Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.424 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Ludzie władzy od tysiącleci starali się słowem, własnym przykładem i represjami formować umysły dalekie od samodzielności, krytycyzmu, filozoficznej kultury myślenia. Najlepsi poddani i wyborcy to łatwowierna, podatna na emocjonalne apele masa, nawykła do myślenia życzeniowego.
« Czytelnia i książki  
Doprawdy, mój drogi ziomku, upadły sędzio-pokutniku...
Autor tekstu:

(Na podstawie „Upadku" Alberta Camusa)

„Trudnym byłem klientem" tak Pan powiedział. Słowa wtrącane przelotnie w czasie Pańskiego niekończącego się monologu wyrywały się z mej piersi, ale nie śmiałem przerywać Panu spowiedzi, więc jedynie grzecznościowe potakiwania i ukradkowe odpowiedzi mógł Pan wychwycić. Ale nie mogę pozostać taki sam po tym, co usłyszałem...

Co też mnie podkusiło, by pójść akurat do tej speluny „Mexico City"- Pana świątyni i biura jednocześnie — na jałowcówkę tego ponurego wieczoru! Gdybym wiedział, jak niełatwa to sztuka dla cudzoziemca napić się tu tego alkoholu, pewnie wybrałbym się na wieczorny spacer po moście. Lecz pewnie i tak bym Cię tam spotkał, mój drogi ziomku. Tak, nasze spotkanie musiało być zapisane gdzieś wyżej... Nieuważny słuchacz powiedziałby, że ma Pan niesamowity dar mówienia o sobie samym — monotematyczny egoista… Ale nie ja. Ja wiedziałem, że jest Pan niczym lustro. Rysował Pan swoimi słowami postać, a w efekcie powstało arcydzieło wszechczasów — CZŁOWIEK — suma zdarzeń, zbiegów okoliczności, otaczającej go rzeczywistości, ambicji, absurdu i własnego poczucia siebie. Właściwie własnego samouwielbienia. „Ja, ja, ja" — czyż nie tak brzmiał refren Twojego kochanego życia, mój drogi ziomku? Ale nie tylko Pańskiego — i ja go z Panem potrafiłbym śpiewać.

Pana opowieść… jakże chaotyczne i jednocześnie egotyczne zjawisko. Studium kondycji ludzkości, ale gdyby ktoś miał je kiedyś zebrać w książkę, to przysporzył Pan mu niemało problemów. Czasem zastanawiałem się, czy jałowcówka nie za bardzo uderzyła Panu do głowy i czy to wszystko ma sens. Nie wiedziałem, kiedy Pan kpi, a kiedy mówi całkiem poważnie. A Pan bawił się mną… od początku do końca. Z łatwością przechodził z jednego tematu w drugi. Jak zręczny aktor, który powtarzał już tę kwestię miliony razy, a to nasze spotkanie to tylko kolejne przedstawienie — zgodnie z planem, zgodnie ze scenariuszem, zgodnie z zamysłem autora. A wszystko wykreowane, bym zobaczył siebie. Niczym misjonarz nawracający pogan, przekazywał Pan ukryte treści w dobrze opowiedzianej bajce. I zanim się obejrzałem, zrozumiałem, a właściwie zostało mi uświadomione co się stało... było już po wszystkim. Spowiedź oskarżała mnie, budziła moje sumienie — i to teraz ja siedziałem na ławce skazanych, ja pokutowałem. A Pan? Pan wypełnił swoje zadanie doskonale.

Pana kobiety, przygody, refleksje, a to wszystko pozornie bez ładu. Mało co, a nie udałoby mi się wyłowić z tła całego historii decydującej. Dziewczyna skoczyła z mostu prawie niezauważalnie. W Pana słowach wyczuć można było cichy plusk, ale nie lada inteligencją trzeba było się wykazać, by skojarzyć odpowiednio fakty. To kilka zdań… po których skończyło się panowanie nad światem… i sobą. Śmiech i plusk zachwiały całą harmonią, zaniepokoiły ciszę i zburzyły wewnętrzny spokój. Spadliście oboje — ona i Pan. Tyle że dziewczyna miała to szczęście już więcej nie otworzyć oczu, a Pan stoczył się na samo dno. Czy aby na pewno? A może miało to tylko być przynętą, którą miałem złapać, by stać się Pana ofiarą?

Jeszcze na początku, kiedy Pana poznałem cisnęło mi się na usta sformułowanie „nadczłowiek". W pewnych momentach wręcz byłem zazdrosny o wspaniałość tego „kochanego życia". Sam Pan powiedział, że życia pełnym życiem i oddania szczęściu się nie wybacza… Szacunek, powodzenie, sukcesy — czego mogło jeszcze Panu brakować? Dotknął Pan nieba, więc bogowie Cię skarali, mój drogi ziomku. Ujrzałem jak spada Pan z piedestału, powoli turla stopień po stopniu, jak bezwładnie rzucona piłka. Mogą człowieka odmienić wewnętrzne rozterki, wyrzuty sumienia… nieubłagane dręczące wspomnienia, prawda, którą trzeba wypowiedzieć. Swoją drogą to ciekawe, co Pan słusznie zauważył: „Spowiadamy się przed tymi, którzy są do nas podobni i mają te same wady. Nie pragniemy wcale się poprawić ani stać się lepszymi (...) chcemy by nas żałowano (...) jednocześnie nie być winni i nie czynić wysiłku żeby się oczyścić". Czyż nie jesteśmy właśnie w takiej sytuacji? Mówi Pan o sobie, człowieku z plamą na moralności, obwiniającego się o śmierć dziewczyny, a ja słucham i czuję jak zimne dreszcze prawdy przeszywają me ciało.

Nie będę Pana osądzał, bo uważnie słuchałem i wziąłem sobie do serca podobieństwo między sądzeniem a nierządem — każdy jest na to nieustannie gotowy. Ale życie wśród ludzi samo w sobie jest karą znoszenia coraz to nowych sądów i zakłamania osądzających. Bo nie kara jest przecież najgorsza, ale to rzucanie kamieniami. Któż bowiem dał człowiekowi tę władzę mierzenia niedoskonałości przy własnych wadach. Musiał sam po nią sięgnąć w swej pewności siebie, kiedy utwardził się w przekonaniu własnej wyższości, bo tylko istota ludzka może być tak niewidząca, by wierzyć, że należy jej się funkcja moralizatora innych. A wszystko to przez pryzmat własnej wewnętrznej etyki, która niezależnie od zdarzeń zawsze będzie usprawiedliwiała siebie, a oskarżała innych.

Lecz dziwną karą Pan się obciążył, sam Pan się skazał na niełaskę, sam wygnał z własnego świata. Był Pan figurą, z szacunkiem, powodzeniem, powszechnie rozumianym szczęściem. Ale żeby tylko to! W końcu sam Pan mówił, że inni nie liczą się tak jak Pan sam! W końcu to siebie Pan kochał („Człowiek nie może kochać, nie kochając siebie", nieprawdaż?), potrafił Pan robić pożytek z życia. Poznaje te słowa, ziomku? „Czyż to nie Eden, życie brane po prostu?". Mógłby Pan uczyć innych jak doceniać dar przebywania na Ziemi. Ale sielanka została zachwiana, ktoś chyba zesłał demona, który zmącił Panu umysł i w swym szaleństwie zamieszkał Pan razem z sutenerami i prostytutkami. Czyż to rozsądne?

Ja jednak rozumiem, w czym problem tkwił. I taką też naukę wyniosłem z całej tej przygody z Panem. Chodzi o WOLNOŚĆ, czyż nie? Problemem człowieka jest zdanie się na samego siebie — obdarzono go w końcu wolną wolą. Nikt nie podejmuje za nas decyzji. Jesteśmy my — nasz umysł, sumienie, moralność, doświadczenie. A otoczenie? Ono ma ten sam problem, ale w żaden sposób nie można się porozumiewać. Życie jest jak klasówka w szkole — nikt nie podpowie, nie można od nikogo ściągnąć, jesteśmy zdani, tylko na to co sami wypracujemy. „Jakim szczęściem jest wolny wybór" — mówią niektórzy. Głupcy! Czyż nie wiedzą oni o swej odpowiedzialności za czyny? Jeśli zrobimy zły użytek z naszej wolności, będziemy przeklęci na wieki. I nie tylko przez ludzi, to byłaby niska cena… Sami siebie przeklinamy, skazujemy na UPADEK… tak jak to Pana spotkało. „Wolność to pańszczyzna, bieg wytrwały samotny, bardzo wyczerpujący. U kresu każdej wolności jest wyrok." A co najgorsze, trzeba się umieć przyznać do winy. Trzeba żyć w tej niewygodzie, o której Pan wspominał. Te dylematy i wątpliwości są tą wspomnianą celą, prawda? Żyjemy w pułapce — pułapce, w której nie możemy się poruszyć, bo jesteśmy ograniczeni z każdej strony — ani się wyprostować, ani wyciągnąć. Czyż muszę coś jeszcze dodawać? Wystarczająco przerażająco to brzmi!

Nie wiem jak się z Panem pożegnać, Panie Clamence. Chciał Pan bym ja również się Panu wyspowiadał, ale proszę zadowolić się tylko moim zrozumieniem, świadomością i pozostawić moje refleksje tylko dla mojego użytku. Pojawił się Pan nagle ni stąd ni zowąd i otworzył przede mną swoją duszę, tak samo nagle się rozchodzimy. „Wszyscy jesteśmy wyjątkowymi wypadkami", w pełni się z Panem zgadzam — Pan spośród nich jest najbardziej wyjątkowym i jednocześnie tak podobnym do innych. Dlatego nie będę dawał Panu rad czy pocieszał. Pana umysł jest jasny i pełny, i doskonale Pan zna drogę, która się wije przed Tobą, drogi ziomku. I ja swoją znam, i niech tak pozostanie. Mnie tylko wypada podziękować za rzeczy, które mi Pan objawił i uświadomił. Otworzył Pan mnie przede mną samym. Pana lekcji o ludzkości i jej moralności nie zapomnę... Słowa Pana będą tkwiły w mej głowie:

"RZECZ POLEGA NA TYM, ŻEBY NIE BYĆ WOLNYM I SŁUCHAĆ W SKRUSZE WIĘKSZEGO ŁAJDAKA OD SIEBIE"!


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Fikcja prawdziwsza od prawdy
Filozofia Władcy Pierścieni

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (3)..   


« Czytelnia i książki   (Publikacja: 08-02-2007 Ostatnia zmiana: 16-02-2007)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Katarzyna Kania
Maturzystka III Liceum Ogólnokształcącego w Opolu. Kończy dwujęzyczną, angielską klasę o profilu matematyczno-przyrodniczym.
 Strona www autora
 Numer GG: 3679999
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5259 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365