|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teoria poznania
Znaczenie języka w poznawaniu rzeczywistości w późnej filozofii Wittgensteina [2] Autor tekstu: Ryszard Gnacy
Znaczenie
słów jest więc czymś, czego należy się nauczyć, aby rozumieć jaka jest
ich rola w zdaniach. I chociaż słowa „jest", można używać bądź jako
„jest", czyli jako czasownika, lub też jako „równa się", bądź jako
zwykłego łącznika, to wypowiadając zdanie „Róża jest czerwona" nikt
nie uważa, że chciało się przez to rzec „Róża = czerwona", bo to nie
miałoby sensu. [ 7 ] Ważne
są w świetle powyższych uwag słowa: W różnych
kontekstach słowo miewa różny charakter, ale zawsze — chciałoby się rzec — ma ono jednak jakiś charakter, jakąś twarz. [ 8 ]
Gdy
rozumiemy jakieś zdanie, rozumiemy zarazem jakiś język, co pokrywa się z umiejętnością władania pewną techniką. Rozumienie jawi się więc jako
specyficzne, niedefiniowalne przeżycie, i tym według Wittgensteina jest. Wynika z tego explicite, że przebieg naszej gry językowej oparty jest zawsze
na jakimś milczącym założeniu, a więc to, co da się powiedzieć, nie jest
wszystkim, co tworzy znaczenie danej wypowiedzi. W każdym bowiem języku
istnieją zwroty, w przypadku których wskazanie ich znaczenia jest niezmiernie
trudne. Wittgenstein podaje zwroty takie, jak: „Boję się", „Mam nadzieję",
„Wierzę". O ile „Boję się" można przedstawić robiąc konkretną minę,
to zwrotu „Mam nadzieję" w żaden sposób zobrazować przecież niepodobna.
Wyrażeń tych po prostu się używa w przypadku konkretnych gier językowych, a kontekst ich zastosowania, „otoczenie" w którym się ich używa niejako
„robią resztę". Opis mego stanu psychicznego (np. strachu) jest czymś,
co robię w określonym kontekście. (Tak jak tylko w określonym kontekście
dane działanie jest eksperymentem). [ 9 ]
Ta uzupełniająca znaczenie rola kontekstu użycia słowa,
czy sytuacji w której się go używa, nie jest zrozumiała wprost, jak mogłoby
się zdawać. Trudno jest to zrozumieć i próbować w jakiś sposób wytłumaczyć.
Trudno zrozumieć, co sprawia, że wypowiadane zwroty coś znaczą w określonym
miejscu. Wystarczy kilkukrotnie powtórzyć jakiś wyraz, aby jego sens w pewien
sposób nam uciekł. Staje się dla nas w takiej sytuacji ciągiem dźwięków,
które zdają się nic nie komunikować, a przecież tak nie jest. Istnieje mnóstwo
zwrotów, które choć zasadniczo różnią się od zwykłych rzeczowników
nazywających jakieś rzeczy, posiadają wszystkie formy gramatyczne, które mają
takie nazwy. Dobrym przykładem są czasowniki: „pragnąć", „chcieć",
czy „sądzić". Poczucie
trafności użycia słowa decyduje o tym, którego zwrotu użyjemy w wypowiedzi.
Nie da się tego wypowiedzieć, podobnie jak nie da się opisać stanu
psychicznego, który towarzyszy przekonaniu o celowości wypowiadanych słów
typu: „Bać się", „Martwić się" i innych. Nie można tego w żaden
sposób wiedzieć — mówi Wittgenstein — to się po prostu czuje. Człowiek
nabywa umiejętności mówienia, rozumienia mowy innych, nie znając mechanizmów
jej funkcjonowania. I choć autor Dociekań
nie czyni takiego stwierdzenia na stronach
swego dzieła, można wnioskować, iż sądził, że w momencie w którym
będziemy próbowali wytłumaczyć w jaki sposób przebiega proces wyboru słów w rozmowie, okażemy się w tym bezsilni. Co bowiem decyduje o tym, że zamiast
słów „zdaje mi się" używam słów „sądzę, że"? Aby sobie to uświadomić,
wystarczy wziąć do ręki słownik wyrazów bliskoznacznych, a od razu mnogość
słów, którymi można zastąpić dany zwrot, ukazuje się nam w pełnym świetle.
Ileż to razy przy pisaniu jakiegoś tekstu dbamy o to, aby jakieś słowo nie
powtórzyło się zbyt wiele razy w bliskim ze sobą sąsiedztwie. Liczba dostępnych
zwrotów jest oczywiście duża, co pozwala nam na pewnego rodzaju swobodę w ich wyborze. Z drugiej strony istnieją pojedyncze wyrazy, które mają wiele
znaczeń, czego dobrym przykładem jest rzeczownik „zamek". Poza tym skończona
przecież ilość słów nadaje się do opisu nieskończonej ilości sytuacji.
To kolejny element języka dostrzeżony przez autora Dociekań filozoficznych.
Język jest dla Wittgensteina czymś nie do końca jasnym, czego dowodem są
opisane wyżej sytuacje poszukiwania sensu i znaczenia pewnych zwrotów.
Wszyscy znają doskonale uczucie „braku słów"
przy formułowaniu jakiejś wypowiedzi. Chcemy komuś coś opisać i w pewnym
sensie brakuje nam słów, bądź czujemy, że słowa których używamy nie do
końca trafiają do tego, który słucha. Można rzec, że w pewnym miejscu
niejako „język się kończy", a słowa te nie będą z pewnością zbyt
mocne.
Tekst Dociekań filozoficznych wyraźnie wskazuje, że wszystko
to, co usiłuje przekroczyć granice ludzkiego życia i doświadczenia, nie może
mieć sensu, gdyż tylko wewnątrz społeczności złożonej z rzeczywistych lub
możliwych użytkowników języka, może istnieć zgoda, co do sposobu użycia słowa.
Wittgenstein zdaje się mówić, że istnieją tylko fakty językowe, co
sprawia, że jego podejście do problemu języka, jest podejściem
antropomorficznym. W świetle tego, źródła logicznej i matematycznej
konieczności leżą wewnątrz obszarów ich własnych dyskursów — a więc — w obrębie możliwych do zużytkowania
praktyk językowych. Istnienie
języka, który byłby zrozumiały wyłącznie dla jednej osoby, jest niemożliwe, a wszyscy, którzy próbują przełamać ograniczenia związane ze swoistością
ludzkiego sposobu życia i takowego myślenia o rzeczywistości, wypowiadają
zdania, które nie mają sensu. [ 10 ] Thomas Nagel w książce pt. Widok znikąd sądzi zdecydowanie, że język
sięga poza siebie i to zarówno w przypadku prostych pojęć (np. deszczu), jak i pojęcia istnienia, chociaż to tylko dzięki językowi możemy odnieść się
do przedmiotów, które opisujemy. [ 11 ] Nagel określa stanowisko Wittgensteina jako próbę skrojenia wszechświata na
naszą miarę i jest wobec niego wyraźnie krytyczny. Dociekania są
spojrzeniem w głąb języka, jako tworu człowieka, spojrzeniem przeprowadzonym
na gruncie empirii, w sposób przyziemny i niemalże pospolity. Często spotkać
się można z opinią, że w przypadku późniejszej filozofii Wittgensteina, w skład której wchodzi tekst na którym opiera się niniejsza praca, trudno jest
dociec celu, w jakim autor wykłada swoje poglądy. Mówi się także o tym, iż
odkąd dzieło to ukazało się, a minęło już od tego czasu niemalże pół
wieku, trudno jest wskazać jedną zasadniczą teorię, której tekst ten byłby
wykładem. Podejmowano rozliczne próby stworzenia „spisu treści" tej książki,
próby podzielenia jej na pewne rozdziały, między którymi dałoby się
wyrysować wyraźną granicę. Przyznać trzeba, że to zadanie niezmiernie
trudne, gdyż tekst ten nie należy do najprostszych. Podział na punkty, których
jest ponad 690, jest wyraźnym dowodem na matematyczne wykształcenie autora. Od Kanta powszechne stało się odczucie że to, co uważamy za własności
rzeczy, nie jest niezależne od tego, jak ukonstytuowani jesteśmy jako podmioty
poznające, oraz od tego, jak na owe rzeczy patrzymy. Wielokrotnie podejmowane w tej kwestii głosy zdają się mówić, że nasze sądy dotyczące świata względem
naszej zmysłowości zewnętrznego, są zawsze uwikłane w jakąś teorię.
Poznając świat nie możemy zupełnie oderwać się od teorii i widzieć świat
nieprzesłonięty żadną wcześniejszą koncepcją świata. Przykładów na to
można podać wiele. Ja natomiast chciałbym posłużyć się jednym, prostym
przykładem, który pozwoli
dostrzec zasadność takiego stwierdzenia. Wyobraźmy
sobie, że ktoś pyta nas ile dzisiaj jest stopni. My spoglądamy za okno na
termometr wskazujący temperaturę powietrza i odczytujemy: „25 stopni
Celsjusza". Tak sformułowana informacja jest uwikłana co najmniej w kilka
teorii, z czego normalnie nie zdajemy sobie sprawy, wypowiadając dane słowa.
Najważniejszą wydaje się być teoria widzenia, tzn. tego, w jaki sposób
funkcjonuje ludzki zmysł wzroku. Poza tym, teoria ta uwzględnia przecież skalę, w której tę temperaturę się odczytuje i podaje — w tym przypadku skalę
Celsjusza. Uwzględnia także teorię rozszerzalności temperaturowej cieczy, która
znajduje się w rurce termometru (alkoholu — kolejna teoria, bądź rtęci — z czym wiąże się teoria metalu będącego w stanie ciekłym). Inną teorią w którą uwikłany jest podany przeze mnie
odczyt, jest teoria rurki próżniowej, w której dana ciecz się znajduje. Ważną
zdaje się także być teoria mówiąca o przekazywaniu ciepła ze szkła do
cieczy (tych teorii znalazłoby się z pewnością jeszcze kilka, ale to nie wchodzi w zakres rozważanego przeze mnie problemu). Nie możemy się
więc wyzbyć języka, w którym myślimy o świecie, ale jak słusznie zauważył
Leszek Kołakowski, jest nie do wiary i nikt w to chyba nie wierzy, aby język
żerował wyłącznie na zwyczajnej percepcji. Gdyby tak było, ludzie może
wypracowaliby arytmetyczne i geometryczne umiejętności, lecz jakże mogliby
dojść do rachunku całkowego, liczb Cantora i geometrii nieeuklidesowych? Od
wieków filozofowie i myśliciele religijni są tymi, którzy brutalnie nadużywają i wykręcają język, próbując wycisnąć z niego ukryte skarby. Wiele z takich prób kończyło się bezpłodnie — ale nie wszystkie. Ludzie nigdy
chyba nie będą zaspokojeni gotowym, odziedziczonym zasobem swej mowy — i to
nie tylko z tego powodu, że muszą ochrzcić
nowo odkryte czy stworzone przez siebie przedmioty, lecz za sprawą
podejrzenia, iż język pod naporem wydałby coś, do posiadania czego nie chce
się przyznać. [ 12 ] Według Wittgensteina próby tego typu nie mają sensu, a ich owoc niesie ze sobą
mnóstwo nieporozumień. Zauważyć należy, że nie ma języka, który obejmowałby wszystko. Wręcz
przeciwnie — jest ich tyle, ile możliwych punktów widzenia. Każdy punkt
widzenia, to odmienny język (lub
lepiej: gra językowa). Każdy punkt widzenia, to niejako odmienny
„paradygmat", a każdy taki „paradygmat" jest od innych tak odmienny,
jak odmienni są ludzie, którzy patrzą przez niego na świat. Dużą część
tego „paradygmatu" stanowi to, czego według Wittgensteina nie da się
powiedzieć. Pozwolę sobie przypomnieć po raz kolejny, że składa się na to
sytuacja, w której używa się słowa, ale także doświadczenia rozmówców,
często jakże odmienne od siebie. Gdy to uwzględnimy, staje się jasne, że
filozofia (która żyje przecież tylko w języku)
staje się zrozumiała poprzez pewnego rodzaju inicjację, której nie
poprzedza akt intelektualnego zrozumienia. Staje się dla tych, którzy pragną ją
zaadoptować, zrozumiała w samym akcie akceptacji, który może, lecz nie musi
być zgodny z samointerpretacją jej twórcy. [ 13 ] Poza tym nie trudno zauważyć, że językowa ścisłość, której domagał się
Wittgenstein, nie zawsze jest możliwa, a skłonności do metafizycznych wywodów
nie giną nawet u tych, którzy znają logikę naszego języka. W świetle tych słów nasuwa się stwierdzenie,
że język, choć bezsprzecznie determinuje nasze poznanie i umożliwia nam
poprzez nadawanie nazw wyodrębnianie rzeczy w świecie, jest tylko trudnym do
scharakteryzowania fundamentem, gwarantującym intersubiektywną zgodę. Poza
jego zasięgiem znajduje się bowiem cały ogrom tego, o czym nie daje się nic
powiedzieć, a sam język ginie za treścią, którą ze sobą niesie.
1 2
Przypisy: [ 7 ] L. Wittgenstein Dociekania..., cz. II, s. 245. [ 8 ] Tamże, cz. II, s. 254. [ 10 ] Takie streszczenie wittgensteinowskiego stanowiska podaje Thomas Nagel w: Widok
znikąd, s. 132 — 133, Warszawa 1997. Przeł. Cezary Cieśliński,.
Fundacja ALETHEIA. [ 11 ] Przykład podany przez Nagela jest następujący: „Każdy zgodziłby się
chyba, że za pomocą języka możemy powiedzieć, prawdziwie lub fałszywie,
iż dokładnie pięćdziesiąt tysięcy lat temu na Gibraltarze padał
deszcz, choćbyśmy nawet nie potrafili osiągnąć zgody, co do
zastosowania tego terminu w tym przypadku". Tamże, s. 132. [ 12 ] Leszek Kołakowski Horror
metaphysicus, Poznań 1999, s. 237. Przeł. Tadeusz Baszniak, Maciej
Panufnik. Zysk i S-ka Wydawnictwo. « Teoria poznania (Publikacja: 05-12-2005 )
Ryszard Gnacy Ur. 1978. Mechanik po szkole średniej, magistr nauk filozoficznych - po szkole wyższej. Zainteresowania: historia myśli i systemów religijnych, fizyka teoretyczna, malarstwo, grafika komputerowa, sztuki walki, muzyka (gra na gitarze i perkusji). Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: U źródeł agnostycyzmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4507 |
|