|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Nauka - Wiara cz. 2 [2] Autor tekstu: Zdzisław Cackowski
Jako genetyk z CECOS (Ośrodek studiów i przechowywania spermy,
instytucja zajmująca się dawcami spermy) „spotykałem licznych dawców
spermy; we Francji dawcy są anonimowi, nie wynagradzani, inaczej niż w niektórych
innych krajach. Tutaj znowu, moje należenie do Kościoła katolickiego nie stwarza
mi żadnego problemu: ten dar spermy jest wedle mnie darem, prawdziwym darem, ważniejszym
od daru krwi, czymś podobnym do daru narządu, a dawcy są, w co wierzę, rzeczywistymi
ojcami (mają już dzieci), którzy chcą pomóc innym mężczyznom, którzy nie
mogą być ojcami: szczególnie jest dla mnie wzruszające, kiedy żona
przychodzi ze swoim mężem, dowodząc stanowczo, że chodzi rzeczywiście o dar ze strony płodnego małżeństwa dla małżeństwa, które nie ma takiej
samej szansy" (s. 158).
Le Marc kończy swoje wywody wyznaniem: „Wierzę w Boga, który
śpiewa i czyni życie śpiewającym" [7].
Moje uwagi
[1] W sprawie piekła zauważę tu, że Bóg z chrześcijańskim
piekłem, to nie jest miłosierny Bóg, natomiast pasuje zdecydowanie do okrutnej
postaci Jahwe ze Starego Testamentu. Przywołam tu jeszcze Mikołaja
Bierdiajewa, który twierdził, że faktyczne istnienie piekła po boskiej
stronie bytu, byłoby miażdżącym dowodem na nieistnienie Boga.
Dla Bierdiajewa najbardziej dręczącym był „problem wiecznej
zatraty i wiecznego piekła" (Bierdiajew Nikolaj: Sobranije socinienij,
t. 1: Samopoznanije, YMCA-PRESS, Paris.). „Gdyby przyjąć istnienie
wieczności mąk piekielnych, to całe moje duchowe i moralne życie traci
wszelki sens i wszelką wartość, ponieważ przebiega ono pod znakiem terroru.
Pod znakiem terroru nie może się objawić prawda" (s.342). "Największy
sprzeciw wywołuje we mnie wszelka obiektywacja piekła i wszelka próba
tworzenia ontologii piekła, co właśnie czynią tradycyjne wyznaniowe doktryny
(bogosłowskije doktriny). Upatruję w tym dogmatyzowanie dawnych sadystycznych
instynktów człowieka. Człowiek autentycznie doświadcza mąk piekielnych,
ale to tylko taki los człowieka, związany z przebywaniem w złym czasie, niemożność
wejścia w wieczność, która może mieć tylko boski charakter. Istnienie
wiecznego piekła byłoby najsilniejszym argumentem przeciwko istnieniu Boga,
najsilniejszym argumentem bezbożnictwa (podkr. moje — Z. C.). Zło i cierpienie, piekło w tym tutaj czasie i w tym tutaj świecie obnaża
niewystarczalność i nieostateczność tego świata oraz nieuchronność
istnienia innego świata i Boga. Brak cierpienia w tym świecie prowadziłby
do zadowolenia tym światem jako ostatecznym" (tamże, s. 342).
Dodam do tego jeszcze, że w dziejach doktryny chrześcijańskiego
Boga, który posługuje się piekłem, okropną rolę odegrał św. Augustyn.
Zacytuję tu jeszcze raz Delumeau z wyżej przywoływanego wywiadu: "To w istocie święty Augustyn teorii grzechu pierworodnego nadał wymiar dramatyczny
oraz wymyślił straszliwą formułę o rzeszy potępionych, określając tymi słowami
ludzkość zrodzoną z grzechu pierworodnego i wyjaśniając w ten sposób słowa
o 'wielu powołanych i niewielu wybranych'".
Dodam tu jeszcze od siebie, że Bóg, Niebiosa, to splot dwóch
ludzkich wołań z otchłani cierpienia i rozpaczy. Z tej otchłani ludzie wołają do Nieba:
o zmiłowanie (o cudowny ratunek) oraz o pomstę (w
tym także o pomstę bezgraniczną, piekielną). Bóg jest właśnie echem
tego podwójnego wołania, jego projektowanym przez cierpienia ludzkie adresatem.
[2] Dzisiejsza katecheza kościelna i teologia wycofują się
cichaczem (bardzo to się cichutko czyni) z tezy teologicznej, że to przecież
Bóg-Ojciec potrzebował ofiary syna, aby ludziom wybaczyć „ich grzech".
Bez tej ofiary krzyża, bez tej ludzko-boskiej ofiary cierpienia Bóg nie mógł
ludziom wybaczyć „ich grzechu". Na gruncie „teologii moralnej"
trudno zrozumieć to okrucieństwo Boże i właśnie temu dziwuje się Jean
Delumeau, tego właśnie nie może on zrozumieć, bo tego na tym gruncie
(moralno-teologicznym) nikt zrozumieć nie potrafi. Natomiast da się to objaśniać
na gruncie historii ludzkiego obyczaju i ludzkiej moralności. Wszak istniał w dziejach ludzkich taki — barbarzyński (choć już mniej barbarzyński od
bezwzględnej zemsty) — okres, w którym bez „odkupicielskiej" ofiary
wybaczenia nie było. I ta — jak najbardziej ludzka — tradycja utrwaliła się i spertyfikowała w różnych kulturach religijnych, najbardziej chyba w religijnej kulturze chrześcijaństwa. To wycofywanie się z tej barbarzyńskiej
tradycji zasługiwałoby chyba na pochwałę, gdyby to było robione jawnie.
[3] W dzisiejszych katechezach chrześcijańskich Boga się
przedstawia jako upostaciowanie i źródło miłości. Jest to wielkie moralne
uszlachetnienie Boga, uszlachetnienie moralne, które jest przejawem rozwoju
moralnej wrażliwości ludzi. Natomiast Bóg tradycji religii judeochrześcijańskiej
wcale miłością nie był i nie jest. Jahwe Starego Testamentu jest postacią
władczą i okrutną. Ale nie tylko, wszak Bóg chrześcijański też nie jest
pozbawiony środków okrutnego działania, przecież dysponuje piekłem!
Dlaczego rzeczy tak się mają, że gdy się sięga do źródłowych
(dawnych) form religijności i bogów oraz Boga, to owi dawni bogowie i Bóg
zawierają w sobie tak wiele zła i okrucieństwa? Owszem, są oni dobrzy dla
swoich, dla „wybranych" (o ile ci swoi są posłuszni!), ale zarazem są okrutni dla obcych oraz dla swoich, gdy są nieposłuszni.
Odpowiedź wręcz się narzuca: miejscem rodzenia się bogów (a i Boga) były
międzyludzkie konflikty (konflikty międzyplemienne), często osiągające
stan wojennych rzezi. A wszak na frontach wojennych rzezi zawsze Dobro (a więc i Bóg) jest po jednej stronie, zaś Zło (i jego różne upostaciowania, w szczególności Szatan) po stronie przeciwnej. Po której stronie jest w takich sytuacjach Bóg, a po której Szatan? Rzecz jasna, Bóg w takich
sytuacjach jest zawsze po „naszej" stronie!
[4] John Irving rozwodzi się na ten temat w swojej powieści
(The
Cider House Rules, 1985, polskie wyd. pt. Regulamin tłoczni win, "Czytelnik"
1995), której główny bohater — doktor Wilbur Larch („święty Larch"),
opiekun sierocińca w St. Cloud's, w którym jest położnikiem, ale i wykonuje aborcje, a przy tym wierzy i jest głęboko przekonany, że wszystko,
co dzieje się w St. Cloud's jest dziełem Bożym, z tym, że dzieło Boże
nigdy nie jest wolne od udziału Szatańskiej roboty (polskie wyd., s. 156). Dobry
doktor nigdy nie mógł pojąć „...piramidalnej sprzeczności uczuć, które
ludzie żywią do dzieci. Oto ciało człowiecze, bez wątpienia stworzone na
to, aby chcieć potomstwa — a oto człowieczy umysł, jakże pełen wątpliwości
na ten temat. Nieraz umysł człowieczy kategorycznie sprzeciwia się
posiadaniu dziecka, ale bywa i tak, że umysł perwersyjny wymusza urodzenie
dziecka na drugiej osobie, która tego bardzo nie chce. W imię czego tak się
dzieje? — zastanawiał się doktor Larch. W imię czego lub kogo w niektórych
umysłach rodzi się przymus powoływania na świat nawet tych najbardziej niechcianych dzieci?" (s. 17).
"Zbiorowy lęk tamtej rodziny odcisnął się w pamięci doktora na zawsze i co dzień na nowo utwierdzał Świętego Larcha w przekonaniu, że kto raz w życiu widział taki lęk, temu nigdy, przenigdy,
nie wolno zmusić kobiety do urodzenia niechcianego dziecka. "nikomu!"
— zanotował w dzienniku doktor Larch. „Nawet przedstawicielom spółki
papierniczej Ramses!" (s. 18). „Zawsze słyszał płacz niemowlęcia.
Nawet kiedy w sierocińcu panowała cisza tak martwa jak w opuszczonych chatach
drwali z St. Coud's -Wilbur Larch słyszał dziecięcy płacz. Płacz dzieci, które
żałują, że przyszły na świat" (s. 516). Dla doktora Larcha największym
nieszczęściem świata było zawsze i jest niechciane dziecko! Jest to przede
wszystkim nieszczęście niechcianego dziecka!
[5] Sprawa przerwania ciąży „jest prosta i oczywista" dla dwóch
kategorii ludzi i instytucji, dla tych, co dysponują „prawdą objawioną"
oraz dla skrajnego, wręcz prymitywnego ruchu feministycznego. Dla obu tych
postaw sprawa przerwania ciąży nie jest problemem, nie wymaga wysiłku
intelektualnego i moralnego. Ale specjaliści od „prawd objawionych" są
bez porównania silniejszy od skrajnego feminizmu, i z tego to powodu są groźniejsi.
Ja chce tu zwrócić uwagę na moralną niestosowność
postawy tych osób (oraz instytucji), które w ważnych i trudnych sprawach
ludzkich i społecznych wypowiadają się w oparciu o "daną im prawdę
objawioną". Dla nich problem nie jest trudny, oni nie muszą się
wysilać, oni mają rozstrzygniecie „za darmo" — rozstrzygniecie
„objawione", bez własnego wysiłku myślowego i moralnego. A tymczasem
chodzi o ważny i trudny dla ludzi problem, ważny i trudny, czyli wymagający
wysiłku, wymagający pokonywania rozterki — intelektualnej i moralnej!
Tymczasem ludzie i instytucje „prawdy objawionej" wysiłku podejmować
nie muszą, rozterek pokonywać nie potrzebują! Oni, wbrew temu co cytowałem
wcześniej za Giorgim Ennio na temat uznania swojej niewiedzy jako pierwszym kroku
ku mądrości, oni nie dopuszczają swojej niewiedzy, oni wiedzą, zawsze
wiedzą, a przy tym wiedzą w sposób absolutnie pewny! Tylko tacy ludzie i tylko takie instytucje mogą jednocześnie z absolutną stanowczością
zakazywać aborcji a zakazując jednocześnie stosowania środków
antykoncepcyjnych sprzyjać powstawaniu dramatów aborcyjnych. I tylko tacy
ludzie i takie instytucje mogą z tego powodu nie przeżywać moralnych
rozterek! rozpacz! A może nie rozpacz, ale śmiech, wszak coraz mniej
ludzi w dzisiejszym świecie traktuje „prawdy objawione" oraz ich
reprezentantów poważnie, i na szczęście. Przecież nawet ludzie z rodzin
chodzących do katolickich kościołów nie mają po kilkanaścioro dzieci, ponieważ w swojej przytłaczającej większości stosują — najoczywiściej! -
antykoncepcję.
[6] W Polsce znamy sens tego określenia pod nazwą etyki
spolegliwego opiekuna sformułowanej przez Tadeusza Kotarbińskiego, co podkreślam,
aby stwierdzić, że postawa spolegliwego opiekuna może być uzasadniana formułami
czerpanymi z różnych światopoglądów, czyli że jest ona od światopoglądu
niezależna (znowu Kotarbiński — „etyka niezależna").
[7]
„Wierzę w Boga, który śpiewa i czyni życie śpiewającym". A jednak nie
przesadzajmy! Wszak życie bywa, owszem, śpiewające, ale nie
zawsze, i nie tylko! Równie „zasadnie" można by powiedzieć: „Wierzę w Boga płaczącego i napełniającego świat łzami". W istocie rzeczy żadna z tych formuł nie przedstawia — choćby w przybliżeniu — prawdy o ludzkim świecie i ludzkim losie. Każda z nich oddzielnie wzięta jest oczywistym fałszem, fałszem
wręcz kiczowatym. Wszak w tym naszym ludzkim świecie jest śmiech i radość,
ale też ból, cierpienie, lęk i łzy.
*
„Res Humana" nr 1-2/2006.
1 2
« Nauka i religia (Publikacja: 16-05-2006 )
Zdzisław CackowskiProfesor; jeden z najwybitniejszych polskich filozofów; polem jego szczególnych zainteresowań jest filozofia człowieka; wykłada w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie; autor kilkudziesięciu książek; ostatnio wydał tom zatytuowany Człowiek i świat człowieka. Warstwy ludzkiego ciała, szeroko omawiany na łamach "Res Humana". Liczba tekstów na portalu: 7 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: O wartościach chrześcijańskich | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4780 |
|