|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Nauka a religia [1] Autor tekstu: Bohdan Chwedeńczuk
Spis
treści.
1. Wprowadzenie pytania. 2. Nauka
współczesna. 3. Religia współczesna — katolicyzm. Wymowna różnica kryteriów
wyboru. 4. Czy istnieje wiedza religijna? 5. Nie istnieje wiedza religijna. Co o tym decyduje? 6. Nie ma więc jedności nauki i religii. 7. Rzeczywiste położenie
wobec siebie nauki i religii. 8. Paradoks religii. Uchylenie go przez zmianę
języka. Koszty tego kroku. 9. Przyszłość nauki i przyszłość religii. Nauka a religia o przyszłości religii. 10. Duch nauki i duch religii — gruntownie sobie
obce. 11. Postscriptum z dwoma uwagami: o wierze oświeconych oraz o religianctwie tygodnika „Polityka".
*
1. Wprowadzenie pytania.
Oto moje pytanie:
Jak mają się do siebie nauka i religia?
Nie tylko akademickie, dziś bowiem — gdy w sierpniu roku 2010 piszę te słowa — stajemy w Polsce przed palącymi pytaniami, jak
powinny mieć się do siebie państwo i Kościół katolicki, religia i demokratyzujące się społeczeństwo. Pytań tych nie
sposób rozstrzygnąć bez rozstrzygnięć na głębszym i ogólniejszym poziomie. Tam
zaś trudno o ważniejszą kwestię niż kwestia
nauka a religia, nauka bowiem to
intelektualny i cywilizacyjny rdzeń świata, w którym żyjemy.
Gdy pytam, jak się ma coś do
czegoś — nauka do religii, religia do moralności, moralność do polityki, Mozart
do Bacha, euro do złotówki, poranek do wieczoru — pytam o nic, jeśli nie wiem,
jak mam rozumieć człony tych stosunków i pod jakim względem je do siebie
odnoszę.
O nic nie chodzi w naszym
pytaniu, jeśli nie wiemy, co to
jest nauka, a co religia, i pod jakim względem je zestawiamy. Była nauka w starożytności, była w średniowieczu, w stuleciach XVI i XVII rozkwitła w Europie nauka nowożytna, od której zwykło się
datować naukę w dzisiejszym rozumieniu. W dawnej nauce pracowali na równych
prawach matematycy, geografowie, alchemicy i astrologowie, a teologii nic nie
mogło się sprzeciwiać. Dziś astrologowie nie mają wstępu do nauki, teologowie i uczeni wyznający różne religie co najwyżej zabiegają o niesprzeczność ich
przekonań religijnych z nauką, choć są też rzecznicy podporządkowania nauki
religii. Nauka jest więc, jak prawie wszystko w naszym otoczeniu, tworem
czasowym, ma swoje losy, czyli dzieje. Osobliwy to skądinąd twór czasowy, nic mu
bowiem nie dorównuje w wytwarzaniu dóbr wiecznotrwałych, nic bowiem nie
przysparza nam tylu zdań prawdziwych, a te są
zawsze prawdziwe. Odkrycia prawd
nauki mają daty, datą zaś samych prawd jest wieczność.
2. Nauka współczesna.
Kiedy o nauce mowa,
trzeba się więc zdecydować, o której
nauce mówimy. Nie trzeba by, gdybyśmy uznali, że nauką jest tylko jej postać
współczesna. Odmawianie miana nauki jej wcześniejszym fazom byłoby jednak
nierozsądne. Archimedes, Galileusz, Maxwell, Bohr mają jako badacze coś z sobą
wspólnego, mimo rozliczne dzielące
ich różnice.
Moja decyzja co do stadium
nauki, które będę konfrontował z religią, zapada bez wahania. Żyję dziś, wśród
nauki dzisiejszej, wszystko jedno, gdzie żyję — nauka nie ma granic.
Interesuje mnie odniesienie nauki mojego czasu do religii, dawne relacje
tych obu to rzecz dla historyka, mnie interesuje stan obecny.
Mam więc za sobą pierwszą, naturalną w moim położeniu decyzję — biorę naukę współczesną. Ciągle jednak nie wiem, co
właściwie biorę.
Wszystko, całą naukę. Odsuńmy z miejsca od tego oświadczenia znamię niedorzeczności. Nie powołuję rzecz jasna
całej dostępnej dziś wiedzy naukowej, tego nikt nie potrafi. Biorę natomiast
naukę w jej aspektach fundamentalnych, czyli takich, bez których jej nie ma.
Nauka — poświęcona zjawiskom lokalnym, jak historia sztuki, czy uniwersalnym,
jak astrofizyka, konkretom, jak glacjologia, czy abstraktom, jak teoria mnogości — cała nauka to od pewnej strony zbiór
wytworów, od innej zbiór czynności, a jeszcze od innej zbiór przeżyć.
Wytworami nauki są jej zdania uznawane w danej chwili przez uczonych. Ci wiedzą o niektórych, że są prawdziwe, a o większości, że są tylko prawdopodobne.
Niejedno z tych ostatnich odpada z nauki, bo obniża się jego stopień
prawdopodobieństwa albo wręcz okazuje się fałszywe. Zdania należące do nauki są
ruchome, nie mają immunitetu, nic i nikt nie gwarantuje im stałej obecności w zasobach nauki.
Nie ma w tym jednak nic osobliwego, wśród
przekonań każdego z nas bowiem, wśród naszych zdroworozsądkowych opinii,
przedstawień, stereotypów i zwykłych przesądów jest ciągły ruch. Osobliwością
nauki natomiast jest zbiorowe
zarządzanie jej zasobem zdań, przebiegające według
reguł. O wynalazkach i odkryciach
decyduje talent, błysk geniuszu, pomyślny traf, olśnienie
jednostki, a o ich wejściu do nauki
decyduje kolektyw, zbiorowość
uczonych. Kolektyw ten nie jest jednak suwerenem, ma bowiem nad sobą zasób
obowiązujących w danej chwili, bo przez siebie samego uznanych reguł kierujących
przebiegiem czynności poznawczych. Reguły te, pisane i niepisane, sztywne i luźne, rządzą główną czynnością poznania naukowego -
uzasadnianiem zdań.
Jeślibym urwał w tym miejscu
opis nauki, byłby za szeroki. Łatwo sobie bowiem wyobrazić uzasadnianie, a więc
wskazywanie podstaw zobowiązujących do przyjmowania zdań, którego nie
uznalibyśmy za naukowe. Wyobraźmy sobie plemię z głębokiej Amazonii, które
dowiaduje się, że najmędrsi są laureaci Nobla. Amazończycy przyjmują zatem
następującą regułę: „Bierz każde zdanie noblisty, bo pochodzi od mędrca!"
Amazoński obserwator naszej nauki przekazuje więc współplemieńcom dorobek
noblistów, a tamci wprowadzają go karnie do zasobu swoich wierzeń, bo mają je za
uzasadnione na mocy pochodzenia od mędrców.
Mówię bez wahania, że
wprowadzają go do zasobu wierzeń, to zaś wystarczy za odpowiedź na pytanie, czy
słusznie postępują. Niesłusznie, otrzymują bowiem w ten sposób od noblistów
wierzenia, nie zaś wiedzę. Zdanie staje się natomiast składnikiem wiedzy, gdy
potrafimy je sprawdzić, czyli znaleźć
gwarancje prawdziwości lub nadzieję na prawdziwość, gwarancje zaś nie płyną z byle czego. Płyną tylko z tych źródeł, które prowadzą nas do
rzeczywistości. Z nią zaś, choć wielu obiecuje, styka nas tylko
doświadczenie, ze światem zjawisk,
oraz rozbiór i wiązanie pojęć — ze światem czystej myśli (logiki i matematyki).
Nie wiem bez doświadczenia, że ogień grzeje, a bez tego nie ma teorii kwantów,
choć daleka to droga; bez rozumienia pojęć nie wiem, że całość jest większa od
swojej części, a część mniejsza od całości, bez tego zaś nie ma algebry zbiorów.
Trzeba więc przedstawić sobie
drabinę wiedzy, by odpowiedzieć na pytanie, na czym polega nauka: na
uzasadnianiu, to zaś na kierowanym
regułami, ale też wyczuciem i gotowością do ryzykowania, docieraniu do źródeł
informacji, na przenoszeniu informacji od
źródeł do ujścia, od spostrzeżeń do równań Maxwella, od prostego aksjomatu do
twierdzenia Cantora, od obserwacji dokonanych przez Darwina na wyspach Galapagos
do teorii ewolucji. U źródeł zaś albo, jeśli kto woli, u szczytu, mamy
doświadczenie, czyli nasze receptory zmysłowe oraz zdeponowane w języku zasoby
pojęciowe, z których wysnuwamy logikę i matematykę. (Korzystam dowolnie z metafory źródeł lub szczytu, z równym powodzeniem bowiem możemy powiedzieć, że
nauką jest to, co przenieśliśmy po szczeblach uzasadnienia z dołu na szczyty,
bądź to, co sprostało kontroli sprawowanej szczebel po szczeblu przez nadrzędną
instancję doświadczenia i pomyślunku.)
Spyta ktoś w tym miejscu,
dlaczego ograniczam nasze źródła wiedzy
do doświadczenia i języka. Skłania mnie do tego doświadczenie — odpowiadam bez
obawy o błędne koło. Wiem z doświadczenia, że nic innego, żadne inne zasilenia nie dają tego wyniku:
rosnącego co do zasięgu, co do wiarygodności i ścisłości zasobu zorganizowanej
informacji, dzięki której wiemy, co się dzieje, i dlaczego się dzieje, a zatem,
co może się dziać. Nauka, jak ktoś trafnie zauważył, to
systematyczny związek uzasadnień,
dodajmy, umocowanych źródłowo w doświadczeniu zmysłowym i w depozycie
pojęciowym. Nasi potomkowie przebudują być może swoje organizmy i wzbogacą
narzędzia badawcze tak, że uzyskają niewyobrażalny dla nas poznawczy dostęp do
świata. Nie wydaje się jednak, by mogli to osiągnąć bez doświadczenia i matematyki, czyli bez nauki w jej dzisiejszym rozumieniu.
Nauka — odnotujmy tę kolejną
jej osobliwość, następstwo wyżej wskazanych — jest najbardziej zbiorowym i najbardziej powszechnym dziełem człowieka. Tworzy ją cała zbiorowość, ale pod
kuratelą wymagających założeń i reguł, obowiązujących każdego. Tworzywo, z którego powstaje, jest zasadniczo dostępne każdemu, a sposoby przetwarzania go w wiedzę oraz kryteria prawdy i wiarygodności obowiązują wszystkich.
Nauka jest zarazem demokratyczna i autokratyczna, jest bowiem dla
wszystkich, nic i nikt jednak nie ma tam wstępu bez zgody bezlitosnego nadzorcy,
czyli wymogów definiujących zrozumiałość i uzasadnienie zdań nauki,
definiujących tym samym dopuszczalne sposoby postępowania w nauce. Za
dopuszczalne uchodzą w każdym razie te, które prowadzą znacznie częściej niż
wszystkie inne do wytwarzania zdań uzasadnionych, zdania zaś uzasadnione to w każdym razie te, które osiągnęliśmy metodami prowadzącymi znacznie częściej niż
wszystkie inne do prawdy. A tak się osobliwie składa, że tym warunkom
wydajności, co do uzasadnienia i co do prawdy, najlepiej czynią zadość metody
sprawdzania przez konfrontację z doświadczeniem oraz dowodzenia, przez
dedukcyjny wywód z udziałem założeń.
Oto, gdzie dotarliśmy. Do nauki, czyli
zbiorowego wytwarzania zdań uzasadnianych w oparciu o doświadczenie oraz
aksjomaty logiki i matematyki, zdań uzasadnianych bezpośrednio (widzę pomarańczę i od razu wiem, że jest żółta; znam język polski i od razu wiem, że każdy
kwadrat jest czworobokiem) lub uzasadnianych pośrednio, z użyciem niezawodnych i zawodnych reguł rozumowania.
To jednak za mało. Częścią
organizmu nauki są bowiem ludzie. Ludzie dokonują czynności poznawczych i osiągają stany wiedzy (dotyczy to również urządzeń o inteligencji
nieorganicznej). Czynnościom wiedzotwórczym i stanom wiedzy towarzyszą różne
przeżycia. Przeżyć nie da się usunąć z nauki, występują w dwóch jej kluczowych
miejscach: badanie naukowe wymaga zaufania do jego narzędzi i procedur, nie
sposób co krok sprawdzać; wynikiem badania zaś staje się tylko to, co budzi
zaufanie badacza. Przeżycie zaufania, nieodzowne w nauce, a sprzyjające
płynności badania i komunikowania jego wyników, jest jednak pod kontrolą
twardego wymogu: Niczego nie uznawaj bardziej niż pozwala na to moc
legitymującego je uzasadnienia!
1 2 3 4 5 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 26-08-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 543 |
|