|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Antropologia
Człowiek – fenomenalne zwierzę [3] Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Memy
Darwinowska teoria ewolucji
zreformowała całą biologię. W 1976 roku Richard Dawkins w książce Samolubny
gen wprowadził termin mem, podając tam taką jego
definicję: „Mem jest podstawową jednostką transmisji kulturowej,
czyli imitacji". Do tej koncepcji odnieśli się m.in. H. Plotkin, D.
Hofstadter i D. Dennett. To pojęcie podjęte także przez innych uczonych w wielu publikacjach z dziedziny biologii ewolucyjnej, psychologii oraz nauki o poznawaniu stawało się w ostatnich dekadach minionego wieku osią zmiany
paradygmatu nauk o życiu i kulturze.
Gdy
naszą konstytucję biologiczną kształtują geny, to umysł, a więc cały
przekaz kulturowy kontrolują memy. Podobnie jak geny samolubne i jak one mające
jedyny cel w jak największym powieleniu się. Niezależnie od różnorodności
zachowań istot ludzkich, ale w zależności od siły przekaźnika (ilość powtórzeń
czy autorytet), zachowania te są kopiowane, mniej lub bardziej dokładnie przez
inne istoty ludzkie, chociaż nie wszystkie kopie przeżywają. Za ich pomocą
upowszechniają się religie, ideologie, przekonania i mody. Cały zasób
naszego słownictwa, opowiadania, piosenki jakie śpiewamy, sprawności,
zwyczaje i reguły, którym jesteśmy posłuszni, wszystko czego się uczymy naśladując kogoś innego — jest memem.
Dlatego też mem pasuje doskonale do schematu dziedziczności, zmienności i selekcji.
Można
dostrzec, że ludzka ewolucja idei kultury i społeczeństwa jest bezpardonową
walką replikatorów o dostęp do mechanizmów replikacyjnych. W naszych czasach
technologicznego rozwoju przekaźników memalnych wirusy umysłu stanowią
bardzo poważne zagrożenie. Richard Brodie w Wirusie umysłu pisze:
„Przekonania
są niczym ścieżki, którymi chadza bydło. Im częściej po nich chodzimy,
tym bardziej nam odpowiadają".
Memy,
tak jak i geny nie kierują się inteligencją ani nie mają żadnej moralności,
jedynym ich celem jest powtarzanie się, a konkurencja o to, co zostanie
skopiowane, jest zaciekła. Do efektywnej manipulacji genami jeszcze droga
daleka — manipulacje za pomocą memów zaczęliśmy już przed wiekami. Stare
powiedzenie mówi, że nawet kłamstwo
powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. Dziś w czasach Internetu, telewizji i tabloidalnej prasy można dostrzec, jak ogromny wpływ na powszechną świadomość
mają przekazywane za ich pośrednictwem idee — memy. Rzeczy ważkie i prawdziwe oraz przemyślnie przygotowywane w medialnych wokach, obrzydliwe
mieszaniny złożone z półprawd i półkłamstw. Otrzymujemy je jako strawę
codzienną — na śniadanie, obiad, kolację, a nawet są wielokrotnie
podgrzewane, dotąd aż utrwalą się nam jako „niezaprzeczalny fakt
medialny". Samodzielne myślenie jest trudne i udaje się tylko intelektualnym
elitom i dlatego schematyczny świat uproszczonych wartości staje się
dominującym, w każdym poddanym ich presji społeczeństwie. Zapominamy że:
„Wystarczy
nakłonić ludzi do przyjęcia jakiegoś systemu przekonań, uniemożliwiając
jednocześnie jego odrzucenie, aby narzucić im określony kierunek działania i posłużyć się ich energią. Jeśli wpoić im jeszcze mem głoszenia tych
przekonań powstaje wirus władzy, który będzie się samodzielnie
rozprzestrzeniał, wykorzystując ludzi do określonych celów".
Najsmutniejsze jest to, gdy nawet inteligencja nie zauważa tej nachalnej
obejmującej nas wszystkich indoktrynacji.
Człowiek
jest istotą emocjonalną i memy, które powiązane zostaną z emocjami utrwalają
się mocniej. Jesteśmy wyczuleni na emocje innych, toteż jednym z dowodów
naszej inteligencji jest umiejętność udawania swoich wzruszeń, w taki sposób,
by bazując na ludzkiej uczuciowości i zdolności do współczucia odnieść
zamierzone korzyści, ale także jej dowodem jest umiejętność rozpoznawania
wzruszeń udawanych, fałszywych.
Indywidualnie w interpersonalnych kontaktach szybko i dosyć trafnie oceniamy prawdziwość
zachowań innych ludzi oraz zgodność tych zachowań z głoszonymi przez nich
zasadami moralnymi. Ale tu budzi moje zdziwienie społeczna aprobata dla, zdaje
się, czytelnej hipokryzji wielu medialnych „autorytetów". Niektórym
osobnikom pomimo miedzianego czoła zdecydowanie
wolno więcej, a inni nawet przy ich werystycznej przypadłości są
stale niewiarygodni. Czyżby tu też obowiązywała konformistyczna zasada, że
jak nasi łżą, wręcz w żywe oczy, to dobrze, ale jak inni próbują się
wybronić, czy tylko mieć inny pogląd to źle. Czy tylko wtedy na pewno ci
nasi to są nasi, czy tylko tą naszość udają?
Dialektyka ewolucjonizmu
Dążąc do dezawuacji
dorobku jakiegoś uczonego lub szkoły, odrywa się od niej najbardziej nośne
tezy i prymitywizuje ich znaczenie. Z tez Darwina najbardziej przyswojono sobie walkę o byt. Przyrodę przedstawiono jako arenę walki wszystkich przeciw
wszystkim. Każde inne stworzenie — z wyłączeniem, choć nie do końca, własnej
rodziny — jest wrogiem i zagrożeniem. Szczególnie wyposażeni w duży mózg
ludzie stali się krwiożerczymi morderczymi potworami, myślącymi wyłącznie o własnym przetrwaniu oraz przekazaniu bezpośrednim spadkobiercom swoich cech,
majątku, kultury. Do tych poglądów nawiązali Spencer, Stirner, Huxley i Tennyson. Zaczęto propagować idee tzw. darwinizmu społecznego, wysuwającego
na plan pierwszy walkę o przetrwanie i uważającego, że powinniśmy tę walkę
wspierać. [ 11 ] Przeciwstawił się im rosyjski książę
rewolucjonista, sporej miary uczony, uważający się za darwinistę, Piotr
Kropotkin, który w książce Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju, a także w nie dokończonej Etyce przedstawił
wywiedziony z obserwacji świata przyrodniczego system „etyki
realistycznej". W zgodzie z nim, gdy: „sympatia, solidarność, pomoc
wzajemna, stanowiące decydujący czynnik rewolucyjnego rozwoju, charakteryzujące
całą przyrodę ożywioną", przeważą w społeczeństwie, stanie się możliwa
realizacja idei równości i sprawiedliwości -
czyli podstawowych zasad umożliwiających harmonijną współpracę społeczną.
Przywołuję
tu myśl Kropotkina z końca XIXw. przeciwstawiającą się darwinizmowi społecznemu
jako uwidocznioną historycznie egzemplifikację nieracjonalności wszelkich
alternatywnych wyobrażeń świata. W całej dającej się poznać naszym zmysłom
rzeczywistości niewiele zagadnień pozwala się zamknąć w jedynym „tylko
tak". Najczęściej jest trochę tak, a trochę inaczej. Choć jesteśmy coraz
bliżej całej naukowej prawdy o świecie i rządzących nim prawach, to uczeni
winni zakładać, że w inwentarzu ludzkiej wiedzy znajdziemy niewiele prawd
ostatecznych, a rozwój nauki następuje poprzez permanentną weryfikację jej
dotychczasowego dorobku, który w wiecznym dyskursie zbliżania się do prawdy
prowadzi czasem do syntezy poglądów dotychczasowych antagonistów.
Nie
wyłączona z tych zasad jest też teoria ewolucjonizmu, a wprost odwrotnie -
jest ich znakomitym potwierdzeniem. W latach 60. ubiegłego wieku dwu wielkich
uczonych: William. D. Hamilton oraz George C. Williams dochodzą do wniosku, że
słynne dobro gatunku nie jest nadrzędnym celem. Wszystkie organizmy żywe działają
wyłącznie w interesie swoich genów. Idąc dalej, Hamilton dowodzi, że ludzką
skłonność do poświęceń dla innych można wyrazić prostą matematyczną
formułą, w której jedyną zmienną jest stopień pokrewieństwa. Dwanaście
lat później Edward Wilson wydaje swoją Socjobiologię, w której
przedstawia deterministyczny i mechanistyczny charakter natury, proponując użycie
takich samych narzędzi do analizy zachowań zwierząt i ludzi. A w 1976 r.
Richard Dawkins w Samolubnym genie głosi, że nasze geny kontrolują
nasze zachowanie, nawet skłonności altruistyczne są kształtowane przez
interesy genów. Organizmy — w tym ludzie — „są maszynami przetrwania -
zaprogramowanymi zawczasu robotami, których zadaniem jest ochranianie
samolubnych cząsteczek, zwanych genami".
Smutne deterministyczne konstatacje — obecnie powszechnie w środowisku
znane — pobudziły do zastanowienia, a czasem do protestu (nawet samobójstwa,
G. Price) innych uczonych, którzy przedstawili propozycję własnych rozwiązań
poruszonych problemów. W książkach i na łamach naukowej prasy prowadzono zażarte
polemiki, dając tym samym ciekawy materiał publicystom i dziennikarzom zajmującym
się popularyzacją nauki. Myślę, że ten prowadzony publicznie spór -
zawierający sporą dozę polemicznych uszczypliwości, a nawet złośliwości -
pomiędzy najbardziej znanymi rzecznikami ewolucjonizmu odegrał ogromną rolę w jego rozwoju, gdyż wszelkie idee są tak długo żywe, jak długo prowokują
nas do myślenia i dyskusji w upowszechnianiu tej idei.
Odwołam
się tu do myśli i cytatów wyjętych z książki Krzysztofa Szymborskiego
Poprawka z natury. Tym bardziej, że w tych cytatach znajdziemy nazwiska
najważniejszych uczonych, do których książek możemy w większości łatwo
zajrzeć, gdyż w ostatnich latach zostały przetłumaczone na język polski. I tak, Laurence Hurst, profesor genetyki ewolucyjnej napisał w „New Scientist",
że nikt, kto obecnie zabiera głos w sprawie ewolucjonizmu, nie jest
bezstronnym, gdyż wszystkich, nawet najbardziej kompetentnych uczonych można
zaliczyć do jednej z trzech konkurencyjnych się szkół. "Z jednej strony
mamy selekcjonistów, czyli zwolenników doboru naturalnego: Richarda
Dawkinsa, Daniela Dennetta, George’a Williamsa, Edwarda O. Wilsona, [Marka i Matta Ridleyów, Stevena Pinkera, Jareda Diamonda i Johna Maynarda Smitha.
Przedstawiciele tego obozu zajęci są zwykle opowiadaniem, jak zadziwiający
jest dobór naturalny i jak to wszyscy jesteśmy produktami ślepych, lecz
deterministycznych sił oddziaływujących na nasze geny. Gdybym kiedykolwiek
zdecydował się na napisanie popularnonaukowej książki, znalazłbym się w ich szeregach. Po przeciwnej stronie są ci, którzy pragnęliby wszystkich
przekonać, że idea doboru naturalnego jest mocno przereklamowana i że w naszym obecnym modelu ewolucji brakuje jakiegoś istotnego elementu — w domyśle:
elementu, w którego naturę tylko oni są wtajemniczeni. Znaleźć wśród nich
można takich "antyselecjonistów" jak Michael Behe, Stuard Kaufman, Stephen
Jay Gould, Brian Goodwin, Niles Eldredge czy Steven Rose. Pośrodku zasiada
samotny Steve Jones, człowiek tak uniwersalnie sceptyczny, że gdyby nie
posiadał metryki urodzenia wątpiłby we własne istnienie". Szymborski
pisze: "Tak naprawdę, niezależnie od wzajemnych animozji różnice w interpretacjach darwinizmu przez te dwa naukowe obozy są tak subtelne, że niewtajemniczonym trudno byłoby zrozumieć, o co toczy się spór. (...) gdy idzie o naukowe wyjaśnienie bogactwa i różnorodności form ziemskiego życia i pochodzenia własnego gatunku, darwinizm jak powiadają amerykanie, jest jedyną grą w mieście".
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 11 ] Jego aktualną kontynuacją są leseferystyczne
propozycje neoliberałów. « Antropologia (Publikacja: 21-06-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4858 |
|