|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Język i polityka Autor tekstu: Jacek Hajduk
To,
jaki język staje się językiem dominującym, a jaki popada w zapomnienie, jest
uwarunkowane w pierwszej kolejności sytuacją geopolityczną. Procesy zachodzące w obrębie danego języka, stopień jego skomplikowania bądź to, czy stanowi
on bazę dla literatury pięknej czy też nie, ma tu znaczenie drugorzędne. Stąd,
mając na względzie, co mieć na względzie należy, zalecałbym naukę
standardowego języka mandaryńskiego, tj. oficjalnego języka Chin.
Lingua
franca
Wszystko, co
przyczynić się może do unifikacji, konsolidacji i dalszego jednoczenia
Europy, a co za tym idzie do wzmocnienia jej pozycji na arenie międzynarodowej,
zasługuje na naszą uwagę i na nasze uznanie. Jednym z pomysłów, który wywołał żywe zainteresowanie i niejakie poruszenie, choć
zapewne tylko w pewnych środowiskach i w pewnych kręgach, okazała się
propozycja wprowadzenia w Unii Europejskiej jednego języka urzędowego czy też
choćby wprowadzenia pod obrady takiego tematu jak jeden język urzędowy. (Przypomnijmy,
że lingua franca, tj. język międzynarodowego
porozumienia, funkcjonuje w dziejach od najdawniejszych czasów. Czy to
hellenistyczna koine czy łacina średniowieczna, czy to dyplomatyczny francuski
czy naukowy bądź handlowy niemiecki w wieku XIX i XX, wreszcie — angielski
naszych czasów, więc angielski biznesu i showbiznesu. Zresztą pod tym względem
świat zachodni nie różni się od Wschodu, od żadnego ze Wschodów ani od
Afryki.) Naturalnym
kandydatem dla wielu wydawał i wydaje się język łaciński. Z jednej strony
dlatego, że znaczna część Europejczyków mówi dzisiaj którymś z języków
romańskich, więc mających swoje korzenie w łacinie, z drugiej — bo żaden
inny język nie wpłynął na języki nieromańskie Europy w takim stopniu, w jakim wpłynęła łacina. Pomysł jest
niegłupi i to nie tylko z powodu wkładu tego języka w dziedzictwo kontynentu,
ale i z innych powodów, co najmniej dwóch. Po pierwsze gramatyka języka łacińskiego
jest niezwykle przejrzysta, jasna i logiczna; po drugie język ten do dziś
przydatny jest we wszystkich niemal dziedzinach i służyć może jako bezdenna
studnia neologizmów, których gnająca przed siebie cywilizacja (nie oceniamy w tym miejscu, dokąd gnająca) potrzebuje jak powietrza. Każdy kij ma
dwa końce, a każdy pomysł jasne i ciemne strony. Tym, co przemawia przeciw,
jest przede wszystkim uśpienie — żeby nie używać sformułowania
mocniejszego, definitywnego — języka łacińskiego. Choć tłumaczy się nań
literaturę bardziej i mniej piękną, choć powstają strony internetowe i audycje radiowe w tym języku, nikt nie używa go na co dzień. I to jest
istotny problem. Jeśli wcześniej łacina nie wróciłaby do szkół, nie
przebudziłaby się w jakiś cudowny sposób, zabieg taki — jako sztuczny -
musiałby być skazanym na niepowodzenie. Zresztą
pomysł bardzo nie podoba się Grekom (sic!) i łacina językiem urzędowym całej Unii raczej nie zostanie. Historia
magistra nostra!
Czy możliwa
jest dalsza ekspansja języka angielskiego i to, by stał się on powszechnie używanym,
ponadnarodowym językiem urzędowym? Ekspansja owszem — przez jakiś jeszcze
czas, w określonych kontekstach i w określonych granicach; to, że stanie się
on lingua franca przyszłości i to na
skalę globalną — nie. Z językiem
angielskim dzieje się dzisiaj to, co u schyłku starożytności działo się z językiem łacińskim, bo dziać się musiało, i nie jest to ani dobre, ani złe,
tak jak słowa te nie są ani wyrazem huraoptymizmu czy nadziei pokładanej w nowych czasach, ani pesymizmu jakiegoś mrocznego czy wizji katastroficznych -
po prostu, jeśli dzieje się coś, owo dzianie się zauważać trzeba. Żadne
imperium nie może rozrastać się i rozrastać bez końca i rozrost Imperium
Romanum, którego apogeum przypadło gdzieś na czasy dynastii Antoninów, a szczególnie Trajana i Hadriana, jest tego najlepszym przykładem. Język
Rzymianina zamieszkującego urocze ziemie galijskie różnić się zaczynał, a z każdym pokoleniem coraz bardziej i bardziej, od języka Rzymianina urzędującego
sobie w najlepsze w Egipcie post-ptolemejskim, inaczej zaś jeszcze mówił
Rzymianin właściwy, tj. ten, co żył sobie i umierał w Wiecznym Mieście o bożym świecie nie wiedząc. W późnym cesarstwie łacina coraz mniej
przypominała już mowy cycerońskie czy Cezarowe pamiętniki, a coraz bardziej
znane nam języki romańskie. Język
angielski różnicuje się, a tempo tego procesu jest wprost proporcjonalne do
tempa procesu globalizacyjnego. Błędem byłoby stwierdzenie, że właśnie to,
tj. galopująca wokół nas, w nas i z nami globalizacja, wymusić może w przyszłości, czy to bliższej czy dalszej, byśmy język angielski
zaadaptowali jako spodziewaną mowę gatunku ludzkiego. Błędem po pierwsze
dlatego, że świat posługujący się językiem angielskim nie jest jedynym źródłem i jedynym ogniskiem procesów globalnych; po drugie dlatego, że jeden język
angielski w zasadzie nie istnieje. Języki
angielskie Europocentryzm
ma jedną zasadniczą wadę — jest europocentryzmem. Problemem
naszym jest to, że cały świat wydaje nam się jakąś emanacją, jakimś
wariantem, jakimś dzieckiem Europy i zupełnie nie trafia do nas to, że tak
nie jest, nie było i z całą pewnością nie będzie. Całe cywilizacje rodziły
się, żyły i umierały bez naszej wiedzy i bez naszego wkładu, bez kaganka
naszej oświaty i bez naszych pomysłów dotyczących państwa i społeczeństwa,
bez naszego pisma i bez naszych zwyczajów, jednym słowem — bez nas. Podobne jest
niestety nasze myślenie i w tym przypadku, tj. w przypadku języka. Gotowi
bylibyśmy przysiąc, że język angielski uczony w Oxford i w Cambridge to język
angielski całego świata, a tak nie jest. Angielski,
stając się językiem międzynarodowym, stał się zarazem międzynarodowym
dobrem, co znaczy, że każdy ma prawo robić z nim, co mu się żywnie podoba.
Oczywiście niewielkie są szanse, że jednostka wytworzy język, którym posługiwać
się będą grupy, ale całkiem duże, że grupa wytworzy język, którymi posługiwać
się będą jednostki. I tak się zresztą podziało. Zapewniam
was, że język brytyjskich podręczników i BBC nie jest językiem powszechnie i miłościwie panującym. Różni się nie tylko od angielskiego amerykańskiego,
który zresztą inaczej brzmi i wygląda w Teksasie, a inaczej w Nowym Jorku, od
angielskiego byłych kolonii, który inny jest w Indiach niż w RPA, czy od
angielskiego australijskiego, ale i od języka londyńskich ulic. Zapewniam też,
że język Polonii, czy to tej w Stanach Zjednoczonych, czy to tej wyspiarskiej,
nie jest językiem angielskim, albo jest nim w takim samym stopniu, w jakim jest
językiem polskim — więc w stopniu znikomym. Skutkiem
ubocznym takiego różnicowania się, rozpadania na dialekty, a w konsekwencji
na zupełnie nowe, tylko lub prawie tylko historycznie podobne do siebie języki,
jest włączanie błędów — bo błędy różnych typów towarzyszyć muszą
mowie nieliterackiej, potocznej — w obszar języka oficjalnego. Tym sposobem błędy
przestają być błędami, stają się zasadami gramatyki — nowymi zasadami
nowej gramatyki nowego języka. Lingua
franca (super)nova
Inaczej
sprawa ma się z językiem mandaryńskim, tj. oficjalnym standardem mówionego języka
chińskiego, który z Pekinu, przyszłej stolicy świata (ci, co tam byli,
twierdzą, że już dziś na takową wygląda), promieniuje nie tylko na
wszystkie prowincje Państwa Środka, ale i na Tajwan czy Singapur. Różnica nie
polega na procesach, bo one we wszystkich językach przebiegają podobnie, ale
na tym, że język mandaryński zyskać może jutro tę rangę, co łacina w czasach, gdy Rzym stawał się potęgą; to znaczenie, co języki państw
kolonialnych, gdy epoka podbojów osiągała swój moment kulminacyjny — z tym,
że na nieporównywalnie większą skalę. Powiedzmy to
jasno: przyjdzie taki moment, kiedy znajomość języka chińskiego niezbędna będzie i w dyplomacji, i w biznesie. Na koniec
wypada zapytać: dlaczego języka, którym już posługuje się półtora
miliarda mieszkańców Ziemi, a — biorąc pod uwagę czynniki geopolityczne i ekonomiczne — będzie znacznie więcej, uczy się zaledwie w dwóch (bo chyba w dwóch) ośrodkach w Polsce? A co z tzw. duchem czasu?
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 30-04-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5362 |
|