|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Ateizm i Ateologia
Język religii [1] Autor tekstu: Andrzej Rusław Nowicki
Kiedy czytam dzieła współczesnych myślicieli katolickich i natrafiam na takie wyrażenia, jak „zstąpił
do piekieł", „wstąpił na niebiosa", „nadprzyrodzona opieka", „akt
zbawienia", „skarbiec łask" i takie słowa, jak „grzech",
„cud", „objawienie",
„opatrzność", to wydaje mi się, że muszą oni odczuwać
pewne zażenowanie z powodu przemawiania
takim językiem do ludzi współczesnych, od których
przecież nie mogą wymagać, aby brali to wszystko dosłownie. Wyrazem
tego zażenowania był interesujący artykuł dominikanina, ks. M. H. Lelonga,
opublikowany w Tygodniku Powszechnym pod tytułem Zstąpił do piekieł.
Rozumiejąc,
że czasy się zmieniły i dla współczesnego
człowieka przyjęcie dosłownego sensu katolickiego
credo jest absolutnie niemożliwe, ksiądz Lelong wyjaśnia, że mamy w nim do czynienia z pewnym „sposobem mówienia" i z „pozostałościami
dawnych pojęć". Pozwolę sobie przytoczyć najważniejszy akapit podkreślając najbardziej charakterystyczne
sformułowania:
[...]
wyrażenie „zstąpił" sugeruje wyraźnie lokalizację owego
miejsca, umieszczając je w strefach podziemnych.
Wyrażenie
to — podobnie jak analogiczne wyrażenia „z wysoka", „w górę", „na
niebiesiech" są złączone z systemem
kosmogonii przebrzmiałej i dziś należącej już całkowicie do historii. Określały one,
chciały określać miejsce pobytu
dusz, czy to zbawionych, czy potępionych. Dziś te pozostałości dawnych pojęć wydają się nam naiwne i dawno
zostały poza nami. Ale mimo iż się tak wyrażali, wierni nie
byli nigdy obowiązani wierzyć w ową geografię, w ogóle wierzyć w to, co nie jest ściśle biorąc przedmiotem wiary, a jest
tylko pewnym popularnym sposobem mówienia, sposobem
wyrażania się [ 1 ].
Za
podobne twierdzenia — że w Piśmie świętym mamy do czynienia z przenośnym, metaforycznym sposobem
wyrażania się i wobec tego nie powinno ono stanowić podstawy dla hamowania rozwoju badań
naukowych — spalono niegdyś na stosie Giordana Bruna. I wbrew temu, co twierdzi ksiądz Lelong,
przez wiele stuleci Kościół zmuszał wiernych do wiary w dosłowny sens uświęconych autorytetem
Kościoła pozostałości dawnych poglądów na świat. Z punktu widzenia
ateisty przytoczony tekst księdza
Lelonga jest wyrazem kapitulacji teologa przed zwycięską nauką, która bezlitośnie
wypiera teologię z opanowanych przez siebie terenów i zmusza ją do okopywania się na coraz dalszych
pozycjach.
Gdyby
jednak użyte przez nas słowo „kapitulacja" urażało uczucia myślicieli katolickich i stanowiło czynnik
powstrzymujący ich od posuwania się za „duchem czasu", wówczas chętnie użyjemy
innego „sposobu mówienia" i powiemy, że
rezygnacja z „pozostałości dawnych pojęć" i traktowanie takich
wyrażeń, jak „zstąpił do piekieł", „wstąpił na niebiosa" wyłącznie jako „pewnego
popularnego sposobu mówienia" jest — ze strony księdza Lelonga -
przejawem rozumnej obrony religii, przejawem
realizmu nie upierającego się już przy tym,
przy czym upierać się nie można i nie warto. Odrzucając balast
naiwnych przeżytków wzniósł się on dzięki
temu wyżej, poszedł naprzód, z postępem i za to należy mu się szacunek.
Tyle
tylko, że na wyrażeniu szacunku nie możemy w tym przypadku poprzestać, lecz powinniśmy
nalegać,
aby po tym pierwszym kroku ksiądz Lelong i inni myśliciele katoliccy uczynili
konsekwentnie następny krok. Wyrażenie „zstąpił do piekieł" znajduje
się w tak zwanym Składzie Apostolskim, czyli w katolickim credo.
Powstaje pytanie: czyżby tylko
to wyrażenie należało traktować jako „popularny
sposób mówienia"? A „ciała zmartwychwstanie"? A „stworzyciel nieba i ziemi"? Czyżby to nie były
„pozostałości dawnych pojęć" związane nierozerwalnie z dawno przebrzmiałą filozofią?
A
słowo „Bóg"? Czy i ono nie jest związane z określonym, przebrzmiałym poglądem na świat? Jeżeli
oddamy światu to, co mu się słusznie należy, a więc jeśli uznamy jego wieczność i nieskończoność, wówczas
„Bóg-Stwórca" przestaje być kategorią fizyki i staje się nazwą bez desygnatu, występującą tylko na gruncie „pewnego
popularnego sposobu mówienia".
Powstaje pytanie: czy nie stawiamy tu zbyt wielkich
wymagań myślicielom chrześcijańskim? Czy myślicielowi
chrześcijańskiemu wolno uczynić taki krok?
Odpowiedź
negatywna na to pytanie oznaczałaby, że
myśliciel chrześcijański jest nieuchronnie skazany
na kurczowe trzymanie się przynajmniej niektórych reliktów przestarzałego poglądu na świat, a więc, że jest więźniem otoczonym siedmioma murami i jeżeli nawet uda mu się rozbić sześć murów, to siódmy mur na
wieki wieków pozostanie granicą jego intelektualnego więzienia, uniemożliwiającego
mu pójście naprzód w awangardzie
rozwijającej się kultury.
Jestem
głęboko przekonany, że taki pogląd jest niesłuszny, ponieważ znam argumenty przemawiające
za odrzuceniem „metafory więźnia". Jeżeli owym siódmym murem byłaby konieczność wiary w istnienie osobowego Boga, „stworzyciela nieba i ziemi" w dosłownym znaczeniu tego słowa, to okazuje
się, że myśliciel chrześcijański może przebić ten mur i wyszedłszy na wolność nie
przestanie być myślicielem chrześcijańskim.
A
oto argumenty przemawiające za tym, że można być chrześcijaninem — w dosłownym znaczeniu tego
słowa — a jednocześnie porzucić więzienie teizmu, odkrywając, że słowo „Bóg" jest
tylko metaforą. Argumentem pierwszym jest fakt istnienia takich myślicieli chrześcijańskich,
którzy oddzielili chrystianizm od teizmu, opowiadając się za treścią
chrystianizmu, która bynajmniej nie musi być związana z formą, czyli szatą teistycznego sposobu
mówienia. Jednym z pierwszych myślicieli tego typu był „ojciec nowożytnej teologii protestanckiej"
Friedrich Daniel Ernst Schleiermacher (1769-1834), romantyk niemiecki, rzecznik
praw uczucia i wyobraźni, a zarazem jeden z najbardziej rozumnych
obrońców religii.
Broniąc
religii Schleiermacher nie bronił pojęcia Boga. Podkreślał z całym naciskiem, że
„kwestia Boga"
nie jest ani „osią", ani „głównym zagadnieniem religii". Próbował
wyjaśnić, że „[...] Bóg nie może
być [.. .] czymś innym niż jednym z poszczególnych
religijnych sposobów kontemplacji" — jednym z wielu możliwych — "[...] od którego podobnie
jak od każdego innego, pozostałe są niezawisłe i niezależne". W związku z tym zwalczał pogląd
głoszący, że „gdzie nie ma Boga, tam nie ma religii", wykuwając pojęcie „religii ateistycznej" i posuwając się do twierdzenia, „[...] że religia bez Boga
może być lepsza od jakiejś innej z Bogiem".
Stosunek
człowieka do wszechświata (do „Universum") — według Schleiermachera — jest właściwym
miernikiem jego religijności, to zaś, czy ma on w swej wizji świata również
Boga, „[.. .] zależy tylko od kierunku jego fantazji".
Przy
posiadaniu określonego typu fantazji „[...] będzie ona personifikowała ducha Universum i otrzymacie w ten sposób Boga". Przy innym typie fantazji,
która mocno „trzyma się rozumu", powstaje wizja świata, w której nie ma żadnego Boga.
"Mam
nadzieję — dodaje Schleiermacher — że nie potraktujecie jako bluźnierstwa
tego, że wiara w Boga zależy od kierunku fantazji [.. .]".
Śladami
Schleiermachera poszedł również wybitny teolog protestancki Albert Kalthoff (1859-1906), który
tak pisze o pojęciu Boga:
Nowe
wyobrażenie przyrody zmusza myślącego człowieka do takich właśnie wniosków, których
jeszcze brakło, by wszelkie sprzeczności i zwątpienia, od dawna wiarę w Boga nurtujące, w ostateczne: nie ma Boga! zamienić. Propaganda ateistyczna,
co już naprzód, ze społecznych i obyczajowych przyczyn,
wyrzekła nad wiarą w Boga wyrok śmierci, znalazła
właśnie najpotężniejszą sojusznicę w wiedzy.
Pragnąc
ocalić „światopogląd religijny" Kalthoff rezygnuje z przeciwstawiania
religii nauce, akceptuje bez żadnych zastrzeżeń osiągnięcia współczesnej
wiedzy, a nawet jej filozoficzne, ateistyczne uogólnienia dokonywane przez Ernsta
Haeckla. Taki
sposób obrony religii zasługuje na szacunek [ 2 ].
Szkoda,
że nie ma innych przykładów, ale już tak jest — od XVI wieku — że w sprawach unowocześniania
religii katolicy pozostają w tyle za protestantami. Jeżeli ktoś z postępowych katolików
uczynił pierwszy krok we właściwym
kierunku, to chyba Gabriel Marcel, który
jest katolikiem z własnego wyboru, przyjął bowiem chrzest już jako
człowiek dojrzały, a przyjmując
katolicyzm zachował maksymalną
swobodę filozofowania i niezależność myśli.
On właśnie jest autorem aforyzmu, którego ateistyczny
sens uszedł zapewne jego uwadze: Kiedy o Bogu się mówi, to nie o Bogu się mówi.
Jest
to najgłębsza z myśli wypowiedzianych kiedykolwiek przez jakiegokolwiek
myśliciela katolickiego. Przypuszczalnym
źródłem tego sformułowania — w sensie okazji pobudzającej do snucia własnych
myśli — był doskonale znany Marcelowi tekst
Juliana Bendy (1867-1956), w którym było powiedziane,
że „[...] Bóg nie jest niczym innym, jak
tylko światem w pewien sposób pomyślanym". Przytaczając i komentując ten tekst, Marcel podkreśla
jego ateistyczny sens: „Rzecz zupełnie jasna — powiada — że tym, co tu istnieje, jest po prostu świat". Inaczej mówiąc, pojęcie Boga jest tylko i wyłącznie cechą pewnego metaforycznego i personifikującego sposobu
myślenia i mówienia o świecie.
Powstaje
teraz następujące pytanie: jeżeli myśliciel chrześcijański
dojdzie do przekonania, że pojęciu Boga nie odpowiada żadna obiektywna rzeczywistość i że wymawiając słowo „Bóg" wymawiamy
nazwę nie posiadającą desygnatu, a wobec tego używanie tego słowa może mieć miejsce jedynie w ramach nieadekwatnego, metaforycznego sposobu mówienia, to czy będzie
on jeszcze mimo to posiadał prawo do uważania się za
chrześcijanina? Sądzę, że tak i mam na to dwa argumenty: jeden „etymologiczny",
drugi faktyczny. Nazwa chrześcijanin nie mówi nam nic o tym, że ktoś opowiada się za Bogiem, a tylko i jedynie
to, że ktoś opowiada się
za Chrystusem. Wprawdzie przez wiele stuleci większość chrześcijan
opowiadała się równocześnie za Bogiem i za Chrystusem, uważając
Chrystusa za jedną z trzech osób Trójcy Świętej.
Była jednak część chrześcijan
opowiadających się również za Bogiem i za Chrystusem, ale uważających Chrystusa za
człowieka i wreszcie byli tacy chrześcijanie, którzy
uważając Chrystusa za człowieka opowiadali się za Chrystusem, a przeciw Bogu. W okresie romantyzmu było ich nawet dość sporo. Mówiono o nich, że są jednocześnie ateistami i chrześcijanami. Ich rozum opowiadał się za ateizmem, a więc przeciwko Bogu,
natomiast ich serce opowiadało się za Chrystusem. Niektórzy
zaś, jak na przykład poeta francuski Alfred de Vigny (1797-1863),
posunęli się jeszcze dalej, ponieważ odrzucali Boga właśnie
dlatego, że byli za Chrystusem i nie mogli mu przebaczyć, że w decydującym momencie opuścił Chrystusa. Chrystus wołał na krzyżu:
„Boże, Boże, czemuś mnie opuścił?!" (Eli, Eli, lamma sabachtani),
ale „[...] niebo pozostawało czarne, a Bóg nie odpowiadał". Vigny
„[...] uderza w milczenie Boga, pozostawiające tak okrutnie apel Jezusa bez odpowiedzi": "Zostawiłeś nas w niepewności Panie — pisał w Dzienniku — Syn Twój
daremnie modlił się do Ciebie na Górze Oliwnej". Stąd prosty
wniosek: jeżeli Bóg nie przyszedł z pomocą Chrystusowi, to znaczy, że Boga w ogóle nie ma. Toteż
Vigny pisał: „Nigdy nie mów i nigdy nie pisz o Bogu [...] Czyńcie jak Budda,
niech będzie milczenie o tym, który nie mówi". Wacław
Lednicki w swoim pięknym studium o Vignym
dowodzi, że „[. ..] dla Vigny’ego Chrystus i Bóg
Ojciec, to antytezy".
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] M.H. Lelong: Zstąpił do piekieł,
„Tygodnik Powszechny" nr 12 (530) z 22.6.1959 r. [ 2 ] W przeciwieństwie do takich
myślicieli, jak np. francuski monarchista, Charles Maurras (1868-1952), który
będąc ateistą akceptował ze względów politycznych najbardziej reakcyjne
treści katolicyzmu. « Ateizm i Ateologia (Publikacja: 03-01-2007 )
Andrzej Rusław NowickiUr. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 52 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5190 |
|