarczające — mówi Mill — filozofia rządu konstytucyjnego jest tylko
uroczystą igraszką. Konstytucya budzi zaufanie wtedy, gdy daje rękojmię, że
posiadacze władzy nie tylko nie nadużywają jej, ale nie będą w stanie nadużyć.
Demokracya nie jest ideałem najlepszej formy rządu, jeśli ta słaba jej
strona nie może być umocnioną, jeżeli nie może być uorganizowana w ten
sposób, ażeby żadna, nawet najliczniejsza klasa nie zdołała zredukować do
małoważności politycznej wszystkiego, co nie jest nią, i kierować biegiem
prawodawstwa i administacyi według swego interesu. Znaleźć środki zapobieżenia
temu nadużyciu, nie poświęcając korzyści właściwych rządowi ludowemu -
oto jest zagadnienie". [ 3 ]
Łatwo
zrozumieć, że ono szczególnie zajmować musiało umysły w kraju, rządzonym parlamentarnie, czyli przez większość:
„Grubym przesądem politycznym
dawnych czasów — mówi Spencer — było prawo boskie królów; wielkim przesądem
polityki dzisiejszej jest prawo boskie parlamentów. Widocznie olej namaszczenia
prześlizgnął się niepostrzeżenie z jednej głowy na wiele". Bardzo łatwo
zebrać przykłady, dowodzące, że prawo większości jest warunkowem, ważnem
tylko w pewnych granicach. Przypuśćmy — mówi Spencer — iż na ogólnem
zgromadzeniu towarzystwa dobroczynności postanowiono, że ono oprócz wspierania
ubogich będzie nadto walczyć z papizmem w Anglii. Czy to będzie słusznem w odniesieniu do katolickich członków w tej instytucyi? Przypuśćmy dalej, że w komitecie biblioteki większość postanowiła zamiast czytania wprowadzić
strzelanie i użyć funduszów na zakup prochu, kul i tarczy; czy to byłoby
sprawiedliwem? Nie. A dlaczego? „Dlatego — odpowiada Spencer — że
jednostka przez sam fakt stowarzyszenia się z innemi nie może bez obrazy
sprawiedliwości być zmuszona do czynów całkiem obcych celowi, jaki sobie założyła,
przystępując do towarzystwa". Gwałt zmienia tylko swą postać, formę, ale
nie zmienia swej istoty, gdy go wykonywa nie jeden człowiek, ale wielka gromada
ludzi. „Jeżeli — dowodzi filozof angielski — nic nie przeszkadza większości
narzucić przemocą wolę swoją mniejszości, to możemy się na to zgodzić z warunkiem wszakże zastrzeżenia, że skoro przewaga siły służy większości
za usprawiedliwienie, to takaż przewaga despoty, poparta dostateczną armią,
jest również usprawiedliwiona" [ 4 ].
Można się z tego wniosku wykręcić najrozmaitszemi sofizmatami, nic jednak
nie może osłabić jego siły.
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Prawo mniejsz., tłom.
polsk., 22-3. [ 2 ] Obszerniej, chociaż jak zwykle mętnie, wykazuje to również i Z. Balicki w książce Parlamentaryzm 1906, II, str. 86, 94 i n. Natomiast przekonywającym i jasnym jest wywód H. Barthélemy’ego w przedmowie do francuskiego przekładu
dzieła E. Jenksa Governement local
(1902): „Dogmat zwierzchnictwa narodu — mówi on — opiera się na
szeregu urojeń, które znacznie uszczuplają jego doniosłość. Na 39 mil.
Francuzów iluż swojem swobodnie wyrażanem głosowaniem przyczynia się
istotnie do wyboru posiadaczów władzy? Nawet połowa nie jest pytana o radę.
Jak niegdyś zwierzchnictwo królewskie, tak obecnie zwierzchnictwo ludowe
należy tylko do mężczyzn… Pomiędzy tymi wyborcami są tylko
dojrzali… Z tych należy wyłączyć kaleki, chorych, nieobecnych,
skazanych, oraz żołnierzy w służbie czynnej. Skutkiem tego prawa głosowania
jest ostatecznie wykonywane przez mniej więcej 1/5 ogólnej ludności
narodu", V. [ 3 ] Repr. Govern., III, V, VII, X. Tłom. polskie Kraków 1870 r. [ 4 ] Jednostka wobec państwa (tłom.
polsk.). 1886, str. 139, 149, 152 i n. « Doktryny polityczne i prawne (Publikacja: 04-10-2005 )
Aleksander ŚwiętochowskiPseud. Poseł Prawdy (1849–1938). Publicysta, pisarz, historyk i filozof; czołowy ideolog pozytywizmu warszawskiego, czołowy przedstawiciel polskiego liberalizmu, jedno z najwybitniejszych wcieleń postawy racjonalistycznej i wolnomyślicielskiej. Stał się współtwórcą i przywódcą Związku Postępowo-Demokratycznego. Człowiek - sądził - zdeterminowany jest przez swą naturę biologiczną i przez związki społeczne; prawa moralne powstają w toku doświadczeń historycznych. Uważał, że postęp w ewolucyjnym rozwoju ludzkości dokonuje się za sprawą szlachetnych, osamotnionych w walce jednostek. Prowadził batalie o wolność myśli, laicyzację szkoły i innych instytucji życia społecznego, walczył z klerykalizmem, nietolerancją, fanatyzmem, bigoterią, swą proklamację bezkompromisowości i niezależności opinii zamknął zawołaniem: "Liberum veto! Veto przeciwko niewolnictwu myśli, samochwalstwu, poniżaniu innych, bladze, kłamstwu, obłudzie, ultramontenizmowi i innym cnotom 'podwójnej buchalterii' duchowej. Niech będzie pochwalona swoboda przekonań, sprawiedliwość, nauka i tolerancja, i prawda". Wydawał i redagował „Humanistę Polskiego” (1913–15); przed I wojną światową osiadł w Gołotczyźnie, koncentrując się głównie na działalności organizacyjnej w zakresie oświaty ludowej (organizował szkoły, opiekował się zdolnymi dziećmi chłopskimi, ruchem spółdzielczym). W pierwszym okresie twórczości (tj. do ok. 1880) uprawiał m.in. publicystykę literacką (programowy art. My i wy). W dorobku pisarskim Świetochowskiego znajdują się m.in. prace dotyczące genezy moralności ( O powstaniu moralności 1877 - rozprawa doktorska, Źródła moralności 1912), prace z zakresu historii idei ( Utopia w rozwoju historycznym 1910), a także pionierska Historia chłopów polskich w zarysie (t. 1–2 1925–28) oraz Genealogia teraźniejszości (1936) — paszkwil na współczesną umysłowość polską i stosunki w obozie rządzącym. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: O prawach człowieka i obywatela | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4383 |
|