|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka IV RP, czyli Polska na rozdrożu Autor tekstu: Waldemar Marciniak
Sytuacja w Polsce wyklarowała się. Źle markowane przez rządzących
pozory normalności i umiaru zostały odrzucone. Ich prezydent, ich premier, ich
marszałek Sejmu, a wkrótce też zapewne — dzięki manipulacjom przy
ordynacji wyborczej — ich samorządy. Kraj dostał się niepodzielnie pod władzę
opcji nacjonalistyczno-klerykalnej z Lepperowskim populizmem na deser. Jeszcze
rok temu nikomu nie śnił się aż tak czarny
scenariusz, a tymczasem zawłaszczenie państwa przez nową ekipę nastąpiło w zastraszającym tempie. Polska znalazła się na rozdrożu, przestała być
krajem przewidywalnym, o jasno wyznaczonym euroatlantyckim kierunku rozwoju. Po przemianach 1989 r. Polska weszła na drogę demokracji i gospodarki
wolnorynkowej, zgłosiła również akces do Wspólnot Europejskich (później
Unii Europejskiej), Rady Europy i Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego
(NATO), potwierdzając tym swoje zakorzenienie w cywilizacji zachodniej i przywiązanie
do wyznawanych na Zachodzie wartości: praw człowieka, demokracji, wolności,
rządów prawa, wolnego rynku itp. Mimo licznych błędów popełnianych przez
ekipy rządzące po 1989 r., kierunek ten nie był poważnie kwestionowany. Słusznie
widziano w nim szansę na szybką modernizację Polski i wydobycie naszego kraju z wielowiekowego zacofania gospodarczego, cywilizacyjnego, ale także
mentalnego. Szansę pierwszą od kilku stuleci. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać stosunkowo niedawno. Zastój
gospodarczy i olbrzymie bezrobocie odziedziczone po rządach AWS-UW (spadek
wzrostu gospodarczego z 6 w 1997 do blisko 0% w 2000 r., i wzrost liczby
bezrobotnych tym samym okresie o ponad milion osób), a następnie znaczone
aferami rządy postkomunistycznej lewicy, doprowadziły do radykalizacji nastrojów
społecznych. Jak to zwykle bywa, znalazła się grupa ludzi, która potrafiła
znakomicie wygrać te nastroje i — głosząc hasła populistyczne i nacjonalistyczne oraz korzystając obficie z narzędzi nowoczesnego marketingu
politycznego — sięgnęła po władzę. Było to o tyle ułatwione, że w polskiej młodej demokracji niemal zupełnie zapomniano o edukacji obywatelskiej z prawdziwego zdarzenia, a system oświaty i media znajdowały się pod silnym
wpływem Kościoła, z definicji zwalczającego wszelką samodzielną i krytyczną
postawę. W takich warunkach społeczeństwo obywatelskie nie miało nawet
szansy się narodzić. O wiele bardziej pociągająca okazał się perspektywa
„ucieczki od wolności". Podwójna wygrana jesienią 2005 r., w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, sił specyficznie pojmujących demokrację i silnie
antyeuropejskich postawiła Polskę w zupełnie nowej sytuacji. Europa przecierała
oczy ze zdumienia, widząc jak kraj będący dotąd symbolem walki o wolność i demokratycznych przemian osuwa się w kierunku nacjonalizmu, ksenofobii i fundamentalizmu religijnego. Nowa władza odrzuciła wartości Europy Zachodniej i zajęła się pieczołowitym odkurzaniem dziedzictwa endeckiego, czy nawet
sarmackiego. Rządzącym towarzyszy przy tym jakobiński zapał i takież
przekonanie o własnej doskonałości moralnej, co wróży zawsze i wszędzie
jak najgorzej. Nie przez przypadek naczelnym hasłem Prawa i Sprawiedliwości, głównego
filaru rządzącej koalicji, stała się rewolucja moralna. W dojrzałych demokracjach zachodnich wartością cenioną i pożądaną
jest umiar i zdolność do kompromisu. Zachodnie społeczeństwa odrzucają
systematycznie w wyborach ugrupowania skrajne, zdając sobie sprawę, że -
mimo często nęcących haseł — niosą one zawsze ostatecznie destrukcję i godzą w wolność człowieka. Radykalizm i bezkompromisowość to cechy społeczności i ruchów zacofanych, wyznających uproszczoną wizję świata. Można to
doskonale zaobserwować na przykładzie krajów arabskich. Tam posłuch zyskują
przede wszystkim ci politycy i duchowni, którzy głoszą hasła radykalne. Im
bardziej radykalne, tym lepiej. Ugodowość uznawana jest za przejaw słabości.
Podobny sposób myślenia wykazują politycy partii rządzących w Polsce. Widać,
jak wyraźnie promienieją, kiedy mogą wystąpić przed kamerami z kolejnym
radykalnym hasłem czy projektem. Aby zaistnieć w partii takiej jak Prawo i Sprawiedliwość lub Liga
Polskich Rodzin trzeba licytować się w skrajnych poglądach i postawach. Żmudna i mało efektowna praca u podstaw nie jest w nich zbyt wysoko ceniona, nie dziwi
więc, że obecny sejm jest najbardziej leniwym parlamentem od czasów przełomu, a jeżeli już czymś się zajmuje, to są to głównie kwestie ideologiczne
(lustracja, dekomunizacja, dofinansowanie Świątyni Opatrzności Bożej,
polityka historyczna itp.) lub mające ułatwić zawłaszczanie państwa (dłubanie
przy ordynacji wyborczej do samorządów, Centralne Biuro Antykorupcyjne, próba
ograniczenia niezależności Trybunału Konstytucyjnego). [ 1 ] Rządzący nie ukrywają swojej niechęci dla wielu demokratycznych
standardów współczesnego świata. Prezes PiS-u, obecny premier, wprost wystąpił
przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu, które uznał za pustą i szkodliwą
konstrukcję. Jest to wystąpienie w demokratycznych państwach niespotykane, więcej, często nawet w reżimach
autorytarnych przywódcy nie zdobywają się na tak otwarte wyrażanie swoich
poglądów na rolę obywatela w swoim państwie. W koncepcji nacjonalistycznej
jednak to nie państwo jest dla obywateli, ale obywatele dla państwa. W demokracji liberalnej zadaniem polityków jest rozwiązywanie problemów
obywateli, w systemach autorytarnych natomiast to obywatele (lub raczej poddani)
wypełniają wolę rządzących. Społeczeństwo aktywne i zorganizowane jest
przeszkodą we wcielaniu w życie rozmaitych ideologii, w tym nacjonalistycznej.
Nie może więc zaskakiwać, iż jednym z pierwszych posunięć ministra
edukacji Romana Giertycha była zapowiedź wycofania z programów szkolnych
wiedzy o społeczeństwie. Potwierdzeniem powyższej tendencji są też wypowiedzi jednego z głównych
ideologów PiS-u prof. Ryszarda Legutki, obecnie wicemarszałka senatu, podważające
wartość praw człowieka. „Prawa człowieka — stwierdza on — zarówno
negatywne, czyli te, które mają nas chronić przed państwem, jak pozytywne, a więc te, które państwo ma nam zapewnić, mają tendencje do mnożenia się i popadania w swoją karykaturę" [ 2 ]. Przed „popadnięciem w karykaturę" uchronić mają nas zapewne silne rządy polityków Prawa i Sprawiedliwości
wiedzących, co dla
obywateli najlepsze. W IV RP to państwo będzie
wiedzieć lepiej, a obywatele będą mieli prawo siedzieć cicho, intensywnie się
rozmnażać i chodzić do kościoła. Zamiast społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka, państwo ma się
oprzeć na mglistej koncepcji prawa naturalnego, do którego jedynie słusznej
interpretacji zgłasza pretensje Kościół katolicki, instytucja w IV RP
wszechmocna. Kwestia rozdziału państwa i Kościołów, standard świata
demokratycznego, to w polskich warunkach zupełna abstrakcja. Rządzący nie
uznają rozróżnienia między Kościołem, czyli wspólnotą wiernych, a Państwem, a więc wspólnotą obywateli, zarzekając się jednocześnie, że są przeciwni
państwu wyznaniowemu. Hipokryzja czy schizofrenia? W warunkach Zachodu ludzie
mający potrzeby religijne, realizują je bez przeszkód w ramach Kościołów,
państwo natomiast jest tam traktowane jako społeczność obywateli o różnym
światopoglądzie i zadaniem rządzących nie jest ingerowanie w ten światopogląd, a tym bardziej jego narzucanie. W Polsce ścisłe sprzężenie Państwa i Kościoła, a raczej podporządkowanie Państwa Kościołowi uważa się niestety za
oczywistość. Kościół katolicki przedstawiany jest jako ostoja Narodu i strażnik
społecznej moralności. Nie zauważa się w ogóle, że Kościół ten od czasów
Kontrreformacji stoi dzielnie na straży zacofania cywilizacyjnego Polski, a tym
samym przyczynia się znacząco do jej nieszczęść. Interes kleru był zawsze
nadrzędny nad interesem Narodu. Trafnie streszcza to hasło: „Nieważne, czy
Polska będzie bogata, czy biedna — ważne, żeby była katolicka". Panująca klerykalno-narodowa ideologia potrzebuje oczywiście dyżurnego
wroga. Pełni on kilka istotnych funkcji: można zrzucić na niego
odpowiedzialność za wszelkie niepowodzenia, usprawiedliwić radykalne kroki
zagrożeniem, jakie on stwarza, czy wreszcie zacieśnić więzi narodowe, ukazując
wspólne niebezpieczeństwo. Wrogiem takim w IV RP jest głównie mityczny Układ,
nieprzepuszczający żadnej okazji do zaszkodzenia Polsce. Wystarczy napisanie
choćby jednego niepochlebnego słowa o rządzących, by stać się podejrzanym o przynależność do owego tajemniczego Układu. Paranoja ta znana jest z systemów totalitarnych. Jednak Układ jest tworem nieco mglistym, słabo oddziałującym
na społeczną świadomość. Potrzebny jest też bardziej konkretny kozioł
ofiarny. Dawniej doskonale rolę tę spełniali Żydzi, ale dzisiaj jest ich w Polsce niewielu, a i po Holocauście niezbyt już wypada zbyt ostro ich atakować.
Jak się wydaje, rolę Żydów jako dyżurnego wroga przejęli obecnie
homoseksualiści. To na tej słabej grupie społecznej mogą wyżywać się
partyjni radykałowie, to ona staje się obiektem napaści ze strony
faszystowskich bojówek. Kiedyś Żyd wykradał i mordował Polskie dzieci,
sporządzając z ich ciał macę, obecnie to homoseksualista jest tym, który
tylko czeka, by gwałcić niewinne chrześcijańskie dziatki. Prawdziwym nieszczęściem dla Polski jest polityka zagraniczna nowej
ekipy rządzącej. W ciągu kilku miesięcy udało się jej zniszczyć budowany
latami pozytywny obraz Polski w świecie, zwłaszcza w Europie. PiS było za, a nawet przeciw przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, LPR i Samoobrona były
zdecydowanie przeciwne. Po objęciu władzy, głównym zadaniem tych partii
zdaje się być zniszczenie Unii od wewnątrz. Dobitnym tego przykładem jest
zapowiedź odrzucenia „Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy",
kompromisowego dokumentu otwierającego przed Europą zupełnie nowy etap
integracji. Tymczasem polskie władze, jako jedyne w UE, dążą do odrzucenia
eurokonstytucji. Jako powody podają brak w niej odwołań do Boga i wartości
chrześcijańskich i zbyt, ich zdaniem, słabą pozycję Polski, jaką ona
gwarantuje. Dobrze spuentował to Krzysztof Pomian we wstępie do swoje książki
„Europa i jej narody", stwierdzając, że polscy eurosceptycy uzależniają
uczestnictwo w UE od przyjęcia w niej zasady
liberum veto i sarmackiego katolicyzmu. Nowym paradygmatem w polskiej polityce zagraniczne ma być tzw. polityka
narodowa, rozumiana na sposób XIX-wieczny, co w realiach Europy XXI w. może
prowadzić tylko do międzynarodowej izolacji Polski lub co najmniej ostracyzmu
ze strony europejskich partnerów. „Powinniśmy (...) wystrzegać się -
pisze Peter Rietbergen — przywiązania do państwa narodowego — tradycji
wykreowanej, która wcale nie ma kilkusetletniej historii, lecz wprost
przeciwnie, jest dość świeżej daty, jako niewzruszonego ideału, którego
Brukseli pod żadnym warunkiem nie można pozwolić zniszczyć" [ 3 ].
Historia XIX i XX w., każe patrzeć podejrzliwie na twór zwany państwem
narodowym, ale oczywiście spadkobiercy endecji podchodzą do tej tradycji
bezkrytycznie. Eurosceptycyzm, podważanie europejskich wartości, histeryczne reakcje na
krytykę ze strony Parlamentu Europejskiego i wolnych mediów [ 4 ]
powoduje, iż wokół Polski robi się w Europie pusto. Symptomatyczne, że
podczas exposé premiera Kaczyńskiego
ławy dla dyplomatów, zwykle zapełnione przy takich okazjach, święciły
pustakami. Niedługo będziemy mieli dobre stosunki chyba jedynie z Watykanem,
na którego pomoc materialną jednak bym nie liczył. Jest to o tyle groźne, że w najbliższych latach decydować się będzie pozycja Polski w UE, a do kraju
mają popłynąć olbrzymie środki z unijnego budżetu. W Europie nie lubią
pieniaczy i nacjonalistów, a krzyki i groźby nie wywołają tam strachu, a co
najwyżej politowanie. Tym bardziej, że te bogoojczyźniane wrzaski przykrywają
często brak kompetencji i zrozumienia współczesnego świata. Doradca
prezydenta do spraw polityki zagranicznej mylący Trójkąt Weimarski z Grupą
Wyszehradzką (wyszedł z tego Trójkąt Wyszehradzki) budzi głębokie zażenowanie. Przed awanturniczą polityką zagraniczną ostrzegali rządzących we wspólnym
liście dotychczasowi szefowie dyplomacji, lecz potraktowano ich niemal jak
zdrajców Polski. Są to ludzie wykształceni, kulturalni, obyci w świecie, co
już samo w sobie jest podejrzane dla ludzi, których horyzonty myślowe nie
wykraczają poza kruchtę i zaścianek. Politycy PiS-u i LPR-u uważają, że
mają monopol na patriotyzm. Tak naprawdę reprezentują jednak tylko jeden,
sarmacki model patriotyzmu. Model, w którym Polska jest krajem zaściankowym,
podporządkowanym klerowi, gdzie panuje obskurantyzm, nietolerancja i fanatyzm
religijny. Specyficzna to miłość do ojczyzny. Polska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Gdy cała Europa i świat
rozwija się w zawrotnym tempie patrząc daleko w XXI w., w Polsce objęli władzę
specjaliści od polityki historycznej. Postanowili odwrócić się do współczesności
plecami i odgrzewać XIX-wieczne koncepcje państwa i narodu. Do tego dochodzi
negowanie podstawowych wartości demokracji i państwa prawa. Dla naszego kraju
może to oznaczać przegapienie niespotykanej szansy dziejowej na szybką
modernizację i skok cywilizacyjny. Pocieszające jest to, iż opcja
klerykalno-nacjonalistyczna doszła do władzy dopiero teraz, gdy Polska
znajduje się już w strukturach Unii Europejskiej i NATO. Stwarza to pewne
ograniczenia we wprowadzaniu szaleńczych koncepcji, mających uczynić z naszego kraju katolicko-narodowy skansen, chociaż rządzący zdają się
wykazywać w tym względzie wyjątkowa determinację.
Przypisy: [ 2 ] R. Legutko, Prawo do nieprawości. Profesor Legutko jest zresztą w ogóle
negatywnie nastawiony do nowoczesności. Z jego wypowiedzi można
wywnioskować, że jego ideałem jest powrót do czasów przedoświeceniowych. [ 3 ] P.
Rietbergen, Europa. Dzieje kultury,
Warszawa 2001, s. 422. Rietbergen jest profesorem na Uniwersytecie
Katolickim w Nijmegen w Holandii, a więc trudno uznać go za skrajnego
liberała czy lewicowca pałającego zoologiczną nienawiścią do państwa
narodowego. [ 4 ] Podobną do polskich władz groteskową reakcję na publikację
satyry w niemieckim piśmie „Die Tageszeitung" wykazały też wcześniej
władze Iranu, gdy skrytykowano ich prezydenta. « Państwo i polityka (Publikacja: 25-07-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4949 |
|