|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Zderzenie ignorancji? Rzecz o odczarowaniu kultur [2] Autor tekstu: Marcin Punpur
O
konfrontacji w imię demokracji
Uznajemy zatem, że źródłem ewentualnych konfliktów nie są kultury,
lecz preferowany ustrój rządzenia.
Przy czym postulujemy stosowanie terminu „konfrontacja", jako mniej obciążonego
konotacjami „wojującej frazeologii", a tym samym mniej prowokującego. Jeśli
bowiem zarzut odnośnie samospełniającej się przepowiedni jest słuszny, wówczas
nie jest to wyłącznie zmiana symboliczna, lecz zważywszy na moc słowa, o nad
wyraz praktycznym znaczeniu. Powróćmy jednak do naszej tezy. Otóż decydujące
znaczenie ma nie to do jakiej kultury przynależy dany kraj, lecz jaki ustrój
polityczny reprezentuje. Powtórzmy zatem, przedmiotem sporu nie jest tożsamość
kulturowa, lecz tożsamość ustrojowa, a dokładniej demokracja. Przy czym należy
podkreślić, że idzie nam o demokrację liberalną, a nie demokrację w ogóle
[ 9 ]. W tym układzie, kraje dzielą się na demokratyczne oraz antydemokratyczne
(autorytarne). Taki podział nie odbiega znacznie (przynajmniej pod względem
rozłożenia konkurencyjnych sił) od tego proponowanego przez Huntingtona,
albowiem istnieje związek pomiędzy ustrojem demokratycznym a położeniem
geograficznym czy dominującą religią, aczkolwiek w znaczący sposób zmienia
orientację globalnych działań [ 10 ].
Koncentracja na kulturze tylko zaciemniała rzeczywisty obraz świata, stając
się łatwym środkiem legitymizacji przemocy. Jakkolwiek powoływanie się na
demokrację, nie daje oczywiście gwarancji, że do tego typu nadużyć nie będzie
dochodziło (swoją drogą, czy istnieje w ogóle taka gwarancja?), wydaje się
jednak, że kryje w sobie mniejszy potencjał manipulacji i stanowi
odpowiedniejszy oręż walki o sprawiedliwość. „Walka" ta, o ile
prowadzona przy pomocy demokratycznych narzędzi, może przynieść wiele
dobrego. Demokracja bowiem, choć ciągle słaba i chorowita, z pewnością jest
wartością godną rozpowszechniania. Jak dowodzi wielu badaczy, sprzyja
pokojowi, poprawie ogólnej jakości życia, a nawet redukcji ubóstwa
[ 11 ].
Nie jest też tak, uprzedzając krytyczne głosy, by była ona jakimś perpetuum
mobile, zdolnym działać bez odpowiedniego podłoża kulturowego. Co jednak
znamienne, jest to mechanizm na tyle uniwersalny, że może być inkorporowany
przez różne tradycje. Dobrym przykładem w tym względzie są Indie, które
przejmując (oczywiście nie do końca dobrowolnie) zachodni model demokracji,
zachowały w dużej mierze własną kulturę. Tak więc nie wydaje się by
istniała jakaś poważna niezgodność pomiędzy różnymi kulturami, a demokracją. Wprost przeciwnie
wiele wskazuje na to, że kardynalne wartości demokracji, czyli pluralizm i tolerancja, skutecznie chronią kulturową różnorodność. Jeśli już
dochodzi do wypaczeń to ich źródeł należy upatrywać w sieci lobbystycznych
ugrupowań, dla których niezgoda stanowi często jedyny środek zachowania
korzystnego status quo oraz strumień olbrzymich przychodów. Najczęściej
bowiem gra toczy się o sfery wpływów i nowe rynki zbytu. A zatem problem nie
leży w kulturze czy demokracji, ile w ideologii, która wbrew temu co mówią
prorocy jej zmierzchu, ma się całkiem dobrze, podkopując podstawy międzykulturowego
dialogu.
Tożsamość
indywidualna versus kolektywnaIdeologia jednakże nigdy nie wzrasta w próżni. Potrzebuje tak jak
demokracja odpowiedniej gleby (choć o zupełnie innym składzie). Faktem jest
przecież, że pewne jednostki, czy nawet całe społeczności poddają się jej
manipulacyjnym zakusom łatwiej i szybciej niż inne. Nie musi to wcale wynikać z programu danej kultury, lecz bywa zazwyczaj powiązane ze specyficznymi
warunkami w jakich rozwija się jednostka (względnie grupa): jej statusem społecznym,
wykształceniem czy nie mniej istotną sytuacją materialną. Nie idzie zatem o samą kulturę, lecz o tożsamość indywiduum. W związku z tym proponujemy
rozróżnienie na tożsamość indywidualną i kolektywną [ 12 ].
Pierwsza będzie oparta na krytycznym zindywidualizowanym stosunku do własnej
tradycji, druga na zupełnym (często nieświadomym) jej podporządkowaniu. W pierwszej to jednostka będzie instancją rozstrzygającą o tym, co wartościowe w danej tradycji, w drugiej wybór ten przypadnie grupie, bądź narodowi.
Pierwsza będzie tożsamością otwartą i zdystansowaną, a przez to o dużej
odporności na ideologie, druga natomiast zamkniętą, a tym samym silnie podatną
na jej manipulacje. Interesująco przedstawia się w tym układzie dialektyka
„swój" — „obcy". Tożsamość indywidualna pogodzona z różnorodnością
kulturową oraz społecznym pluralizmem nie stoi w opozycji do „innego".
Wprost przeciwnie, dopóki jego zachowanie jest zgodne z duchem i literą prawa,
odnosi się do niego z szacunkiem i tolerancją. Tożsamość kolektywna z kolei, ze względu na swą hermetyczną naturę, stygmatyzuje „innego" jako
wroga i rzekomo w obronie własnej integracji, dąży do jego anihilacji. Co
istotne jednak, obie tożsamości przekraczają granice różnych społeczeństw,
kultur, wpisując się tym samym, we wspomniane zjawisko kulturowego
przemieszania (nie mylić z „pomieszaniem"). Niemożliwe jest zatem przyporządkowanie
tej czy innej tożsamości, wyłącznie tej czy innej „kulturze" bądź społeczeństwu.
Jakkolwiek, trudno nie zauważyć, że tożsamość indywidualna dominuje w „kulturze Zachodu", nie oznacza to wszak, ani jej monopolu, ani jej całkowitego
wyzwolenia spod tożsamości kolektywnej. Nie dajmy się również zwieść
rzekomo komunitariańskiej orientacji „Wschodu", który zarówno w przeszłości,
jak i obecnie dysponuje nie mniej krytycznymi zasobami niż „Zachód".
Powyższe rozróżnienie koresponduje z innym, a mianowicie podziałem na
świadomość globalną i lokalną. Przy czym pierwszy człon można uznać za
pozytywnie skorelowany z tożsamością indywidualną, drugi natomiast z kolektywną. Tożsamość indywidualna sprzyja bowiem otwartości i globalnemu
porozumieniu, kolektywna natomiast, będąc w defensywie wobec innych, dąży do
apologii lokalnego partykularyzmu.
Tożsamość indywidualna stanowi naszym zdaniem, tuż obok procesu
demokratyzacji, z którym notabene stoi we wzajemnie potwierdzającym się
stosunku, najskuteczniejszy środek zaradczy wobec ideologii. Narodziny
krytycznej świadomości nie tylko bowiem hamują jej rozwój, lecz będąc siłami
emancypacyjnymi, stanowią nadzieję na jej opanowanie. Tak jak w przeszłości,
tak i dziś obowiązuje stara prawda: ideologia utrzymuje się tak długo jak
pozwala jej na to ignorancja i głupota ludu. Cóż jednak z tego, skoro ludzie
wciąż, by sparafrazować słowa Arystotelesa, są osłami dającymi się
manipulować hienom! Nie jesteśmy w stanie powiedzieć niczego nowego w tym
względzie, poza tym co już zostało powiedziane. Zawsze bowiem idzie o powszechnie znane środki emancypacji: samoświadomość i rozum. Tym razem
jednak projekt ten nie dotyczy jednego społeczeństwa czy kultury, lecz całego
globu. Dlatego też niektórzy z miejsca okrzykną go mianem utopii i poprzestaną
na tym z niesmakiem. Cofnijmy się jednak o kilka wieków wstecz, a zobaczymy,
że ani niewolnictwo, ani kolonializm nie stanowiły wówczas etycznego
problemu. Cofnijmy się jedynie o dwie generacje wstecz, a spotkamy ludzi odnoszących
się z wielka nieufnością a nawet sprzeciwem wobec praw człowieka.
Dziś zarówno kolonializm, jak i niewolnictwo stanowią przedmiot
powszechnego potępienia, a prawa człowieka dzięki rozbudowanemu aparatowi
instytucjonalnemu (ONZ, UNESCO, organizacje pozarządowe), choć ciągle
wzbudzają spory sceptycyzm, weszły, wydaje się już na stałe, do międzynarodowego
dyskursu. Słowem, wiele wskazuje
na to, że jesteśmy obecnie świadkami narodzin ponadkulturowej przestrzeni
budzącej nadzieję na sprawiedliwą kooperację. Przestrzeń, która jeszcze sto
lat temu była niewyobrażalna, a dziś w obliczu ponadnarodowych problemów związanych
ze zniszczeniem środowiska, przestępczością zorganizowaną, biedą i ubóstwem,
wydaje się koniecznością. Instytucje jednak to nie wszystko, potrzeba czegoś
więcej. Potrzeba mianowicie siły odśrodkowej, rozsadzającej skostniałe
struktury od wewnątrz. Siły, która przyczyniłaby się do przemiany tożsamości
kolektywnej w indywidualną, świadomości lokalnej w globalną, a w ostateczności
przezwyciężeniu wszelkich podziałów dzielących ludzi. Siły, która już
istnieje, ale czy to w wyniku ignorancji, głupoty czy zwykłego łotrostwa nie
może się w pełni manifestować.
Bibliografia:
-
Beck U., W szponach ryzyka, Wywiad J. Żakowskiego z U. Beckiem, "Niezbędnik
Inteligenta" nr 25, 2005.
-
Czarny Łoś. Opowieść indiańskiego szamana. Dzieje świętego
człowieka Siuksów Oglala opowiedziane przez J.G. Neihardta, przeł. M. Maciołek,
M. Nowocień, Poznań 1994.
-
Fukuyama F., Koniec historii,
przeł. T. Bieroń, M. Wichrowski, Poznań 1996.
-
Huntington S., Zderzenie cywilizacji, przeł. H. Jankowska,
Warszawa 1997.
-
Said E.W., The
Clasch of Ignorance.
-
Sen A., Rozwój i wolność, przeł. J. Łoziński,
Poznań 2002.
-
Schwemmer O., Kulturphilosophie. Eine medientheoretische
Grundlegung, Munchen 2005.
1 2
Przypisy: [ 9 ] Demokracja liberalna bowiem, gwarantując podstawowe prawa i swobody
jednostki, ma tę przewagę nad demokracją w ogóle, że zawiera w sobie
mechanizmy obronne chroniące jednostkę przed despotyczną władzą większości. [ 10 ] Z drugiej strony w pewnej mierze
antycypuje pomysł Fukuyamy, z tą różnicą, że nie podzielamy jego optymizmu
co do upadku ideologii, triumfu liberalizmu ekonomicznego czy końca historii. [ 11 ] Chiny stanowią tutaj najczęściej przywoływany przeciwargument. Jednakże,
jak stwierdza Sen: „nie możemy tylko tego, że w Chinach czy Korei Południowej
mamy do czynienia z szybkim wzrostem gospodarczym, uważać za dowód, iż
autorytaryzm jest dla niego korzystny, podobnie jak żaden ogólny wniosek nie
wynika z faktu, że najszybciej rozwijający się kraj Afryki, Botswana, stanowi
oazę demokracji na tym udręczonym kontynencie". Szerzej na ten temat zob. A.
Sen, Rozwój i wolność, przeł. J. Łoziński, Poznań 2002, s. 169. [ 12 ] Ową dystynkcję
zapożyczam od O. Schwemmera, lecz w odmienny sposób przedstawiam dialektykę
„swój" — „obcy". U Schwemera bowiem nie istnieje zasadniczo konflikt pomiędzy
tożsamością kolektywną a ogólnie pojętym „innym". Można mówić co
najwyżej o swoistej obojętności (Indifferenz) wobec kulturowej różnorodności.
Pogląd ten uważam za naiwny i choć zgadzam się w wielu innych punktach z niemieckim filozofem, odrzucam go. Zob. O. Schwemmer Kulturphilosophie. Eine
medientheoretische Grundlegung, Munchen 2005, s. 257-259.
Warto przy tym podkreślić, że rozróżnienie Schwemmera nie odnosi się
wprost do rzeczywistości, lecz reprezentuje jedynie typy idealne, w znaczeniu
Webera. « Kultura (Publikacja: 04-03-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5285 |
|