|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Czytelnia i książki Doprawdy, mój drogi ziomku, upadły sędzio-pokutniku... Autor tekstu: Katarzyna Kania
(Na podstawie „Upadku" Alberta Camusa) „Trudnym byłem
klientem" tak Pan powiedział. Słowa wtrącane przelotnie w czasie Pańskiego
niekończącego się monologu wyrywały się z mej piersi, ale nie śmiałem
przerywać Panu spowiedzi, więc jedynie grzecznościowe potakiwania i ukradkowe
odpowiedzi mógł Pan wychwycić. Ale nie mogę pozostać taki sam po tym, co usłyszałem...
Co też mnie podkusiło,
by pójść akurat do tej speluny „Mexico City"- Pana świątyni i biura
jednocześnie — na jałowcówkę tego ponurego wieczoru! Gdybym wiedział, jak
niełatwa to sztuka dla cudzoziemca napić się tu tego alkoholu, pewnie wybrałbym
się na wieczorny spacer po moście. Lecz pewnie i tak bym Cię tam spotkał, mój
drogi ziomku. Tak, nasze spotkanie musiało być zapisane gdzieś wyżej...
Nieuważny słuchacz powiedziałby, że ma Pan niesamowity dar mówienia o sobie
samym — monotematyczny egoista… Ale nie ja. Ja wiedziałem, że jest Pan
niczym lustro. Rysował Pan swoimi słowami postać, a w efekcie powstało
arcydzieło wszechczasów — CZŁOWIEK — suma zdarzeń, zbiegów okoliczności, otaczającej go rzeczywistości,
ambicji, absurdu i własnego poczucia siebie. Właściwie własnego
samouwielbienia. „Ja, ja, ja" — czyż nie tak brzmiał refren Twojego
kochanego życia, mój drogi ziomku? Ale nie tylko Pańskiego — i ja go z Panem
potrafiłbym śpiewać.
Pana opowieść… jakże
chaotyczne i jednocześnie egotyczne zjawisko. Studium kondycji ludzkości, ale
gdyby ktoś miał je kiedyś zebrać w książkę, to przysporzył Pan mu niemało
problemów. Czasem zastanawiałem się, czy jałowcówka nie za bardzo uderzyła
Panu do głowy i czy to wszystko ma sens. Nie wiedziałem, kiedy Pan kpi, a kiedy mówi całkiem poważnie. A Pan bawił się mną… od początku do końca. Z łatwością przechodził z jednego tematu w drugi. Jak zręczny aktor, który
powtarzał już tę kwestię miliony razy, a to nasze spotkanie to tylko kolejne
przedstawienie — zgodnie z planem, zgodnie ze scenariuszem, zgodnie z zamysłem
autora. A wszystko wykreowane, bym zobaczył siebie. Niczym misjonarz nawracający
pogan, przekazywał Pan ukryte treści w dobrze opowiedzianej bajce. I zanim się
obejrzałem, zrozumiałem, a właściwie zostało mi uświadomione co się stało...
było już po wszystkim. Spowiedź oskarżała mnie, budziła moje sumienie — i to teraz ja siedziałem na ławce skazanych, ja pokutowałem. A Pan? Pan wypełnił
swoje zadanie doskonale.
Pana kobiety, przygody,
refleksje, a to wszystko pozornie bez ładu. Mało co, a nie udałoby mi się wyłowić z tła całego historii decydującej. Dziewczyna skoczyła z mostu prawie
niezauważalnie. W Pana słowach wyczuć można było cichy plusk, ale nie lada
inteligencją trzeba było się wykazać, by skojarzyć odpowiednio fakty. To
kilka zdań… po których skończyło się panowanie nad światem… i sobą.
Śmiech i plusk zachwiały całą
harmonią, zaniepokoiły ciszę i zburzyły wewnętrzny spokój. Spadliście
oboje — ona i Pan. Tyle że dziewczyna miała to szczęście już więcej nie
otworzyć oczu, a Pan stoczył się na samo dno. Czy aby na pewno? A może miało
to tylko być przynętą, którą miałem złapać, by stać się Pana ofiarą?
Jeszcze na początku,
kiedy Pana poznałem cisnęło mi się na usta sformułowanie „nadczłowiek". W pewnych momentach wręcz byłem zazdrosny o wspaniałość tego „kochanego
życia". Sam Pan powiedział, że życia pełnym życiem i oddania szczęściu
się nie wybacza… Szacunek, powodzenie, sukcesy — czego mogło jeszcze Panu
brakować? Dotknął Pan nieba, więc bogowie Cię skarali, mój drogi ziomku.
Ujrzałem jak spada Pan z piedestału, powoli turla stopień po stopniu, jak
bezwładnie rzucona piłka. Mogą człowieka odmienić wewnętrzne rozterki,
wyrzuty sumienia… nieubłagane dręczące wspomnienia, prawda, którą trzeba
wypowiedzieć. Swoją drogą to ciekawe, co Pan słusznie zauważył:
„Spowiadamy się przed tymi, którzy są do nas podobni i mają te same wady.
Nie pragniemy wcale się poprawić ani stać się lepszymi (...) chcemy by nas
żałowano (...) jednocześnie nie być winni i nie czynić wysiłku żeby się
oczyścić". Czyż nie jesteśmy właśnie w takiej sytuacji? Mówi Pan o sobie, człowieku z plamą na moralności, obwiniającego się o śmierć
dziewczyny, a ja słucham i czuję jak zimne dreszcze prawdy przeszywają me ciało.
Nie będę Pana osądzał,
bo uważnie słuchałem i wziąłem sobie do serca podobieństwo między sądzeniem a nierządem — każdy jest na to nieustannie gotowy. Ale życie wśród ludzi
samo w sobie jest karą znoszenia coraz to nowych sądów i zakłamania osądzających.
Bo nie kara jest przecież najgorsza, ale to rzucanie kamieniami. Któż bowiem
dał człowiekowi tę władzę mierzenia niedoskonałości przy własnych
wadach. Musiał sam po nią sięgnąć w swej pewności siebie, kiedy utwardził
się w przekonaniu własnej wyższości, bo tylko istota ludzka może być tak
niewidząca, by wierzyć, że należy jej się funkcja moralizatora innych. A wszystko to przez pryzmat własnej wewnętrznej etyki, która niezależnie od
zdarzeń zawsze będzie usprawiedliwiała siebie, a oskarżała innych.
Lecz dziwną karą Pan
się obciążył, sam Pan się skazał na niełaskę, sam wygnał z własnego świata.
Był Pan figurą, z szacunkiem, powodzeniem, powszechnie rozumianym szczęściem.
Ale żeby tylko to! W końcu sam Pan mówił, że inni nie liczą się tak jak
Pan sam! W końcu to siebie Pan kochał („Człowiek nie może kochać, nie
kochając siebie", nieprawdaż?), potrafił Pan robić pożytek z życia.
Poznaje te słowa, ziomku? „Czyż to nie Eden, życie brane po prostu?". Mógłby
Pan uczyć innych jak doceniać dar przebywania na Ziemi. Ale sielanka została
zachwiana, ktoś chyba zesłał demona, który zmącił Panu umysł i w swym
szaleństwie zamieszkał Pan razem z sutenerami i prostytutkami. Czyż to rozsądne?
Ja jednak rozumiem, w czym problem tkwił. I taką też naukę wyniosłem z całej tej przygody z Panem. Chodzi o WOLNOŚĆ, czyż nie?
Problemem człowieka jest zdanie się na samego siebie — obdarzono go w końcu
wolną wolą. Nikt nie podejmuje za nas decyzji. Jesteśmy my — nasz umysł,
sumienie, moralność, doświadczenie. A otoczenie? Ono ma ten sam problem, ale w żaden sposób nie można się porozumiewać. Życie jest jak klasówka w szkole — nikt nie podpowie, nie można od nikogo ściągnąć, jesteśmy
zdani, tylko na to co sami wypracujemy. „Jakim szczęściem jest wolny wybór" — mówią niektórzy. Głupcy! Czyż nie wiedzą oni o swej odpowiedzialności
za czyny? Jeśli zrobimy zły użytek z naszej wolności, będziemy przeklęci
na wieki. I nie tylko przez ludzi, to byłaby niska cena… Sami siebie
przeklinamy, skazujemy na UPADEK… tak jak to Pana spotkało. „Wolność to pańszczyzna,
bieg wytrwały samotny, bardzo wyczerpujący. U kresu każdej wolności jest
wyrok." A co najgorsze, trzeba się umieć przyznać do winy. Trzeba żyć w tej niewygodzie, o której Pan wspominał. Te dylematy i wątpliwości są tą
wspomnianą celą, prawda? Żyjemy w pułapce — pułapce, w której nie możemy
się poruszyć, bo jesteśmy ograniczeni z każdej strony — ani się
wyprostować, ani wyciągnąć. Czyż muszę coś jeszcze dodawać? Wystarczająco
przerażająco to brzmi!
Nie wiem jak się z Panem pożegnać, Panie Clamence. Chciał Pan bym ja również się Panu
wyspowiadał, ale proszę zadowolić się tylko moim zrozumieniem, świadomością i pozostawić moje refleksje tylko dla mojego użytku. Pojawił się Pan nagle
ni stąd ni zowąd i otworzył przede mną swoją duszę, tak samo nagle się
rozchodzimy. „Wszyscy jesteśmy wyjątkowymi wypadkami", w pełni się z Panem zgadzam — Pan spośród nich jest najbardziej wyjątkowym i jednocześnie
tak podobnym do innych. Dlatego nie będę dawał Panu rad czy pocieszał. Pana
umysł jest jasny i pełny, i doskonale Pan zna drogę, która się wije przed
Tobą, drogi ziomku. I ja swoją znam, i niech tak pozostanie. Mnie tylko wypada
podziękować za rzeczy, które mi Pan objawił i uświadomił. Otworzył Pan
mnie przede mną samym. Pana lekcji o ludzkości i jej moralności nie zapomnę...
Słowa Pana będą tkwiły w mej głowie:
"RZECZ POLEGA NA TYM, ŻEBY NIE BYĆ WOLNYM I SŁUCHAĆ W SKRUSZE WIĘKSZEGO
ŁAJDAKA OD SIEBIE"!
« Czytelnia i książki (Publikacja: 08-02-2007 Ostatnia zmiana: 16-02-2007)
Katarzyna KaniaMaturzystka III Liceum Ogólnokształcącego w Opolu. Kończy dwujęzyczną, angielską klasę o profilu matematyczno-przyrodniczym. Strona www autora Numer GG: 3679999 | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5259 |
|