|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
List od Dziadka z Bełczączki Autor tekstu: Mirosław Kostroń
Uwaga!
Uprzejmie proszę,
aby przykościelni dewoci, obłudni świętoszkowie i hipokryci w czarnych
kieckach przerwali w tym miejscu czytanie tego tekstu. Nie dla was pisałem. Jeżeli
już jednak ktoś z was będzie brnąć dalej, to miejcie później sami do
siebie pretensje, że pokalaliście swoje wrażliwe duszyczki.
Ludzie, z którymi się spotykam zarzucają mi, że jestem bardzo
niesprawiedliwy w swych sądach. Uczepiłem się ponoć Kościoła jak rzep
psiego ogona i nic tylko ubliżam. Wydaje mi się, że skoro żyjemy w kraju
demokratycznym, a nie w dżungli afrykańskiej, to każdy ma prawo do głoszenia
swoich poglądów. Sam jestem człowiekiem otwartym na dialog i dlatego
postanowiłem podzielić się z innymi spostrzeżeniami zawartymi w liście, który
niedawno otrzymałem. Nie zgadzam się z autorem, ale gwoli prawdy, niech i druga strona przedstawi swoje argumenty. List publikuję za wiedzą i zgodą
autora.
*
Żyli my w ty Bełczączce w straśnym zacofaniu. Niczegośmy nie
rozumieli, co to sie na świecie porobiło. Można tyż powiedzieć, żeśmy
byli dotąd wielkie ciemniaki. Wszystko sie odmieniło, jak przybył do naszy Bełczączki
ksiondz ukochany ojciec — prezes.
Chłop to wielce poczciwy, patriota, a co najważniejsze katolik nabożny
jak ta jasna cholera. Utrudziło sie nam biedaczysko. Najpirw gazetę nam założył,
co sie „Głos Bełczączki" nazywa, potem Towarzystwo Myśli Prawdziwej, w skrócie TeMPak. Obiecał tyż ojciec — prezes, że radio w Bełczączce
powstanie, a kiedyś i telewizja kolorowa.
Po świecie ojciec — prezes jeździ, jak może o grosik zabiega, a wszystko na chwałę ojczyzny, Boga i Matki Jego Najświentszej. A przecie nasz
ojciec — prezes to tyż człowiek i w pojedynkę świata nie zbawi. Musi jeść,
pić, no i bądźmy szczere, jak każdy z nas załatwiać potrzeby fyzjologiczne.
Tak, tak ojciec — prezes to tyż człowiek, choć niewątpliwie świenty.
Zawszeć to duszy zdrowiej - I choć nań szemrzą różni,
Lżej iść jest pielgrzymowi,
Gdy w drodze się wypróżni ...
Podobirała wienc se dobrota różnych mężów czcigodnych, aby choć
troszki dopomogli w dziele. Wszystko to chłopy na schwał, Polaki dobre i katoliki jak
sie patrzy. Som tam ludzie uczone. Każden z nich dostał swoje poletko, które
uprawia na chwałę Boga i ojczyzny. Ojciec — prezes zawsze nam powtarza:
TRZEBA SIAĆ!
Oj, co to sie porobiło, a już najwiencej różne dranie zawzieny sie na
rodzinę. A przecie wiadomo, że rodzina to podstawa narodu. Zniszczom rodzinę,
kraj sie rozpadnie, a potem już nad całem światem bedo rzondzić te
homeseksualisty. Już chcom podobnież matkom dzieciaki odbierać, adoptować — mówiom, i od maleńkości zaprawiać do różnych
zbereźności.
Weźmy se wszystkie do serca, co gadał nam jeden gruby biskup, bo niedługo
może być za późno:
Dziwny jakiś w pojęciach
szerzy się zamęt,
Czy małżeństwo to kpiny,
czy też sakrament?
Jakaś zaraza padła
Na wszystkie nasze stadła;
Zamiast siedzieć spokojnie,
Wszystko dziś w wojnie.
Dawniej, kto się raz złączył w bożym przybytku,
Wiedział, że ma do śmierci
trwać w swym korytku;
Rozumiał, że ten związek
To twardy obowiązek,
Dwie dusze w jednym ciele,
Flaki w niedzielę.
Co Bóg komu przeznaczył,
brano w pokorze,
Nikt nie robił grymasów,
że tak nie może;
Cel przyświecał im wzniosły,
Dziatki ku górze
rosły,
No i tak się tam żyło,
Jakoś to było.
Jakież dziś społeczeństwa
przyszłość ma szanse,
Skoro ludzie z małżeństwa
czynią romanse.
Dziś, czy prosty, czy krzywy,
Każdy chce być — szczęśliwy! A to czysta wariacja
Ta demokracja!
Całe zło świata tego z granic poroztwierania. Zapisały nas jakieś śpiegi
do ty Unii Europejskij. Jeżdżom tera poczciwe Polaki do różnych zagranicznych
krajów, ale i do nas zjeżdżajom z całego świata różne wykolejeńce. Mówiom,
że chłop baby bić nie może, bo to sie nie zgadza z jakomś tam konwencyjom, co to jom Polska podpisała. Ja tam niczego
nie podpisałem i żaden chłop od nas z Bełczączki. Gdzieś mam te ich
konwencyje. Zawsze chłopy baby biły i dobrze było. Czy ziobro ma być
mendrsze od Adama?
Dobrze gadał w naszym TeMPaku ojciec — prezes, żeby sie nie przejmować
temi trucicielami umysłów. My Polaki mamy swe wypracowane przez całe wieki
poglondy i na nic nam te ich unijne mondrości:
Niech się fale zjawisk kłębią
Gdzieś tam w wielkich stolic
wirze -
My tu żyjem życia głębią!
(Jak robaki w starym syrze ...) W tym naszym TeMPaku same dobre Polaki siedzom. Ja przyznam, że zara po
ojcu — prezesie, najlepij lubiem jednego starego profesora. Ja dziadek i on
dziadek tyż.
Posłuchajcie, ludkowie,
Co wam dziadek opowie:
Niech nastawi każdy ucha,
Bo to mądra jest psiajucha.
Co rusz profesor do TeMPaka przyłazi i tłomaczy, jak okrutnie zawzieny
sie na naszom bidnom ojczyznę Niemce, Ruskie i Żydy. Włosy stajom demba człowiekowi
na głowie.
Niemce ponoć do roboty naszych goniom. A roboty dajom najgorsze i najcięższe. O Ruskich nie chce mnie sie nawet gadać. Całemi czasy kombinujom, jak tu nam
kurek z gazem zakrencić, świniów polskich żreć nie chcom. Gadajom, że
lepij im smakujom jakoby świnie brazylijskie. Ale to takie zawracanie dupy.
Wiadomo przecie, że najlepsze w świecie som polskie świnie. Profesor nam tłomaczy,
że gorsze od Ruskich i Niemców razem wzientych, som Żydy. Miasta nam
wykupujom, a już niedługo jakieś odszkodowania trza im bendzie płacić. A ja
sie pytam, cośmy im takiego
zrobili, żeby tera forsę nam zabirały.
Niedobrze sie tyż dzieje w naszem świentem Kościele. Jeszcze jak żył
nasz wielki rodak, to jakoś to wszystko trzymał. Ten nowy nie bardzo se radzi.
Nie mam nic naprzeciwko niego, ale gdzie ta jemu do naszego. Dla mnie sie zdaje,
że Kościołem całem powinien rzondzić ojciec — prezes. On wzionby za mordy
tych ksiendzów — rozpustników, co to z babami żenić sie chcom i gadajom, że cylibat już niepotrzebny. A ja sie pytam, co to komu
szkodzi, żeby ksiondz na plebanii babe se trzymał, a choćby i dwie. Profesor nam tłomaczył,
że dawnemi czasy nawet ojce świente z różnymi babami żyły, i dobrze było, i nikt tym sie nie
gorszył. Jak potrzebujom niech se z babami żyjom, ale żeby ślubów nie brali i cylibatu nie znosili. Przecie kapłaństwo i małżeństwo to dwa świente
sakramenta, no i jak dwa naraz w jednem człowieku mogom sie pomieścić.
Różnie dopuszcza Bóg w mądrości
swojej,
Ale to jakoś bardzo nie
przystoi,
Iżby siedziały w takiem świentem
gronie
Same Pochronie ...
Mnie złość już bierze,
chociek dziadek świecki,
Cóż to dopiro w grobie Xiądz Kordecki:
Musi go skręca od straśnej
tertury
Zadkiem do góry.
Dobrze nam jeden ksiondz całkiem łysy wytłomaczył, co to porobiło
sie w świentem Kościele. Na ksiendzów zapisały sie różne Żydy. Tak sie później
rozpychały, waliły łokciami na boki, że wielu z nich to dziś biskupy i kardynały. A wszystko po to, aby rozpieprzyć Kościół od środka. To takie
żydowskie Kunrady Wallenrody, gadał nam, ten ksiondz łysy. A człek to uczony i mundry, o czem świadczy najlepij jego łysa głowa, bo jak to w Piśmie stoi:
„na mundrej głowie, włos sie nie trzymie". Ten ksiondz łysulec tak nas
pocieszył:
Kogo Bóg kocha, tego i doświadcza,
Więc choć zgrzeszyła ręka
świętokradcza,
Módlmy się, bracia, by nasz
zakon miły
Znów porósł w siły.
Iżby zapomniał Bóg o swy
boleści,
Trza mszów zakupić dziennie
choć z czterdzieści;
Niech więc na tacke, co ta chtóry
może,
Rzuci w klasztorze ...
Ja jezdem już stary. Całe życie byłem wierny ojczyźnie, Kościołowi i mojej żonie Maryni. Dzieci żeśmy wychowali jak trza. Najstarszy syn troszki
za wiele pije, ale to tyż dobry Polak i katolik. Syn średni siedział za
komuny w kryminale. Sendzie — komunisty zamkły go za chuligaństwo i rozboje,
ale to gówno prawda. On walczył z komunom, ja tyż. Jeżeli chłopakom moim można
cóśkolwiek zarzucić, wiadomo chłopaki były młode i psiejuchy musiały sie
wyżyć, to córkę wychowałem na prawdziwom świentom. Udała mi sie bidulka.
Aż serce wzbira, gdy wieczorem układa do snu swego jedynaczka:
Józiu! Zostaw ten rozporek I chodź odmówić paciorek.
Niech Józio przy łóżku klęknie I powtarza głośno, pięknie:
Boziu, usłysz głos chłopczyny,
Odpuść synów naszych winy!
Polska cię na pomoc woła!
Niech tradycji i Kościoła
Pozostanie sługą wierną!
Erotyzmem ni moderną
Niech się naród ten nie spodli.
Teraz Józio się pomodli
Za mamusię, za tatusia,
Potem grzecznie się wysiusia I spokojnie, cicho zaśnie.
Oj, porobiło sie w ty naszy Polsce. Czasem to serce kraje sie w człowieku.
Baby dzieciów nie chcom rodzić, powymyślali te durne pryzerwatywy, chłopy z chłopami śpiom, wszyndzie ta pornografija. Dzieciakowi przyłoisz, a on cie
przeskarży do Trybunału w Śtrasburgu. Ludzie, obudźta sie, Unia Europejsko
nas morduje! Jak tu dalij żyć?
Cała nadzieja w ojcu — prezesie. ALLELUJA I DO PRZODU!
***
Wszystkie
rymowane strofki pochodzą ze Słówek nieśmiertelnego Boya.
« Na wesoło (Publikacja: 05-03-2007 )
Mirosław Kostroń Publicysta, studiował polonistykę i filozofię, publikował głównie w prasie lewicowej ("Dziś", "Forum Klubowe", "Przegląd Socjalistyczny", "Trybuna Robotnicza") oraz na portalach internetowych Racjonalista i Antybarbarzyńca. Przekonania: ateista i socjalista, hobby: jazz (od bebopu do jazz-rocka), sztuka drugiej połowy XX wieku (od abstrakcjonizmu do konceptualizmu). Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Dlaczego dzisiaj należy być bardziej Europejczykiem niż Polakiem | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5294 |
|