|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Zderzenie ignorancji? Rzecz o odczarowaniu kultur [1] Autor tekstu: Marcin Punpur
"Ci
ludzie byli we własnym kraju i nie zrobili nic złego.
Chcieli tylko, żeby zostawiono ich w spokoju.
Wszystkiego dowiedzieliśmy się dużo później,
ale i to, co dotarło do nas w Mieście Żołnierzy,
wystarczyło by pomalować twarze na czarno"
. [ 1 ] W niniejszym eseju [ 2 ]
zajmiemy się problemem koegzystencji współczesnych
cywilizacji w warunkach globalizującego się świata. Punktem wyjścia naszych
rozważań będzie znana i jednocześnie prowokacyjna książka S. Huntingtona
pod tytułem Zderzenie cywilizacji. Poddając krytycznej analizie
podstawową tezę tej pracy, tj. proroctwa początku nowej ery walk w imię
kultury, zaproponujemy inną o znacznie mniej reakcyjnym charakterze, a co ważniejsze, w naszym mniemaniu oczywiście, bliższą rzeczywistości. Będziemy mianowicie
postulować nie „zderzenie" a co najwyżej „konfrontację"
demokratycznego świata z jego despotycznymi przeciwnikami jako bardziej
adekwatny opis aktualnych wydarzeń na scenie międzynarodowej. W dalszej części
natomiast przejdziemy do analizy dostępnych środków zaradczych, łagodzących
negatywne skutki diagnozowanej konfrontacji oraz zajmiemy się szukaniem podstaw
międzykulturowego porozumienia. Zadanie z pewnością trudne w czasach, które,
zdaniem U. Becka kryją paradoks, polegający na tym, że „chcą żyć coraz
lepiej, tracimy kontrolę nad własnym życiem" [ 3 ], choć nie tak
beznadziejne, jakby się to mogło wydawać.
"Nowy
wspaniały świat"
Książka Huntingtona powstała jako reakcja na inną równie
kontrowersyjną (a może nawet
bardziej), a mianowicie F. Fukuyamy: Koniec historii. Fukuyama obwieszcza w niej upadek „komunizmu" (tj. tzw. realnego socjalizmu) jako realnej
alternatywy ustrojowej i jednocześnie początek nowej ery hegemonii demokracji
liberalnej jako najlepszego z możliwych systemów polityczno-ekonomicznych
(acz, by oddać sprawiedliwość autorowi nie bez wad) [ 4 ].
S. Huntington podejmuje również wątek rzekomego zakończenia walk na tle
ideologicznym, z tymże jego optymizm co do przyszłości ludzkości jest
znacznie mniejszy, a w zasadzie przeradza się w wyraźny pesymizm. Według
niego bowiem konflikty nie tylko nie ustaną, lecz co więcej wzbiorą na sile. Z tą jednak różnicą, że ich przedmiotem
nie będą już ideologie (zimnej wojny) lecz sama kultura. Oto co pisze na ten
temat:
„Polityka globalna, pod naciskiem
procesu modernizacji, przekształca się według linii podziału między
kulturami. Ludy i kraje o podobnych kulturach lgną do siebie, ludy i kraje o odmiennych oddalają się. Sojusze powstałe na bazie ideologii i układów między
supermocarstwami ustępują miejsca przymierzom określanym przez kulturę i cywilizację. Kreśli się na nowo granice polityczne tak, by się pokrywały z kulturowymi: etnicznymi, religijnymi i cywilizacyjnymi. Wspólnoty kulturowe
zajmują miejsce bloków z okresów zimnej wojny, a linie podziałów -
'uskoki' — między cywilizacjami stają się głównymi liniami konfliktów w polityce globalnej" [ 5 ].
Optyka proponowana przez Huntingtona narzuca zatem nowy obraz świata. Państwa
narodowe nie znikają wprawdzie z areny politycznej, lecz grają role według
zmienionego scenariusza. Akcja nie toczy się już pod dyktando ideologii, lecz
coraz wyraźniej wokół tożsamości kulturowej. Również obsada ulega
zmianie. Nie ugrupowania zimnej wojny lecz cywilizacje rozstrzygają o losach świata.
Huntington wyróżnia ich aż osiem: chińska, japońska, hinduistyczna,
islamska, prawosławna, zachodnia, latynoamerykańska oraz afrykańska
[ 6 ]. Pierwsza rzecz, jaka budzi
tu wątpliwości, to kryterium stosowane przez amerykańskiego politologa.
Stanowi je bowiem dość wieloznaczna, oparta głównie na religii i geograficznym położeniu, tożsamość kulturowa. Już przykład Zachodu
pokazuje jak problematyczne jest to kryterium. Na Zachodzie bowiem (a przez Zachód
Huntington rozumie obszar
Europy, Ameryki Północnej oraz Australii) istnieje ogromna różnorodność
zarówno pod względem etnicznym, jak i religijnym. Ponadto mówienie o religii
jako o dominującym czynniku w wypadku „Zachodu" jest o tyle trudne, że
religia na tym obszarze została w dużej mierze „odczarowana",
sprywatyzowana oraz zindywidualizowana, tracąc tym samym na swej (rzekomo)
integrującej sile. W efekcie czego, to z czym obecnie mamy do czynienia,
przypomina raczej „religijność", „duchowość" niż religię w tradycyjnym sensie tego słowa (zjawisko to nie dotyczy oczywiście wszystkich w równym stopniu, by wskazać na dość wyraźne różnice pomiędzy USA a Europą,
lecz bez wątpienia nie da się mu zaprzeczyć). Trudno także, odnosząc się
do ogólnie pojętej kultury, wyróżnić jakiś jeden wspólny wszystkim system
wartości. Bogactwo różnych form i stylów życia stało się normą,
pluralizm natomiast urasta do rangi niezbywalnej wartości. „Zachód"
stanowi twór na wskroś zróżnicowany, przeistaczając się w mozaikę
barwnych i często nie przystających do siebie komponentów. Będąc zlepkiem
ludzi pochodzących z całego świata przypomina bardziej hybrydę niż
jednorodny organizm. Stąd trudno tu mówić o jedności kulturowej. Nie mniej
problematycznie przedstawia się status cywilizacji mniej „nowoczesnych"
(tj. o ciągle silnej pozycji religii), jak chociażby islamskiej. Nie wchodząc w szczegółowe analizy, retorycznie można spytać, czy Turcja, Iran, Indonezja
rzeczywiście grają w tej samej lidze? Czy bezsprzeczna hegemonia islamu (notabene
ostro wewnętrznie podzielonego) stanowi wystarczający czynnik
cementujący ich jedność? Te i inne pytania podważają nie tylko zasadność
tożsamości kulturowej jako adekwatnego kryterium klasyfikacji współczesnych
cywilizacji, lecz w ogóle sensowność mówienia o jednorodnej tożsamości
kulturowej w dzisiejszym zglobalizowanym świecie. W epoce rosnącego tempa
wymiany towarów, usług, informacji, ludzi „czyste" formy oryginalnych
kultur uległy nieodwracalnej mutacji, przekształcając się w byty o na wskroś
złożonej interkulturowej naturze. Europejczycy przejęli duchowe techniki
religii Dalekiego Wschodu, Chińczycy amerykański model gospodarki, Afrykanie
zamiłowanie do Coca-Coli, Amerykanie z kolei arabski styl praktykowania
religii?! Również fundamentalizm religijny, wbrew temu co mówią niektórzy
jego obrońcy czy przeciwnicy, nie ogranicza się do jednej czy drugiej
cywilizacji, lecz będąc histeryczną reakcją na zjawisko modernizacji,
przekracza ich granice, wpisując się tym samym w uniwersalny proces międzykulturowej
dyfuzji. Stad powoływanie się chrześcijańskich fundamentalistów na „złoty
wiek chrześcijaństwa", czy niektórych islamskich ekstremistów na równie
abstrakcyjny „naród arabski", można uznać wprawdzie za kategorie silnie
poruszające wyobraźnię, lecz nie wychodzące poza "wishful thinking". Już
teraz ustalenie tego, co specyficznie zachodnie, bądź wschodnie przysparza
niesłychane trudności, przyszłość natomiast przyniesie jeszcze większą
dezorientację w tym względzie.
Zderzenie
cywilizacji
Przejdźmy teraz do sedna, a mianowicie huntingtonowskiej tezy o kolizji
cywilizacji. Oto co pisze na ten
temat jej autor:
"W świecie, który tworzy się na
naszych oczach, stosunki między państwami i grupami państw należących do różnych
cywilizacji nie będą zażyłe, a często przybiorą charakter antagonistyczny.
Jednakże na styku niektórych cywilizacji konfliktów tych może być więcej. W skali mikro najbardziej konfliktogenne linie graniczne między cywilizacjami
to te, które oddzielają świat islamu od prawosławnych, hinduskich, afrykańskich i chrześcijańskich (zachodnich) sąsiadów. W skali makro główny podział
przebiega między Zachodem i całą resztą, przy czym najgwałtowniejsze
konflikty wybuchają miedzy krajami muzułmańskimi i azjatyckimi z jednej a Zachodem z drugiej strony. Niebezpieczne starcia do jakich dojdzie w przyszłości,
wynikną najprawdopodobniej z wzajemnego oddziaływania arogancji Zachodu,
nietolerancji islamu i chińskiej pewności siebie [ 7 ].
Ta „czarna wizja" budzi dwojaki sprzeciw. Otóż czytając ten opis,
ma się wrażenie, że kultury stanowią coś na podobieństwo Leibnizowskich
„monad": zamknięte, samowystarczalne, autonomiczne, w pełni niezależne od
siebie. Słowem zachowują się tak jakby „nie miały okien" [ 8 ].
Jest to oczywiście nieprawda. Zarówno w przeszłości, jak i obecnie
cywilizacje w mniejszym lub większym stopniu współpracowały ze sobą. Co więcej
dziś poziom tej kooperacji ze względu na spektakularny rozwój technologii, a przede wszystkim środków komunikacji osiągnął stopień jak dotąd nie
spotykany w historii. Nie zawsze oznacza to wzrost zażyłości, ale z pewnością
jej nie wyklucza. Ponadto, co najczęściej zarzucano Huntingtonowi, jego
diagnoza może pełnić (i w istocie pełni) funkcję samospełniającej się
przepowiedni, prowadząc do uprawomocnienia przemocy. Każda polityczna wizja świata
pociąga bowiem za sobą określony zespół działań. Jeśli więc uznamy
konflikt cywilizacji za konieczny i nieuchronny, to nie pozostanie nam nic
innego jak remilitaryzacja, a w efekcie wojna w imię kultur. Zamachów na World Trade Center
nie będziemy wówczas traktować jak „zwykłych"
aktów terroru pewnej grupy fanatyków, lecz potwierdzenie naszej teorii o konfliktowości różnych kultur. Podobnie będziemy tłumaczyć „Dżihad",
to znaczy nie jako pokojowe propagowanie islamu (co w rzeczywistości pokrywa się z pierwotnym znaczeniem tego słowa), lecz jako „świętą wojnę"
wypowiedzianą przez świat muzułmański światu zachodniemu.
Również tak zwana "war on
terror" wpisuje się znakomicie w nurt tego typu myślenia. Stygmatyzacja
„Innego" ("Axis of evil") oraz rozciąganie parawanu strachu, graniczące z manią prześladowczą (Patriot Act)
stanowią tu silny bodziec i uzasadnienie wielu działań militarnych. Przy
czym, na co wskazuje wielu badaczy, nie mamy tu do czynienia z wojną w tradycyjnym znaczeniu, lecz wojną prewencyjną. Ta ostatnia w odróżnieniu od
pierwszej, nie jest podejmowana ani w celu podboju czy obrony, lecz w imię
realnego (bądź pozornego) zagrożenia, tak by uprzedzić przeciwnika i wymusić
na nim „odpowiednie" zachowanie. Wystarczy bacznie śledzić poczynania Stanów
Zjednoczonych, by uzmysłowić sobie do jakich nadużyć może prowadzić tego
typu polityka. Jakkolwiek oceny tej sytuacji bywają diametralnie różne,
trudno nie zauważyć tu powrotu do stosowania ideologii. W dodatku o większej
sile przebicia, gdyż mającej oparcie w świecie akademickim. Nie demonizujmy
jednak całkowicie diagnozy Huntingtona, gdyż w jednym należy przyznać mu
rację: konfrontacja cywilizacji jest rzeczywiście nieuchronna. Nie będzie to
jednak kolizja oparta na tożsamości kulturowej, lecz ustrojowej.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Czarny Łoś. Opowieść indiańskiego szamana. Dzieje świętego człowieka
Siuksów Oglala opowiedziane przez J.G. Neihardta, przeł. M. Maciołek, M.
Nowocień, Zysk i Spółka Wydawnictwo, Poznań 1994, s. 95. [ 3 ] W szponach ryzyka,
Wywiad J. Żakowskiego z U. Beckiem, "Niezbędnik Inteligenta" 2005,
nr 25, s. 7. [ 4 ] Zob. F. Fukuyama, Koniec
historii, przeł. T. Bieroń, M. Wichrowski, Poznań 1996. [ 5 ] S. Huntington, Zderzenie cywilizacji, przeł.
H. Jankowska, Warszawa 1997, s. 174. [ 6 ] Ibidem, s. 49 i następne. [ 8 ] Wyrażenie
Leibniza mające symbolizować samowystarczalność monad. « Kultura (Publikacja: 04-03-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5285 |
|