|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Teatr
Przekleństwem ku sacrum - impresji słów kilka o spektaklu 'Niech żyje Punch!' Autor tekstu: Andrzej Bajguz
Transgresja On
go rozbił, On go zniekształcił, odwrócił do góry nogami, zakwestionował.
Formuła wypowiadana wobec nowożeńców: „już nigdy nie będzie tak, jak było
do tej pory" znalazła w tym wypadku zastosowanie niemal totalitarne. Teatr
lalek od tej chwili przestał oznaczać wyłącznie „teatrzyk" dla dzieci.
On zniekształcił pokutujący we mnie przez wiele lat stereotyp, że gdzie
kukiełki, marionetki, tudzież pacynki czy jawajki, tam inscenizacja naiwnej
bajki. Stał się punktem odniesienia i to nie tylko dla innych spektakli
lalkarskich, ale dla teatru w ogóle. Niech
żyje Punch! — oto On.
Pewien momentZ przedstawieniem Niech żyje
Punch! spotkałem się podczas jubileuszu 45-lecia Białostockiego Teatru
Lalek w 1998 roku. Oprócz wielu atrakcji dla dzieci, pokazów popularyzujących
dokonania teatralnego zespołu, pojawiło się kilka propozycji dla widza dorosłego,
które miały charakter kameralny. Swoisty nimb ekskluzywności zapowiadał
rzecz niebagatelną, tajemniczą i wyjątkową. Po raz pierwszy w swoim życiu
spotkałem się z kontrowersją w teatrze, zjawiskiem, które przecież tak
bardzo miało być wykorzystywane, a wręcz eksploatowane w wielu dziedzinach
sztuki w latach późniejszych. Jak się okazało w trakcie spektaklu element
ten to po prostu cecha immanentna dzieła Niech
żyje Punch!, bez której straciłoby ono moc. Zastosowanie innych, „lżejszych"
środków z pewnością zubożyłoby efekt.
Przekleństwem ku sacrum
Transgresja,
która dokonała się we mnie od „teatrzyku" do teatru jako takiego, dokonała
się, o zgrozo!, dzięki przekleństwu, wulgarności, scenom zabójstw, seksu i moralności na opak. W dodatku lalka, która zarezerwowana była, zdawałoby się,
dla widza najmłodszego, stała się znakomitym medium ukazującym ciemną stronę
rzeczywistości. Te „kurwy i pierdolenia" były konieczne i niezbędne, by
dobrze nakreślić historię tytułowego Puncha. Ponadto, niech będę ordynarny
czy rubaszny, twierdzę, że przekleństwo znalazło tu swój wymiar sakralny w znaczeniu wrzucenia mnie w coś, czego do tej pory nie znałem, a co miało
okazać się kwintesencjonalne dla mojego widzenia sztuki. Przekleństwo bowiem
podkreśla i wyolbrzymia. Poprzez postać skrajną (Niech
żyje Punch!) neguję fazę początkową, naiwną (np. Bajka o siedmiu krasnoludkach),
by odnaleźć złoty środek, sytuujący
mnie od tej pory w fotelu widza, który czuje dobrą sztukę zimnym drżeniem
zachwyconego ciała i umysłu. Od tej chwili każde następne przedstawienie
widziane jest przeze mnie innymi oczami. Już nie kategoriami zbanalizowanych
historyjek z morałem ani spektakli z nadmiarem nieuzasadnionej nagości czy
wulgarności, lecz krytycyzmem, a w konsekwencji — zachwytem lub nudą i dezaprobatą.
Przyjmując
zmianę czyjejś percepcji świata jako kryterium klasyfikacji czegoś do sfery sacrum, umiejscawiam spektakl Niech żyje
Punch! u progu mych zmagań z prawdziwą sztuką, będącą świętością w czystej postaci właśnie.
Rola Puncha Jaka
jest rola Puncha? Pytanie to stawiam, odnosząc się do dwóch porządków -
do gry aktorskiej oraz do roli, jaką ma odegrać główny bohater — Punch. A propos pierwszej kwestii odpowiedź może być tylko jedna:
Punch wykreowany przez aktora Ryszarda Dolińskiego jest ze wszech miar
genialny. Obok Stone’owskiej pary Urodzonych
morderców stałby się z pewnością bohaterem masowej wyobraźni. Na szczęście o status takowy się nie ubiega. Poza swą agresją ma jednak wiele do
powiedzenia, gdyż, jak się okazało, teatr lalkowy to przestrzeń stanowiąca
miejsce przeznaczone tak dla emocji, jak i refleksji, choćby tematem była
rzecz brutalna.
Ochrypły,
tubalny i groźny głos aktora animującego pacynkę czyni postać drapieżną i sugestywną. Przeraża i fascynuje zarazem. Ryszarda Dolińskiego można by
nazwać Tomem Waitsem polskiego lalkarstwa. Aktor ten stworzył bowiem swój
oryginalny, rzekłbym „chropowaty" — stąd moje porównanie — styl.
Znakomicie poradził sobie z grą za parawanem, dając popis zarówno umiejętności
animatorskich, jak i kreacji aktorskiej w żywym planie. Dobrym przykładem
mistrzowskiego opanowania obu technik jest scena, w której aktor zakłada sobie
stryczek na szyi, by później jego lalka mogła odegrać ten sam gest przyszłego
wisielca. To także dowód na niebanalnie zaimprowizowany sposób przenikania się
dwóch światów: rzeczywistego i lalkowego.
Angielski
Punch, francuski Poliszynel i czeski Kaszparek to ta sama postać, wywodząca się z włoskiej commedii dell’arte. Używając nieetycznych narzędzi osobowościowych,
takich jak: bezkompromisowość, okrucieństwo i wulgarność ów (czarny?)
bohater ma do zrealizowania pewien cel — obnażyć hipokryzję świata, który
chciałby mienić się szlachetnym i sprawiedliwym. W tym sensie tego śmiałka
można by postawić obok młodopolskich artystów, którzy atakowali mieszczański
świat filistrów, „dulszczyznę". Choć zadanie Puncha pochłania wiele
ofiar, wedle zasady: cel uświęca środki, nóż satyry i demaskacji uderza we
wszystkie stany. Zabija żonę, policjanta, sędziego i kata. Gdy musi stanąć
przed wspomnianą już szubienicą i w uzasadnieniu wyroku słychać: „był
pan okrutny i mordował ludzi", skazany ripostuje: „ale to jeszcze nie powód,
by pan był okrutny… i mordował mnie". Przekonująco prawi:
|
"Jeżeli prawo jest dla
wszystkich stanów I prócz mnie ma karać i innych panów,
To brak mi wielu dostojnych kompanów
Pod szubienicą! (...)"
Odpowiedź wydaje się jasna, bo "złotem można stępić żądło ustaw
(...)". |
Widz
jest więc atakowany cynicznymi, ale trafnymi wypowiedziami. Czyż i dziś nie
znalazłoby się wielu, których można by uczynić adresatami sarkazmu Puncha?
Żeby tego było mało, gdy bohater ląduje w piekle, to i tam nie brakuje mu
tupetu: „choćby diabeł miał tu przyjść sam, to i diabłu wpierdol dam".
Zresztą i w tych szrankach odniesie zwycięstwo. Punch jest kontrowersyjny, ale
budzi też wiele sympatii swą choćby najbardziej wulgarną, ale jednak,
autentycznością i celnością sądów. Warto w tym miejscu przywołać słowa
Ludwiga Tiecka mówiące, że „lalka to groteska i ironia". Spektakl Niech
żyje Punch! realizuje tę
zasadę w pełni.
Lalki i ich teatr Jaka
jest funkcja lalek? Otóż tworzą one autonomiczną rzeczywistość. Johann
Wolfgang Goethe uznawał ją za miniaturę świata, świata nieprzyjaznego.
Kiedy widać tylko lalki, gdyż animator ukryty jest za parawanem, dla widza
istnieją wyłącznie one i ich prawda. Natomiast kiedy aktor ukazuje się oczom
odbiorcy spektaklu, jest jakby wtórny i choć praktycznie lalkę wprawia w ruch, ma się wrażenie, jakby to ona kierowała człowiekiem. Zdanie Frietza
Eichlera mówiącego, iż duszą lalki jest ręka aktora nie znajduje tutaj
zastosowania. Pacynki są na tyle niezależne, że czynią z człowieka-aktora
naśladowcę, ba!, instrument w ich rękach. To one są wyrazicielami idei. Człowiek
jest jedynie aktorem w ich teatrze. Oczywiście chciałbym podkreślić, że nie
postawiłem sobie za cel deprecjonowania gry aktorów. Idzie o to, że jak mówi
Krystyna Mazur w Romansach marionety,
aktor i lalka przestały być dla siebie konkurencją. Tym bardziej, że w scenach absurdalnych i plastycznych, a takich w przedstawieniu nie brakuje,
najlepiej wypadają w jednym zespole.
Ponadto
ową plastycznością spektakl nasyca sama konstrukcja
lalek. Mają one gęby przypominające pijaków, szelmów, kurtyzany,
jakby wyjęte z rynsztoka. Wyginają się, prężą, mizdrzą, a jak patrzą, to
prosto w oczy widza. Z tego też powodu pojawia się elektryzujące napięcie na
linii publiczność-lalka-aktor.
Przedstawienie
jest bardzo dynamiczne. Akty przemocy, w postaci np. sugestywnego i silnego
uderzania pałką w głowę pacynki, uwiarygodniają przedstawienie jako paralelę
świata rzeczywistego. Dodatkowo funkcję „umroczniającą" atmosferę
spektaklu pełnią inne elementy: trup się ściele gęsto, lalki klną, bluźnią,
uprawiają seks. Wiadomo powszechnie, że nic
tak nie ożywia akcji jak śmierć. Punch — seryjny morderca sterował dynamiką
przedstawienia do tego stopnia, że jego kolejne zabójstwa należałoby
potraktować jako swoisty refren. Zresztą piosenki z Opery
żebraka Johna Gaya śpiewane przez aktorów: Ryszarda Dolińskiego,
Andrzeja Beya Zaborskiego, Mieczysława Fiodorowa, Marię Rogowską, Marka
Kulikowskiego i Krzysztofa Piłata do muzyki Jerzego Derfela rytmizują cały
spektakl.
Niech
żyje Punch! zrealizowany jest w duchu
cyklu spektakli muzyczno-lalkowo-aktorskich w reżyserii Wojciecha
Szelachowskiego. Przenikają się tu różne konwencje teatralne i lalkowe.
Odnalazłem elementy: kryminału, powieści łotrzykowskiej, powiastki
filozoficznej, dramatu, komedii, satyry czy nawet, ba!, poematu heroikomicznego.
Plan żywy z animatorem pacynki [ 1 ]
łączy się z klasycznym lalkarskim, gdzie aktor ukryty jest za parawanem, a słowo
mówione ze śpiewanym. Choć osobiście nie przepadam za piosenką na scenie,
przykład tego przedstawienia pokazuje, że utwory muzyczne pozwalają, obok
innych sposobów i technik, podkreślić atmosferę kreowanego świata. W tym
przypadku mroczność, „rynsztokowość", przywodzi na myśl duszną
atmosferę Opery za trzy grosze
Bertolda Brechta z songami Kurta Weilla. Niemiecki duet to godne towarzystwo dla
trupy białostockiej.
Ów
spektakl stanowi exemplum walki o teatr dla dorosłych. Bo teatr lalek, wbrew temu, o co apelują często jego twórcy,
mówiąc: „Dzieci czekają na nas" stanowi też przestrzeń teatralną dla
widza wprawionego, krytycznego i wymagającego. Zresztą w tej kwestii spieszę w sukurs mgr Dagmarze Żabskiej z Uniwersytetu Jagiellońskiego zajmującej się
teatrem lalek naukowo: „Walczmy o lalkowy teatr dla dorosłych!"
Zamiast zakończenia -
"Lista niechybnych wskazań dla tych, którzy chcą osiągnąć wielkość:
-
Nigdy nie czyń drugiemu więcej zła niż jest to konieczne do osiągnięcia
celu; zło bowiem jest rzeczą zbyt cenną, by je trwonić;
-
Osoby, która ma wykonać swój plan, nie wtajemniczaj nigdy w stopniu większym
niż jest konieczne;
-
Nie ufaj temu, kto cię oszukał, ani też temu, kto wie, że został przez
ciebie oszukany;
-
Nigdy nie nagradzaj nikogo według jego zasług, lecz zawsze dawaj do
zrozumienia, że nagroda przewyższa zasługę;
-
Wielu ludzi zginęło przez to, że stali się szelmami tylko powierzchownie;
podobnie w grze przegrać może każdy, kto nie gra na całego;
-
Serce jest właściwą siedzibą nienawiści, a twarz — afektu i przyjaźni
(...)"
[ 2 ].
Ps.
Za niedoskonałości w interpretacji i opisie wielce przepraszam, ale spektakl
ów widziałem dawno, bo w 1998 roku i drugi raz kilka lat później, nie wiedząc
jeszcze, że będę o nim kiedykolwiek pisał. Po raz trzeci nie udało mi się
być widzem tegoż, bowiem BTL ze swym koronnym dziełem jeździł wówczas po
Francji gorsząc i zachwycając tamtejszą publiczność. Mitologizowanie
spektaklu w mojej głowie mogło z pewnością doprowadzić do jego idealizacji, a w konsekwencji do niedostrzegania jakichkolwiek wad, za co przepraszam powtórnie.
Przypisy: [ 1 ] Element, który pojawił się w teatrze lalkowym na przełomie lat 50. i 60. XX w. [ 2 ] Z ulotki Niech żyje Punch!
Białostockiego Teatru Lalek. Wskazania te opatrzone są komentarzem dotyczącym
ich pochodzenia: „(...) przez wielkiego Jonatana Wilda ułożone, który to w 1725 roku na słynnej szubienicy w Tyburn świetną karierę zakończył, a o którym
to wieści przez długie lata powtarzano ze zgrozą i podziwem, którego zaś
liczne zdumiewające czyny, w których swą Wielką Wielkość okazał dla
potomnych by zapomnieniu nie uległa Henry Fielding zapisał, a przełożył Jan
Rusiecki". « Teatr (Publikacja: 05-07-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4891 |
|