Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.519 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Bądź filozofem, lecz wśród całej swej filozofii pozostań człowiekiem.
 Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe

Język i polityka
Autor tekstu:

To, jaki język staje się językiem dominującym, a jaki popada w zapomnienie, jest uwarunkowane w pierwszej kolejności sytuacją geopolityczną. Procesy zachodzące w obrębie danego języka, stopień jego skomplikowania bądź to, czy stanowi on bazę dla literatury pięknej czy też nie, ma tu znaczenie drugorzędne. Stąd, mając na względzie, co mieć na względzie należy, zalecałbym naukę standardowego języka mandaryńskiego, tj. oficjalnego języka Chin.

Lingua franca

Wszystko, co przyczynić się może do unifikacji, konsolidacji i dalszego jednoczenia Europy, a co za tym idzie do wzmocnienia jej pozycji na arenie międzynarodowej, zasługuje na naszą uwagę i na nasze uznanie.

Jednym z pomysłów, który wywołał żywe zainteresowanie i niejakie poruszenie, choć zapewne tylko w pewnych środowiskach i w pewnych kręgach, okazała się propozycja wprowadzenia w Unii Europejskiej jednego języka urzędowego czy też choćby wprowadzenia pod obrady takiego tematu jak jeden język urzędowy.

(Przypomnijmy, że lingua franca, tj. język międzynarodowego porozumienia, funkcjonuje w dziejach od najdawniejszych czasów. Czy to hellenistyczna koine czy łacina średniowieczna, czy to dyplomatyczny francuski czy naukowy bądź handlowy niemiecki w wieku XIX i XX, wreszcie — angielski naszych czasów, więc angielski biznesu i showbiznesu. Zresztą pod tym względem świat zachodni nie różni się od Wschodu, od żadnego ze Wschodów ani od Afryki.)

Naturalnym kandydatem dla wielu wydawał i wydaje się język łaciński. Z jednej strony dlatego, że znaczna część Europejczyków mówi dzisiaj którymś z języków romańskich, więc mających swoje korzenie w łacinie, z drugiej — bo żaden inny język nie wpłynął na języki nieromańskie Europy w takim stopniu, w jakim wpłynęła łacina.

Pomysł jest niegłupi i to nie tylko z powodu wkładu tego języka w dziedzictwo kontynentu, ale i z innych powodów, co najmniej dwóch. Po pierwsze gramatyka języka łacińskiego jest niezwykle przejrzysta, jasna i logiczna; po drugie język ten do dziś przydatny jest we wszystkich niemal dziedzinach i służyć może jako bezdenna studnia neologizmów, których gnająca przed siebie cywilizacja (nie oceniamy w tym miejscu, dokąd gnająca) potrzebuje jak powietrza.

Każdy kij ma dwa końce, a każdy pomysł jasne i ciemne strony. Tym, co przemawia przeciw, jest przede wszystkim uśpienie — żeby nie używać sformułowania mocniejszego, definitywnego — języka łacińskiego. Choć tłumaczy się nań literaturę bardziej i mniej piękną, choć powstają strony internetowe i audycje radiowe w tym języku, nikt nie używa go na co dzień. I to jest istotny problem. Jeśli wcześniej łacina nie wróciłaby do szkół, nie przebudziłaby się w jakiś cudowny sposób, zabieg taki — jako sztuczny - musiałby być skazanym na niepowodzenie.

Zresztą pomysł bardzo nie podoba się Grekom (sic!) i łacina językiem urzędowym całej Unii raczej nie zostanie.

Historia magistra nostra!

Czy możliwa jest dalsza ekspansja języka angielskiego i to, by stał się on powszechnie używanym, ponadnarodowym językiem urzędowym? Ekspansja owszem — przez jakiś jeszcze czas, w określonych kontekstach i w określonych granicach; to, że stanie się on lingua franca przyszłości i to na skalę globalną — nie.

Z językiem angielskim dzieje się dzisiaj to, co u schyłku starożytności działo się z językiem łacińskim, bo dziać się musiało, i nie jest to ani dobre, ani złe, tak jak słowa te nie są ani wyrazem huraoptymizmu czy nadziei pokładanej w nowych czasach, ani pesymizmu jakiegoś mrocznego czy wizji katastroficznych - po prostu, jeśli dzieje się coś, owo dzianie się zauważać trzeba.

Żadne imperium nie może rozrastać się i rozrastać bez końca i rozrost Imperium Romanum, którego apogeum przypadło gdzieś na czasy dynastii Antoninów, a szczególnie Trajana i Hadriana, jest tego najlepszym przykładem.

Język Rzymianina zamieszkującego urocze ziemie galijskie różnić się zaczynał, a z każdym pokoleniem coraz bardziej i bardziej, od języka Rzymianina urzędującego sobie w najlepsze w Egipcie post-ptolemejskim, inaczej zaś jeszcze mówił Rzymianin właściwy, tj. ten, co żył sobie i umierał w Wiecznym Mieście o bożym świecie nie wiedząc. W późnym cesarstwie łacina coraz mniej przypominała już mowy cycerońskie czy Cezarowe pamiętniki, a coraz bardziej znane nam języki romańskie.

Język angielski różnicuje się, a tempo tego procesu jest wprost proporcjonalne do tempa procesu globalizacyjnego. Błędem byłoby stwierdzenie, że właśnie to, tj. galopująca wokół nas, w nas i z nami globalizacja, wymusić może w przyszłości, czy to bliższej czy dalszej, byśmy język angielski zaadaptowali jako spodziewaną mowę gatunku ludzkiego. Błędem po pierwsze dlatego, że świat posługujący się językiem angielskim nie jest jedynym źródłem i jedynym ogniskiem procesów globalnych; po drugie dlatego, że jeden język angielski w zasadzie nie istnieje.

Języki angielskie

Europocentryzm ma jedną zasadniczą wadę — jest europocentryzmem.

Problemem naszym jest to, że cały świat wydaje nam się jakąś emanacją, jakimś wariantem, jakimś dzieckiem Europy i zupełnie nie trafia do nas to, że tak nie jest, nie było i z całą pewnością nie będzie. Całe cywilizacje rodziły się, żyły i umierały bez naszej wiedzy i bez naszego wkładu, bez kaganka naszej oświaty i bez naszych pomysłów dotyczących państwa i społeczeństwa, bez naszego pisma i bez naszych zwyczajów, jednym słowem — bez nas.

Podobne jest niestety nasze myślenie i w tym przypadku, tj. w przypadku języka. Gotowi bylibyśmy przysiąc, że język angielski uczony w Oxford i w Cambridge to język angielski całego świata, a tak nie jest.

Angielski, stając się językiem międzynarodowym, stał się zarazem międzynarodowym dobrem, co znaczy, że każdy ma prawo robić z nim, co mu się żywnie podoba. Oczywiście niewielkie są szanse, że jednostka wytworzy język, którym posługiwać się będą grupy, ale całkiem duże, że grupa wytworzy język, którymi posługiwać się będą jednostki. I tak się zresztą podziało.

Zapewniam was, że język brytyjskich podręczników i BBC nie jest językiem powszechnie i miłościwie panującym. Różni się nie tylko od angielskiego amerykańskiego, który zresztą inaczej brzmi i wygląda w Teksasie, a inaczej w Nowym Jorku, od angielskiego byłych kolonii, który inny jest w Indiach niż w RPA, czy od angielskiego australijskiego, ale i od języka londyńskich ulic.

Zapewniam też, że język Polonii, czy to tej w Stanach Zjednoczonych, czy to tej wyspiarskiej, nie jest językiem angielskim, albo jest nim w takim samym stopniu, w jakim jest językiem polskim — więc w stopniu znikomym.

Skutkiem ubocznym takiego różnicowania się, rozpadania na dialekty, a w konsekwencji na zupełnie nowe, tylko lub prawie tylko historycznie podobne do siebie języki, jest włączanie błędów — bo błędy różnych typów towarzyszyć muszą mowie nieliterackiej, potocznej — w obszar języka oficjalnego. Tym sposobem błędy przestają być błędami, stają się zasadami gramatyki — nowymi zasadami nowej gramatyki nowego języka.

Lingua franca (super)nova

Inaczej sprawa ma się z językiem mandaryńskim, tj. oficjalnym standardem mówionego języka chińskiego, który z Pekinu, przyszłej stolicy świata (ci, co tam byli, twierdzą, że już dziś na takową wygląda), promieniuje nie tylko na wszystkie prowincje Państwa Środka, ale i na Tajwan czy Singapur.

Różnica nie polega na procesach, bo one we wszystkich językach przebiegają podobnie, ale na tym, że język mandaryński zyskać może jutro tę rangę, co łacina w czasach, gdy Rzym stawał się potęgą; to znaczenie, co języki państw kolonialnych, gdy epoka podbojów osiągała swój moment kulminacyjny — z tym, że na nieporównywalnie większą skalę.

Powiedzmy to jasno: przyjdzie taki moment, kiedy znajomość języka chińskiego niezbędna będzie i w dyplomacji, i w biznesie.

Na koniec wypada zapytać: dlaczego języka, którym już posługuje się półtora miliarda mieszkańców Ziemi, a — biorąc pod uwagę czynniki geopolityczne i ekonomiczne — będzie znacznie więcej, uczy się zaledwie w dwóch (bo chyba w dwóch) ośrodkach w Polsce? A co z tzw. duchem czasu?


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Między pagodą a McDonaldem. Społeczne i kulturowe problemy współczesnej Japonii
Racjonalne myślenie o polskiej polityce zagranicznej

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (2)..   


« Stosunki międzynarodowe   (Publikacja: 30-04-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jacek Hajduk
Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ukończył Filologię Klasyczną i Studium Pedagogiczne.
 Numer GG: 772705

 Liczba tekstów na portalu: 6  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Topika antyczna w Żywotach królów polskich Klemensa Janickiego
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5362 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365