|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Wypędzeni czy przepędzeni Autor tekstu: Zbysław Śmigielski
Zamierzałem początkowo zacząć jakąś
sugestywną sceną epicką: zabójcza mroźna zima albo równie zabójcze upały,
brak ciepłej strawy albo zwykłej wody, sanie i sanki, wozy i wózki, samoloty z krzyżami albo gwiazdami, świst bomb i pocisków, przekleństwa i rozpacz, jęki i płacze — i krok za krokiem przed siebie, w nieznane i straszne. Dałoby się takie sceny opisać i bez samolotów, dodać jakieś
kozy, owce, krowy, dodać eskortującą konnicę z biczami i mieczami, dymy pożarów
bliskich albo dalekich, oczywiście także wiele, bardzo wiele trupów,
koniecznie dzieci, kobiet i staruszków, zabitych albo zmarłych z wycieńczenia,
głodu, chorób. Można by opisać te trupy na stosach przy drodze albo po
prostu wyciągane z bydlęcych wagonów. Zamierzałem zresztą opisać to bez
szczegółów wskazujących na czas historyczny, ponieważ ludzkie cierpienie
jest podobnie uniwersalne jak i sam czas, jednakie u wypędzanych i przepędzanych,
bez znaczenia dla mowy i narodu. Na końcu tego opisu zamierzałem spytać, czy
dzieje się to na lodzie jeziora Ładoga, czy na Zalewie Wiślanym, czy też na
drodze myślenickiej, gdzie płaczący polski oficer strzelał z pistoletu do
polskich cywilów po to, by przepuścili kolumnę jedynej polskiej brygady
pancernej, zdolnej uniemożliwić wrogowi unicestwienie tych wszystkich cywilów
ogniem broni maszynowej i gąsienicami czołgów.
Postanowiłem jednak zająć się wpierw
uporządkowaniem pojęć.
W języku polskim określenie „wypędzić"
nie różni się w istocie od określenia „przepędzić" — w każdym razie
nie na tyle, by nie można było stosować ich zamiennie. Przyjmowane
powszechnie znaczenie jest identyczne. Jednakże w konotacji bardziej ścisłej
występują różnice, w które jednak nie chcę się tu wdawać. Powołam się
jedynie na przykład użycia określenia — „Związek Wypędzonych" lub
„Centrum Wypędzonych". Dlaczego nie „przepędzonych"?
Powołując się na to, proponuję przyjąć
słowo „wypędzenie" dla pozbawionych tego, co do nich należy, powiedzmy
domu lub ojczyzny. Tak więc „wypędza" agresor, natomiast powracający na
swoje „przepędza" agresora, który wpierw mu ten dom lub ojczyznę zabrał.
Powstaje teraz kwestia punktu odniesienia. W czasie. Jeżeli przyjmiemy za podstawę rok 1939 to związek jest Związkiem
Wypędzonych. Jeżeli jednak podstawą będzie, powiedzmy, Polska Piastów, będzie
to Związek Przepędzonych. Przepędzonych w imieniu tych, którzy zostali tam
pozbawieni domu i ojczyzny wcześniej, przed wielu, wielu laty, wygnani z kozami i dzieciakami na mróz lub upał, pod razy batów i miecze konnicy. W imieniu
tych, którzy wówczas krzyczeli w rozpaczy, pytając losu, czy ktoś kiedyś
pomści ich krzywdy. Nie krzyczeli po niemiecku.
Naiwność, może głupotę Konrada
Mazowieckiego opisano dostatecznie. Nadużycie tej naiwności lub głupoty także
dostatecznie. Dla wielu dziś określenie Jaćwing, Prus czy Żmudzin brzmi jak
„Marsjanin". Niewielu zdaje sobie sprawę, że jest to skutek wypędzenia, a także ludobójstwa. Bo nie jest niczym innym eksterminacja całych narodów.
Wymieniać? A popatrzcie sobie do podręczników, policzcie Lutyków i Wieletów,
Pomorzan i Prusów. Nie zapominajcie liczyć z sumieniem nie do końca czystym,
bo nasza polska państwowość nieraz w tej robocie pomagała.
Mówiąc ściśle, obecnie my wszyscy, godząc
się na używanie określenia „wypędzeni" wobec tworzących owe związki i centra — nadal w robocie tej pomagamy.
Czepiamy się tej Jałty niby pijany płotu.
Prawda zaś jest taka, że Jałta dała nam państwo mniej więcej spójne
etnicznie, mniej więcej zajmujące ziemie od wieków nasze, nie zdobyte, nie
zagarnięte, właśnie nasze. Nasze
zawsze i nasze kiedyś zabrane. Nim pomieszało nam się we łbach, nim poczęliśmy
ustępować silniejszemu i napierać na słabszego, który potem także,
niestety, wzrósł w siłę — właśnie mniej więcej tyle było nasze.
Ci zaś, którzy musieli przez to ustąpić, zostali nie wypędzeni, ale przepędzeni.
Zadziwiająca jest amnezja dotycząca
historii. Nikt jakoś nie porównuje Jałty z Wersalem. Dlaczego? Po jednym i po
drugim powstała nowa Polska. Która gorsza? Która lepsza? Wersal pominął
interes bolszewickiej Rosji, Jałta pominęła interes nazistowskich Niemiec. Co
bardziej wyszło nam na korzyść? Po Wersalu czy po Jałcie granice dzieliły
więcej stodół na pół?
Przed i po Jałcie polscy komuniści
zaprzepaścili polskie roszczenia wschodnie, przed i po Wersalu polscy narodowcy
zaprzepaścili zachodnie. Po Jałcie polscy przepędzeni też występują jako
wypędzeni, czyn komunistów jest więc zbrodnią, po Wersalu straty zachodnie
polskiemu państwu były obojętne, wypędzonych niewielu napłynęło,
narodowcom uszło na sucho.
Dziwne myśli przychodzą do głowy, gdy się
zastanowić, jak niewielu wypędzonych było po Wersalu. Fakt, polski chłop
trzymał się swojej, zagrodowej ziemi, mieszczuch swojej kamienicy. Co prawda,
zamiast wójta pojawił się Gemeindevorsteher, zamiast burmistrza Bűrgermeister,
ale nadal jakoś szło żyć, mniejsza o szczegóły. Po Jałcie pojawiła się
natomiast nowa jakość: bolszewik. Horda azjatycka. Dokładniej zaś biorąc,
Gruelpropaganda. Doktor Goebbels i Erich Koch. Gauleiter.
O różnych rzeczach można mieć różne
zdanie. Wierzyć albo nie. Można być przeciwnym nawet temu, że auto
potrzebuje paliwa do jazdy. Można podobnie patrzeć na exodus Niemców po
lodzie Zalewu Wiślanego według rozkazu i apelu Goebbelsa i Kocha. Fakt, exodus
odbył się zimą, pieszo, pod bombami. Ale to niemiecka sprawa, nic nam do
tego. My byśmy ich przepędzili w pociągach, w towarowych wagonach -
zawsze trochę wygodniej, niż oni przed wielu laty wypędzili tubylców.
W 39 też mieliśmy swojego idiotę. Nazywał
się Umiastowski. Pułkownik. Zresztą nieważne.
Wypędzeni, rzecz jasna, mają roszczenia.
Diabli jednak wiedzą, kto ma je zapłacić. Zabierają głos historycy i ekonomiści, politycy i tytulanci rozmaitych maści, niedouczeni i przeuczeni. I zawsze im wychodzi, że płacić mają ci, co niczemu nie są winni. Więc oni
się, oczywiście, nie zgadzają. Winni także się nie zgadzają. W ogóle nikt
się nie zgadza z nikim. Bilans też się nie zgadza.
Zarówno u nas, jak w Niemczech, większość
przepędzonych przepędzono ze wschodu. Bo my też mieliśmy własny Drang nach
Osten. Teraz mamy podobnie jak oni Drang nach Euro. Komu się więcej należy. Różnica
polega na tym, że Niemcy gadają z nami, zaś my nie mamy z kim gadać.
Nasi sąsiedzi ze wschodu okazali się
wredni. Wleźliśmy tam na własne ryzyko, więc gdy nas przepędzili, nie
potrafią pojąć, że powinni nam zapłacić jako wypędzonym. W ogóle słuchać
nie chcą, żeśmy tam zostawili domy, sklepy, stodoły, zamki i pałace. A najwięcej dworków. Za te miasta i sioła, za góry i lasy, nawet za mokradła
wcale płacić nie chcą. Wygląda na to, że sprawa na tym wschodzie została
całkiem zamknięta.
Kiedy ktoś powie, że samochód bez paliwa
nie ruszy, zawsze się znajdzie ktoś inny, kto będzie miał przeciwne zdanie.
Kiedy państwo Alfa zajmie część
terytorium państwa Beta i osiedli tam swoich obywateli — nikt przy zdrowych
zmysłach nie zaprzeczy, że każda korzyść, jaką osiągają ci osiedleńcy,
jest prostą stratą dla państwa Beta. Jeśli po pewnym czasie państwo Beta
odzyska swoje tereny i przepędzi osiedleńców — ludzie nagle tracą owe
zdrowe zmysły dyskutując o tym, kto komu ile powinien zapłacić. Dla
oszacowania wartości być może potrzeba uczonych mężów, lecz dla sformułowania
zasad wystarczy ukończyć przedszkole.
Prawda, że Hans wybudował tu dom i fabrykę,
które musiał zostawić. Że Hansowi wyrządzono krzywdę i narażono go na
straty. Ale czy dom i fabryka Hansa wzbogaciła Polskę? Czy Polska ma Hansowi
zwrócić wartość utraconego majątku? Nie dajmy się zwariować!
Gdyby państwo Hansa nie zajęło polskiego
terenu, ten dom i fabrykę mógłby zbudować Jasio. Nieważne, że Jasio to
cholerny leń i zamiast budować wolałby leżeć pod gruszą. Leżałby na własnej
ziemi. Wolno mu budować i wolno mu leżeć bykiem. Sąsiadom nic do tego.
Jeżeli jednak zabrali ziemię Jasiowi, coś
na niej zbudowali i ciągnęli korzyści, tym samym pozbawili Jasia właśnie
tych samych możliwości. Czyli każdy zysk Hansa jest dla Jasia stratą.. Więc
kiedy Jasiowi przyszedł w sukurs Wania, nawet jeśli wbrew protestom Jasia
przepędził stąd Hansa — zrobiła się sprawa między Jasiem i Wanią, do której
nic Hansowi. Hans niechaj pyta rządców swojego państwa, po jaką cholerę namówili
go na budowę domu i fabryki na cudzej ziemi. Niechaj się z tymi rządcami
handryczy o pieniądze.
Jasio zaś, pomijając sprawę Wani, stał
się nagle właścicielem domu i fabryki. Co to znaczy? To znaczy jedynie tyle,
że dostał odszkodowanie za okres, w którym był pozbawiony własności. Nie tego domu i fabryki, ale tej ziemi i drzewka, pod którym wylegiwałby się swobodnie. Nawet miałby prawo pobajdurzyć o tym, czego to on by nie dokonał, gdyby pozostał właścicielem zamiast Hansa.
Zbudowałby większy dom! Fabrykę, dającą trzy razy pokaźniejszy dochód!
Można by mu wierzyć albo nie, można byłoby
mieć zdanie przeciwne, ale sprawiedliwość nie miałaby wyboru, stanęłaby po
stronie Jasia. Nawet z tymi zasłoniętymi oczami. A gdyby Jasio zrobił Hryćkowi
to samo co Hans Jasiowi — po stronie Hryćka. Żeby to wiedzieć, nie trzeba
kończyć żadnych uniwersytetów. Powiedziałbym nawet, że i historia do tego
niekonieczna.
Wyliczanie zaś, ile Hans narobił szkody
zajmując tę ziemię i opuszczając ją — to po prostu całkiem inny rachunek,
inna rubryka bilansu. Owszem, można ją uwzględnić wyliczając per saldo, ale
zapisać należy w osobnej rubryce i podsumować osobno. Różnica zaś wartości
owego wyciętego drzewka i postawionych na jego miejscu domu oraz fabryki to nie
jest wartość bilansowa. To zwykła cena ryzyka, którą Hans godził się
stracić włażąc w cudzą szkodę.
Lubię powiadać, że należy zawsze myśleć
do końca. Nie oznacza to z góry założonego celu. Gdy przystępuję do
pisania powieści, mniej więcej wiem, co chcę napisać, ale nie mam zielonego
pojęcia, do czego to doprowadzi. Po prostu, do końca.
Ekonomista nie musi znać się na księgowości,
księgowy zaś nie musi być ekonomistą. Tyle, że obaj powinni wiedzieć co
nieco o chłopskim rozumie.
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 02-04-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Strona www autora Numer GG: 3401579
Liczba tekstów na portalu: 22 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Nostalgia | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5325 |
|