|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Lustracja
Teczka pisarza – mezalians dla psa Autor tekstu: Agnieszka Zakrzewicz
Kogo
na świecie może obchodzić „Teczka pisarza"? Czy dla milionów wiernych
czytelników, jakich Ryszard Kapuściński ma we wszystkich krajach świata -
ma jakieś znaczenie, że istnieje „teczka Kapuścińskiego" i że on musiał — po to, aby wyjechać z Polski — współpracować z wywiadem MSW, w komunistycznym państwie, jeszcze przed upadkiem Muru Berlińskiego, kiedy świat
był podzielony na dwa bloki? Nikogo! Fakt, że Kapuściński był
„komunistycznym agentem", na świecie może mu przynieść jedynie tylko więcej
sławy, której już chyba nie potrzebuje...
Dlaczego
zatem upubliczniać „teczkę Kapuścińskiego", w sposób tak obrzydliwie
niesmaczny? Dlaczego zatem niszczyć w sposób tak karłowaty autorytet największego
polskiego reportera i pisarza tuż po jego śmierci? — jedyna usprawiedliwiająca
odpowiedź, jaką znajduję to: „z narodowej głupoty".
Artykuł
„Teczka pisarza", opublikowany w tygodniku Newsweek 21/07, należy do rodzaju artykułów, które wracają jak bumerang,
przynosząc szkodę autorom. Miał wybuchnąć jak bomba atomowa, okaże się
jednym z największych niewypałów. Może przejdzie do historii polskiego
dziennikarstwa jako nowy gatunek: „artykuł nikczemny"...
Jak
przyznał Ernest Skalski
(wieloletni kolega redakcyjny Kapuścińskiego), w rozmowie z Aleksandrem
Kaczorowskim i Wojciechem Maziarskim, i co z resztą potwierdzili za nim publicyści
„Newsweeka" — przepytujący go o zawartość IPN-owskiej teczki
największego polskiego reportera i pisarza — Ryszard Kapuściński „najwyraźniej
bardzo starał
się nikomu nie zaszkodzić i chyba mu się to udało".
Jak musiał napisać „Newsweek" -
„Z akt (Kapuścińskiego) wynika, że pisząc analizy i raporty dla
wywiadu, nikomu nie zaszkodził,
świństwa nie popełnił".
Plotki o „teczce Kapuścińskiego" O
tym, że istnieje „teczka Kapuścińskiego" i że artykuł na jej temat ma
się ukazać lada dzień, ja jako dziennikarz — korespondent zagraniczny w Rzymie, dowiedziałam się już w grudniu 2006 r., bo takie głosy chodziły po
salonach Warszawy. Myślę, że nie było dziennikarza w Polsce, który nie
wiedziałby o tym, że istnieje „teczka Kapuścińskiego" i wiele osób
zdawało sobie sprawę z faktu, iż właśnie on został wybrany na jedną z pierwszych ofiar lustracji. O tym, że Kapuściński był „agentem"
plotkowało się nawet w kawiarniach. W lutym, było już jednak wiadomo, że w IPN, w „teczce Kapuścińskiego" nic nie ma — nic, oprócz kilku sporządzonych
przez niego analiz sytuacji politycznej w krajach, do których jeździł,
parę charakterystyk osób, z którymi miał
kontakt, pokwitowania na nieznaczne sumy. Na nikogo nie donosił, nikomu nie złamał
kariery, nikt z jego powodu nie ucierpiał.
Myślę,
że plotki o teczce, skróciły jednak życie
Ryszarda Kapuścińskiego, bo był człowiekiem przyzwoitym, starej daty,
który na dyby medialne nie zasłużył, więc się ich nie spodziewał.
Karły pożegnały Cesarza Pierwsza
próba wyciągnięcia „teczki Kapuścińskiego" odbyła się natychmiast po
śmierci największego polskiego reportera. Zwłoki Cesarza były ciepłe, a już
armia karłów rzuciła się do tego, aby obedrzeć go z szat (analizuje to
najlepiej tekst Grzegorza Kopacza „Sam się nie obroni",
który ukazał się w odpowiedzi na felieton Mariusza Cieślika pt. "Trafiony
teczką". „Newsweek Polska" (nr 11/2007).
Choć w zasadzie przez ostatnie pół roku, wiele osób wiedziało o „teczce Kapuścińskiego" i wiele gazet informację na ten temat mogło potraktować jako światowy scoop — nikt z szanujących się dziennikarzy nie ośmielił się popełnić
„artykułu nikczemnego", jaki popełnił polski „Newsweek" .
Jedną z rzeczy, która mnie rozśmieszyła w tym „artykule nikczemnym" jest
stwierdzenie wytłuszczone w nagłówku "Gdyby
nie zgodził
się na współpracę, nie byłoby
Ryszarda Kapuścińskiego — to najważniejsza myśl wypowiedziana przez Ernesta
Skalskiego w rozmowie z Aleksandrem Kaczorowskim i Wojciechem Maziarskim".
Czy można wyobrazić sobie większy absurd? Większą karłowaciznę
dziennikarską i ludzką?
Sławy,
jaką cieszy się Ryszard Kapuściński na całym świecie, wśród swoich
czytelników, nie da się w żaden sposób podważyć. Gdyby ktoś jeszcze tego
nie zauważył, bo jest karłowatego wzrostu — Ryszard Kapuściński stał się
mitem, który przynosi honor Polsce. Jest to drugi, najbardziej znany Polak,
oczywiście po papieżu Janie Pawle II. Jego popularność za granicą jest
ogromna, bo Kapuściński po prostu miał talent i był wielkim człowiekiem.
Ryszard Kapuściński byłby Ryszardem Kapuścińskim, nawet gdyby nie zgodził
się na współpracę, bo do bycia reporterem i korespondentem zagranicznym nie
wystarczy pisać tylko artykuły, siedząc za biurkiem w redakcji. Ryszard Kapuściński
jest i będzie największym reporterem polskim, z teczką, czy bez teczki...
Wszystkie karły dziennikarstwa polskiego dobrze o tym wiedzą.
O
tym, że Kapuściński był agentem — jak to w dzień jego pogrzebu ogłosił
Janusz Korwin-Mikke, wiedzieli nie tylko polscy dziennikarze — wiedzieli
dobrze także włoscy dziennikarze i wszyscy inni. Na nikim jednak nie robiło
to żadnego wrażenia.
Niedawno włoski dziennik telewizyjny RAI1 zadedykował Kapuścińskiemu obszerny materiał,
przytaczając fragment wywiadu, w którym włoscy dziennikarze pytali go czy nie
miał „szkieletów w szafie"?. Wymowa materiału pokazanego we włoskiej
telewizji publicznej była jednoznaczna: „Popatrzcie, co ci biedni Polacy robią w amoku politycznym z jedynym autorytetem, jaki im jeszcze pozostał…"
Oto
bumerang, który wraca gdy się popełnia artykuły tak nikczemne. Aleksander
Kaczorowski i Wojciech Maziarski przekroczyli dziennikarską granicę etyczną,
która stała się niesmaczna i wyszła poza wszelkie granice. Tak to już
odbiera się we Włoszech i nie tylko tutaj. Chwała im za to!
Podpisuję się pod Michnikiem W dzień pogrzebu Ryszarda Kapuścińskiego — 31 stycznia 2007 r., równolegle z pożegnaniem w Gazecie Wyborczej w Warszawie, w Instytucie Polskim w Rzymie odbyło się pożegnanie
wielkiego polskiego reportera, w którym uczestniczyli Polacy i Włosi.
Uczestniczył w nim także Adam Michnik, który powiedział: "Jak
to zwykle bywa w kulturze polskiej — Ryśka żegnamy bardzo różnie. W dzienniku Rzeczpospolita ukazało się osobliwe pożegnanie pióra publicysty,
który się nazywa Masłoń. Zapamiętajcie to nazwisko, bo jak to mówił Gałczyński
ono nie powinno zostać zapomniane. Jest to w swoim łajdactwie i w swojej podłości
tekst wybitnie wyjątkowy. Rad jestem, że mogę to powiedzieć tu, bo nie
wypadałoby mi tego powiedzieć w Warszawie, przy żonie Ryśka. Powiem tylko
jaki jest mój komentarz do tego tekstu. Odpowiem słowami polskiego poety
Juliana Tuwima — Wiersz brzmi tak: Próżnoś repliki się spodziewał nie dam
ci prztyczka, ani klapsa. Nie powiem nawet pies cię jebał, bo byłby to
mezalians dla psa."
Ja
podpisuję się pod Michnikiem i Tuwimem (już teraz mogę zrobić to
publicznie) — bo myślę, że to, co karły dziennikarstwa polskiego zrobiły
Ryszardowi Kapuścińskiemu zasługuje jedynie na poetycką replikę.
« Lustracja (Publikacja: 27-05-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5388 |
|