|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Requiem dla Biesłanu Autor tekstu: Dorota Szczepańska
Andrea
Strunk, Biesłan, Requiem
przeł. Beata M. Kamińska
Częstochowa 2006
224 strony
Ten dzień bardzo trudno jest wymazać z pamięci — 1-go września 2004
roku w Biesłanie miała miejsce tragedia, która w wyjątkowo brutalny sposób
uświadomiła wszystkim tym, którzy jeszcze w to wątpili, że wszelkie świętości
przestały dawno istnieć. Dla terroryzmu, dla globalnych interesów mocarstw,
dla ludzkiej pamiętliwości i potrzeby zemsty nie istnieją granice, których
przekraczać nie wolno. Takim nienaruszalnym tabu długo wydawały się dzieci i dlatego atak na szkołę w Biesłanie sprawiał początkowo wrażenie nieudanego
żartu, czyjejś pomyłki, dziennikarskiej nadgorliwości w poszukiwaniu
sensacji. W książce Biesłan. Requiem niemiecka dziennikarka Andrea Strunk próbuje
pokazać jak dziś wygląda życie w tym mieście. Jej książka jest równocześnie próbą
kompleksowego spojrzenia na sytuację rosyjskich republik kaukaskich, stanowiącą
istotne tło dla całej tragedii. Biesłan.
Requiem ma więc budowę dychotomiczną — rozdziały poświęcone
indywidualnym losom ludzi związanych z tragicznym zamachem przeplatają się z tymi, poświęconymi kwestiom natury politycznej i społecznej.
Andrea
Strunk stosunkowo niewiele pisze o tych, którzy zginęli w tragedii. Wydaje się,
że pierwszoplanowym, zbiorowym bohaterem wydarzeń są dla niej matki i ojcowie
ofiar — wszyscy ci, na których ramionach spoczywa dziś ciężar
rodzicielskiej miłości, w tym wypadku równoznacznej przede wszystkim z bólem. W pozbawionych dziecięcego śmiechu domach, na cmentarzu i wśród ruin
zburzonej szkoły wysłuchuje intymnych historii, z których buduje
wielowymiarowy obraz ludzkiego cierpienia. Chłodne, dziennikarskie oko
rzeczowego sprawozdawcy ustępuje miejsca subiektywnemu spojrzeniu osoby bezpośrednio
dotkniętej tragedią. Stąd zapewne zauważalna tendencja do lirycznych opisów,
rozbudowanych metafor oraz przerysowań, z których jednak autorka zdaje sobie
całkowicie sprawę. Ten wielki ból wymyka się jej zdaniem prawom osądu i wyznaczania granic pomiędzy tym, co jest jeszcze dopuszczalne, a tym, co już
przesadzone. Dlatego nie protestuje, gdy w opowieściach jej bohaterów mali chłopcy
są męskimi, nieustraszonymi wojownikami, zaś małe dziewczynki -
najzdolniejszymi uczennicami. Historie opisywane przez Strunk chwytają za
serce, mimo że wydają się często dosyć banalne — ktoś zarabiał na
edukację dziecka z dala od domu i kiedy już miał wrócić — nie ma,
niestety, do kogo. Ktoś inny przeprowadził się do Biesłanu kilka dni wcześniej
właśnie po to, aby posłać swoje dzieci do tutejszej szkoły, uchodzącej za
najlepszą w okolicy. Wysłuchanie wielu opowieści pozwala Strunk przynajmniej
częściowo zrozumieć to, co czują ci, którzy przeżyli — wewnętrzny przymus
sprostania oczekiwaniom (przecież żona bohatera nie powinna płakać), ogromne
wyrzuty sumienia (piję wodę, a on tam umierał z pragnienia), brak celu,
bezsilność, rozpacz.
Ludzkie cierpienie autorka stara się osadzić w złożonej kaukaskiej
rzeczywistości, której spokój burzą raz po raz kolejne mniej i bardziej
krwawe konflikty. Atak na szkołę w Biesłanie nie był przecież niezrozumiałym
zbiegiem okoliczności — jego przyczyn jest z pewnością wiele, ale Strunk
wskazuje tutaj przede wszystkim na znaczenie długofalowej polityki FR w stosunku do obszaru republik kaukaskich — Osetii Płn., Inguszetii i Czeczenii
(żądania porywaczy dotyczyły m.in. niepodległości tej ostatniej). Jej
zdaniem wzajemne regionalne uprzedzenia, w tym zwłaszcza te osetyjsko-inguskie,
wynikają w znacznym stopniu z postawy Rosji i są przez nią skutecznie
podsycane. O tym, jak są wyraźne, świadczy fakt, że już od pierwszych chwil
ataku na szkołę społeczność Biesłanu była przekonana, że stoją za nim
Ingusze — „zbrodniarze, dzikusy i barbarzyńcy". Natomiast w oczach
Inguszy Osetyjczycy to przede wszystkim rosyjskie lizusy, bez skrupułów
wykorzystujące cierpienie innych narodów do osiągnięcia własnych celów
(konflikt o Prigorodnyj), którzy być może sami dokonali ataku na szkołę,
aby ich, Inguszy, pogrążyć. Trudno jest jednak ocenić jak duży wpływ na te
animozje ma celowa polityka władz FR, a jaką rolę odgrywają inne przyczyny
(np. marginalizowane przez autorkę różnice religijne czy dość często
spotykana, chociaż zwykle słabo umotywowana, niechęć do najbliższych sąsiadów).
Drugim po Inguszach „wrogiem", na
którym zogniskowała się niechęć mieszkańców Biesłanu, jest Rosja. Dużo
pada pod jej adresem zarzutów, tym szczególniejszych w wyrazie, że
zarysowanych w formie pozornie otwartych pytań, nie oczekujących jednak w rzeczywistości odpowiedzi. Są to te same wątpliwości, które podzieliły międzynarodową
opinię publiczną tuż po tragedii — dlaczego siły rosyjskie przypuściły
szturm na szkołę, w której znajdowali się zakładnicy? Czy musiał on nastąpić w takiej formie, która doprowadziła do pożaru i śmierci tak wielu osób? Czy popełniono pomyłkę, za którą nikt
nie chce wziąć odpowiedzialności? W wypowiedziach mieszkańców Biesłanu
bardzo często pada słowo zemsta, skierowane nie tylko pod adresem tych, którzy
brali udział w zamachu, ale także tych, którzy nie zdołali zapobiec
tragedii. Rozmowy o zemście nie są jednak, jak sami przyznają, realnymi
planami odwetu, ale raczej rozpaczliwym odwołaniem do bohaterskich protoplastów
Alanów, ostateczną próbą chociaż chwilowego uśmierzenia bólu. Tak jak
wini się za tragedię naród Inguszetii czy władze rosyjskie, tak samo atakuje
się także tych, którzy w ataku przeżyli (dyrektorka szkoły musiała
wyprowadzić się z miasta posądzona o pomoc terrorystom, nauczyciel wychowania
fizycznego codziennie natyka się na ścianę milczenia i nienawiści). Winnym
tak wielkiej tragedii nie może być jednak pojedynczy człowiek. To dlatego
kobiety, biorące udział w procesie jedynego pojmanego zamachowca Nur-Paszy Kułajewa,
podświadomie sytuowały się po jego stronie, licząc, że wyda w ich ręce
pociągającego za sznurki Wielkiego Zbrodniarza.
Atak na szkołę w Biesłanie ma także swój wymiar międzynarodowy.
Zdaniem autorki taktyczne umieszczenie kwestii kaukaskich w obszarze walki z terroryzmem światowym stało się możliwe tylko dzięki przysłowiowemu
„patrzeniu przez palce" państw Zachodu. Korzyści handlowe i polityczne mają,
według Strunk, znaczenie większe, niż głosy tych, którzy każdego dnia wołają o pomoc, większe niż alarmujące raporty organizacji ochrony praw człowieka.
Biesłan chwilowo wstrząsnął sumieniami społeczeństw na całym świecie -
stąd piękne gesty, wielkie słowa, nieporadne próby pomocy. Autorka uważa
jednak, że kolejnym tragediom może zaradzić tylko sama Rosja poprzez swoją
rozsądną, kompromisową politykę (rzadko słyszy się jednak podobne
komentarze w stosunku do amerykańskiej polityki walki z terroryzmem — tu
obowiązywać ma zasada zera kompromisu). Oczywiście pomoc Zachodu jest ważna,
ale szkoda, że przeprowadza się ją często w sposób nieumiejętny i pozbawiony wyobraźni — fundowanie wyjazdów zagranicznych dzieciom, które przeżyły, z całą bolesnością uświadamia im, jak ubogi jest w rzeczywistości ich kraj i ich dom.
W wyniku kurczenia się świata, przeobrażającego się sukcesywnie w globalną wioskę, wstrząsające obrazy rzeczywistości z osetyjskiego
miasteczka trafiły szybko do ludzi w każdej części globu. Wszyscy z zapartym
tchem czekali na wypuszczenie zakładników, wszyscy pogrążyli się w smutku
na wieść o tak dużej liczbie ofiar. Ze względu na swoją profesję Andrea
Strunk bardzo dużą uwagę zwraca właśnie na kwestie związane z dziennikarskim fachem, przy czym jest szczególnie czuła na dezinformację w mediach rosyjskich. O niedoinformowaniu społeczeństwa rosyjskiego w kwestii
tragedii w Biesłanie mają świadczyć spreparowane dla celów politycznych
rosyjskie marsze solidarności — jak oceniły to media zachodnie większość
uczestników nie zdawała sobie nawet sprawy z celu demonstracji. Chociaż żyjemy w przeświadczeniu, że posiadamy prawo do informacji, właśnie na jej brak
najczęściej skarżyły się matki zabitych dzieci. Nikt z nimi nie rozmawiał,
nikt nie tłumaczył, co i dlaczego się stało (dokumenty są utajnione, co można
zrozumieć w związku z prowadzonym przez władze rosyjskie śledztwem). Autorka
wysnuwa z roli mediów jeszcze jeden, finalny i bardzo gorzki wniosek — dzieci
giną codziennie, nie tylko w Biesłanie, a przecież płaczemy tylko po tych,
których tragedię filmuje oko kamery.
Zob. więcej: Atak
zbrojny na szkołę w Biesłanie
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 15-03-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5302 |
|