|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Stary próżniak z baedekerem Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Ponad trzydzieści
lat temu PWN udostępnił polskiemu czytelnikowi znakomity esej
socjologiczno-ekonomiczny Thorsteina Veblena Teorię klasy próżniaczej. W 1998 r. wydawnictwo „Muza" S.A. wydało go ponownie.
Veblen, urodzony w roku 1857 farmerski syn norweskich imigrantów,
rozpoczął karierę akademicką dopiero w wieku 33 lat po
objęciu stanowiska wykładowcy ekonomii na University of
Chicago. Był zdecydowanie niekonwencjonalnym człowiekiem i jego
kariera jako uczonego była trudna i powikłana, ale dzięki
niezależności intelektualnej, oryginalności myśli oraz
krytycznemu stosunkowi do współczesnej mu gospodarki
amerykańskiej stał się jednym z wybitniejszych ekonomistów
swoich czasów. Pierwszym i najważniejszym w szkole
instytucjonalistów. Wydana w 1899r. The Theory of the
Leisure Class szybko przyniosła mu sławę i uznanie,
ale też wywołała nader ostre ataki polemistów. Czemu nie należy
się dziwić, gdyż książka zawiera błyskotliwą analizę
społeczeństwa amerykańskiego z przełomu XIX i XX w.
Czasów, gdy — jego zdaniem — nowobogaccy Amerykanie, znajdując
się w momencie prosperity gospodarczej pierwszej fali uprzemysłowienia,
porzucili tradycyjny etos mieszczański, znaczony wartościami
oszczędności i pracy. Na tle uproszczonego własnego podziału
historii gospodarczej — na trzy epoki: łupieżczą,
quasi-pokojowego i pokojowego stadium wytwórczości — stara się
przedstawić motywy, bodźce i interesy, którymi kierują się
jednostki i grupy społeczne wraz ze sprzecznościami tych
interesów. Chciałbym
polecić państwu jego niepokorną książkę nie tyle dla jej
ewidentnego wkładu do teorii ekonomii, co ze względu na wciąż
aktualną trafność analizy obyczajowo-socjologicznej. Pracę
tą — dopóki nie rozejrzymy się po otaczającej nas
rzeczywistości — możemy traktować jako klasykę dekorującą
półkę. Ale porównując przeprowadzoną przez niego analizę
ówczesnego społeczeństwa konsumpcji z modelem lansowanym przez
rodzimych przedstawicieli biznesu i polityki — znakomicie
zobrazowanym w mediach, szczególnie tych „obrazkowych" -
Veblenowski esej okazuje się aż nadto aktualnym.
Pokazaniu odbicia
tego dolce vita klasy próżniaczej w polskich
periodykach Iza Kosmala poświęciła swój prześmiewczy
tekścik Wypróżniaki, z podtytułem „Arystokratą
człowiek się rodzi. Prostactwo oddaje do pozłocenia"
opublikowany w „Nie" nr 20/2005. Zaś trzydziestojednoletni
doktor Tomasz Szlendak dokonał „remasteringu" [ 1 ] teorii
Veblena, przeprowadzając socjologiczną analizę „bobo" [ 2 ] i przedstawił ją w numerze 3/2003 „Odry" w artykule pt. Bobo
po polsku. Rzecz o zremasterowanej klasie próżniaczej, w którym,
na tle globalnych procesów, rysuje także obrazek swojskich
krezusów, z informacją w czym oni chodzą, co jadają, jak
się bawią i jak się zachowują.
Porównania
pokazują, iż nawet próżnowanie może być sztuką i przynosić jakieś społeczne korzyści. Prymitywni rodzimi
nowobogaccy — z wręcz modelowymi przykładami Marka Dochnala czy
też Andrzeja Pęczaka — udowadniają, że próżnowanie nawet
najbogatszych Polaków przyjmuje formy dosyć banalne. „Oni"
już wykształcili zaprzaństwo wobec własnego pochodzenia, lecz
jeszcze brak im myśli na temat głębszych uroków życia, brak
potrzeby pławienia się w toni kultury wysokiej, brak oczytania,
ogłady i umiarkowania w trwonieniu pieniędzy. Ale dobrych
manier — sposobu rozmowy, ubierania się i zachowania — ktoś
takiego bogatego prostaka musiałby nauczyć, jak też ktoś
musiałby rozbudzić w nim wyższe potrzeby. Najczęściej wynosi
się to z domu i składają się na to wielopokoleniowe tradycje
rodzinne. Wille, drogie knajpy i „Top Class", „Pismo dla
miłośników rzeczy pięknych i luksusowych", to jeszcze nie
wszystko. Pieniędzy można dorobić się szybko, a w okresie
przemian jeszcze szybciej. Szlachetności nabywa się przez kilka
pokoleń, a zrozumienia, że noblesse oblige przez
kilkadziesiąt. Nawet wtedy, gdy język francuski zna się bardzo
dobrze.
Zdaniem Veblena
nasze zwyczaje i nawyki wynikają nie tyle z ludzkiej natury, co
ze społecznych relacji; nie są więc zjawiskami jednostkowymi,
ale społecznymi, które kształtują się w ramach określonych
społecznie grup. I dlatego w swojej pracy zajął się naturą
człowieka ekonomicznego wraz z jego ekonomicznie uzasadnionymi
obrządkami i rytuałami. Veblenowskie obserwacje dotyczą
upodobań, obyczajów, przyzwyczajeń, tradycji, uświadamianych i podświadomych psychologicznych motywów postępowania ludzi
koniecznych do zrozumienia życia gospodarczego i społecznego.
Poprzez prawie antropologiczne analizy swoistego w danej grupie
wychowania, stroju, obyczaju, sposobu mówienia stara się
przeniknąć istotę mechanizmów społecznych. Interesowało go,
czy ludzie chodzą do kościoła, czy noszą parasole, laski i kapelusze. Chwytał się nawet drobiazgów, gdy sądził, że za
nimi kryją się jakieś ważne, ukryte prawdy. Proces
gospodarczy jest procesem historycznie zmiennym i istotnym jest
poznanie w nim nie tyle zachowań abstrakcyjnie rozumianych
jednostek, co instytucje powszechnie uznanych reguł i zasad
postępowania. W książce egzemplifikuje go poprzez omówienie
znanych mu bezpośrednio i pośrednio konkretnych przykładów [ 3 ]
Klasa próżniacza
ukształtowana jeszcze w epoce łupieżczej dla podkreślenia
swojej dominującej pozycji manifestuje swoją skłonność do
„ostentacyjnego próżnowania". Do społecznej świadomości
zostaje wprowadzony podział na zawody godne i niegodne. Godnymi
są te, w których można było się wykazać „próżnowaniem
na pokaz", na których szczycie znalazło się „próżnowanie
zastępcze". Człowiek próżnujący już przez samo zaliczenie
do próżniaczej elity otrzymuje duży potencjał ekonomiczny i władzę. Trzeba tylko postępować tak, aby inni nie mieli
wątpliwości, że do niej należy. Pieniądze wówczas zdobywa
się przy niewielkim wysiłku lub nawet bez niego. Wystarczy
być, gdy ma się odpowiednie koneksje. Dlatego nawet po wejściu w epokę kapitalizmu aż po dzień dzisiejszy — praca
bezpośrednio produkcyjna pozostaje nadal w pogardzie, natomiast
nobilitacji podlegają mało czasochłonne zajęcia związane z biznesem. Zdopingowało to do rozwijania pomysłów, jak spędzać
czas poza robieniem interesów. W dużej części modele
demonstracyjnych zachowań, stworzone jeszcze przez feudalną
klasę próżniaczą, są w dużym stopniu przez kapitalistów
(próżniaków, więc posiadaczy, a nie menedżerów)
konserwowane. Przez cały czas podstawą oceny wartości poszczególnych
osób z próżniaczej elity są ich zdolności konsumpcyjne, a jak wiemy, w tym zakresie możliwości jednostki są dosyć
ograniczone i aby je rozszerzyć trzeba wprowadzić instytucję
„konsumpcji zastępczej". Jak pisze Veblen: „Konsumpcja na
pokaz dóbr najlepszej jakości jest sposobem zdobywania
prestiżu przez przedstawiciela klasy próżniaczej. Im staje
się bogatszy, tym trudniej mu samodzielnie podołać zadaniu i dać odpowiednie świadectwo swego dobrobytu. Zaczyna więc
korzystać z pomocy przyjaciół i współzawodników, którym
rozdaje wartościowe podarunki i dla których urządza kosztowne
przyjęcia i zabawy".
W krajach
rozwiniętych gospodarczo już duża grupa społeczeństwa
osiągnęła bardzo wysoki poziom zaspokojenia potrzeb
materialnych — jednocześnie dysponując nadmiarem czasu wolnego.
Zaliczani są do klasy średniej, ale nie ulega wątpliwości,
że są także współczesnymi przedstawicielami klasy próżniaczej.
Jednakże ta, coraz liczniejsza w bogatszych krajach grupa próżniaków,
różni się od sławnej leisure class. Dlatego współczesny
amerykański socjolog Dean MacCannel uważając, że atrakcje
turystyczne i zachowania z nimi związane stanowią razem jeden z najbardziej złożonych i uporządkowanych kodów współtworzących
współczesne społeczeństwo, w książce Turysta, nowa
teoria klasy próżniaczej wydanej w 2002 r. przez „Muza"
S.A. przedstawia podobieństwa i różnice miedzy dzisiejszymi a niegdysiejszymi przejawami próżnowania. Jego zdaniem z turystą
jest już inaczej, gdyż nie tyle istotnym jest jego luksusowe
wyposażenie — np. w cyfrowy aparat fotograficzny, kamerę video
czy stosowny do okoliczności ubiór (które też się liczą),
co kolekcjonowanie — jakoś tam udokumentowanych (np. albumy z fotkami) — doświadczeń. I to właśnie wrażenia z kolejnych
eskapad, świadczących o przynależności do elity, są dziś
towarem najbardziej pożądanym, o którym można będzie
rozpowiadać znajomym.
*
„Forum Klubowe", nr 22/2005
Przypisy: [ 1 ] T. Szlendak
pisze: „Stara koncepcja Veblena musi zatem ulec 'remasteringowi';
trzeba ją oczyścić z okazjonalnych, dziewiętnastowiecznych
naleciałości, szumów i trzasków, potem unowocześnić jej
wydźwięk, tak by pasowała do późnokapitalistycznej
rzeczywistości. Remasteruje się na przykład nagrania."
Odnowione
taśmy-matki czyści się z naleciałości i wydaje na nowo, z atrakcyjnymi dodatkami. Oto przykład remasteringu idei Veblena:
dzisiaj próżnują jedynie ci, którzy mają pracę. Ci zaś, którzy
pracy nie mają, paradoksalnie wykonują ciężką, niewidoczną
dla postronnych — nieuzbrojonych w socjologiczne szkiełko -
robotę, polegającą na codziennej walce w poszukiwaniu czegoś
do zjedzenia dla dzieci, czegoś do ubrania, czegoś do wypicia,
aby zaburzyć choć na pół godziny koszmarny obrazek za oknem.
To właśnie ta kategoria wyłączonych nie ma czasu wolnego.
Kategoria pracujących wykorzystuje zaś swój wolny czas dokładnie w tym celu, który niegdyś opisywał Veblen — z próżnowania
czynią spektakl. „Bobo" (nazwijmy ich swojsko bobasami) to
elita pracujących próżniaków. [ 2 ] "Bobo to
sympatyczny skrót od słów bourgeois bohemians. Jak sama nazwa
wskazuje, bobasy to finansowa elita, która czerpie zasoby z wiedzy i znawstwa oraz opartej na tych przymiotach twórczości.(...)
Czy ich konsumpcja zatem przybiera rysy bobizmu? (Skrót bobo -
tak na marginesie — nader łatwo zlewa się w moim umyśle ze
słowem snobizm, stąd bobizm). Raczej nie, ponieważ od razu
nasuwa się na myśl jedno przynajmniej zastrzeżenie: bobizm
szyty jest w kraju nad Wisłą na miarę polskiego „dobrobytu" i polskiego pojęcia o 'twórczej konsumpcji'". Przypis za T.
Szlendakiem. [ 3 ] Piękną acz nie do końca prawdziwą
anegdotę, o pewnym królu Francji (Stanisławie Leszczyńskim),
podaje jako przykład przestrzegania dobrych obyczajów: Pod
nieobecność dworzanina, do którego należało przesuwanie
fotela królewskiego, król usiadł za blisko ognia i przypiekł
swą królewską osobę tak bardzo, że nie dało się jej już
uratować. Ale czyniąc to ocalił swój najwyższy
chrześcijański majestat przed splamieniem się praca
służebną. « Społeczeństwo (Publikacja: 22-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4797 |
|