|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Co robić? Komu ufać? Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
Motto:
"Pytają się mnie ludzie
Dlaczego w pracy uwiedzion
Ustałem w miłym trudzie
Łechtania polskich śledzion"
Tadeusz
Boy Żeleński
Pani
Marrgollcia w komentarzu do artykułu o panu pośle Giertychu pyta, co
robić?
Odpowiedź
jest prosta, niestety jej wykonanie o wiele trudniejsze. Jednak nawet po
wykonaniu tego zadania cudów nie należy się spodziewać, ponieważ jesteśmy
zaściankiem Europy.
Pamiętam jak jeden z czołowych naszych reportażystów opisywał w jaki sposób uzupełnia się
paliwo w Mongolii:
Ze stacji paliw
zostajemy odesłani do biura stacji paliw, które jak na ten kraj przystało,
mieści się w jurcie. Tutaj urzędnik, któremu na migi tłumaczymy, że
potrzebujemy benzyny (w tym celu kręcimy w powietrzu wyimaginowaną kierownicą
wymawiając głośno: Brrrym, brrym) oddziera z jakiejś książki kawałek
papieru i coś na nim pisze, następnie wręcza nam ten zapisany świstek i pokazuje żeby się udać do następnego urzędnika, który siedzi przy sąsiednim
biurku. Ten pokazuje międzynarodowym gestem, żeby zapłacić, więc płacimy.
Urzędnik przybija pieczątkę i teraz należy przejść o wiele dalej, bo na
drugą stronę okrągłej jurty, to jest pięć metrów, do urzędniczki, która
znowu coś dopisuje i pokazuje na otwór w jurcie. Wychodzimy i wracamy do
dystrybutora. Obsługujący go człowiek międzynarodowym gestem pokazuje, że
trzeba mu dać w łapę. Po wykonaniu tej normalnej w każdej biurokracji czynności
otrzymujemy benzynę.
Pamiętam
jak czytając ten opis zaśmiewałem się do łez.
Ale z czego i dlaczego się śmiałem?
Śmiałem się z dziecinnego prymitywizmu tych ludzi. A dlatego się śmiałem, że każdemu z nas od dziecka tłuką do głowy, że wszyscy ludzie na całym świecie są równi, a my sobie, przez wrodzoną głupotę dopowiadamy, że SĄ TACY SAMI.
W każdym społeczeństwie w miarę upływu stuleci rozwija się cywilizacja, a na jej bazie rozwija się
kultura. Im wyższa kultura tym lepiej przeciętny obywatel potrafi dbać o własne
dobro minimalizując szkodę wyrządzaną tym działaniem, innym współobywatelom.
Zaś robi tak nie dla zasady „miłuj bliźniego swego", lecz dlatego, że
rozumie, iż dobro społeczne jest jego dobrem.
Nie twierdzę, że
narody różnią się jedynie poziomem kulturowym. Na pewno istnieją różnice w cechach narodowych. W Niemczech jest czysto, mimo że za granicą (Polska,
Francja) jest brudno. Anglicy nie wstydzą się mówić, że Anglia nie ma stałych
sojuszników, tylko stałe interesy, ani że zawsze ich przyjacielem jest drugie
co do potęgi państwo, z którym niszczą najsilniejsze, ani że tylko głupi
wojuje własnym wojskiem. Francuzi wstydzą się tak mówić i małpują Anglików,
zresztą przeważnie nieudolnie.
Tak! To są różnice,
ale małe. Istotny jest poziom kulturowy obywateli, stopień ich
zdyscyplinowania i realizm myślenia. Bardzo ważne jest posiadanie czołówki
intelektualnej, bo to właśnie ta czołówka podejmuje decyzje przesądzające o teraźniejszości i przyszłości społeczeństwa.
Żeby ją mieć,
trzeba o nią dbać, a już w żadnym razie nie niszczyć jej.
A jak było (i
jest) z tymi sprawami u nas?
Najpierw mała
dygresja. Na to żeby facetowi wyciągnąć z brzucha zaropiały wyrostek
robaczkowy, trzeba ukończyć studia medyczne, wykonać robotę pańszczyźnianą
(nazywaną stażem podyplomowym), zdać egzamin państwowy i uzyskać co
najmniej pierwszy stopień specjalizacji z chirurgii miękkiej. Podobnie jest z projektowaniem chałupy, budową mostu, prowadzeniem samochodu itd. Te rygory są
podyktowane dobrem pojedynczych ludzi, góra kilku ludzi, wielka góra -
kilkunastu. W sprawach dotyczących dobra całego narodu takich rygorów się
nie stosuje.
Ja uważam, że z wyżej wymienionych powodów powinno się zabronić historykom pisania historii
pod karą pięciu lat więzienia, a podręczników szkolnych do historii pod karą
dożywocia. Uzasadnienie jest proste: historyk to naukowiec a nie praktyk -
niech pisze dysertacje naukowe. Zaś historia powinna uczyć tak
prozaicznie-praktycznej wiedzy jak umiejętność codziennego życia dla dobra własnego,
własnej rodziny i własnego narodu, czyli dla dobra własnego — i koło się
zamyka.
Od czasów
Kazimierza IV, trzeciego i ostatniego Litwina na naszym tronie, który wymusił u naszych „statystów" (polityków) zmianę unii z Litwą na korzyść
Litwy, mocarstwo polskie powoli schodziło na psy. Apogeum tej tragedii, to
czasy dwóch ostatnich królów elekcyjnych.
Ówczesne czasy a raczej stosunek naszych elektorów, a była nimi cała szlachta, do władzy
najlepiej charakteryzuje definicja najlepszego kandydata na króla:
Lubi kobiety
Lubi wino
Nie zna języka
polskiego.
W innych krajach
nie było lepiej. Oto we Francji jak już rewolucja była tuż, tuż, to któryś z ministrów skarbu, nie pamiętam, który, bo w ostatnich latach monarchii
burbońskiej zmieniano ich częściej niż obecnie u nas pan poseł Rokita
zmienia partie, wyliczył, że wystarczy o 30% obniżyć wydatki na dwór i administrację, żeby wystarczyło na spełnienie żądań nowej burżuazji. Na
to skrajnie prawicowy rojalista powiedział: Chcą pieniędzy? Jak będzie mniej
chleba w Paryżu, to bardziej będą go cenić. Taki kretyn! Przecież od czasów
rzymskich wiadomo, że jak się chce mieć spokój w państwie, to trzeba dawać
chleb, nawet za darmo.
Jak
się skończyło wiadomo. Ale od czasów Odrodzenia, Francja obok Włoch należała
do czołówki kultury europejskiej. Monarchiczno imperialne głupoty skończyły
się definitywnie lotem orła w ciągu
„stu dni" czyli pod Waterloo, ale już za Ludwika XVIII francuska burżuazja
rozumiała to, co po stu latach i trzech klęskach trzech
wielkich powstań, u nas nazwano pracą u podstaw i pracą organiczną.
Nie tylko zrozumiała, Francuzi potrafili, mimo ogromnych kosztów kampanii
napoleońskich szybko odbudować kraj. Potrafili także skutecznie budować swoją
realną przyszłość.
Polska arystokracja
przedrozbiorowa więcej dbała o dobro swoich latyfundiów niż o obronność
kraju, a siedzieliśmy między trzema potęgami. Nasza słabość już za czasów
Augusta saskiego przesądziła o rozbiorach. Stanisław Poniatowski, niezwykle mądry
człowiek, doskonale wiedział, co się święci, ale był zupełnie bezsilny,
więc postanowił rozbudowywać to, co mogło przetrwać okres braku naszej państwowości,
to jest kulturę narodową.
On pomyślał mądrze — myśmy wykonali z przesadą.
Gdyby podręczniki
historii pisali politycy, a nie historycy, to uczyliby naszą młodzież, że
walkę prowadzi się, tak jak każdą inną realizację polityczną, w celu osiągnięcia
efektów politycznych poprzez zwycięstwo militarne. Zaś zwycięstwo w walce
jest głównie uzależnione od stosunku sił, następnie od jakości dowodzenia a na końcu od męstwa żołnierza.
Dla mnie najpiękniejsze
klejnoty literatury romantycznej, to Hymn o zachodzie słońca Słowackiego i Reduta Ordona Mickiewicza. Pomijam błędy historyczne, jakie nasz wieszcz w tej
reducie porobił. Chodzi mi o te wersy:
Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą
spiże, Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, — Warszawa
jedna twojej mocy się urąga, itd. Jest to piękna, porywająca poezja ale...
W okresie powstania listopadowego
Rosja była rzeczywiście największą potęgą w Europy i Azji. Żadne rozsądne
państwo się na tę potęgę nie porywało, tylko nasi powstańcy szaleńczo
odważni to zrobili. W odniesieniu do wszystkich trzech wielkich powstań
narodowych od Kościuszki do Traugutta, za każdym razem nie jest ważne ile
wojsk Rosja użyła do stłumienia „polskawo miatieża". Wiadomo, że użyła
tyle ile należało, bo stłumiła, ale nie to jest ważne ile użyła, lecz to
ILE MOGŁA UŻYĆ. A mogła użyć i dwa, i trzy razy więcej. Jeśli człowiek
widzący na torze po którym nadjeżdża lokomotywa bawiące się dziecko,
chce je uratować i zamiast uratować ginie pod kołami — to bohater, ale jeśli
zamiast usuwać dziecko z toru chce zatrzymać swymi ramionami lokomotywę to
nie bohater, lecz idiota.
To co wyżej napisałem na temat
naszych powstań, to są rzeczy, o których dobrze wychowany Polak
nie mówi. Ale są sprawy jeszcze bardziej wstydliwe.
W czwartym dniu Powstania
Warszawskiego zginął Krzysztof Kamil Baczyński. Według profesora Wyki był
to tak świetnie zapowiadający się poeta, że gdyby przeżył, to dorównałby
Juliuszowi Słowackiemu. A dlaczego o tym wiemy? Ano wiemy dlatego, że
Baczyński pisał od szesnastego roku życia a zginął mając dwadzieścia
trzy lata, no i że go osobiście znał profesor Wyka. A ilu takich Baczyńskich
tak samo uzdolnionych we wszelkich dziedzinach zginęło w każdym z czterech
naszych powstań? Przecież do powstań szedł najbardziej patriotyczny element
naszego społeczeństwa. Szli i ginęli, ginęli i ginęli. Ginęli nie tylko w walce. Czołówka intelektualna, to z reguły bardzo delikatny kruszec.
Delikatny w dziwny sposób. Tadeusz Borowski przeżył tragiczną okupację w Warszawie, przeżył makabrę Oświęcimia, a jak wrócił do PRLu i zobaczył,
że komuna to taka sama dyktatura jak hitleryzm, to popełnił samobójstwo. Ci
wartościowi, którzy przeżywali powstania i wojny, ginęli w tajgach sybiru,
na stokach cytadeli warszawskiej lub w kaźniach UB i SB. Pozostawali głównie
mierni, bierni, ale wierni. Dlatego właśnie obecnie zupełnie nie posiadamy
zdolnej do sprawowania rządów czołówki intelektualnej.
Tylko działania hitlerowców, wyraźnie
nastawione na likwidację naszej inteligencji, a rozpoczęte wywiezieniem
profesorów UJ z Krakowa i egzekucjami
profesorów uniwersytetu lwowskiego, były powszechnie zauważone. W średniowieczu, w społeczeństwie stanowym jednostki określane jako „sól ziemi", jak się
wtedy mówiło, były łatwe do identyfikacji, bo wyróżniały się wszystkim
począwszy od używanej mowy, to jest łaciny. Dzisiaj jest inaczej i społeczeństwo
nasze jako całość się w tym nie orientuje, ale widzi skutki.
Złodziejska prywatyzacja naszego przemysłu, likwidacja świetnie
rozwijających się stosunków handlowych ze Wschodem w pierwszych latach po
upadku komuny, spowodowana tym zapaść naszego rolnictwa, a ostatnio masowy odpływ
wykształconej w kraju młodzieży, która nie widzi w ojczyźnie żadnych
perspektyw na przyszłość — przecież to nie jest skutek działania rolnika,
ani robotnika, ani bezrobotnego nędzarza!
To jest skutek działania władzy.
W miarę upływu czasu i przemijania kolejnych ekip, które po zrobieniu dużych
pieniędzy ustępują miejsca następnej ekipie, sytuacja staje się coraz
bardziej niebezpieczna dla kolejnych cwaniaków od sprawowania władzy. Dlatego
wprowadza się rządy pacynek. Według encyklopedii jest to: Ťlalka teatralna
nakładana na dłoń i poruszana palcami aktorať. Krzaklewski miał (na dłoni)
profesora Buzka, a obecnie Kaczyński ma Marcinkiewicza. Tego ostatniego świetnie
określił publicysta Rzeczpospolitej pisząc, że jest to człowiek, który bez
rozkazu ustnego lub polecenia na piśmie nie potrafi sobie zawiązać sznurowadeł.
Koniec cytatu. Ja uważam, że to świetny wybór. Taki bezbarwny, niepozorny człowieczyna — zrobi swoje (a raczej zrobi kaczyńskie) i zniknie wracając do żony.
Wracając
do pytania pani Marrgollci: Co robić? — odpowiadam: Należy wychować
nowe pokolenie rozsądnych, wszechstronnie wykształconych,
uczciwych REALISTYCZNIE MYŚLĄCYCH
obywateli, następnie wyłowić spośród nich jednostki wybitne, odebrać im
paszporty i zmusić do objęcia władzy. Potrzeba na to dwóch pokoleń, czyli
stu lat. Zanim to nastąpi proponuję demokrację (prawie) bezpośrednią na wzór
Szwajcarii, czyli coroczne referendum, w którym moglibyśmy skazywać naszych władców
przynajmniej na dwudziestoczterogodzinny pręgierz nago. Odpowiednie wyposażenie
techniczne zachowało się przy
furcie Kościoła Mariackiego w Krakowie, więc Marysi Rokicie będzie najbliżej.
« Felietony i eseje (Publikacja: 19-12-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4519 |
|