|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawo wyznaniowe » Polskie konkordaty » Konkordat z 1925
Kłopoty z poprzednim konkordatem Autor tekstu: Michał Horoszewicz
W
grudniu 1939 r. doszło do pierwszego nieporozumienia — może nawet konfliktu — między polskim rządem na uchodźstwie, osiadłym wówczas we francuskim
Angers, a Stolicą Apostolską wobec naruszenia przez nią dyspozycji konkordatu z 1925 r. Papieskie rozwiązanie owej tak kłopotliwej sprawy chełmińskiej
we wprowadzeniu do tomu III wielkiej serii Actes et documents du Saint Siège
relatifs à la seconde guerre mondiale (Watykan 1965-1981; tu wykorzystano
także t. I i XI) uznano za „jedną z najtrudniejszych i najbardziej kontrowersyjnych
decyzji" Piusa XII. Otóż
gdańskiego biskupa Spletta jako mogącego kościelnie zarządzać diecezją chełmińsko-pelplińską, w niedopuszczalnym pośpiechu porzuconą przez jej ordynariusza bpa Okoniewskiego już w pierwszych dniach września, wysunięto w nocie ambasady
niemieckiej przy Stolicy Apostolskiej do papieskiego sekretarza stanu kard.
Maglionego z 17 października: najwyraźniej gdańszczanin był wiarygodny dla
Berlina. Kardynał uznał wówczas za niewłaściwe powierzanie niemieckim
duchownym diecezji polskich — chodziło jeszcze o Poznań — Gniezno dla prałata
Hartza z Piły-Schneidemuhl i Katowice dla kard. Bertrama z Wrocławia; zgodził
się z tym papież. Możliwość powrotu kardynała-prymasa Hlonda i Okoniewskiego wykluczyły władze Trzeciej Rzeszy: obu uznano za wrogich
niemieckości.
Ale 25
listopada nuncjusz w Berlinie Orsenigo w raporcie odmalował wyjątkowo trudne
warunki diecezji Chełmno-Pelplin: brak biskupa, wikariusz generalny
hospitalizowany, kapituła katedralna rozproszona; pozostał tylko kanonik
prof. Sawicki będący „rzeczywistym i jedynym upoważnionym do zarządzania
diecezją"; kler diecezjalny w ukryciu lub w więzieniu — spośród pięciuset
duchownych zaledwie dwudziestu sprawowało swe czynności. Nuncjusz zaznaczył,
że prosił biskupów z przyległych diecezji, zwłaszcza gdańskiej, o skierowanie do tak dotkniętej diecezji kilku ich duchownych dla zabezpieczenia
podstawowych funkcji duszpasterskich. Jednakże, choć rozmawiał w Berlinie z przybyłym tam
Splettem, w raporcie nie wymienił go jako ewentualnego kandydata na urząd
administratora apostolskiego. Należy wyjaśnić, że administrator apostolski -
wedle Kodeksu prawa kanonicznego z 1917 r. — z postanowienia papieża,
dla ważnych i szczególnych przyczyn, sprawuje rządy w diecezji kanonicznie
erygowanej: mianowicie "ad nutum Sanctae Sedis" (na polecenie czy
„skinienie" Stolicy Apostolskiej) uchodziło wówczas za stałe, to
znaczy bez wyraźnego określenia granicy czasowej — i przydawało te same prawa, obowiązki oraz honory co biskupowi
rezydencjalnemu. Przypadek chełmiński to niemożność sprawowania przez ordynariusza
rządów nad diecezją w wyniku jego wyjazdu i trwałej niemożności powrotu.
Wówczas
29.11.1939 r. Pius XII uznał za korzystne mianowanie biskupa gdańskiego
"administratorem apostolskim ad nutum S. Sedis" diecezji chełmińskiej.
Smutne i chyba znamienne, że wyjaśnienie stronie polskiej przyczyn tego
posunięcia — określonego
jako „krok tymczasowy w sytuacji skrajnej konieczności" — papież
pozostawił jedynie jako „ewentualne". Oznacza to, że rządu polskiego
nie zamierzano nie tylko wstępnie konsultować, ale choćby stosownie powiadomić
„po fakcie". A przecież w Rzymie znajdowali się: polski ambasador
przy Stolicy Apostolskiej Papce; Hlond — nie tylko prymas, ale i metropolita prowincji gnieźnieńsko-poznańskiej,
obejmującej właśnie diecezję chełmińsko-pelplińską; wreszcie — co mogło
ujść uwadze Kurii Rzymskiej — sam Okoniewski, nie odwołany przecież rządca
owej diecezji.
4
grudnia kard. Maglione zlecił nuncjuszowi w Berlinie Orsenigo wydanie dekretu z nominacją Spletta na administratora apostolskiego — i następnie
poinformowanie o tym władz Trzeciej Rzeszy, wstępnie już konsultowanych. 7
grudnia Orsenigo powiadomił o dekrecie z datą 5.12.1939 r. i o nader życzliwym,
dzień później, przyjęciu stosownej noty przez rząd.
Polska nieświadomość
Dopiero
15.12.1939 r. Maglione powiadomił Hlonda o sytuacji w diecezji chełmińskiej i o
papieskim mianowaniu biskupa gdańskiego jej administratorem apostolskim. Powtórzył
zapewnienia o „zarządzaniu prowizorycznym dla przypadku skrajnej konieczności",
wreszcie zlecał mu poinformowanie o tym Okoniewskiego z zaznaczeniem wyjątkowości
posunięcia. Albo Hlond zaszokowany tą wiadomością nic nie uczynił, albo
poczta rzymska kursowała opóźniająco — w tydzień później bowiem, 22
grudnia, Okoniewski skierował po prostu z Rzymu do papieża list przedstawiający
sytuację w diecezji (zatem najwyraźniej miał jakieś z nią kontakty) i przedłożył
nazwiska sześciu kapłanów pelplińskich, w tym trzech prałatów i jednego
kanonika, jako ewentualnych administratorów apostolskich.
Mimo
wszystko do Hlonda skierowano list; mimo wszystko prymasowi Polski przekazano
poinformowanie Okoniewskiego. Władz polskich natomiast nie powiadomiono w ogóle. Z jednej strony nie da się odrzucić mniemania, że papiestwo potraktowało
polski rząd na uchodźstwie jako „ubogiego klienta", choćby uwzględniając
propolskie akcenty w pierwszej encyklice pacellańskiej Summi pontificatus z
20 października; z drugiej jednak strony nie można wykluczyć pewnego zażenowania
Kurii Rzymskiej własnym jej czynem — i stąd mogła wywodzić się nieskwapliwość
do nawiązania kłopotliwego kontaktu z polskim ambasadorem. Tak czy inaczej,
18 grudnia — ale na własną prośbę, nie zaś wezwany do Sekretariatu Stanu -
Papée został przyjęty przez Maglionego i złożył mu memorandum ambasady
stwierdzające, że wedle wiadomości ostatnio nadeszłych z diecezji chełmińskiej w Polsce — co wskazuje, że wędrówka z owej diecezji pod niemiecką okupacją
do Angers, a stamtąd do ambasady w Rzymie okazała się czasowo nieporównanie
krótsza niż droga z Pałacu Apostolskiego do pobliskiej ambasady — „diecezja
ta miałaby odtąd zależeć od Jego Ekscelencji Mons. Spletta, biskupa gdańskiego".
Wszakże „rozstrzygnięcie takie byłoby sprzeczne z art. IX Konkordatu między
Stolicą Apostolską a Polską" (chodzi o stwierdzenie tam: „Żadna część
Rzeczypospolitej Polskiej nie będzie zależała od biskupa, którego siedziba
znajdowałaby się poza granicami Państwa Polskiego"). Zaznaczono
wreszcie, że „podporządkowanie diecezji chełmińskiej biskupowi, którego
siedziba znajduje się poza obszarem Państwa Polskiego, wywoła w całym
narodzie polskim wrażenie jak najbardziej przykre i niepożądane".
Maglione
wyjaśnił, że było to podyktowane koniecznością nie do uniknięcia, ale
sytuacja prawna diecezji pozostaje nienaruszona, a rozwiązanie jest
tymczasowe: byłby mianowany prałat polski, gdyby dało się go znaleźć. O ile można przystać na trzy pierwsze elementy wypowiedzi kardynała, o tyle
ostatni budzi wątpliwości: wydaje się, że nie nazbyt skwapliwie szukano
stosownego duchownego polskiego. Orsenigo przecież wymienił Sawickiego jako
od strony prawnej prawdziwie jedynie upoważnionego do zarządzania diecezją
(jak się wydaje, Sawicki był Niemcem czy uważał się za takiego); notabene
jego też umieścił Okoniewski na swej liście sześciu kandydatów do
sprawowania funkcji administratora apostolskiego. Oczywiście, władzom
niemieckim nie tylko w Gdańsku Splett musiał być dobrze znany (choć wydaje
się, że w przeszłości przesadnie go u nas demonizowano — był
to człowiek raczej słaby niż zły).
Nie jest
zrozumiałe, dlaczego Maglione nie zwrócił się do kurialnych rzeczoznawców-kanonistów,
którzy mogliby wskazać na naruszenie litery i ducha konkordatu. Zastanawia
przeświadczenie o absolutnej nadrzędności własnych racji: Maglione a zwłaszcza
Pius XII — przez dwanaście lat nuncjusz w Monachium i Berlinie, przez dziewięć
lat papieski sekretarz stanu (zresztą po zgonie Maglionego przez dwanaście
ostatnich lat życia był „sam sobie", jak mawiano, znów sekretarzem
stanu) — powinni dostrzec rażącą niewłaściwość swego postępowania, której
Sekretariat Stanu mógł uniknąć, wzywając Hlonda oraz Papéego dla
zapobiegawczego wytłumaczenia i zaapelowania o zrozumienie. A równocześnie
nie tylko wysondowano rząd niemiecki w kwestii nominacji, lecz nawet
poinformowano go — co
najmniej półoficjalnie — o dekrecie nominacyjnym: czy nie było to równoznaczne z pośrednim uznaniem inkorporacji obszaru diecezjalnego do Rzeszy?
Wolno sądzić,
że kurialni edytorzy Actes odczuwali niejakie zakłopotanie,
stwierdzając we wzmiankowanym wprowadzeniu: „Wówczas i później rząd
polski upatrywał w tej nominacji pogwałcenie konkordatu z 1925 r.", choć
Stolica Apostolska uważała, iż prowizoryczny charakter nominacji i zwłaszcza
potrzeby duchowe wiernych owej diecezji usprawiedliwiały to posuniecie
„nawet gdyby się trzymać brzmienia konkordatu". Następnie jednak
„usztywniła swą postawę w kwestii podobnych nominacji, także w odniesieniu
do precedensu, jaki wytworzyła w przypadku Mons. Spletta, notyfikując rządowi niemieckiemu nominacje".
Gdy 9.1.1940 r. niemiecki charge d'affaires Menshausen zasugerował ustnie, że
przy nominacjach dla wakujących siedzib biskupich dobrze byłoby przed
oficjalnym obwieszczeniem wspomnieć o tym rządowi niemieckiemu dla uniknięcia
ewentualnych konfliktów — na notatce z tej interwencji prałat Tardini,
sekretarz Kongregacji Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych, dopisał: „Jakaż
bezczelność! Chcieliby powtórzyć przypadek Chełmna…". Ujawniło się
więc jakby wyczucie popełnionej niewłaściwości.
Skargi i zadośćuczynienia
Od
sierpnia 1941 r. wśród polskiej społeczności katolickiej narastał kryzys
zaufania do papiestwa. Sygnalizował to jako pierwszy Hlond przybywający w Lourdes; o potępienie prześladowań upominał się abp Sapieha z Krakowa; co
najmniej dwukrotnie z Londynu wyraziście pisał bp Radoński, ordynariusz Włocławka
(14.9.1942: „… a papież milczy, jak gdyby nie troszczył się o swe
owieczki …" — 15.2.1943: „… niezrozumiałe milczenie Najwyższego
Nauczyciela Kościoła …"). 12.11.1942 r. Papée przesłał Maglionemu
„protest formalny" rządu polskiego przeciwko dokonaniu narodowościowego
podziału organizacji kościelnej w tak zwanym Kraju Warty na segment polski
pod opieką bpa Dymka jako administratora apostolskiego dla Polaków z Warthegau i segment niemiecki podporządkowany franciszkaninowi Breitingerowi
jako administratorowi apostolskiemu dla Niemców z Warthegau — rząd
uznał to za nie do pogodzenia z art. IX Konkordatu, a zarządzone przez
Breitingera w różnych kościołach wprowadzenie języka niemieckiego do kazań i modlitw uzupełniających za sprzeczne z art. XXIII. 20.12.1942 r. Maglione
odpowiedział w sposób stereotypowy: posunięcie prowizoryczne i czasowe, nie
wnoszące żadnych zmian do kościelnego podziału ziem polskich, a podjęte w sytuacji pilnej konieczności z uwagi na dobro wiernych. Przypuszczalnie pod
koniec stycznia 1943 r. Pius XII wyraził Papéemu swoje ostre niezadowolenie z powodu — jak można domniemywać — niewdzięczności Polaków przebywających w Anglii. Ten długi ciąg nieporozumień, przez edytorów Actes określany
hasłem „Pius XII a skargi polskich katolików" zakończył się dopiero
2.6.1943 r. , gdy papież w dniu swego patrona Eugeniusza wskazał, że nigdy
nie zapomina o ofiarach wojny, „zwłaszcza o ludzie polskim, otoczonym
przez potężne narody i doświadczanym przez zmienne koleje oraz wiry
dramatycznego cyklonu wojennego" — wspomniał o cichym heroizmie i cierpieniach narodu polskiego, co przyczyniło się do zachowania Europy chrześcijańskiej.
Istotnie, podobnego przemówienia wcześniej zabrakło.
Z kolei
15.11.1944 r. w obszernym przemówieniu do polskiej kolonii w Rzymie papież
wysławiał bohaterstwo obrońców Warszawy — to znaczy powstańców
warszawskich — i uznał, że świat odnajdzie „część Polski w dziele swego
zbawienia". Allokucję zakończyły polskie słowa: "Jeszcze Polska
nie zginęła!" (taki zapis w Actes).
Niejasności sprzed półwiecza
Uchwała
Rady Ministrów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej z 12.9.1945 r. — nie
opublikowana na sposób oficjalny — uznająca jednostronne zerwanie konkordatu
przez Stolicę Apostolską w następstwie posunięć prawnych przeprowadzonych w czasie okupacji była więc decyzją powziętą po sześciu niemal latach od
czynu uznanego przez polskie władze kościelne i rząd na uchodźstwie za
podstawowo sprawczy. Rząd polski na uchodźstwie już w grudniu 1939 r. chyba w pełnej zgodności z dyspozycjami konkordatu mógł uznać jego głębokie
naruszenie (ale czy od razu zerwanie?) skutkiem rażących uchybień Stolicy
Apostolskiej. Oczywiście, jego ówczesne położenie na arenie politycznej
absolutnie uniemożliwiało podobny akt niemal samobójczy.
Nie należy
przypisywać sprawie chełmińskiej charakteru antypolskiego: był to krok podjęty
istotnie w swoistym odczytywaniu potrzeb katolików polskich dramatycznie zagrożonych — podjęty
nazbyt apodyktycznie i w trybie uwłaczającym godności władz polskich na
uchodźstwie, które w poczuciu własnej słabości były zapewne na to szczególnie
wyczulone.
Należy wyraźnie zaznaczyć, że choć powyżej znalazły się przede
wszystkim ujemne wyznaczniki pacellańskich czasów, to jednak z podobnie fragmentarycznego zestawienia nie wolno konstruować całościowo
negatywnej oceny Piusa XII i jego
polityki. Pontyfikat pacellański — jak to niżej podpisany niejednokrotnie
starał się przedkładać (choćby „Człowiek i Światopogląd" X i XI 1983, I 1986, IX 1989; „Życie Katolickie" II 1987) — obejmuje nie
tylko aspekty ujemnie odczytywane, ale wiele elementów pozytywnych, znacznie
więcej, niż to można byłoby obiegowo przypuszczać.
*
„Res Humana" nr 2/1995.
« Konkordat z 1925 (Publikacja: 04-08-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4968 |
|