|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Racjonalne myślenie o polskiej polityce zagranicznej Autor tekstu: Daniel Zbytek
Jakiś czas temu w swoim artykule opublikowanym w „Racjonaliście" nawoływałem do odejścia od dusznej dyskusji na temat postaw polskiego kleru, gdyż to temat beznadziejny — kler kieruje się polityką kierowania ruchami masowymi, natomiast racjonaliści działają w środowisku ludzi myślących, z natury rzeczy liczebnie bez porównania mniejszym.
Proponuję podjęcie tematów istotnych dla Polski i Polaków. Jako pierwszy temat, bliski mi ze względów zawodowych i wieloletniego doświadczenia, proponuję dyskusję na temat polskiej polityki zagranicznej, konieczności jej racjonalizacji. Zniesienie rosyjskiego
embarga na polskie mięso to pierwszy istotny sukces polityczny rządu Donalda
Tuska. Po ponad trzyletnim przepychaniu się, ciągłych zastrzeżeniach
rosyjskich władz weterynaryjnych, niespodziewanie nastąpił przełom, a ministrowie rolnictwa obu krajów podpisali 19.12.2007 w Moskwie
odpowiednie porozumienie. Jest to sukces polityczny,
ale na pewno nie ekonomiczny. Przede wszystkim polski eksport mięsa do Rosji
nie był duży, około 9% całego polskiego wywozu tego wyrobu, ok. 30 milionów
euro. Istotna jest także
struktura sprzedaży i dystrybucji. Rosyjscy importerzy uzależnieni są od
decyzji administracyjnych, nie tylko tych o charakterze wyraźnie politycznym,
jak wspomniane embargo, ale np. koniecznością uzyskania kwot importowych,
rozdzielanych na początku roku — bardzo restrykcyjnych np. w przypadku mięsa
wieprzowego, którego w latach 2006 i 2007 mieliśmy najwięcej, skutkiem „świńskiej
górki" występującej cyklicznie wśród polskich hodowców trzody chlewnej. Niewątpliwie nawet dziewięć
procent eksportu jest nie do pogardzenia, szczególnie, że szereg producentów
traktowało Rosję jako rynek priorytetowy. Z drugiej strony, polityczno-administracyjne reguły zarządzania rynkiem mięsa w Rosji powodują, że
trudno prowadzić długofalowa politykę marketingową. Nie jest to także
korzystne dla konsumentów, jako że dla producenta dostosowanie się do jego
wymagań ma drugorzędne znaczenie, istotniejszy jest biurokrata, wydający
niezbędne zezwolenia i to on jest partnerem dla polskiego eksportera.
Znaczenie Rosji jako rynku
dla polskiego mięsa ma, i mieć będzie, w najbliższej przyszłości znaczenie
drugorzędne — raz ze względu na jego relatywnie niewielki potencjał, i dwa,
co ważniejsze, korzystniejszy będzie rynek Unii Europejskiej oraz rynki
pozaeuropejskie, oferujące jasne, rynkowe reguły gry ekonomicznej, i tym samym
przewidywalność popytu.
To, że Europa jest
najistotniejsza dla polskich producentów wskazuje choćby i taki fakt, że z funduszy promocji na eksport mięsa na rynki trzecie oferowany przez
Komisję UE nie skorzystał
ani jeden polski producent — poza pokryciem kosztów towarzyszenia Pani
Komisarz ds. Rolnictwa Boel w jej mniej lub bardziej egzotycznych wyprawach.
W tej sytuacji całe
zamieszanie jakie wywołał rząd Jarosława Kaczyńskiego, blokując podpisanie
odnowionej umowy o współpracy gospodarczej Unii Europejskiej i Rosji, z punktu
widzenia polskich interesów ekonomicznych, było całkowicie bezsensowne.
Jedyny czynnik, który nadawał tej obstrukcji sens był to fakt, iż sama Rosja
nie była zainteresowana w zawarciu takiego porozumienia, ale wynikało to z całkowicie
odmiennych przyczyn. Przede wszystkim dla wielkich krajów UE: Niemiec, Francji,
Wielkiej Brytanii, których gospodarki są ogromnymi konsumentami ropy naftowej i gazu ziemnego, współpraca energetyczna z Rosją ma znaczenie priorytetowe,
tym bardziej, że pogłębiający się kryzys społeczny na Bliskim Wschodzie
zmusza do szukania alternatywnych, stabilnych dostawców. Niemcy w roku 2006 zużyły
123,5 mln ton ropy. To o dziesięć milionów ton mniej, niż dziesięć lat
temu, ale każda zużyta tona ropy pochodzi z importu. Polska w roku 2006 zużyła
23,1 mln ton, czyli pięć razy mniej, i to oddaje skalę problemu — Niemcy
muszą importować ogromne ilości surowców energetycznych, obojętnie skąd,
nawet cena nie jest aż tak istotna, zawsze może być wliczona w cenę
sprzedawanych produktów — wiele z nich musi być kupionych, (niemiecki
przemysł w wielu wyrobach jest liderem technologicznym) jak np. urządzenia i maszyny dla górnictwa naftowego, petrochemii i przerobu ropy naftowej i gazu,
także przez kraje naftowe.
Rosja ma ogromne zasoby ropy i gazu, te dogodnie położone są już w większości wyczerpane, a nowe:
niestety większość z nich położonych jest w trudno dostępnych terenach
arktycznych. Inwestycje wymagają ogromnych nakładów finansowych, a Rosja większość
dochodów z eksportu węglowodorów przejada — ponad 40% budżetu: płace
administracji, wojska, nowa broń — wszystko to, co kreuje wirtualnie -
polityczną mocarstwowa pozycję w świecie, jest bardzo kosztowne. Na
inwestycje niewiele zostaje, zbyt mało jak na potrzeby Zachodu i samej Rosji.
Gospodarka Rosji choruje na tzw. „holenderską chorobę", która miała
miejsce w Holandii trzydzieści lat temu, kiedy to odkryte zasoby gazu ziemnego
zapewniły znaczne dochody, łatwo skonsumowane na rozliczne, nieproduktywne
cele. Przyniosła ogromne straty holenderskiej gospodarce, która nie musiała
konkurować na rynkach światowych — miała gwarancję łatwych zysków ze
sprzedaży gazu. Świat poszedł do przodu, i dużo to Holendrów kosztowało,
aby dogonić globalną konkurencję.
Intencją dużych krajów
europejskich jest ścisłe związanie Rosji z ich klientami na zachodzie.
Obecnym władcom Kremla niezbyt to odpowiada, taka współpraca związałaby im
ręce i brak możliwości rozgrywania interesów konsumentów np. z Unii
Europejskiej i, przykładowo, Chin. Rosja póki co takiego porozumienia z Unią
Europejską podpisać nie chce, choć Kaczyński, nie wiem czy tak całkiem
bezwolnie, dał im do ręki łatwy argument, że to była polska obstrukcja, a nie ich decyzja.
Konieczność uzyskania
porozumienia z Rosją w sprawach energetycznych to także najważniejszy czynnik w polityce Niemiec wobec naszego wschodniego sąsiada. Połączenie
gigantycznych zasobów pola Jużno-Russkoje w północno-zachodniej
Syberii, około 800 mld metrów sześciennych z niemieckim przemysłem gazociągiem
pod Bałtykiem to szansa pewnych dostaw na następnych kilkanaście lat. To także
szansa ominięcia Białorusi, której kacyk, mimo swojej przymilności do Burego
Niedźwiedzia nie jest w stanie go zaspokoić finansowo, wprost przeciwnie, jego
państwo to coraz większe obciążenie dla zimnych pragmatyków z Kremla.
Polska nie jest w tej grze ważna — nasze potrzeby są znacznie mniejsze, a ponadto, o czym zapominamy, nasz przemysł jest dziś zbyt zintegrowany z Europą, w tym przede wszystkim Niemcami, aby nasz głos miał jakiekolwiek samodzielne
znaczenie. W kluczowych sektorach polskiej gospodarki: przetwórstwo przemysłowe,
handel, transport, logistyka, łączność — podmioty zagraniczne koncentrują
już ponad połowę majątku trwałego. W 2006 ponad 70% polskiego eksportu
pochodziło z firm z kapitałem zagranicznym (dane Ministerstwa Gospodarki,
Raport 2007, ww.mg.gov.pl). Ponad 90% banków handlowych kontroluje zagraniczny
kapitał. Firmy zagraniczne decydują o dynamice procesów rozwojowych, nowych
technologiach, inwestycjach. Okazało się to zbawienne w okresie władzy
ptasich mózgów. Strach nawet sobie wyobrazić, co mogliby namieszać, gdyby
mieli jakikolwiek rzeczywisty wpływ na procesy gospodarcze.
Polskie władze mają obowiązek
zapewnić przedsiębiorstwom zlokalizowanym w Polsce zaopatrzenia w surowce energetyczne, a przyłączenie się do budowy gazociągu pod Bałtykiem
to najbardziej realna szansa dostaw gazu na dużą skalę, jako alternatywy do
połączenia lądowego przez Białoruś. Stworzy się w ten sposób dodatkowo
szanse dla dużych zamówień dla polskich firm budowlanych, stoczni i hut.
Wskazywane jako alternatywne zasoby norweskie nie są alternatywą: raz, że
niewspółmiernie mniejsze, dwa, że już ze znacznym wyprzedzeniem
zakontraktowane przez innych odbiorców.
Wcześniej czy później
Rosjanie będą musieli się dogadać z Europejczykami, to najwygodniejszy dla
nich partner: łakomy dostaw, podzielony politycznie, bez imperialnych interesów.
Potencjalny dla Europy konkurent ubiegający się o względy Rosji, w postaci
gwałtownie rosnących w siłę Chin, graniczy wzdłuż miękkiego podbrzusza
Rosji — bogatej w surowce Syberii. Ktokolwiek odwiedzał księgarnie w Pekinie, pewnie ma w pamięci wiszące tam mapy „Państwa Środka". Granice
północne leżą daleko, daleko na północy, łącznie z krajem zaamurskim,
Tuwą i innymi syberyjskimi rejonami, zaanektowanymi przez imperium carów w XIX
wieku. W Pekinie o tym pamiętają. Na Syberii osiedla się coraz więcej Chińczyków,
coraz więcej przedsiębiorstw jest przez nich kontrolowanych. Spadająca
liczebnie ludność Rosji nie jest w stanie stworzyć dla nich realnej
konkurencji.
Kolejny strzał w płot
ekipy z Pałacu Koniecpolskich na Krakowskim Przedmieściu to przepychanki na
linii Tusk — Lech Kaczyński w sprawie Iraku. Wszyscy na świecie zdają już
sobie sprawę, że amerykańska interwencja w Iraku poniosła klęskę. Problem
podstawowy leży w tym, że Amerykanom nie udało się ustanowić irackiego rządu
mającego jakiekolwiek realne poparcie wśród miejscowej ludności, a także
stworzenie choćby namiastki sytuacji z jaką mieli do czynienia w trakcie
okupacji Japonii czy Korei Południowej, czyli oparcie się na warstwie
biznesmenów i przedstawicielach klasy średniej. W Japonii i Korei okupant był
partnerem w interesach, co znaczyło, że dla ludzi myślących racjonalnie
korzystniej było unikać starcia zbrojnego tam, gdzie się dało załatwić
sprawy sporne przy negocjacyjnym stole.
Ideałem Amerykanów byłby
podział ról: pewność dostaw węglowodorów dla amerykańskich koncernów
naftowych, za możliwość robienia biznesów w USA — a także duże amerykańskie
inwestycje.
To było tylko nierealne
marzenie, bardzo kosztowne i finansowo, i w ludzkiej krwi. Irak to nie
wyrachowani Japończycy czy Koreańczycy. Różnica kulturowa narodów Bliskiego
Wschodu, a ludźmi Zachodu jest
bardzo duża, zbyt duża, aby można było znaleźć porozumienie w drodze
negocjacji. Amerykanie muszą wyjść z Iraku — zostawią po sobie chaos,
podobny do tego, jaki był skutkiem radzieckiej interwencji w Afganistanie.
Polski udział w tej
interwencji miał sens tylko w tym zakresie, jaki dokumentował naszą sojuszniczą
gotowość wobec supermocarstwa, możliwość przećwiczenia naszej armii w realiach wojny XXI wieku, a także, niestety w niewielkim stopniu wykorzystane
ze względu na spadające możliwości naszego przemysłu, szanse w produkcji i wytestowaniu nowego uzbrojenia w warunkach bojowych.
Anglicy wyszli z Iraku,
Amerykanie zrobią to w najbliższym czasie, nie ma już potrzeby, aby tam w dalszym ciągu ryzykować życie naszych żołnierzy.
Kaczyńscy bez
jakiegokolwiek sensu ponownie mieszają w sprawach, o których nie mają
najmniejszego pojęcia i co gorsza, nie starają się zrozumieć złożoności
współczesnego świata i miejsca Polski wśród innych państw.
Mięso, Rosja i Irak, ropa
naftowa, Gazociąg Północny są ze sobą wzajemnie powiązane. Embargo na mięso
miało storpedować energetyczne porozumienie Rosji z Unią Europejską. Rosja i Irak to dwa bogate w surowce energetyczne kraje, jeden stabilny, drugi w stanie
chaosu. Rurociąg pod Bałtykiem to szansa na stabilny rozwój gospodarczy całej
Europy, w tym Polski.
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 07-01-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5684 |
|