|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Lustracja
Patriotyzm lustracyjny Autor tekstu: Daniel Zbytek
Artykuł Prof. Antoniego
Podrazy „Patriotyzm a historia" z numeru1/86 „Res Humany" to jedno z ważniejszych
wydarzeń intelektualnych w Polsce w roku 2007.
Wnosi on do dyskursu
intelektualnego w Polsce zasadnicze pytanie: dlaczego obowiązujące w naszym kraju
zachowania społeczne tak daleko odbiegają od europejskich standardów, a odpowiedź znajduje w historycznie ukształtowanej mentalności polskich elit,
powstałych w XIX wieku jako produkt pauperyzacji szlachty, i kierującej się
tradycjami tej warstwy społecznej, mimo, szczególnie w czasach PRL,
inkorporowania w jej szeregi licznych zastępów dzieci robotników i chłopów.
Profesor Podraza
dobitnie wykazuje, że najbardziej widoczny element mentalności elit: patriotyzm,
ukształtowany został przez jedną klasę społeczną — szlachtę, z całkowitym pominięciem chłopów i mieszkańców miast. Model oparty o kult
werbalnej, katolickiej religijności, bohaterszczyzny, braku zainteresowania
problemami gospodarczymi i wrogi wszelkiemu intelektualizmowi, dzięki sprzyjającym
warunkom — wojny światowe, okres narzuconej z zewnątrz władzy
komunistycznej, przetrwał aż do dnia dzisiejszego. Świadczy o tym choćby
fakt, że podmiotem ogólnego dyskursu społecznego jest lustracja, natomiast
nikt, nigdzie nie zajmuje się tak istotnymi dla przyszłości narodu faktami,
jak masowa emigracja, szczególnie ludzi młodych i wykształconych, brak
jakiejkolwiek polityki ekonomicznej dla całej gospodarki, zwyrodnienie partii
politycznych różnej maści, narastająca fala agresywnego, prymitywnego
klerykalizmu i wręcz faszyzmu. To też sobie trzeba otwarcie powiedzieć -
lustracja jest narzędziem totalitarnej władzy, która używa jej do eliminacji
wszelkiej opozycji. Byli czy obecni agenci wszelkiej maści nie mają w tym
przypadku znaczenia — jak to widać zostali włączeni w procesy lustracyjne
jako najlepsi fachowcy od „teczek". Kolejnym dowodem faszyzacji polskiego życia
politycznego jest ustawienie na piedestale zmurszałej ideowo postaci Romana
Dmowskiego, jako wzoru osobowego IV Rzeczypospolitej. Celebrowanie w Polsce XXI
wieku Romana Dmowskiego, prymitywnego nacjonalisty i antysemity w stylu carskiej
Ochrany, wrogiego samodzielnej i niezależnej myśli, zwolennika słowianofilstwa i przeciwnika, przez wiele lat działalności w rosyjskiej Dumie, niepodległości
Polski, jest próbą stworzenia z Rzeczypospolitej kulturowego rezerwatu, niemającego nic wspólnego z Europą, do której formalnie należymy.
Artykuł Prof. Podrazy udowadnia, że tego typu mentalność polityków tak zwanej polskiej prawicy,
ukształtowała tradycja polskiej szlachty, warstwy pogardzającej większością
narodu, uważająca się za posiadacza jedynej prawdy, którą są zobowiązani
przyjąć wszyscy poddani obywatele. Alternatywa jest jedna: eliminacja,
pozbawienie stanowisk, pracy, możliwości pracy twórczej — a przypadku wyjątkowo
opornych, w następnej kolejności zapewne powstaną jakieś obozy przymusowej
akcji ogłupiania dla wykształciuchów.
Fakt, że mentalność
dmowszczyzny ma korzenie w końcu XVIII wieku lub nawet wcześniej, potwierdzają
rozlicznie obecnie powstające historie parafii lub biskupstw. Przeczytałem
tego typu dzieło, autorstwa dwóch autorów: Józefa i Wojciecha Rawskich pod
tytułem „Miechocin — kolebka Tarnobrzega". Dzieło jest jednoznaczną
apologią misyjnych sukcesów kolejnych proboszczów pierwszej na Ziemi
Sandomierskiej parafii założonej na niższym, prawym, bagiennym brzegu Wisły w XIII wieku przez ówczesny arystokratyczny ród Grzymalitów. Grzymalici rozpłynęli
się w niebycie historii, a ich miejsce zajęli nuworysze nowej arystokracji,
Tarnowscy, wzbogaceni na kolonialnej ekspansji na Ukrainie. Książka została
oparta o szereg autentycznych źródeł, z których najcenniejsze są pamiętniki
chłopów — najstarsze, opisane w książce, pochodziły z końca XVIII i początku
XIX wieku, ostatnie z czasów II wojny światowej, a kilka z kilku lat początkowych lat PRLu.
Książka ma na celu
apologię Kościoła, w jego parafialnym wydaniu. Nie ma w niej miejsca na tolerancję
dla licznych innych narodów i religii obecnych na terenie parafii Miechocin: Żydów, Ukraińców, Niemców. Niczego się nie dowiemy o sukcesach w zagospodarowaniu rozlicznych bagien, budowie infrastruktury drogowej, szpitali i powszechnych szkół. To nie są istotne fakty, najważniejsze jest poszerzanie
zakresu władzy Kościoła, zwalczanie innowierców. Oczywiście rola
cywilizacyjna chrześcijaństwa na tych terenach była znaczna, istota sprawy leży w tym, jak jest ona dziś prezentowana — dzieło Rawskich nie jest przecież
wyjatkiem, to tylko jeden z licznych dowodów określonej mentalności, którą prof. Podraza określa jako
szlachetczyzna, i nie jest to komplement. Jak wyglądała Polska w momencie swego
upadku w końcu XVIII wieku obrazuje następujący fragment wspomnianej książki
„Miechocin — kolebka Tarnobrzega", oparty o autentyczne chłopskie pamiętniki:
„Kiedy w lipcu 1772
roku wkroczyły do tutejszej okolicy oddziały wojsk austryjackich od strony
Rzeszowa i Jarosławia, wypędzając i rozbrajając resztki oddziałów Barszaczan
… Nikogo to zbytnio nie dziwiło, chyba dzieci wiejskie, które w zgrzebnych
koszulach lub nagie, zza węgła domu i spoza opłotków, z palcem w buzi i ze
strachem w oczach przyglądały się szwadronom huzarów węgierskich i tonącymi w piaskach bateriom artylerii. Dziwił się niezmiernie ludek i oczom wierzyć
nie chciał, gdy oficerowie i żołnierze — miast grabić i zabierać siłą
środki żywności — na migi domagali się tych artykułów, lecz — o dziwo!
Płacili za nie miedzianymi "bucakami", a czasem nawet cwancygierami z Matką
Boską."
Wojska najeźdźczej,
wrogiej Polsce armii zachowywały się lepiej, po prostu po ludzku, niż własna
polska armia owianych legendą powstańców z Bara. Kilka stron wcześniej
autorzy opisują, jak to panowie z oddziałów Barszczan kazali zaćwiczyć
batogami na śmierć kilku „chłopków", którzy chcieli przystąpić do
powstania i walczyć o Polskę razem ze szlachtą. To się ówczesnym panom nie
mieściło w głowach — jakieś śmiecie, bydło robocze z ich majątków chce
razem z nimi wojować! No i te dzieci wiejskie nago uganiające się za
umundurowana armią!
Oczywiście z nauki
historii wiemy, że podział społeczeństwa w I Rzeczypospolitej wykluczał
ludność wiejską z wszelkich praw obywatelskich, sprowadzając ich do roli narzędzi
roboczych. Co innego jednak to wiedzieć, a co innego jakby dotknąć żywej
tkanki mizerii większości Polaków w dniach upadku ich, jakoby, Państwa.
Prawa dla chłopów
wprowadzili dopiero zaborcy, i to były jedne z pierwszych ich działań w zakresie organizacji społecznej.
„Za Józefa II zniesiono sądy ziemskie, a wprowadzono tzw. sądy szlacheckie. Dla ludności zaś
utworzono tzw. sądy miejscowe dla sądownictwa cywilnego, które wobec
mieszczan wykonywały magistraty, a wobec chłopów — mandatariusze. W sprawach karnych zaś zaprowadzono tzw. sądy okręgowe, wspólne dla wszystkich
stanów, z prawem odwołania się do trybunału apelacyjnego we Lwowie."
Pierwsza
Rzeczypospolita nie miała niezależnego sadownictwa, jedynym sędzią dla pańszyźnianych
chłopów był właściciel majątku, pan życia i śmierci — dosłownie i bez
jakiejkolwiek instancji odwoławczej. Szlachta nie musiała się z nikim liczyć — określała swoje własne prawa i je dowolnie zmieniała, jeśli miała w tym
interes. Nieistotna była wiedza, zdolności, umiejętności — istotna była
nieograniczona niczym władza nad pogardzanymi poddanymi. Czyż nie obserwujemy
dziś podobnej postawy polskiej prawicy — kształtowanie prawa według własnego
uznania, dla realizacji bieżących celów, bez szacunku i zrozumienia konieczności
wykorzystania wszelkich ludzkich zasobów i umiejętności intelektualnych.
Polska, Polacy mają w tym zamyśle znaczenie drugorzędne — jeśli w ogóle
jakiekolwiek. Istotna jest władza dla niej samej, nie dla realizacji
jakiegokolowiek celu — takiego celu po prostu nie ma.
Jeszcze jeden cytat z mojej lektury, rzucający światło na szlachecką mentalność ekonomiczną:
„w roku 1787 rząd
(austriacki) przystąpił do budowy gościńców od Błażowej przez Rzeszów,
Rozwadów do Chwałowic, aby dać ludności jako taki zarobek .. dopiero później otworzyło się dla ludności skromne i na
małą skalę, ale coroczne źródło zarobku przy budowie wałów ochronnych na
Wiśle, co częściowo zapoczątkowano jeszcze w XVIII wieku, a z pewnym planem
wykonywano stale od roku 1819." Władająca I Rzeczypospolitą polska szlachta
nie widziała konieczności uregulowania rzek czy zapewnienia ludności stałych
dochodów. Kraj był przedmiotem rabunku, wykorzystywania istniejących zasobów, a nie podmiotem gospodarskiej troski, budowy i rozbudowy gospodarczego potencjału.
Czyż to znowu nam czegoś nie przypomina w Polsce początku XXI wieku?
Odniosłem wrażenie,
że Polaków od samoeksterminacji w XVIII wieku ocalili zaborcy. W końcu XVIII
stulecia Polska była w porównaniu do ościennych państw nie tylko słabsza
militarnie. Ta słabość państwa była przede wszystkim skutkiem zapaści
cywilizacyjnej. Od czasów statutów wareckich, gdy to z większości narodu
uczyniono niewolników, Polska nie była państwem feudalnym, ale po prostu
niewolniczym. Wszelkie działania reformatorskie, jak choćby budowniczego pałacu,
kilku drukarni, murowanych zborów, pana na Baranowie Adama Leszczyńskiego, lub
podobnych mu nielicznych reformatorów, zmogła konkurencja — ogromny popyt na
zboża w Zachodniej Europie spowodował, że wysokotowarowe gospodarstwa oparte o pracę niewolniczą przynosiły znacznie większe dochody, niż te, gdzie chłopi
płacili podatki. Powstający kapitalizm na Zachodzie przyczynił się do cofnięcia
cywilizacyjnego Polski. Światli polscy kalwini po prostu przegrali ekonomicznie z latyfundiami opartymi o pracę zniewolonych chłopów. Widać to nawet dosłownie
do dziś: słynna katedra w Sandomierzu, przykład pięknego gotyku, w wieku
XVIII została wyposażona w serię bohomazów (w tym znane powszechnie w kraju i zagranicą malowidło przedstawiające Żydów wytaczających z dziecięcia
krew na macę), niemające z jakąkolwiek sztuką nic wspólnego. Zresztą do
dziś tam wiszą, jak widać jeszcze nie całkiem wyszliśmy z ciemnoty okresu kontrreformacji. Polska XVIII wieku nie zatrzymała się w rozwoju,
zaczęła się w szybkim tempie cofać: gospodarczo, cywilizacyjnie, w organizacji państwa.
Nowe spojrzenie na polską
historiografię, tak jak to proponuje prof. Podraza jest więc jak najbardziej
aktualne. Historia ukształtowała polską mentalność — ale historia, tak jak
jest ona prezentowana. Ciągle tkwimy w poglądach szkoły krakowskiej lub
warszawskiej XIX wieku, tak jakby świat stał w miejscu przez ostatnie sto pięćdziesiąt
lat. Kompletnie zdezawuowano analizy socjologiczne, kulturowe, nawet dialektyka
marksistowska została ograniczona do rozlicznych cytatów bez zgłębienia
istoty analizy społeczno-ekonomicznej. To też ciekawe zjawisko, że w PRL
nie wykształcono intelektualnie nośnej alternatywy dla stwierdzeń polskiej
historiografii XIX wieku.
W zjednoczonej
gospodarczo Europie musimy spojrzeć trzeźwo na zajmowane przez nas miejsce wśród
narodów naszego kontynentu i świata. Przede wszystkim nieobecni jesteśmy
intelektualnie — ilość powstających w naszym kraju wynalazków wynosi około
czterdziestu rocznie — w sąsiednich Niemczech liczba ta wynosi kilkanaście
tysięcy, w Czechach — około tysiąca. To nie tylko kwestia przebudowy
struktury szkolnictwa i podniesienia poziomu nauczania — to element wtórny,
który musi być dostosowany do potrzeb rozwojowych. Podstawowy problem to to, że
nasz przemysł nie zgłasza potrzeb na nowe wynalazki, przedsiębiorcy nie
poszukują nowych rozwiązań, idei — regułą jest kopiowanie pomysłów gdzie
indziej powstałych. To prawda, że większość polskiego przemysłu jest dziś w rękach zagranicznych właścicieli, bardziej skłonnych wykorzystywać własne
zasoby ulokowane poza naszym krajem, ale to wcale nie oznacza, że stanowią oni
przeszkodę — wprost przeciwnie, to bardzo często duża zaleta umożliwiająca
uglobalnienie naszej gospodarki. Problem leży gdzie indziej. Konieczna jest
samodzielna polityka gospodarcza Państwa jako główny element przekształcenia
polskiego społeczeństwa, nadania mu postawy skierowanej na przyszłość, a nie roztrząsanie zawartości spłowiałych teczek.
Problemem jest też, kto
to ma zrobić. Same hasła nie wystarczą. Prawicowe elity udowodniły, że nie
dysponują jakimkolwiek zapleczem intelektualnym, który byłby w stanie
przeprowadzić niezbędne reformy, nie jest nawet w stanie zrozumieć ich złożoności.
Zaplecze
PiS czy LPR, nie mówiąc już o Samoobronie, to typowe młode gace (skrót od:
głupota, arogancja, chamstwo). Bezwolne narzędzia kilku graczy politycznych,
instrumentalnie wykorzystywanych do realizacji określonych, doraźnych celów.
Czasami żałuję, że nie mamy Pierwszej Brygady — też niewątpliwie nie były
to orły intelektu, ale w swojej ambicji stworzenia „mocarstwowej" Polski
wykorzystywali umysły ludzi światłych: Grabskich, Wendów, Kwiatkowskich. Z zazdrością
patrzę na maleńką Słowenię, która piętnaście lat temu
startowała z podobnego jak Polska poziomu, a dziś stanowi samodzielny, aktywny
gospodarczo i politycznie składnik Unii Europejskiej — aktywny, dążący do
wypracowania consensusu, a nie tylko opozycyjny dla udowodnienia swoich ambicji, a nie interesów. To czy będziemy sprzedawać do Rosji mięso, czy też nie, to
sprawa drugorzędna — polskim rolnikom można ewentualnie zapłacić za
przestawienie produkcji na coś innego, choćby biopaliwa, natomiast Rosja to
niezmiernie ważny dostawca surowców energetycznych. To jak się Rosjanie rządzą,
co i od kogo kupują — to ich sprawa — ale naszą sprawą jest ich gaz i ropa.
Póki co brak realnej
alternatywy dla prawicy.
Niestety, polska lewica
nie rozliczyła się z bezprzykładnej wyborczej klęski roku 2005, nie
wypracowała realnej, alternatywnej polityki gospodarczej i społecznej. Też się
opiera na kilkunastu wyjadaczach gier politycznych i licznej rzeszy gaców.
Nadzieję stwarza nowa
kadra powstająca w samorządach. Ludzie w gminach, miastach nauczyli się
wybierać polityków, którzy są sprawnymi administratorami, którzy potrafią
przedstawić wizję swego działania, przekonać do niej ludzi i później ją
zrealizować.
Czas najwyższy wybrać
takich ludzi do polskiego Sejmu.
New Delhi, 10 kwiecień,
2007
« Lustracja (Publikacja: 16-05-2007 Ostatnia zmiana: 27-05-2007)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5379 |
|