|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » CyberDziennikarz
Cyberdziennikarstwo Autor tekstu: Katarzyna Bocheńska
Czym jest i jakie jest
dziennikarstwo internetowe? Na te i inne pytania odpowiada Leszek Olszański -
dziennikarz, redaktor, badacz i praktyk Internetu. Od 2000 do 2002 roku współpracownik
dodatku do Gazety Wyborczej „Gazeta Komputer". W latach 2003-2005
redaktor internetowy krakowskiego wydania „GW". Pomysłodawca, autor i wykładowca kursu "Dziennikarstwo internetowe" w Studium
Dziennikarskim na krakowskiej Akademii Pedagogicznej. Od marca 2006 roku
redaktor internetowy portalu Gazeta.pl.
Katarzyna Bocheńska: Z definiowaniem niektórych
rzeczy czasami jest kłopot. Wygląda na to, że rozkwitające działania z udziałem Internetu też takich dylematów dostarczają. Jaką definicję
dziennikarstwa internetowego pan proponuje?
Leszek
Olszański: Być może moja odpowiedź na pierwszy rzut oka wyda się
rozczarowująca. Według mnie, dziennikarstwo internetowe to po prostu
dziennikarstwo uprawiane z myślą o publikacji materiału w sieci zamiast w mediach tradycyjnych. Ta drobna zmiana niesie jednak ze sobą doniosłe różnice.
Dziennikarzem internetowym nie jest np. pracownik gazety, którego artykuły po
złamaniu kolumn automatycznie lądują na oficjalnej stronie WWW redakcji.
Prawdziwy dziennikarz internetowy zupełnie inaczej organizuje sobie dzień
pracy, gdyż działa pod znacznie większą presją czasu. Posługuje się
nieco innymi gatunkami informacji — zarówno redagując notatki tekstowe jak i wiadomości multimedialne — to wynika również z pracy „na
akord" ale także ze specyficznych przyzwyczajeń internetowego odbiorcy,
który czyta „klikająco" i lubi
przez cały czas przemieszczać się po stronie, zamiast zagłębiać się na dłużej w lekturze.
Czy rzeczywiście siła dziennikarstwa tkwi w integracyjności
mediów?
Siła każdego dziennikarstwa
tkwi przede wszystkim w talencie, ciężkiej pracy i zaangażowaniu
dziennikarzy. Dobry artykuł, wywiad, reportaż, analiza, fotoreportaż, rozmowa
radiowa, film dokumentalny — materiał sporządzony w każdym z tych gatunków
może stać się hitem również w internecie, także bez łączenia na siłę z innymi formami wyrazu. Co więcej uważam, że w obecnym stadium rozwoju
sieciowej informacji przenikanie tych gatunków nie jest bardzo mocne. Materiały
powstają z reguły w jednym z podstawowych styli, pozostałe formy ich
sprzedania mają charakter poboczny. Wywiad przy mikrofonie może zostać
spisany i opublikowany w formie tekstowej, jednak w dalszym ciągu będzie on wówczas
tylko zapisem wywiadu radiowego, nie wywiadem prasowym. Napisany przez
dziennikarza felieton można odczytać przed kamerą i podłączyć do strony
WWW, co nie zmieni jednak tego utworu automatycznie w gatunek telewizyjny.
Publikowanie materiałów w różnych
formach jest w dużym stopniu zdeterminowane konkurencją na rynku medialnych i nieustająco ważną, rozrywkową rolą mediów. To frajda móc posłuchać
rozmowy, której zapis widzimy, zobaczyć fragment warsztatu pracy dziennikarza.
Tym bardziej, jeśli nagranie możemy wziąć ze sobą w przenośnym odtwarzaczu i posłuchać go np. w autobusie. Strony zawierające multimedia są postrzegane
jak nowocześniejsze i „ciekawsze" w rozrywkowym znaczeniu — oferujące lepszą zabawę podczas przyswajania
informacji.
Trochę na uboczu funkcjonują
jednak eklektyczne, ściśle internetowe gatunki multimedialne jak narracyjny
slideshow — będący czymś pośrednim między fotoreportażem a relacją/reportażem,
raport multimedialny, interaktywna infografika łącząca tekst z dźwiękiem i animacją i typową dla strony internetowej swobodą poruszania się wśród
tych materiałów. Z pewnością ich rola będzie wzrastać w miarę
technicznego rozwoju sieci, która — co widać coraz wyraźniej — stopniowo
przekształca się w medium przypominające interaktywną, dwukierunkową (umożliwiającą
zarówno odbiór jak i nadawanie) telewizję z bardzo rozbudowanymi możliwościami
wyboru.
Niektórzy deprecjonują dziennikarstwo internetowe. Jaka jest
Pana subiektywna ocena warsztatu dziennikarskiego w tym względzie?
Coraz trudniej deprecjonować tę
gałąź dziennikarstwa, szczególnie od momentu, gdy za publikacje online zaczęto
przyznawać nagrody Pulitzera. Nagrodę tę — w kategorii „Breaking news" zdobyli
na przykład dziennikarze
nowoorleańskiej gazety Times-Picayune za artykuły, które — z powodu
spustoszenia miasta przez huragan Katrina mogły ukazywać się wyłącznie
online. Jeśli jednak ktoś upiera się przy niskiej wartości
cyberdziennikarstwa to w dużym stopniu wynika to z młodego wieku tej gałęzi.
Jego kanon jest wciąż w stadium formowania, dziennikarze i redaktorzy są
zmuszeni do nieustannego eksperymentowania. Wpływ na ogólny poziom mają też
oczywiście pieniądze. Media internetowe dopiero uczą się zarabiać i nie stać
ich na zatrudnianie dziennikarskich guru. A tam gdzie debiutanci kierują
debiutantami zdarzają się tytuły artykułów typu „Podczas
posiedzenia rady miasta rajcy podjęli wiele ważnych uchwał", albo
wywiady prowadzone na zasadzie „Co mógłby
nam pan o sobie opowiedzieć". Kolejnym dowodem na kiepską kondycję
internetowego dziennikarstwa jest według wielu jego odtwórczy charakter.
Materiały internetowe wszak wciąż w większości powstają w redakcjach, w oparciu o depesze agencji informacyjnych i dane dostarczone przez dziennikarzy
prasowych, radiowych i telewizyjnych. Ta sytuacja szybko się jednak zmienia. Na
konferencjach prasowych obok mikrofonów z kostkami RMF i Zet pojawiają się
logotypy Money.pl i Gazeta.pl — dowód, że mediom internetowym nie wystarczają
już informacje zdobyte przez innych. W naszym kraju działa już grupa
dziennikarzy internetowych nieco starszego pokolenia, którzy mogą przekazywać
swoje doświadczenia młodzieży. Coraz więcej w końcu pojawia się dużych
dziennikarskich nazwisk kojarzonych głównie z Internetem. Christopher
Allbritton: autor reporterskiego webloga „Back
to Iraq", Matt Drudge — którego prywatny internetowy serwis informacyjny
jako pierwszy poinformował o amerykańskiej „aferze
rozporkowej" z udziałem prezydenta Billa Clintona, czy Anne Marie Cox -
skandalizująca reporterka ze świata cellebrities pracująca dla internetowego
nanowydawnictwa (wydawnictwo specjalizujące się w weblogach) Gawker Media, to
medialne gwiazdy — które sławę zdobyły publikując na stronach WWW. Równocześnie
nadawcy internetowi coraz częściej zamawiają materiały u starej gwardii.
Kurczące się zatrudnienie w mediach tradycyjnych zmusi w końcu — jestem
pewien, że dożyjemy tego w dobrym zdrowiu — starych dziennikarskich wyjadaczy
do poszukiwania pracy w internetowych redakcjach. Wtedy jednak to wy będziecie
mogli uczyć ich zasad nowodziennikarskiego rzemiosła.
Młodzi dziennikarze miewają kłopoty z redagowaniem
informacji prasowej. Jaki kanon zasad powinien stać się ich drogowskazem w doskonaleniu umiejętności redakcyjnych? Jakie są najczęściej popełniane błędy w publikowaniu materiałów na stronach internetowych?
To temat — rzeka, tylko częściowo
związany z mediami internetowymi. Najpopularniejszym błędem jest automatyczne
przenoszenie do języka dziennikarskiego nawyków nabytych w szkole. Budowanie
tekstów według schematu rozprawki, ze wstępem i rozwinięciem, do którego
prawie żaden czytelnik — zwłaszcza ten szczególnie niecierpliwy czytelnik
internetowy — nie dotrwa. Popisywanie się rozwiniętym podczas studiów słownictwem
naukowym, które w tekście dziennikarskim brzmi pretensjonalnie i często
prowadzi do niezamierzonego komizmu zniechęcając czytelników — także tych
wykształconych i inteligentnych. Moim zdaniem nad językiem informacji
dziennikarskiej nie warto się przesadnie zastanawiać, najlepiej sprawdza się
naturalność, oczywiście tak długo, jak długo nie zaczyna zahaczać o sztubacką gwarę. Osobiście razi mnie nazywanie w artykule prasowym pieniędzy
„kasą", a początkujących użytkowników
komputerów "lamerstwem".
Oczywiście Internet ma w sferze językowej swoje specyficzne style. Czasami wolno tutaj
mniej niż w gazecie: np. wtedy gdy redagujemy depesze relacjonujące najświeższe
wydarzenia i — wystrzegając się ewentualnej informacji — stosujemy suchy język
agencyjny, pozbawiony prawie zupełnie figur retorycznych i wartościowań.
Czasem wolno więcej, na przykład podczas pisania dziennikarskiego bloga — ta
konwencja pozwala na więcej swobody i językowego luzu niż np. prasowy
felieton, daje autorowi niemal pełną wolność ujawniania swojej indywidualności.
Studenci
dziennikarstwa powinni czytać dużo gazet i przeglądać strony internetowe a następnie stosować zaobserwowane tam zjawiska językowe. Spróbujcie zadziałać
odwrotnie — pracę zaliczeniową napisać językiem przypominającym
dziennikarski, po to by później nie próbować podświadomie wplatać w swoje
informacje języka pracy zaliczeniowej. Na tym kierunku powinno wam się upiec.
Czy nie ma Pan wrażenia, że klasyczne gatunki dziennikarskie
(reportaż, wywiad) przypisane
wydaniom papierowym gazet są unikatowe dla internetowego dziennikarstwa?
Jak już wspominałem, nic nie
stoi na przeszkodzie, by odnieść internetowy sukces eksploatując jeden z uświęconych
tradycją dziennikarskich gatunków. Wywiad, ze względu na swoistą prostotę „techniczną"
(Wszak do jego sporządzenia wystarczy spotkać się z jednym rozmówcą. Można
nawet wysłać mu pytania e-mailem tak jak Pani wysłała je mnie, choć to
bardzo ryzykowne: Można otrzymać odpowiedzi na zupełnie inne pytania niż
zadane.) bywa obecnie jedną z najczęstszych prób ożywienia prowadzonych zza
biurek internetowych serwisów.
Niewątpliwie warto jednak zadać
sobie pytanie: Skoro sieć pozwala na więcej, dlaczego z tych możliwości nie
skorzystać? Wszak kilkuminutowy klip filmowy można dziś nakręcić wartym
kilkaset złotych cyfrowym aparatem fotograficznym otrzymanym w prezencie na pierwszą komunię a potem opublikować za darmo na stronach
youtube.com lub ourmedia.org. Multimedialne przetworzenia tekstu to nie tylko
snobizm i gadżetomania. To także dowód wiarygodności dziennikarza (skoro
sfilmował, to musiał być i widzieć), możliwość zilustrowania tez (jeśli
policja brutalnie biła demonstrantów, zapis filmowy może nawet pomóc
reporterowi w sądzie) a także wypromowania swojej własnej osoby, gdyż rysy
twarzy dziennikarza o wiele lepiej zapadają w pamięć niż jego podpis pod
artykułem.
Multimedia
to nie jedyne typowo internetowe mechanizmy. Dyskusja z czytelnikami na forum to
niespotykana do tej pory okazja poznania zdania czytelników i wzbogacenia
swojej własnej wiedzy na opisywane tematy. Artykuł z forumowym rozszerzeniem,
zupełnie nowy i nieosiągalny w nowym medium, to również szlachetny gatunek
informacyjny o potężnych możliwościach. Moja rada: uczcie się nim posługiwać
równie biegle co reportażem czy wywiadem.
« CyberDziennikarz (Publikacja: 29-11-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5130 |
|