Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.787.887 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 720 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
[K]ażdy, kto robi coś rozsądnego - ponosi odpowiedzialność. Większość ludzi usiłuje w ogóle nic nie robić...
 Kościół i Katolicyzm » Kościół i seksualizm

Szczyt szczytowania
Autor tekstu:

Wszyscy narzekają na czasy, ponarzekam i ja. Bo, co tu dużo mówić, dawniej to było życie! Wprawdzie zęby rwano cęgami kowalskimi, wilcy podchodzili pod okno, prąd nie płynął z gniazdka, choćby nie wiem co tam wtykał, wojska na przemian z chorobami przetaczały się przez świat, ale za to bogobojny człowiek nie był narażony na reklamę. Bo reklamodawcy, sprytne bestie, wiedzą doskonale w którą strunę uderzyć, żeby czule zagrała. Wszystko jedno, czy reklamują odżywkę do włosów, pożywkę dla niemowląt czy używkę dla smakoszy, w tle brzmi niezmiennie ta sama nuta, ssseksss. Kuszenie naszych prarodziców przez rajskiego prawęża to była kaszka z mleczkiem w porównaniu z dzisiejszymi pokusami.

Współczesna Ewa i współczesny Adam narażeni są zewsząd na podstępne, wysoce wyrafinowane, wspomagane najnowszą technologią zasadzki szatana. Wprawdzie nie grozi im już eksmisja sprzed oblicza Pana, raz wygnani muszą się borykać z życiem tu na dole, ale zgrzeszyć mogą na każdym kroku, a najgorsze to to, że we własnej małżeńskiej sypialni nie mniej niż gdzie indziej. W tej sytuacji wskazane jest zapoznać się z regulaminem obowiązującym w alkowie małżonków, gdyż jego nieznajomość nie usprawiedliwia przed Sądem Najwyższym.

Dlatego najlepiej powiesić sobie w sypialni, tuż pod krucyfiksem, wytyczne odnośnie „spowiedzi świętej małżonków z grzechów popełnionych przy współżyciu małżeńskim". Na stronie internetowej "Miłość — słowo wielkie: żeby MIŁOŚCIĄ była. Rozwiązania ludzkie a Boskie" udostępniony jest dokładny uaktualniony spis wszystkich tych grzechów, na których popełnienie narażeni są małżonkowie za drzwiami sypialni, pod własną kołdrą, przy spuszczonej kurtynie.

Przyjrzyjmy się dokładnie całemu zjawisku, bo warto. Tak się nieszczęśliwie składa, że z przyczyn biologiczno-kulturowych wiek inicjacji współczesnej młodzieży znacznie się obniżył. Równocześnie o wiele później stajemy na ślubnym kobiercu. W przedłużającym się przedziale czasowym pomiędzy: kiedy to odzywa się w nas wola boża a będziemy mogli za nią podążyć, ćwiczymy się we wstrzemięźliwości. Im więcej miłosnych piosenek rozbrzmiewa dokoła, im bardziej seksi są ubrania i gadżety, im namiętniej znane gwiazdy przemysłu rozrywkowego oblizują sobie wargi po łyku coca-coli w reklamie obiegającej cały glob, im bardziej mącą nam w głowie rozerotyzowani poeci, im intensywniej pachnie bez na wiosnę a jesienią dojrzewają owoce, tym bardziej pilnujemy cnoty.

I kiedy wreszcie nieomalże stajemy się kandydatami w kolejce do beatyfikacji, łamiemy się i bierzemy ślub. Dziś znowu jest moda na śluby jak najefektowniejsze i wesela jak najwystawniejsze (producenci zacierają ręce). Ale kiedy wreszcie otrząśniemy się i wydobrzejemy po hucznym kilkudniowym weselisku i niekończących się poprawinach, i kiedy ostatni goście zameldują nam, że dojechali do domów bez staranowania przydrożnych drzew, bo przecież nie byli w najlepszej do jazdy formie, gdy podliczymy zyski i straty wedle wzorca: koszty wesela minus prezenty plus zniszczenia, czyli okaże się, że wchodzimy w dorosłość zgodnie z współczesnym przesłaniem: „dziś kupuj spłacaj resztę życia", wtedy, jako ci młodzi oblubieńcy, dopadamy siebie.

Nic to, że praktyki nie mamy za grosz, za to teorię mamy w małym palcu. Przez lata szkolenia w Internecie; choć tyle korzyści z wirtualnej rzeczywistości. Wprawdzie wiedzieć jak wybudować dom a postawić ściany tak, żeby w miarę równo stały, to dwie różne sprawy, ale i Kraków nie od razu stanął. A zatem zabieramy się ochoczo do odebrania sobie cnót. Dziś na szczęście nie obowiązuje już wystawianie przez okno prześcieradła po nocy poślubnej, ale sprawa i tak jest śliska. Oto bowiem po miłosnym akcie uwieńczonym tym słowem na o, które nam tyle lat z wszystkich mediów na okrągło dokuczało, nie możemy się mile rozprężyć i odetchnąć, że wreszcie mamy to za sobą. Mamy bowiem na naszych małżeńskich nachtkastlikach czy to notesik czy elektroniczny PODem XT, zależnie od stopnia stechnologizowania, i robimy staranny rachunek sumienia.

I na następny dzień biegusiem do konfesjonału. Bo nie ma takich cudów, żeby udało nam się nie zgrzeszyć. A grzechy popełnione przy współżyciu małżeńskim należą do grzechów ciężkich, nie łudźmy się. Spójrzmy do instruktażu: "Penitent jest zobowiązany spełnić pięć wszystkim znanych warunków ważnej Spowiedzi świętej. Jednym z nich jest z Bożego ustanowienia (z Prawa Bożego, a nie ustanowienia Kościoła) pełne wyznanie grzechów ciężkich — wraz z ich okolicznościami modyfikującymi jakość podstawowego grzechu. Chodzi m.in. o ilość popełnionych grzechów, grzech popełniony samotnie czy z kimś, związanie ślubem małżeńskim itd." (wstęp do dokumentu spisanego w Krakowie dnia 15 czerwca AD 2006, fragment).

Tak, szanowni penitenci, oczy was nie mylą, związanie ślubem małżeńskim to bynajmniej nie otwarta furtka do beztroskiego baraszkowania w pościeli. Przede wszystkim nie wolno wam było zastosować jakiejkolwiek antykoncepcji: „warunkiem ważnej Spowiedzi świętej jest wyznanie stosowania jakichkolwiek środków PRZECIW-rodzicielskich. Sięganie po którykolwiek środek przeciwrodzicielski jest obiektywnie biorąc zawsze i każdorazowo grzechem ciężkim." (dokument pkt 1. z 14). I proszę się nie cieszyć. Stosowanie, jak się dowiadujemy, form zastępczych, nie tylko „fakt współżycia przerywanego", ale choćby zwykły niewinny małżeński petting, jest takoż, „obiektywnie rzecz biorąc" (ibidem, pkt 2/14), każdorazowo grzechem ciężkim.

Nie będziemy tu zatrzymywać się nad oczywistościami, które są wszystkim bogobojnym małżonkom znane: „Stosowanie niektórych środków staje się ponadto każdorazowo wyrażoną zgodą na zbrodnię zabicia Poczętego. Zupełnie niezależnie od tego, czy w danym cyklu dojdzie do poczęcia, czy nie. W obliczu Bożym liczy się czynem potwierdzona wewnętrzna postawa: ma być seks, za żadną zaś cenę ma nie być Dziecka. Małżonkowie (i nie tylko oni) nie mogą się tłumaczyć wybiegiem, jakoby nigdy nie słyszeli, iż stosunek przerywany, petting, stosunek wynaturzony, użycie środka przeciwpoczęciowego, a tym bardziej przeciwciążowego — jest obiektywnie biorąc każdorazowo grzechem ciężkim, a w przypadku środka przeciwciążowego — ponadto zbrodnią" (ibidem, pkt 3/14). Jednak jeśli ktoś nie czuje się do końca pewny, na wspomnianej stronie wszystkie „środki przeciwpoczęciowe", „przeciwciążowe" i „przeciwrodzicielskie" omówione są z medyczną skrupulatnością.

Powtórzmy więc dla pewności: „Penitent nie może się usprawiedliwiać swoją niewiedzą co do medycznego mechanizmu działania użytego środka. (...) Wszelkie tego rodzaju usprawiedliwienia świadczą z góry o złej woli i niewiedzy zawinionej, tzn. zamierzonej, która podwaja zaciągniętą odpowiedzialność i winę" (ibidem, pkt 7/14). Zacytujmy także, bo i to może się okazać dla nieuświadomionego pułapką: „Gdyby spowiednik zanadto się nie orientował w mechanizmie działania użytego środka, ma penitent obowiązek poinformowania go o tym przy Spowiedzi. Spowiednik musi z Prawa Bożego wiedzieć, z jakiego rodzaju grzechu rozgrzesza oraz z ilu grzechów rozgrzesza" (pkt 7/14).

Jako że to są rzeczy raczej ogólnie wiadome, roztrząśnijmy dla pewności istotne szczegóły. Stosujemy bowiem „jedyny sposób, jaki małżeństwu podarował Stworzyciel", jak podkreśla regulamin. Pamiętamy, kochamy się „po bożemu" i żadnych eksperymentów tak chętnie zalecanych przez różne poradniki szkolące nas, jak stać się małżeństwem doskonałym. „Kamasutrę" wrzucamy do ognia. „Sztukę kochania" Michaliny Wisłockiej skazujemy na wieczną banicję. Takie pozycje jak „Monologi waginy" czy „Pan niepokorny. Kulturowa historia penisa" tak czy inaczej nie należą do biblioteczki praktykującego wiernego. Jeśli kiedykolwiek cokolwiek słyszeliśmy o tym, co to jest takiego tantra miłości czy tao seksu, natychmiast o tym zapominamy. Żadnych takich czy innych pozycji w naszej sypialni być nie może, inaczej nasz spowiednik może nas nie puścić od konfesjonału.

Wprawdzie, jak czytamy, w wywiadzie z seksuologiem prof. Zbigniewem Izdebskim („Jak się kochamy", Przegląd 13.3.2007), Polacy najwyraźniej w świecie nie tylko odkryli uroki, jakby to zgrabnie ponazywać, seksu trans- i paragenitalnego („49 proc. Polaków uprawia seks oralny, 19 proc. — analny"), ale wzięli się na sposób, i stosują go w zastępstwie antykoncepcji, czyli mamy dwa w jednym, i ochronę, i przyjemność. Nie należymy do tych procentów. Uczymy się z filmu „Hair" co oznaczają takie słowa jak „cunnilingus" i „fellatio" i natychmiast zanosimy je do konfesjonału. Mało wątpliwe, żeby spowiednik nie wiedział o co chodzi, skoro „petting" już i w konfesjonale się przyjął, poza tym też ma dostęp do Internetu i chodzi do kina, ale gdyby się okazało, że nie wie, tłumaczymy mu do ostatniego szczególiku.

W tym miejscu czuję się w obowiązku poruszyć pewną delikatną kwestię, otóż o ile nasza współczesna pani Ewa może bez skrępowania zwierzyć się ze wszystkiego spowiednikowi i pozostaje to w ogólnie aprobowanym układzie hetero, o tyle pan Adam i pan spowiednik ocierają się niebezpiecznie o cokolwiek niepopularne zbliżenie homo wdając się w tak intymne roztrząsania. Nie zapominajmy, tylko drewniana kratka ich dzieli. Nie wiem, czy to nie za mało. Rzucam więc myśl, żeby na spowiedniczki mężczyzn zatrudnić kobiety. Oj, ale to chyba głupi pomysł. Pozostańmy przy kratkach. Byle trzymały.

Oczywiście nie tylko spowiadamy się ze wszystkiego, co odnotowaliśmy w kajeciku, ale przychodzimy z mocnym postanowieniem poprawy, inaczej całe przedsięwzięcie na nic. Żegnajcie rozkoszne cunnilingi i fellatia. Zostawiamy sobie siermiężny polski seks pod ciężką polską pierzyną, bo przyrost naturalny w kraju spoczywa na naszych barkach, i cieszymy się, że nie dźwigamy już brzemienia ciężkich grzechów. Jest nam lekko, zawirowania seksu mamy z głowy, orgazmy pozostają tam, gdzie zawsze były, w Cosmopolitan i Elle, a my wiemy, że prokreacja to ciężki obowiązek, na drzwi sypialni przestajemy patrzeć lubieżnie, twardo oglądamy do końca XXX-enty odcinek serialu „M jak Miłość", dajemy sobie zaaplikować nasennie potężną dawkę reklamy w rodzaju: kubki zupki, fioletowa czekolada prosto z połonin alpejskich wkręcana nam przez świstaki, środek na wątrobę „najpierw zjedz, potem pij, to działa", i hektolitry wód mineralnych przynajmniej tak samo bogatych jak kranówka. Jeszcze, cokolwiek zażenowani, zaglądamy za kulisy serialu „Miłość jak Mdłości", po czym ząbki, paciorek i lulu. Tak powinno wyglądać nadwiślańskie just married według ewangelii. Tak i amen. [ 1 ]

Śpią. I niechaj śpią. Dajmy im się wyspać. Mają za sobą trudną inauguracyjną noc pożycia małżeńskiego i pierwszy zwyczajny dzień świeżutko zawiązanej rodziny, czeka ich jeszcze pokuta, spowiednik wszystko zaksięgował i skalkulował. My tymczasem zastanówmy się tak na poważnie, co też dzieje się w ich podświadomości. A co tam, wybierzmy się w podróż po ich zwojach mózgowych. Robimy nura i cóż tam widzimy? Na samym wierzchu mniej i bardziej głębokie ślady różnych znaków firmowych. Reklama robi swoje. Marka ma za zadanie zawojować pamięć człowieka. I robi to. Najpotężniejsze mózgi świata pracują nad tak skutecznymi logo, żeby wyrżnęły się jak najgłębiej w synapsach. Jednak czasy reklamy są stosunkowo młode, w skali tysięcy lat jest to oddziaływanie naskórkowe. Zajrzyjmy głębiej...

...albo nie, przeskoczmy dwa tysiące lat i przyjrzyjmy się możliwemu biegowi wypadków wstecz. Oto, ponad sto lat od dnia wynalezienia, coca-cola zaczyna upadać. Jest niezdrowa, tuczy, psuje zęby, rujnuje zmysł smaku. Korporacja walczy o przeżycie. Tyle tysięcy ludzi nie może stracić pracy. 99% zwykłych szarych pracowników to jeszcze nic, ale tych kilku dyrektorów i prezesów?! Specjaliści od marketingu wpadają na genialny pomysł: kult. Kult! Fantastycznie! To jest to! [ 2 ] Jest symbol? Jest! Była dobra? Każde dziecko zaświadczy: była! Jest zakaz? Jest! A zakaz jest czynnikiem niezbędnym. Rodzi tęsknotę i pożądanie. I jak kiedyś seksowne gwiazdki kusiły do picia coli swoim sex-apealem, choć co ma napój do dialogu waginy z penisem, tak teraz najskuteczniejszym narzędziem oddziaływania jest również seks. Powstaje bardzo skomplikowany kodeks nakazów i zakazów seksualnych, a w zamian za trzymanie się go dostajemy od czasu do czasu łyżeczkę od herbaty z wodą symbolizującą nieistniejącą już od dawien dawna colę.

Przez kolejne wieki powstają różne sprzeczne ze sobą teorie na temat coli. A to że jest to napój od przybyszów z kosmosu, a to, że przywraca młodość, a to, że oświeca, a to, że daje nieśmiertelność, a to, że to nie święty napój tylko święty człowiek był i piszemy nie coca-cola a Coca-Cola… itd. itp. Rozmaite sekty, odłamy, frakcje i pododdziały zwalczają się dzielnie nawzajem. Nikt nie szczędzi krwi. Filozofowie piszą księgi. Rycerze bronią honoru. Reformatorzy przeinaczają. A instytucja jak trwa tak trwa. Po dwóch tysiącach lat memy zrobiły swoje, w nieomal każdej głowie każdego mieszkańca planety w najgłębszych zwojach mózgowych co znajdujemy? No co? Pustą butelkę po coca-coli. I głęboką wiarę, że gdybyśmy choć tyci tyci tyciusieńkiego łyczusia wypili, to czeka nas szczyt szczytowania.

Że bzdury opowiadam? No, właśnie. Co za czasy.


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Trochę sex-historii
Grzech onanizmu

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (25)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Z podziękowaniami dla pani Uty Ranke-Heinemann za pomysł na puentę.
[ 2 ] I dla pani Agnieszki Osieckiej za zmysł do chwytliwych sloganów.

« Kościół i seksualizm   (Publikacja: 27-04-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Elżbieta Binswanger-Stefańska
Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie.

 Liczba tekstów na portalu: 56  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5359 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365