|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Czytelnia i książki Fikcja prawdziwsza od prawdy Autor tekstu: Jacek Hajduk
Mojej Mamie,
która czyta tylko to,
co prawdziwe.
Polska
proza współczesna, ta pisana przez ludzi mojego pokolenia, jest -
najdelikatniej rzecz ujmując — fatalna. Choć samo takie pisanie nie jest
jeszcze nieszczęściem, to już drukowanie tych tekstów i nagradzanie ich,
owszem. Jest to wielka krzywda wyrządzana literaturze i jej odbiorcom, równanie
do dołu i marnotrawstwo papieru. Pomyślałem więc, że warto przypomnieć, co
stanowi istotę dobrego pisarstwa. Przypomnieć, bo wiemy to wszyscy.
Lem
to LemKilka dni
temu zacząłem czytać „Wizję lokalną", więc znów Stanisław Lem. I pomyślałem, jak wielkie to dla nas błogosławieństwo, że napisał tak dużo.
Wolę nie myśleć, co będzie, kiedy wszystkie jego książki będę miał już
przeczytane. (Nie należę do tych, którzy do jednej pozycji wracają po
wielokroć — tyle jest do przeczytania...) Na razie dmucham na zimne i sięgam
po Lema co jakiś czas, najlepiej średnio jedna książka na 2, 3 lata. Taka
strategia daje mi kilkadziesiąt lat względnego spokoju i pogody ducha. Co kilka
akapitów odkładam „Wizję lokalną" i zastanawiam się, co stanowi o wybitności Lema. Piękny język głęboko zanurzony w tradycji antycznej?
Niesamowita, nieograniczona, nieokiełznana wręcz wyobraźnia? Dowcip subtelny i inteligentny? Wielka myśl filozoficzna, socjologiczna? Humanizm? Nie. To
wszystko jest dowodem genialności Lema, ale akces do grona pisarzy wybitnych
zapewniła mu inna cecha jego twórczości — prawdziwość. Świat
przedstawiony przez Lema jest światem wiarygodnym. Co oczywiście w pierwszej chwili
może wywołać skonfundowanie, bo mowa przecież o scence fiction i to nie tej
opisującej najbliższość (zarówno w sensie czasowym jak i przestrzennym),
ale eksplorującej odległe zakątki wszechświata. Ale ta prawda, będąca
esencją prozy ma się akurat, i ma się mieć, nijak do czasoprzestrzeni. Lem
zawsze ją ma pod ręką, nie rozstaje się z nią i nie pozwala, by czytelnik
choć przez chwilę poczuł jej brak. Prawdziwa
jest ta proza od pierwszego do ostatniego zdania, a my, czytelnicy, nie musimy
umawiać się, że wierzymy — (wszech)świat Lema czujemy jako rzeczywisty. Każdy
dialog tchnie prawdziwością, każdy opis. Trudno oczywiście
młodym, starszym zresztą też, tak wysoko stawiać poprzeczkę (bo czy wyżej
można w ogóle?), ale żeby od razu wszyscy musieli zostawać pisarzami? Ludzie
książki piszą Są tylko dwa
takie zawody, które spokojnie i bez najmniejszego zażenowania wykonywać może
każdy w naszym nadwiślańskim kraju, i w których kwalifikacje nie są
wymagane: zawód pisarza i zawód polityka. Bez żartów. Czy to nie jest przerażające?
Filary państwa i państwowości! Nikomu przecież historia nie poświęca tyle
uwagi, co właśnie pisarzom i politykom. Czyją pamięć uświetnić przyjdzie
naszym wnukom w nazwach ulic, parków i skwerów? Przelećcie w pamięci po
nazwiskach. Ja przeleciałem i oblał mnie zimny pot. I sam już
nie wiem, co gorsze? Taki pisarz, czy taki polityk. Może i polityk groźniejszy,
bo czytelników u nas jak na lekarstwo, a liczy się pole rażenia, ale
trzymajmy się tematu i mówmy o pisarzu. Luminarze
dzisiejszej prozy rekrutują się zasadniczo z dwóch obozów: z antyerudytów
nieuków (ci w Polsce zdecydowanie dominują) oraz pseudoerudytów znawców
(tych jest u nas mniej, bo i mniej ludzi uczonych od nieuków). Wiecie, te modne
teorie o końcu prozy powieściowej. „Skoro tak, to co nam szkodzi?" -
mawiają pewnie w duchu. Niemało
nabroił Umberto Eco pisząc „Imię róży". Cóż, wyszło mu arcydzieło.
(Choć tak umowna i tak kontekstowa, książka żywa, przesycona prawdą,
prawdziwością i prawdopodobieństwem!) I teraz, a trwa to już trzecią dekadę,
każdy chce takie jedno mieć w swoim dorobku. Każdy z tych, co literaturę
znają oczywiście. W końcu jest tyle tajemnic, które trzeba rozwiązać; tyle
bractw i zakonów, które trzeba zdekonspirować; tyle zaginionych ksiąg, o których
trzeba napisać kolejne księgi. Nic, tylko czekać, jak doktoraty i rozprawy
habilitacyjne z zakresu historii, okultyzmu, teologii i w ogóle szeroko pojętych
Nauk, drukowane będą w formie zbeletryzowanej. (Na niwie
polskiej ci oczytani specjalizują się we wszelkiego rodzaju wspominkach, bo
czyż nie każda rodzina zasługuje na to, by wystawić jej pomnik w postaci
dzieła literackiego?) Będąc
ostatnio w księgarni, próbowałem zliczyć tytuły, które zawierają w sobie
jakże łechcącą wielu frazę „da Vinci" — niesamowite, ile tego jest! Cóż,
wola ludu! (Vox populi vox Dei!)
Takiego pisarstwa jest głodny i takim pisarstwem jest karmiony, więc
przesadzam może z surową oceną samych pisarzy — zwyczajnie wyczuli koniunkturę.
Takie to ludzkie! Im w każdym razie braku kompetencji zarzucać nie mogę. Problem
stanowią ci, co tych kompetencji nie mają. Bo to nie
jest tak, że wystarczy nasmarować coś o przemocy w domu czy ćpaniu za
blokiem, o krwiożerczym kapitalizmie czy prześladowaniu gejów i już
docieramy do istoty rzeczy. Nigdzie nie dotrzemy, jeśli nie zaplątamy w te
rozważania jakiegoś Dostojewskiego, Tołstoja czy innego Henry’ego Jamesa;
jeśli będziemy jedynie ślizgać się po powierzchni tematu i poprzestawać na
rzucaniu lotnych haseł; jeśli jedynym naszym magnesem będzie język -
prostacki i nieudolnie wulgarny. To nie jest
prawda. Prawda jest wtedy, kiedy bohaterowie żyją, ich sprawy żyją i ich świat
żyje, a my w to wierzymy. Oto jest proza. I żadne tłumaczenia tu nie pomogą,
żadne wykręty. A katastrofa w ogóle jest wtedy, gdy ci pisarze-naturszczycy, licealiści, niedoszli
studenci i bystre samouki sięgają po maksymę: im trudniej, tym lepiej. (Taka
panuje dzisiaj tendencja.) Kompletny brak zrozumienia dla kwestii społecznych,
światopoglądowych i politycznych — w to miejsce: intelektualizm, który ich
przerasta. Zgroza! Maestro i inni „Dobre
pisarstwo jest pisarstwem prawdziwym. Jeżeli ktoś wymyśla jakąś historię,
będzie ona prawdziwa proporcjonalnie do posiadanego przezeń zasobu znajomości
życia i tego, jak dalece jest sumienny, tak że kiedy coś wymyśli, jest to
takie, jakie byłoby naprawdę." Nie jest mi znana lepsza definicja prozy od
tej autorstwa Ernesta Hemingway’a i nie wierzę, by komuś była. Kropka. Może więc
rację miał ten, kto powiedział, że prozę pisać należy po czterdziestce?
Niestety Tomasz Mann komplikuje nam sprawę, bo „Buddenbrooków", za których
otrzymał Nobla, napisał — jeśli się nie mylę — jako dwudziestotrzylatek; no i jeszcze kilku innych. Ale coś w tym jest. Podchodzę do
półki z książkami i upewniam się co do prawdziwości prozy. (Ograniczam się
do XX wieku, żeby mnie zaraz ktoś nie oskarżał o staroświeckie rozumienia
pojęcia powieść.) Heroiczny, do bólu męski Hemingway i głęboko ludzki,
zawsze horacjańsko upojony Remarque — prawdziwi jak diabli; salonowy, epicki
Irwin Shaw zresztą też! Camus? „Dżuma" to powieść alegoryczna, powie każdy.
Owszem, ale prawdziwa że strach! Philip K. Dick? I ten, ze swoimi androidami i
(sic!) nieprawdziwością otaczającego świata, jest prawdziwy do bólu! A Kazantzakis? Czyż jego „Zorba" nie jest ze wszystkich najprawdziwszy?! Zresztą Miłosz,
mówiąc o Gombrowiczu, tę właśnie cechę podnosił: przy całej tej jego
odmienności, aż buchał prawdą! „Czujemy tę prawdę" — mówił Poeta.
Zresztą wystarczy otworzyć sobie „Ferdydurke" na losowo wybranej stronie i wczytać się w dowolny dialog. Prawdziwie i tu! Iwaszkiewicz zupełnie inny, a prawdziwy podobnie. (Jak to się mawia przy rachunku sumienia z minionego wieku:
no, i Iwaszkiewicz, mimo wszystko, był jednak świetny.) Głowacki! Tak, on to
umie, ale też się go raczej w Polsce nie czyta. Chętniej Hłaskę, i on umiał,
ale z niego nie prawdę wyssali post-hłaskowcy, ale wulgarny język — jak mówiłem:
nie wystarczy. Dzielni
poszukiwacze prawdy Wielki był
Ryszard Kapuściński, a wielki tym, że stworzył właściwie nowy gatunek, który
sprostać może kaprysom XXI wieku. Coś z reportażu, coś z dziennika, coś z powieści. Tak będzie wyglądać proza, ta wartościowa. W jednym z wywiadów
Reporter mówił, i ja mu wierzę, że przyszłość literatury to
internacjonalizm. Nurt, do którego zaliczył siebie, ale i przyjaciela swojego,
Salmana Rushdiego. Mówił też,
że najważniejsza w prozie jest prawda — zawsze. Świat się
zmienia, a z nim zmienia się literatura. Ale nie dajcie się zwieść,
zachowajcie czujność. Będą wmawiać wam, że młodzi, których publikuje się i upycha po księgarniach w naszym kraju, są właśnie owocem tych zmian. Nie są. Wy, którzy
celujecie wyżej, czytajcie Jacka Pałasińskiego, Radka Sikorskiego i innych,
co cenią prawdę i co istotnie nadążają za pędzącym światem. I Lema
oczywiście, bo Lem to Lem.
« Czytelnia i książki (Publikacja: 03-06-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5396 |
|