|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
O "Templetona" dla Witwickiego Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Nagroda
Johna Templetona „Templeton Prize", od roku 1977 przyznawana
jest przez fundację jego imienia za dorobek służący dialogowi
chrześcijaństwa ze współczesną myślą przyrodniczą.
Nagrodę przyznaje zespół sędziów, reprezentujących
największe religie świata, wśród nich jest m.in. kard.
Francis Arinze, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu
Międzyreligijnego. Polskie środowiska akademickie reprezentują
metropolita lubelski abp Józef Życiński i ks. prof. Michał Heller. Laureatami nagrody byli m.in. Matka Teresa z Kalkuty,
Aleksander Sołżenicyn i brat Roger, założyciel wspólnoty w Taize. A wśród uczonych, np. Freeman J.
Dyson, Carl von
Weizsaecker i ostatnio Charles Townes.
Jak
pisze KAI choć fundacja i jej twórca oraz większość jego współpracowników
reprezentują środowiska protestanckie, to ich wizja dialogu
nauki i wiary jest bardzo bliska temu, czego naucza papież, a poprzez wspieranie badań dotyczących wzajemnego dialogu nauk
przyrodniczych i teologii, służy ukazaniu doniosłości prawd
chrześcijańskich w świetle odkryć współczesnej nauki. Jej
działalność ważną jest zarówno merytorycznie, przez
wspieranie i koordynowanie badań, jak i psychologicznie, bo
dzięki niej przyrodnicy zainteresowani sprawami wiary nie czują
się osamotnieni w swych instytutach i programach badawczych.
Oczywiście, że w tym kontekście mój postulat o nagrodę jest tylko
intelektualną prowokacją, ale aby go bardziej uzasadnić,
należy przypomnieć, że ponad jego niezaprzeczalny dorobek
naukowy, Witwicki wywodził się z głęboko religijnej
katolickiej rodziny. A przy swej wielkości był człowiekiem
bardzo skromnym. Świadczyć o tym mogą, między innymi,
poniższe zdania, nawiązujące do interesującego nas tematu, z listów do siostry-zakonnicy: „Wierz mi, że swojej sławy nie
szukam ani rozgłosu. Ja tylko nad tym pracuję, żeby wierzący i nie wierzący byli oświeceni; jedni wiedzieli, w co i dlaczego
wierzą, a drudzy wiedzieli, w co i dlaczego nie wierzą — a nie tak: bij zabij jeden drugiego i nikt nikogo dobrze nie
rozumie". A w liście innym: „Bądź przekonana, że ja
niczego nikomu do wierzenia nie podaję. Tego się w ogóle nie
robi w naukowych książkach. I tak samo nikomu nie narzucam
swych myśli. Wprost przeciwnie". I dalej: „Wiesz, mnie się
zdaje, że pracować, jak człowiek potrafi najlepiej, to zawsze
na Bożą chwałę wyjdzie na końcu". (Cytuję za Kazimierą
Jeżewską). W środowisku chrześcijańskich
intelektualistów mówi się wiele o możliwości pogodzenia
wiary z nauką. Jan Paweł II w 1998 roku opublikował na ten
temat encyklikę Fides et ratio oraz napisał słynny list
do George’a Coyne’a z okazji trzechsetnej rocznicy wydania Principiów
Newtona. Amerykański milioner John Templeton ofiarował 550
milionów dolarów na fundusz nagród dla uczonych. Nagroda jest
przyznawaną „za pobudzenie wiedzy o Bogu wśród całej
ludzkości". Wynosi 1,5 mln $ i jest wyższa od nagrody Nobla. [ 2 ]
Zalążki tego
dyskursu możemy śledzić prawie od początków istnienia
pisanych źródeł, a jego historia jest pasjonująca. [ 3 ]
Naturalną cechą człowieka, szczególnie młodego, jest chęć
coraz lepszego poznania wszystkiego, co może ułatwić
zrozumienie otaczającego nas świata oraz umożliwić sprawne w nim funkcjonowanie. Poszerzenie wiedzy wymaga stawiania pytań,
także tych sprzecznych z obowiązującymi dogmatami. Stawiano je
zawsze i to nawet wtedy, gdy za ich podważanie groziła
śmierć. Emancypująca się nauka jednoznacznie pokazała, że
weryfikowalna znajomość świata możliwa jest tylko w oparciu o dostępne ludzkim zmysłom doświadczenie wsparte logiczną
racjonalnością. Przy dzisiejszym rozwoju wiedzy, a zwłaszcza
ewolucjonizmu, niewierzącemu trudno jest pojąć, jak można
być wysoko wykształconym człowiekiem zachowując szczerą
wiarę. Tym bardziej trudno, gdy wie się, iż badania
socjologiczne pokazują, że także dziś agnostycy oraz ateiści
stanowią w społeczeństwach tylko znikomą mniejszość. Zaś
światopoglądy fideistyczne, w całym ich spektrum różnorodnych
postaw, znacznie przekraczają 95% ludzkości.
Na początku lat
trzydziestych ubiegłego wieku znakomity uczony Władysław
Witwicki napisał na ten temat niepokorną książkę
zatytułowaną Wiara oświeconych. Jak bardzo niepokorną,
świadczy niemożliwość jej wydania w Polsce aż do 1959 roku.
Odważniejsi Francuzi wydali jej tłumaczenie dwadzieścia lat
wcześniej. Do mnie dotarło wydanie „Iskier" z 1980 roku, a czytając ją ponownie w 2005 roku zacząłem się zastanawiać,
czy — pomimo upływu czasu i postępu wiedzy — nie jest ona nadal
bardzo aktualnym głosem w dyskusji o możliwości godzenia wiary z wykształceniem (oświeceniem).
Książka dzieli
się na dwie części. Pierwsza, teoretyczna, wprowadza nas w założenia i metodologię psychologicznego eksperymentu dotyczącego
statusu przekonań religijnych u ludzi wykształconych,
przeprowadzonego przez Witwickiego. [ 4 ] Druga jest jego
fascynującym opisem.
Badanie tym
bardziej ciekawe, że — jak pisze sam Witwicki: „Przekonania i uczucia z tej dziedziny lubią półmrok i półświadomość. Do
wyjątków, przynajmniej u nas, należą jednostki, które bez
obawy i otwarcie wynoszą na światło poważnej wymiany myśli w rozmowach prywatnych, na zebraniach towarzystw lub w czasopismach." [ 5 ] Stawiając pytanie, co takiego sprawia, że
ludzie ci uznają pewne poglądy za prawdziwe pomimo braku ich
potwierdzenia w nauce i życiowych doświadczeniach nawet wtedy,
gdy już dostrzegą logiczną sprzeczność z innymi głoszonymi
przez nich twierdzeniami, Witwicki wprowadza tu z języka
filozoficznego określenie „supozycji", tzn.
niby-przekonania.
Wychodząc od
przeświadczenia, że zjawiska religijne w całej rozciągłości
mogą, a nawet powinny być przedmiotem badań naukowych, w swoich doświadczeniach stara się przyjąć stanowisko
bezstronnego badacza. Podejmując opisany w tej książce
eksperyment zaznacza, że „nie zajmuje się przedmiotami wiary,
(...) tylko badaniem aktów wierzenia i stosunku ludzi wierzących
do treści wiary". Przedmiotem swego zainteresowania uczynił
bardzo trudne środowisko ludzi dojrzałych i ich „wiarę na
wyższym poziomie kultury umysłowej", zauważając przy tym,
że wśród nich „jeżeli który wierzy i czuje zgodnie z przepisami swej religii, wyjątkowo tylko gotowi są mówić o swych przeżyciach z tego zakresu". Kluczowym elementem
eksperymentu jest „żywa rozmowa", czyli bezpośredni kontakt
badającego z badanym, ale tak przeprowadzona, aby „na nikogo
nie wywierano żadnego nacisku". Analizuje stany wewnętrzne
badanych, w których "największą rolę grają przekonania,
czyli sądy i zjawiska do sądów podobne". Według
Witwickiego: "Sądem, przekonaniem, przeświadczeniem,
czyli wiarą w znaczeniu świeckim, nazywamy fakt psychiczny
uznawania rzeczywistości jakiegoś przedmiotu lub odmawiania mu
rzeczywistości. (...) Prawdziwy jest akt sądzenia, czyli sąd,
jeżeli istnieje przedmiot, o którego istnieniu jesteśmy
przekonani, a sąd jest fałszywy, jeżeli nie istnieje
przedmiot, w którego istnienie wierzymy". Wydawać sądy, to
znaczy wierzyć lub zaprzeczać istnieniu czegoś. Musimy
uważać za prawdziwy ten sąd, który właśnie wydajemy. Sąd
fałszywy można tylko wypowiedzieć — bez przekonania. „Ile
razy wydajemy jakiś sąd, tym samym bierzemy go za prawdę; ile
razy bierzemy jakiś sąd za fałsz, wydawać go nie jesteśmy w stanie, jak długo czuwamy. Spróbuj, a przekonasz się sam. (...)
Te zdania, które wyrażają lub mogą wyrażać sądy nazywamy "powiedzeniami".
(...) Do pewnych powiedzeń może człowiek zmusić się sam i może zmusić do nich kogoś drugiego. Do szczerych przekonań
ani drugiego, ani samego siebie zmusić nie można."
Poddając w tym
eksperymencie badaniu psychologiczny mechanizm „godzenia"
wiary z rozumem Witwicki wykazuje, w określonym typie wiary,
istnienie supozycji, czyli przekonań pozornych, „nieszczerych",
występujących zamiast spodziewanego wśród ludzi wykształconych
systemu sądów, czyli przekonań właściwych, „szczerych".
"Żadna supozycja nie jest przekonaniem, każda jest
'przekonaniem na niby', przekonaniem pozornym, cieniem
przekonania, ponieważ brak jej istotnego dla przekonań momentu
wiary (w znaczeniu świeckim).
Opisu samej
istoty wiary dokonuje Witwicki za św. Tomaszem i magisterium
Kościoła, pisząc: "Podobnie i sama wiara — podstawą jej i fundamentem jest powaga samego Boga, który objawienie daje, a nie może sam się mylić ani kogokolwiek w błąd wprowadzać,
na ogół — jeżeli Pan Bóg inaczej nie zrządzi — wiara
rodzi u poszczególnych jednostek pewność wyłącznie tylko
moralną, a nie pewność konieczną. Pewność, jaka się
wiąże z wiarą, jest ze względu na swą zasadę
nadnaturalna i przewyższa każdą inną pewność — nawet
metafizyczną, ale ze względu na swój przedmiot, to
znaczy tajemnice w Bogu ukryte, przedmiotowo może dorównywać
tylko pewności moralnej. Wierząc wierzymy ze względu na
powagę Boga, od którego objawienie pochodzi, w tajemnice,
które stworzony umysł ludzki przewyższają do tego stopnia,
że mimo faktu objawienia i przyjęcia wiary one dalej pozostają
zakryte i jakby mgłą otoczone".
Wiemy, że wielu
niepoślednich uczonych godziło swój religijny światopogląd z nauką, wiemy, że wielu czyni tak nadal, ale w żadnym wypadku i nigdy nie stało się to potwierdzeniem tezy, iż można
pogodzić religię z nauką. Wszędzie tam, gdzie osiągamy
pełną wiedzę, tam wiara się cofa. Empirycznie potwierdzanej
wiedzy żadna wiara nie jest potrzebna, a wiara też nie
potrzebuje naukowego potwierdzenia. Jak stwierdził to w swoim
eksperymencie Witwicki, psychologicznie można być człowiekiem
wykształconym i wierzącym: „Wierzący sami czują, kiedy
najlepiej nie myśleć, nie zastanawiać się, nie odpowiadać
sobie samemu na pytanie, nie zadawać pytań, nie zestawiać
swoich dwóch stanowisk w tej samej sprawie na dwóch polach,
kiedy unikać rozmowy na ten temat, a nawiązaną przerwać lub
odwrócić ją na temat inny, czego nie czytać i co zapomnieć, o czym nie wiedzieć w danej chwili, choć się to wie w głębi
duszy i wtedy, i poza tym momentem". Znaczenie tego
eksperymentu dla naszej wiedzy o psychologicznych uwarunkowaniach
niektórych właściwości postawy religijnej, takich jak
obniżenie krytycyzmu wierzącego wobec treści zasad jego wiary,
jest nader aktualne. I dziś też wiara religijna może
polegać albo na przekonaniach, albo na supozycjach. "To, czego
od ludzi oświeconych teologowie wymagają, to wygląda na
supozycje. Przekonania oparte na rzeczywistości nieodpartej,
obiecują im dopiero w życiu przyszłym. Za życia mają tylko
wierzyć — po śmierci zobaczą. Nie mają żadnego obowiązku
pozbywać się swoich wiadomości, spostrzeżeń, wniosków,
zasady sprzeczności, czyli swoich przekonań — mają tylko to
wszystko poddać powadze Kościoła i nie — 'wiedzieć że',
nie — 'spostrzegać' ani 'myśleć że', tylko 'uznawać
za prawdę', tzn. wierzyć w to, co im Kościół do
wierzenia podaje — wbrew temu, co widzą, wiedzą, myślą -
drogą naturalną. Psychologicznie jest to możliwe. W supozycjach, w uczuciach, w aktach woli i w zachowaniu się, w działaniu".
Myślę, że w zakończeniu trafną będzie poniższa anegdotka: „Pełna wiara
to przecież specjalna cnota. Nie ma grzechu w tym, że się w to
lub w owo wątpi, że się krytycznie zapatruje na niejedno. Tak
mi powiedział jeden bardzo poważny spowiednik. To jest tak jak u mnie, jak u człowieka zakochanego, który wie, że jego
ukochana jest idiotką, ale wierzy najgłębiej, że ona jest
mądra, bo jest mu z tym dobrze".
Wydaje
się, iż pomimo napisania książki przed siedemdziesięciu laty i dwu jej powojennych wydań przydałoby się kolejne wznowienie.
Logicznie uzasadnione argumenty starzeją się znacznie wolniej, a liczba zwolenników jakiejś opcji nie zawsze przechodzi w jakość myśli.
*
Forum Klubowe nr 21/2005
Przypisy: [ 2 ] W 1995
roku wydawnictwo Bellona udostępniło nam w dwu tomach polski
przekład książki francuskiego katolickiego historyka Georgesa Minoisa poświeconej temu dyskursowi, pt. Kościół i nauka. Dzieje pewnego niezrozumienia, ale tak w jej tle, warto
też zajrzeć do napisanej w początku lat sześćdziesiątych
książki Zygmunta Poniatowskiego Religia a nauka. Od jej
wydania minęło ponad czterdzieści lat, ale gdy pominiemy
konieczny w owych czasach sztafaż ideologiczny, to okaże się,
że większość użytych w tej pozycji naukowych argumentów
jest nadal aktualna. Ale gdy zechcemy poznać najbardziej współczesne
sądy, to proponuję rozpocząć kwerendę od internetowego „Racjonalisty", w którym znajdziemy krytyczne omówienia, ustosunkowania się i odwołania do całej, dotychczas opublikowanej, światowej
literatury przedmiotu. [ 3 ] Dorobek
Witwickiego w zakresie psychologii religii omawia Jan Szmyd w książce Osobowość i religia. [ 4 ] Wielokrotnie
namawiałem intelektualistów katolickich (w tym księży) do
swobodnego wyrażenia na naszych łamach swoich przekonań,
gwarantując należny im szacunek, nieingerowanie w tekst, a nawet anonimowość. Smutne wręcz doświadczenia uczą, że gdy
znajdzie się wśród nich postać bardziej waleczna oraz
mającą coś interesującego do przekazania innym, to
przełożeni natychmiast mu zabraniają wypowiedzi in foro
externo. [ 5 ] Mam zdecydowanie krytyczną postawę wobec
intelektualistów wszelkich opcji, którzy wolą pozostawać w „towarzystwach wzajemnej adoracji" i kisząc się we własnym
bagienku przekonują już przekonanych, zamiast zdobycia się na
odwagę i przedstawienia swoich szczerych przekonań
antycypowanym oponentom. No chyba, że ich poglądy to tylko
supozycje. « Nauka i religia (Publikacja: 15-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4775 |
|