Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.012.957 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Kościół będzie jeszcze przez jakiś czas bronił prawa do współdecydowania w kwestiach etyki; jednakże coraz mniej ludzi jest przekonanych o wartości wyjaśniającej oferowanych przezeń modeli.
 Filozofia » Teoria poznania

Znaczenie języka w poznawaniu rzeczywistości w późnej filozofii Wittgensteina [2]
Autor tekstu:

Znaczenie słów jest więc czymś, czego należy się nauczyć, aby rozumieć jaka jest ich rola w zdaniach. I chociaż słowa „jest", można używać bądź jako „jest", czyli jako czasownika, lub też jako „równa się", bądź jako zwykłego łącznika, to wypowiadając zdanie „Róża jest czerwona" nikt nie uważa, że chciało się przez to rzec „Róża = czerwona", bo to nie miałoby sensu. [ 7 ]

Ważne są w świetle powyższych uwag słowa:

W różnych kontekstach słowo miewa różny charakter, ale zawsze — chciałoby się rzec — ma ono jednak jakiś charakter, jakąś twarz. [ 8 ]

Gdy rozumiemy jakieś zdanie, rozumiemy zarazem jakiś język, co pokrywa się z umiejętnością władania pewną techniką. Rozumienie jawi się więc jako specyficzne, niedefiniowalne przeżycie, i tym według Wittgensteina jest.

Wynika z tego explicite, że przebieg naszej gry językowej oparty jest zawsze na jakimś milczącym założeniu, a więc to, co da się powiedzieć, nie jest wszystkim, co tworzy znaczenie danej wypowiedzi. W każdym bowiem języku istnieją zwroty, w przypadku których wskazanie ich znaczenia jest niezmiernie trudne. Wittgenstein podaje zwroty takie, jak: „Boję się", „Mam nadzieję", „Wierzę". O ile „Boję się" można przedstawić robiąc konkretną minę, to zwrotu „Mam nadzieję" w żaden sposób zobrazować przecież niepodobna. Wyrażeń tych po prostu się używa w przypadku konkretnych gier językowych, a kontekst ich zastosowania, „otoczenie" w którym się ich używa niejako „robią resztę".

Opis mego stanu psychicznego (np. strachu) jest czymś, co robię w określonym kontekście. (Tak jak tylko w określonym kontekście dane działanie jest eksperymentem). [ 9 ]

Ta uzupełniająca znaczenie rola kontekstu użycia słowa, czy sytuacji w której się go używa, nie jest zrozumiała wprost, jak mogłoby się zdawać. Trudno jest to zrozumieć i próbować w jakiś sposób wytłumaczyć. Trudno zrozumieć, co sprawia, że wypowiadane zwroty coś znaczą w określonym miejscu. Wystarczy kilkukrotnie powtórzyć jakiś wyraz, aby jego sens w pewien sposób nam uciekł. Staje się dla nas w takiej sytuacji ciągiem dźwięków, które zdają się nic nie komunikować, a przecież tak nie jest. Istnieje mnóstwo zwrotów, które choć zasadniczo różnią się od zwykłych rzeczowników nazywających jakieś rzeczy, posiadają wszystkie formy gramatyczne, które mają takie nazwy. Dobrym przykładem są czasowniki: „pragnąć", „chcieć", czy „sądzić".

Poczucie trafności użycia słowa decyduje o tym, którego zwrotu użyjemy w wypowiedzi. Nie da się tego wypowiedzieć, podobnie jak nie da się opisać stanu psychicznego, który towarzyszy przekonaniu o celowości wypowiadanych słów typu: „Bać się", „Martwić się" i innych. Nie można tego w żaden sposób wiedzieć — mówi Wittgenstein — to się po prostu czuje. Człowiek nabywa umiejętności mówienia, rozumienia mowy innych, nie znając mechanizmów jej funkcjonowania. I choć autor Dociekań nie czyni takiego stwierdzenia na stronach swego dzieła, można wnioskować, iż sądził, że w momencie w którym będziemy próbowali wytłumaczyć w jaki sposób przebiega proces wyboru słów w rozmowie, okażemy się w tym bezsilni. Co bowiem decyduje o tym, że zamiast słów „zdaje mi się" używam słów „sądzę, że"? Aby sobie to uświadomić, wystarczy wziąć do ręki słownik wyrazów bliskoznacznych, a od razu mnogość słów, którymi można zastąpić dany zwrot, ukazuje się nam w pełnym świetle. Ileż to razy przy pisaniu jakiegoś tekstu dbamy o to, aby jakieś słowo nie powtórzyło się zbyt wiele razy w bliskim ze sobą sąsiedztwie. Liczba dostępnych zwrotów jest oczywiście duża, co pozwala nam na pewnego rodzaju swobodę w ich wyborze. Z drugiej strony istnieją pojedyncze wyrazy, które mają wiele znaczeń, czego dobrym przykładem jest rzeczownik „zamek". Poza tym skończona przecież ilość słów nadaje się do opisu nieskończonej ilości sytuacji. To kolejny element języka dostrzeżony przez autora Dociekań filozoficznych. Język jest dla Wittgensteina czymś nie do końca jasnym, czego dowodem są opisane wyżej sytuacje poszukiwania sensu i znaczenia pewnych zwrotów. Wszyscy znają doskonale uczucie „braku słów" przy formułowaniu jakiejś wypowiedzi. Chcemy komuś coś opisać i w pewnym sensie brakuje nam słów, bądź czujemy, że słowa których używamy nie do końca trafiają do tego, który słucha. Można rzec, że w pewnym miejscu niejako „język się kończy", a słowa te nie będą z pewnością zbyt mocne.

Tekst Dociekań filozoficznych wyraźnie wskazuje, że wszystko to, co usiłuje przekroczyć granice ludzkiego życia i doświadczenia, nie może mieć sensu, gdyż tylko wewnątrz społeczności złożonej z rzeczywistych lub możliwych użytkowników języka, może istnieć zgoda, co do sposobu użycia słowa. Wittgenstein zdaje się mówić, że istnieją tylko fakty językowe, co sprawia, że jego podejście do problemu języka, jest podejściem antropomorficznym. W świetle tego, źródła logicznej i matematycznej konieczności leżą wewnątrz obszarów ich własnych dyskursów — a więc — w obrębie możliwych do zużytkowania praktyk językowych. Istnienie języka, który byłby zrozumiały wyłącznie dla jednej osoby, jest niemożliwe, a wszyscy, którzy próbują przełamać ograniczenia związane ze swoistością ludzkiego sposobu życia i takowego myślenia o rzeczywistości, wypowiadają zdania, które nie mają sensu. [ 10 ] Thomas Nagel w książce pt. Widok znikąd sądzi zdecydowanie, że język sięga poza siebie i to zarówno w przypadku prostych pojęć (np. deszczu), jak i pojęcia istnienia, chociaż to tylko dzięki językowi możemy odnieść się do przedmiotów, które opisujemy. [ 11 ] Nagel określa stanowisko Wittgensteina jako próbę skrojenia wszechświata na naszą miarę i jest wobec niego wyraźnie krytyczny. Dociekania są spojrzeniem w głąb języka, jako tworu człowieka, spojrzeniem przeprowadzonym na gruncie empirii, w sposób przyziemny i niemalże pospolity. Często spotkać się można z opinią, że w przypadku późniejszej filozofii Wittgensteina, w skład której wchodzi tekst na którym opiera się niniejsza praca, trudno jest dociec celu, w jakim autor wykłada swoje poglądy. Mówi się także o tym, iż odkąd dzieło to ukazało się, a minęło już od tego czasu niemalże pół wieku, trudno jest wskazać jedną zasadniczą teorię, której tekst ten byłby wykładem. Podejmowano rozliczne próby stworzenia „spisu treści" tej książki, próby podzielenia jej na pewne rozdziały, między którymi dałoby się wyrysować wyraźną granicę. Przyznać trzeba, że to zadanie niezmiernie trudne, gdyż tekst ten nie należy do najprostszych. Podział na punkty, których jest ponad 690, jest wyraźnym dowodem na matematyczne wykształcenie autora.

Od Kanta powszechne stało się odczucie że to, co uważamy za własności rzeczy, nie jest niezależne od tego, jak ukonstytuowani jesteśmy jako podmioty poznające, oraz od tego, jak na owe rzeczy patrzymy. Wielokrotnie podejmowane w tej kwestii głosy zdają się mówić, że nasze sądy dotyczące świata względem naszej zmysłowości zewnętrznego, są zawsze uwikłane w jakąś teorię. Poznając świat nie możemy zupełnie oderwać się od teorii i widzieć świat nieprzesłonięty żadną wcześniejszą koncepcją świata. Przykładów na to można podać wiele. Ja natomiast chciałbym posłużyć się jednym, prostym przykładem, który pozwoli dostrzec zasadność takiego stwierdzenia.

Wyobraźmy sobie, że ktoś pyta nas ile dzisiaj jest stopni. My spoglądamy za okno na termometr wskazujący temperaturę powietrza i odczytujemy: „25 stopni Celsjusza". Tak sformułowana informacja jest uwikłana co najmniej w kilka teorii, z czego normalnie nie zdajemy sobie sprawy, wypowiadając dane słowa. Najważniejszą wydaje się być teoria widzenia, tzn. tego, w jaki sposób funkcjonuje ludzki zmysł wzroku. Poza tym, teoria ta uwzględnia przecież skalę, w której tę temperaturę się odczytuje i podaje — w tym przypadku skalę Celsjusza. Uwzględnia także teorię rozszerzalności temperaturowej cieczy, która znajduje się w rurce termometru (alkoholu — kolejna teoria, bądź rtęci — z czym wiąże się teoria metalu będącego w stanie ciekłym). Inną teorią w którą uwikłany jest podany przeze mnie odczyt, jest teoria rurki próżniowej, w której dana ciecz się znajduje. Ważną zdaje się także być teoria mówiąca o przekazywaniu ciepła ze szkła do cieczy (tych teorii znalazłoby się z pewnością jeszcze kilka, ale to nie wchodzi w zakres rozważanego przeze mnie problemu).

Nie możemy się więc wyzbyć języka, w którym myślimy o świecie, ale jak słusznie zauważył Leszek Kołakowski, jest nie do wiary i nikt w to chyba nie wierzy, aby język żerował wyłącznie na zwyczajnej percepcji. Gdyby tak było, ludzie może wypracowaliby arytmetyczne i geometryczne umiejętności, lecz jakże mogliby dojść do rachunku całkowego, liczb Cantora i geometrii nieeuklidesowych? Od wieków filozofowie i myśliciele religijni są tymi, którzy brutalnie nadużywają i wykręcają język, próbując wycisnąć z niego ukryte skarby. Wiele z takich prób kończyło się bezpłodnie — ale nie wszystkie. Ludzie nigdy chyba nie będą zaspokojeni gotowym, odziedziczonym zasobem swej mowy — i to nie tylko z tego powodu, że muszą ochrzcić nowo odkryte czy stworzone przez siebie przedmioty, lecz za sprawą podejrzenia, iż język pod naporem wydałby coś, do posiadania czego nie chce się przyznać. [ 12 ] Według Wittgensteina próby tego typu nie mają sensu, a ich owoc niesie ze sobą mnóstwo nieporozumień.

Zauważyć należy, że nie ma języka, który obejmowałby wszystko. Wręcz przeciwnie — jest ich tyle, ile możliwych punktów widzenia. Każdy punkt widzenia, to odmienny język (lub lepiej: gra językowa). Każdy punkt widzenia, to niejako odmienny „paradygmat", a każdy taki „paradygmat" jest od innych tak odmienny, jak odmienni są ludzie, którzy patrzą przez niego na świat. Dużą część tego „paradygmatu" stanowi to, czego według Wittgensteina nie da się powiedzieć. Pozwolę sobie przypomnieć po raz kolejny, że składa się na to sytuacja, w której używa się słowa, ale także doświadczenia rozmówców, często jakże odmienne od siebie. Gdy to uwzględnimy, staje się jasne, że filozofia (która żyje przecież tylko w języku) staje się zrozumiała poprzez pewnego rodzaju inicjację, której nie poprzedza akt intelektualnego zrozumienia. Staje się dla tych, którzy pragną ją zaadoptować, zrozumiała w samym akcie akceptacji, który może, lecz nie musi być zgodny z samointerpretacją jej twórcy. [ 13 ] Poza tym nie trudno zauważyć, że językowa ścisłość, której domagał się Wittgenstein, nie zawsze jest możliwa, a skłonności do metafizycznych wywodów nie giną nawet u tych, którzy znają logikę naszego języka.

W świetle tych słów nasuwa się stwierdzenie, że język, choć bezsprzecznie determinuje nasze poznanie i umożliwia nam poprzez nadawanie nazw wyodrębnianie rzeczy w świecie, jest tylko trudnym do scharakteryzowania fundamentem, gwarantującym intersubiektywną zgodę. Poza jego zasięgiem znajduje się bowiem cały ogrom tego, o czym nie daje się nic powiedzieć, a sam język ginie za treścią, którą ze sobą niesie.


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Wittgenstein: Dwie filozofie języka
Sieć pojęciowa a język

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (3)..   


 Przypisy:
[ 7 ] L. Wittgenstein Dociekania..., cz. II, s. 245.
[ 8 ] Tamże, cz. II, s. 254.
[ 9 ] Tamże.
[ 10 ] Takie streszczenie wittgensteinowskiego stanowiska podaje Thomas Nagel w: Widok znikąd, s. 132 — 133, Warszawa 1997. Przeł. Cezary Cieśliński,. Fundacja ALETHEIA.
[ 11 ] Przykład podany przez Nagela jest następujący: „Każdy zgodziłby się chyba, że za pomocą języka możemy powiedzieć, prawdziwie lub fałszywie, iż dokładnie pięćdziesiąt tysięcy lat temu na Gibraltarze padał deszcz, choćbyśmy nawet nie potrafili osiągnąć zgody, co do zastosowania tego terminu w tym przypadku". Tamże, s. 132.
[ 12 ] Leszek Kołakowski Horror metaphysicus, Poznań 1999, s. 237. Przeł. Tadeusz Baszniak, Maciej Panufnik. Zysk i S-ka Wydawnictwo.
[ 13 ] Tamże, s. 273 — 274.

« Teoria poznania   (Publikacja: 05-12-2005 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Ryszard Gnacy
Ur. 1978. Mechanik po szkole średniej, magistr nauk filozoficznych - po szkole wyższej. Zainteresowania: historia myśli i systemów religijnych, fizyka teoretyczna, malarstwo, grafika komputerowa, sztuki walki, muzyka (gra na gitarze i perkusji).

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: U źródeł agnostycyzmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4507 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365