|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura W obronie eurocentryzmu Autor tekstu: Waldemar Marciniak
Na internetowych łamach Racjonalisty ukazał się artykuł Zbigniewa Jaworskiego
„Eurocentryzm".
Autor w malowniczy sposób dowodzi w nim małości europejskiej cywilizacji, za
którą słusznie powinniśmy się wstydzić wobec Chińczyków, Hindusów,
Buszmenów, plemion dorzecza Amazonki i kogo tam jeszcze. Po tym akcie
samobiczowania sama gorsząca myśl, że jesteśmy Europejczykami powinna u nas
wywołać samozapłon z zażenowania. Bo przecież nie może nas bronić jakiś
śladowy wkład „zachodniej [tfu — dop. W.M.] nauki" w rozwój medycyny
czy techniki. Cóż on znaczy, przy dokonaniach zuluskich szamanów…
Całej sprawy nie da się niestety zbyć żartami. Jest ona przejawem głębszych
procesów, jednym z symptomów choroby zwanej postmodernizmem, która drąży od
jakiegoś czasu cywilizację zachodnią, podkopując jej fundamenty. Ten groźny
symptom to tzw. multikulturalizm. W ogólnym zarysie sprowadza się on do
dokopywania cywilizacji europejskiej (zachodniej, euroatlantyckiej) a wychwalania pod niebiosa innych, rzekomo wspanialszych acz stłamszonych przez
białych patriarchalnych najeźdźców kultur. Profesor Jaworski niestety
wpisuje się swoim artykułem w ten nurt, streszczając nam amerykańskie
„modne bzdury".
Warto jednak wystąpić w obronie cywilizacji, w której żyjemy i której tyle
zawdzięczamy.
Czy to się komuś podoba, czy nie, nauka jako sposób poznawania i przekształcania świata (dodajmy, że sposób jak dotąd najdoskonalszy)
narodziła się w Europie i bez cienia przesady można uznać, że ponad 90
procent osiągnięć naukowych jest dziełem ludzi Zachodu. To właśnie w Europie nastąpiło dwukrotnie „odczarowanie świata", wyjście poza zaklęty
krąg myślenia magicznego, umożliwiające stworzenie nauki. Po raz pierwszy w starożytnej Grecji, później brutalnie przerwane przez tsunami chrześcijaństwa. I ponownie, u progu nowożytności, gdy racjonalizm i empiryzm stały się głównymi
narzędziami poznania świata, dając tym samym początek współczesnej nauce. Prawdą jest,
że również w innych cywilizacjach dokonywano wynalazków i odkryć naukowych
jednak nie potrafiono ich wykorzystać do postępu i rozwoju, o stworzeniu nauki
nie wspominając. Nieskażony polityczną poprawnością emerytowany profesor
Harvardu David S. Landes pisze: „Chińskie osiągnięcia naukowe przypominają
(...) świetlne punkty, rozproszone i oddzielone w czasie i przestrzeni, niepowiązane
ze sobą przez replikację i testowanie, przyciemnione metaforami i pseudogłębią"
[ 1 ].
Do tego dochodziły despotyczne (w przypadku Chin wręcz totalitarne) rządy i gnuśne samozadowolenie (Państwo Środka — pępek wszechświata) tłumiące
skutecznie wszelkie indywidualne inicjatywy i chęć innowacji (po co ulepszać coś, co jest już doskonałe?). Jakże
odmiennie prezentują się na tym tle Europejczycy, ciągle niepokorni, ciekawi,
żądni wiedzy i bogactw. (Tę nie-pokorę Europejczyków doskonale obrazuje mit o Prometeuszu, wyrażający gotowość buntu nawet przeciwko bogom, w imię
polepszenia losu ludzkości. Ciekawą sprawą jest też fakt, że w Europie
nigdy nie narodziła się żadna wielka religia). Europejczycy,
którzy — głównie ze względów klimatycznych — pojawili się z opóźnieniem
na arenie dziejowej, gotowi byli uczyć się i zapożyczać to, co wartościowe w innych cywilizacjach. Trudno jednak czynić z tego zarzut, wręcz przeciwnie.
Dyfuzja międzykulturowa zachodziła między wszystkimi cywilizacjami, jednak to
Europejczycy skorzystali z niej najbardziej. Nie ograniczali się do powielania
rozwiązań zaobserwowanych u innych, ale twórczo je rozwijali. Kumulowali
wiedzę zaprzęgając ją na służbę postępu i w stosunkowo krótkim czasie
zdystansowali znacznie stare, lecz pogrążone w marazmie kultury. Jedynie
Japonia potrafiła podjąć skuteczną rywalizację z cywilizacją zachodnią
(wydaje się, że teraz próbują też Chiny). Ale Japończykom chciało się
chcieć: zakasali rękawy, uczyli się i ciężko pracowali, a nie szukali
winowajców własnego zacofania i nieudolności na zewnątrz, licząc na
wsparcie swych resentymentów ze strony „pożytecznych idiotów" z zachodnich uniwersytetów. W Europie
narodził się nie tylko racjonalizm i nauka, ale też demokracja, idea wolności i podmiotowości jednostki, humanizm i prawa człowieka, pojęcia zupełnie
abstrakcyjne i niezrozumiałe w innych cywilizacjach. Grecy nie byli żadnym
pomostem, jak twierdzi Jaworski, lecz twórcami zupełnie nowej, odmiennej
protoeuropejskiej jakości. W kulturze helleńskiej ukształtował się typ
wolnego obywatela współdecydującego o losach swojej społeczności, a nie
biernego przedmiotu stanowiącego igraszkę w rękach despoty, jak w pozostałych
częściach świata. Proszę mi wskazać inną kulturę tamtego okresu mogącą
pochwalić się podobnym osiągnięciem? W razie kłopotów z odpowiedzią
zawsze można stwierdzić: „możliwe, że to nie jest ale jest
nieoznaczone", cokolwiek to znaczy.
Europejczycy nie byli oczywiście aniołami, popełnili wiele zła i okrucieństw, ale zło, okrucieństwo, wyzysk istniały niemal w każdej
kulturze. Europejczycy kierowali się żądzą zysku? A któż się nią nie
kierował? Wschód, którym profesor Jaworski tak się zachwyca, stał
despotyzmem, okrucieństwem i rozpaczliwą nędzą, o których w Europie się
nie śniło. Władcy i nieliczna arystokracja opływali w niewyobrażalne
bogactwa, podczas gdy masy zwykłych ludzi marły milionami z głodu. Jeśli ktoś
woli, można to ująć w ten sposób, że kultura europejska na tym tle była
najmniej zła. Śmiech
wzbudzają twierdzenia, że państwa Azji, Afryki czy Ameryki Południowej popadły w nędzę z powodu Europejczyków. Jest to wygodne wytłumaczenie serwowane
tamtejszym społeczeństwom przez ich skorumpowane, niezdolne do reform elity.
Kraje te były pogrążone w nędzy, takimi pozostały i nawet gdyby Zachód
wpompował w nie cały swój kapitał, po dziesięciu latach do swojej nędzy by
powróciły. (Biedę można też próbować tłumaczyć gorszymi warunkami
geograficzno-klimatycznymi, które nie pozwalają krajom Trzeciego Świata na
rozwój. Nie wyjaśnia to jednak wszystkiego. Znawca problematyki cywilizacji
profesor Uniwersytetu w Perugii Filippo Coarelli stwierdza, że: „Czynniki
geograficzne, z którymi historia powinna się liczyć, nabierają decydującego
znaczenia tylko w zestawieniu z czynnikami innego rodzaju — ekonomicznymi, społecznymi,
kulturalnymi" [ 2 ]). To, co Jaworski
próbuje obśmiać jako stereotypy w widzeniu krajów Trzeciego Świata pokutujące w megalomańskiej kulturze Zachodu: fanatyzm, irracjonalizm, kult przemocy,
agresja i antypatia do kobiet itp., jest jednak przerażająco prawdziwe. To nie
Europejczycy nauczyli Hinduski oblewać wrzątkiem lub podpalać nielubianą
synową, to nie Europejczycy każą Pakistańczykom obcinać nosy swoim żonom,
to nie Europejczycy przymuszają Arabów do wysadzania w powietrze autobusów z kobietami i dziećmi. Społeczeństwa te pogrążone są we własnym średniowieczu i nie mają wielkiej ochoty na oświecenie. Jedyna nadzieja na zmiany na tych
obszarach to przykład cywilizacji Zachodu, lux
Occidentis. Zachód to nie ich przekleństwo, ale nadzieja, do czego za nic w świecie się nie przyznają. Europejczycy
mają swoją kolonialną przeszłość, która chluby nam nie przynosi.
Niegodziwe jest również usprawiedliwianie podbojów względami niesienia wyższej
cywilizacji czy — tym bardziej — jedynie słusznej religii. Europejczycy
podbijali inne ludy i cywilizacje, ale naiwnością jest sądzić, że te
cywilizacje nie podbiły Europy z powodu wrodzonej dobroci (zresztą Arabowie,
Mongołowie czy Turcy próbowali). Decydowała o tym bardziej ich słabość i prymitywizm środków jakimi dysponowały. Gdyby tylko mogły, podbiłyby Europę
bez bawienia się w multikulturowość. Mówiąc o cywilizacji europejskiej warto też wyjaśnić pewne nieporozumienie, któremu
na imię chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo to typowa religia azjatycka,
pustynna, pasująca do Europy jak przysłowiowa pięść do nosa. Jego
rozprzestrzenienie się stanowiło dla naszego kontynentu katastrofę: powrót
do myślenia magicznego, zaszczepienie najgorszego obskurantyzmu, nietolerancji i totalitarnej kontroli nad wszystkimi sferami życia z myślą włącznie, co
musiało zaowocować szybkim i głębokim regresem. Trafnie podsumowała to
Hellen Ellerbe w swojej krótkiej, ale znakomitej analizie ciemnych stron chrześcijaństwa:
„Po upadku Cesarstwa Rzymskiego i przejęciu władzy w Europie, Kościół w przysłowiową perzynę obrócił naukę, technikę, edukację, medycynę,
historię, sztukę i gospodarkę. Zgromadził niezmierzone bogactwa, a tymczasem
reszta społeczeństwa ginęła w mroku dziejów" [ 3 ]. Dla Europy
nadeszły ciężkie czasy średniowiecza, jednak ozdrowieńczy wpływ tradycji
antycznej, której nie udało się całkowicie zniszczyć hordom kapłanów
wschodniego kultu pozwolił na Odrodzenie się kontynentu w XIV-XV wieku. Odtąd
następował powolny, często burzliwy, proces odrzucania chrześcijańskiego
przeszczepu i powrotu do korzeni i wartości europejskich, który obecnie wydaje
się być na finiszu. Chrześcijaństwo i całe zło, jakie ono ze sobą niosło
należy więc traktować bardziej jako złośliwą azjatycką narośl niż
integralny czynnik europejskości. O europejskości stanowi przede wszystkim
dziedzictwo Antyku i Oświecenia, nie chrześcijaństwa. Pisząc więc o wielu
grzechach Europejczyków, piszemy de facto o grzechach chrześcijaństwa. Wstyd stosów, wstyd krucjat, inkwizycji, polowań
na czarownice, nawracania ogniem i mieczem jest wstydem chrześcijaństwa. Przed
chrześcijaństwem Europa takich praktyk nie znała. Mrzonki
multikulturalizmu święcą tymczasem swoje triumfy. Europa otworzyła się
bezkrytycznie na napływ imigrantów z innych kręgów cywilizacyjnych, którzy
skorzy są bardziej do wyłudzania zasiłków, podkładania bomb i budowania górujących
nad miastami meczetów (wiadomo, co to oznacza w sensie symbolicznym) niż do międzykulturowego
dialogu. Niemały wpływ na takie, a nie inne decyzje polityków w tym względzie
miały zapewne głosy wpływowych multikulturalistów, osieroconych przez
komunizm „pożytecznych idiotów", którzy znaleźli sobie nowe poletko dla
swych wydumanych teorii. Może to Europę drogo kosztować, bo główny podział
współczesnego świata nie przebiega według kryteriów politycznych,
ideologicznych czy ekonomicznych, ale właśnie kulturowych. „To kultura i tożsamość
kulturowa, będąca w szerokim pojęciu tożsamością cywilizacji — pisze
Samuel P. Huntington w swojej słynnej pracy "Zderzenie cywilizacji" -
kształtują wzorce spójności, dezintegracji i konfliktu w świecie, jaki
nastał po zimnej wojnie" [ 4 ]. W takiej sytuacji sabotowanie własnej kultury graniczy z szaleństwem.
(Europa przeżywała już swoje fascynacje Wschodem, co jej raczej na dobre nie
wychodziło. Było tak na przykład w czasach Cesarstwa Rzymskiego, gdy do
Europy importowano typowy dla wschodnich despotii kult cezarów czy też
wschodnie kulty religijne: Kybele, Mitry, Izydy, Serapisa, Baala, a w końcu to
nieszczęsne chrześcijaństwo). Czytamy ten
tekst na ekranach monitorów podłączonych do niezwykłych urządzeń -
komputerów, cudu myśli naukowo-technicznej. Większość z nas jest syta, ma
nieźle urządzone mieszkania lub domy, których nie odbierze nam kaprys jakiegoś
despoty. Mamy swoje prawa i wolności, żyjemy w państwie demokratycznym. Gdy
jesteśmy chorzy, udajemy się do lekarza i apteki, pełnej najnowocześniejszych
leków. Żyjemy dłużej, lepiej i przyjemniej. Kobiety mogą same wychodzić z domu, kształcić się i decydować o sobie. Nikt nie ma prawa ich bić i okaleczać. To wszystko (i wiele innych) to wspaniałe osiągnięcia cywilizacji
zachodniej. Nie hinduskiej, nie chińskiej, nie zuluskiej czy islamskiej, ale właśnie
zachodniej, europejskiej. Mamy powody do dumy.
Przypisy: [ 1 ] D. S. Landes, Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy,
Warszawa 2005, s. 387. [ 2 ] F. Braudel, F. Coarelli,
M. Aymand, Morze Śródziemne. Region i jego dzieje, Gdańsk 1982, s. 80. [ 3 ] H. Ellerbe, Ciemna
strona historii chrześcijaństwa, Bydgoszcz 1997, s. 11. [ 4 ] S. P. Huntington, Zderzenie
cywilizacji i nowy kształt ładu światowego, Warszawa 2000, s. 14. « Kultura (Publikacja: 15-08-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5513 |
|