|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Sposób na nieodosobnienie Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Barbara
Stanosz, W cieniu Kościoła, czyli demokracja po polsku, Wyd.
Fundacja Sapere Aude, Książka i Prasa, Warszawa 2004.
Zawsze
ceniłem ludzi niepokornych, posiadających odwagę, aby iść
pod prąd, a gdy łączy się to z wiedzą i mądrością, godne
jest najwyższego szacunku. Otrzymaliśmy niedawno książkę
takiego człowieka. Jest to zbiór artykułów z lat 1988 -
2004 profesora filozofii specjalizującego się w logice -
prof. Barbary Stanosz. Zawarta w niej publicystyka poświęcona
jest polskiej demokracji w cieniu instytucji z założenia
niedemokratycznej. Jest głosem liberała nawołującego do
wolności w kraju zawłaszczonym przez jedynie słuszny
światopogląd. Pisze w niej o sprawach drażliwych: o aborcji,
religii w szkołach publicznych, preambule do konstytucji
europejskiej, obowiązku przestrzegania wartości
chrześcijańskich w mediach elektronicznych. Mówi głosem
człowieka, który nie godząc się z otaczającą
rzeczywistością podjął walkę ze strukturami ograniczającymi
wolność. Tytuł znakomicie oddaje problematykę zawartych w niej artykułów, co powinno spowodować, że sięgną do niej
wszyscy zainteresowani tymi zagadnieniami. Artykuły
zamieszczone są w książce chronologicznie. W pierwszym z 1989
roku czytamy: „Kraj ze zrujnowaną gospodarką, zniszczonym
środowiskiem naturalnym, ubogim i nadal ubożejącym
społeczeństwem; brak podstawowych leków i sprzętu medycznego,
lekarzy i szpitali, żłobków, przedszkoli, szkół i nauczycieli; degradacja więzi rodzinnych między wiecznie
zmęczonymi, udręczonymi ludźmi; fatalne warunki startu
życiowego ludzi młodych; narastająca od lat fala emigracji
zarobkowej. I brak wszelkich widoków na rychłą odmianę na
lepsze". Początkowo do tego cytatu chciałem dodać
tylko lapidarny komentarz: Minęło piętnaście lat i we
wszystkich wymienionych przez autorkę kwestiach poszliśmy
znacznie dalej. Ale myślę, że warto się bardziej zastanowić i porównać ostatnie 15-lecie PRL z pierwszymi 15 latami III RP.
Nie ma ustrojów idealnych, ale lepszymi są te, które zapewniają
więcej wolności osobistej i pozwalają na osiągniecie
wyższego poziomu materialnego życia większości
społeczeństwa. „Solidarność", ruch społeczny, do którego
należała prawie jedna trzecia Polaków, wywalczyła obecną
sytuację i najlepszą oceną tego sukcesu jest parafraza: jeszcze
nigdy tak wielu nie uczyniło tak wiele, by polepszyć los tak
nielicznym.
W
przeciągu kilku lat dokonano ogromnych przemian ekonomicznych i całkowitego przewartościowania sensu życia. Znaleźliśmy się w zupełnie innym kraju. Za wszystko trzeba płacić, ale nadal
zasadniczym pozostaje pytanie: Kto za to już zapłacił, a kto
będzie jeszcze płacił w przyszłości? Nie o wszystkim w jednej książce można napisać, ale jeżeli już autorka
dotknęła tych spraw, warto zapytać jak wygląda humanistyczny
bilans zysków i strat widziany oczami intelektualisty. Dlatego
brakuje mi w książce krytycznego, choć obiektywnego
dostrzeżenia społecznych wartości poprzedniego, wadliwego
systemu na tle efektów nowego lepszego ustroju. Czy nie dałoby
się „realnego socjalizmu" reformować, dokonywać zmian
ewolucyjnie? Czy musieliśmy absolutnie odrzucić wszystkie
wartości ideowe, na których zbudowany był PRL? Czy nowa
ideologia, na której bazuje RP jest lepsza? Czy na pewno mamy większą
suwerenność, czy tyko zmienił się suweren i forma
podporządkowania? Jak i dla kogo poszerzył się obszar
wolności osobistych? Kto na tych przemianach zyskał, a kto
stracił? Czy pod pozorem urealnienia gospodarki nie kryje się
prymitywna grabież narodowego dorobku? Czy do wolności
obywatelskiej nie jest konieczne minimum ekonomiczne? Ilu
wykluczonych może zapłacić za wolność jednostki, abyśmy
mogli to zaakceptować? Czy miernikiem rozwoju społecznego jest
wzrost PKB, skoro łatwo dostrzec, że nawet przy jego sporym
wzroście coraz liczniejsze i bardziej sfrustrowane masy cierpią
(a np. przeciętnemu obywatelowi państw skandynawskich żyje
się znacznie lepiej niż w Stanach Zjednoczonych)?
Podczas
lektury pytania te nasuwają się same, gdyż autorka szybko
dostrzega, że sprawy idą w złym kierunku. Już w 1990 roku
prognozuje: „Jeśli nie zdarzy się cud, cud gospodarczy, który
wymagałby geniuszu politycznego od naszych władz i wspaniałomyślności od Zachodu — to zanim z mozołem i po wielu
okrążeniach wyjdziemy na prostą wiodącą ku liberalnej
demokracji, grożą nam manowce państwa wyznaniowego z wszystkimi klasycznymi jego atrybutami: nietolerancją
światopoglądową i obyczajową, zaściankowością, ksenofobią i nieodłączną od nich stagnacją, a nawet regresem kulturowym".
Zaraz też — już na początku 1991 roku dostrzega zarysy
odpowiedzi: „Mrzonki o skoku cywilizacyjno-kulturowym, o szybkim i bezpośrednim przejściu od komunistycznego modelu do nowoczesnej, liberalnej demokracji trzeba pogrzebać razem z nadziejami na polski cud gospodarczy". Odpowiedzi,
uzupełnianej w następnych artykułach, gdy wyraża coraz
powszechniejsze społeczne odczucia wyobcowania się władzy.
Jedynie słuszna ideologia zostaje zastąpiona penalizowanymi
nakazami posiadaczy słusznej prawdy, a dotychczasowy nadmiar
czerwieni zostaje zalany czernią.
Specyficzny polski neoliberalizm,
będący bardziej drapieżnym wydaniem turbokapitalizmu niźli
odzwierciedleniem idei nowoczesnego liberalizmu, połączony z fundamentalizmem katolickim i z prywatą reformatorów stwarza
najpoważniejsze zagrożenie dla naszej suwerenności od czasów
zaborów.
Nie
widać też żadnej siły społecznej, która chciałaby oraz
miała odpowiednią siłę intelektualną i organizacyjną, aby
się temu przeciwstawić. Toteż jest mi przykro, że jako
aktywny członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej muszę
potwierdzić prawdziwość konstatacji prof. Stanosz z 1995 roku o tym, że „zwolennicy idei sprawiedliwości społecznej
(zakładającej przede wszystkim powszechny dostęp do
wszystkich szczebli edukacji i do pełnowartościowej opieki
zdrowotnej) oraz świeckiego, ideologicznie neutralnego państwa
nie znajdują partii, która konsekwentnie broniłaby ich interesów i wartości". Po piętnastu latach od PRL, niektórzy liderzy
SLD wywodzący się z PZPR wstydzą się tego, z czego powinni
być dumni: walki o równość społeczną, równy dostęp do
oświaty, a także budowy przemysłu w kraju o wielowiekowych
zaniedbaniach i złym położeniu geopolitycznym. Dziś odcinają
się oni od własnych tradycji, chwaląc się nowoczesnością i pragmatyzmem.
Wielokrotnie
autorka podnosi problem terminu: prawo naturalne. Episkopat i politycy związani z Kościołem Katolickim wydobywszy ten termin z lamusa filozofii próbują arbitralnie narzucać polskiemu
ustawodawcy jego nadrzędność nad prawem stanowionym.
Religijna tradycja mówi, że prawo, tak jak i władza pochodzą
od Boga i demokracja nic ponadto bardziej wartościowego
zaproponować nie może. Człowiek ma obowiązek podporządkować
się nakazom boskim w ich wykładni, magisterium
przekazywanej przez jedynych jego depozytariuszy — biskupów
ordynariuszy z Papieżem na czele. Profesor Stanosz pokazuje ten
proces jako jeszcze jedną próbę negacji wielowiekowego dorobku
świeckiego ustawodawstwa przez ludzi mówiących w imieniu Boga,
oraz narzucanie całemu społeczeństwu etyki religijnej. Autorka
podkreśla, że termin ten mimo podobnego brzmienia nie ma nic
wspólnego z prawami natury, które odkrywa i bada nauka.
Barbara
Stanosz z żelazną logiką, jak na profesjonalistę przystało,
jeden po drugim przekłuwa nadęte balony otaczającego nas
pseudointelektualnego bełkotu. Jej teksty choć trochę chronią
nas przed nachalną medialną indoktrynacją głoszących jedynie
słuszne poglądy właścicieli III Rzeczypospolitej; lecz jej
optymizm, gdy uważa się za inteligenta „nieodosobnionego w swoim sposobie myślenia i intuicjach moralnych" jest chyba
troszkę przesadzony.
Autorka
posługuje się piękną polszczyzną. Jest precyzyjna, nazywa
rzeczy po imieniu, sięgając do samego sedna poruszanych spraw. W jasny sposób ukazuje ważkie problemy wraz z własnym nie
pozbawionym emocji komentarzem. Moim zdaniem szkoda tylko, że
wśród tych emocji zdarzają się niesprawiedliwe, nazbyt
jednoznacznie negatywne oceny dotyczące okresu Polski Ludowej.
Można je zrozumieć osobistymi przeżyciami, ale niektóre
uproszczenia budzą mój sprzeciw. Dlatego też nie ze wszystkimi
poglądami autorki mogę się zgodzić.
Często zdarza się, że za wybór
drogi człowieka niepokornego, idącego pod prąd masowych
jednomyślnych opinii trzeba zapłacić. Wolna demokratyczna
prasa ma zakaz na teksty Barbary Stanosz. Jej głos coraz
bardziej staje się przysłowiowym głosem wołającego na
puszczy — ale mądrze woła i dlatego ogromnie się cieszę, że
mogę tę lekturę naszym wyrobionym czytelnikom polecić.
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 17-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4782 |
|