Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.676 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Jeśli ludzie przestaną widzieć to, co wydawało im się że widzą, to przestaną widzieć w wojnie: służbę ojczyźnie, bohaterstwo wojny, chwałę wojskową i patriotyzm, a zobaczą to, co jest: nagą prawdę zabójstwa."
« Światopogląd  
Ucieczka [2]
Autor tekstu:

Nie mniej nudne lub wstrętne (a więc godne porzucenia) od miejsc mogą być czynności. Czynności związane z pracą lub czasem wolnym, toczone przez ciężką chorobę powtarzalności, wcześniej czy później muszą wywołać protest, niezgodę na chroniczność i automatyzm. Ten ostatni jest terminalnym stanem powtarzalności, działaniem wolnej istoty zaklętej w maszynę. Tu także więc znajduje się konflikt: powtarzalność, przewidywalność przynosi poczucie bezpieczeństwa, wizję świata ogarnialnego i kontrolowanego, bo poddanego wypracowanym schematom działania. Żadna dezorganizująca nieobliczalność nie zmusza do rekonstrukcji planów i założeń i można, warunkowo przynajmniej, ufać nadchodzącym godzinom i dniom. Owa powtarzalność jest jednak tym samym refutacją spontaniczności i rezygnacją z jej czaru, fundamentem wszelkiego życiowego „udupienia", poczucia braku kreatywności, a w konsekwencji apatii i depresji. Ucieczka następuje wtedy, gdy bezpieczeństwo nie rekompensuje już jałowości dni.

To wszystko to jednak jeszcze mało, bowiem w końcu też można chcieć uciec od siebie. Uciec od własnej ambicji i zaangażowania. Od chcenia czegokolwiek, bo choć dynamizuje ono, jest równocześnie przyczyną niepokoju i nieumiejętności życia teraźniejszą chwilą — odsyła wszak zawsze w przyszłość, ku oczekiwanemu spełnieniu, przed nastąpieniem którego satysfakcjonująco być nie może. Od własnych przyzwyczajeń i wytartych kolein przemijania doby, wyrobionych bliźniaczymi sekwencjami przeżywania. Od tego, że jestem taki oto właśnie, obdarzony takim odczuwaniem, myśleniem, możliwościami. Zbrzydły już one i chętnie można by je zamienić na inne. Od przyrodzonych ograniczeń charakteru i temperamentu, które powodują, że nie wszystko, co chcę mogę i że często się coś nie udaje. Od przeszłości, która mogłaby być, powinna być inna. Od wrażliwości na swym własnym punkcie, wywołującej czujność, nieufność, nadmierną reaktywność i niechęć do ludzi. Od nędzy lgnięcia do rzeczy małych i bezwartościowych. Uciec od wiedzy (każdej wiedzy: naukowej, potocznej, a zwłaszcza samowiedzy) będącej w istocie konstrukcją przesłaniającą Błękit, choć ona twierdzi, że to Błękit jest (był) zasłoną i maskuje geometryczne rusztowanie z metalowych rur. (Najpiękniejsza nawet scenografia zakłada bowiem zaplecze w postaci plątaniny kabli, budowli z desek, prętów i sieci sznurków. Kto nie chce się rozczarować niech po prostu nie zagląda za kulisy). Umknąć przed pleniącymi się pod powierzchnią lękami, rozrosłymi w rakowate, poprzerastane tkanki — czasem pękające paniką, a czasem wykonujące jedynie uciążliwe ruchy robaczkowe. I od tysięcy innych jeszcze ingrediencji bytu osobowego, co do jednej podejrzanych. Zatem, zostawić siebie daleko za sobą, niech się to wszystko odklei, wykruszy w pędzie, zlasuje i zanihiluje, niech się konstrukcja „ja" rozleci bez względu na to, co — i czy w ogóle coś — znajduje się pod nią. Oderwanie od niej byłoby prawdziwym odetchnięciem i odpoczynkiem. Razem z sobą zaś odpoczywać nie można, bo ten drugi w nas wciąż będzie gderał i czegoś chciał. Pielgrzymować tedy nie zatrzymując się, bo każde miejsce, wcześniej czy później staje się więzieniem (taka jest natura miejsca lub umysłu pozostającego w miejscu), aż pozostawi się siebie, odklejonego, daleko za sobą, już niepotrzebnego, porzuconego jak wyliniała skóra.

Jeśli tak, w zarysie, przedstawia się „od czego" ucieczki (choć powodów szczegółowych jest mnóstwo, bo nieprzebrana jest też masa ohydztwa i okrucieństwa w świecie), to teraz można się przyjrzeć jej „do czego".

Lidia Beata BarejUcieczka z założenia kieruje się do innego świata, świata nieobecnego, ale wyobrażonego. Ten inny świat jest imaginowany, przeczuwany, dotykany czasem we śnie, czasem wieczorem przed snem, a po miłości. Miejsce docelowe ucieczki może być identyfikowane z krajem lub okolicą z pozoru realnie istniejącą, widoczną na mapach, zdjęciach i filmach. Tam oto ma być ziemia wprawdzie przez nikogo nie obiecana, lecz mimo to wymarzona, bliska na mocy jakby przedustawnej sympatii. Te krajobrazy, te klimaty, kolorystyka, przestrzeń, zapachy — wszystko jest inne, lepsze, bardziej kompatybilne ze światem pragnień. Uciec w miejsce ciche i ustronne, do lasu (który nie jest jednak wulgarną plantacją i fabryką drewna), nad morze, gdzie łagodność i dużo światła, ale takiego, które nie pali — to musi dobrze smakować. Tam musi być prawdziwe życie, pozbawione cierni, kolców, ociężałości, tęsknoty i melancholii. Łatwe, wdzięczne, proste choć przecież twórcze, rozkoszne, bezproblemowe, pozostające w stanie nieupadłym i niezagrożonym. Gdzie jak nie tam? Jeśli tam jest tak jak tu — wszystko stracone i nie ma dokąd uciekać. Jeżeli jakikolwiek składnik znienawidzonej, tutejszej teraźniejszości będzie tam obecny, zainfekowana zostanie całość, nastąpi upadek w to samo, na jaw wyjdzie samooszustwo. Jednak nadzieja skłania do wiary, że fizyczny dystans, odległość jaką należy przebyć spowoduje wygubienie po drodze całej negatywności, będzie kwarantanną, po której czystość, niewinność wtórego początku i świeżego entuzjazmu zostanie przywrócona i umożliwi budowanie egzystencji na nowych całkiem fundamentach. Nowa zewnętrzność odświeży i odnowi zmurszałe wnętrze. Można i trzeba wystawić czas do wiatru i zacząć raz jeszcze — tym razem już bezbłędnie — żyć.

Jednak nie trzeba wielkiej przenikliwości, by pojąć, że tak rozumiana ucieczka ma słabe podstawy. Są wprawdzie miejsca, które emanują szczególnym urokiem, w których chciałoby się być (tak jak są takie, które nadają się jedynie do tego, by przez nie przemknąć, lub nawet i to nie), ale żadne nie rozwiązuje problemu egzystencji (a takie wysokie wymaganie ma spełnić ucieczka). Tak uciekając można się uwolnić jedynie od najdokuczliwszych wrzodów zewnętrznego ucisku. To, co znajduje się w środku zabiera się ze sobą, dlatego ulga ufundowana na inności jest tylko chwilowa. Mechanizm „opatrywania się" i wypływania z wnętrza tych samych co zawsze rzeczy jest niestety niezawodny.

Dlatego „do czego" ucieczki może być również rozumiane jako próba wejścia w inny stan. Uciec nie tyle w miejsce, co w stan: miłości, szaleństwa, twórczości, upojenia, boskiej niecierpiętliwości, wyobraźni, religijnego lub filozoficznego oświecenia. Wejście w niepowszedniość, nadzwyczajność Niebywałego polega na ściągnięciu innego świata tutaj. Jest ufundowane na idealistycznym założeniu, mówiącym, iż umysł konstytuuje świat i wszelka zmiana tego ostatniego stanowi jedynie refleks i reminiscencję przemian tego pierwszego. I tak, ucieczka w miłość romantyczną, w zakochanie miała by być odurzeniem emocjami, upiciem się własną endorfiną, adrenaliną (i Bóg jeden wie jaką jeszcze -iną lub -onem), które w dużych ilościach dają posmak metafizyczny, wyraźnie trącą Absolutem. Realność zostaje zniesiona, całkowicie przesłonięta obiektem afektu, utopiona w kolejnych, naprzemiennych erupcjach podniecenia, oszołomienia, uczuciowej mocy, prawdy i słodkiego niepokoju. Pojawia się nadzieja, że własną próżnię, niewystarczalność można by uzupełnić kimś innym, stworzyć nową zsyntetyzowaną jakość. Miłość wierzy w zbawienie przez drugiego, który ułoży, wyleczy, wygładzi, wyprostuje, co skrzywione, naprawi uszkodzone komponenty osobowości, zmiecie obmierzłą codzienność jak tajfun: ostatecznie i bez śladu. 

Z kolei prawdziwe szaleństwo jest ucieczką udaną, choć niekoniecznie „gdzie" owej ucieczki jest godne pozazdroszczenia. Z pewnością umysł przechodzi tu na zasilanie rezerwowe, autogeniczne, o niskim poziomie kontroli i dużych wahaniach napięcia. Społecznie wytworzone „ja" nie ma tu już nic do gadania, stery samokontroli zostały utracone. Szaleństwo komunikuje ostateczną niezgodę i zerwanie z tożsamością i rzeczywistości i podmiotu. Tąpnięcie, nieciągłość, skok obwieszczają ostateczne wyjście ze wspólnego świata, od którego nie ma odwołania — ściągnięcie z powrotem może być tylko na siłę, czyli farmakologiczne. Znowuż wyobraźnia jest projektem zniesienia realności przez przekształcenie — wzbogacenie treścią, eliminację mroku i uczynienie swoim. Imaginacja i twórczość, bliskie krewniaczki, powiadają, że nieakceptowaność świata wynika z zablokowania niezbędnych do życia kanałów kreacji i że ich udrożnienie przywraca uniwersum sens i wartość. Uwolniona potencja czyni byt innym — nie takie samo wszak drzewo widzi motłoch i artysta. W nieco słabszym wariancie, wyobraźnia pozwala przynajmniej stworzyć alternatywny, wewnętrzny świat, miejsce ucieczki nie definitywnej i doraźnej, za to łatwe do utrzymania i przywołania. Wyobraźnia jest ostatnim schronieniem ludzi zagubionych, udręczonych i obcych światu.

Pewną odmianą ucieczki w wyobraźnię jest odejście w inne, nie teraźniejsze wymiary czasu: przeszłość lub przyszłość. Ani w jedną, ani w drugą wnijść, rzecz jasna, się nie da, są to jedynie wyróżnione horyzonty marzenia, w których krajobrazy, sytuacje i ludzie zdradzają niejakie pokrewieństwo z realnością — choć w innych faktoriach wyobraźni zostaje ono niemal doszczętnie porzucone.

Ucieczki w niektóre stany (upojenie, wyobraźnia) uprawia się często, by nie rzec codziennie. Ich wadą jest krótkotrwałość i delikatność. Miłość i twórczość to znowu ulotne przebłyski oświetlające dni. Łatwo się stany traci, łatwo się ze stanów wypada (prócz wspomnianego szaleństwa). Pewne z nich (raczej już zresztą historyczne), jak niewzruszoność wypływająca z doskonałego dystansu lub religijne uniesienie, są trudne do osiągnięcia: wymagają wyrzeczeń, a ich pojawienie się pozostaje kwestią niepewną. Łatwo je także rozbić. Ostre słowo, groźny gest, przerażający obraz, smutny dzień i już po nich. Mogą się one również — z bliżej nieokreślonych przyczyn — same unicestwić. I najczęściej tak właśnie robią. Także bezwzględne wymogi dnia codziennego bez trudu obracają w perzynę subtelny, z trudem uzyskany opatrunek kojących wyobrażeń i treściwych stanów. Słowem, uprawiać niełatwą ich sztukę można w zaciszu, gdy los łaskawy. A przecież bezduszna rzeczywistość robi co chce: ludzkie wizje, kreacje i natchnienia często zniszczone zostają w zarodku. Pozostaje tylko odrobina popiołu, gnane przez wiatr kawałki nieziszczonej przyszłości, rozwiewające się miraże niespełnionego. Zresztą stany z natury swojej są chwilowe, nie stanowią solidnych szańców, przemijają pozostawiając po sobie ziejące nudą i nicością połacie ogołoconej, półpustynnej wewnętrzności. Jedna wyobraźnia przeciw całemu światu to bój heroiczny i zapewne ostatecznie skazany na klęskę. Nie jest ona bowiem wszechmocna i długotrwałe zmaganie z codziennością w końcu ją wyniszcza. Wyobraźnia — urocza, lecz kapryśna — nie jest twierdzą, lecz zakątkiem.

Oto więc pojawia się ostatni modus ucieczki: ucieczka od śmierci w śmierć (bo tylko ta pierwsza oddala groźbę i perspektywę tej drugiej), w bezmiejsce, w unicestwienie, w mroźny bezmiar kosmosu lub bezgłośność materii nieorganicznej. Można pomyśleć sobie (zwłaszcza zbyt długo patrząc w gwiazdy), że w tej zimnej próżni, spokojnej i nieskończonej jest ojczyzna, a to tutaj zamieszanie — to śmierć. Może faktycznie człowiek wypadł z zupełnie innej opowieści, a tą opowieścią jest uroczysty nastrój nieskończonej pustki, zwanej kiedyś Bogiem. Miał rację Pascal, że na ogół przeraża ona duszę, ale może to w duszy — co ciągle lgnie do wszystkiego i szlocha gdy nie dostaje — jest problem, nie w pustce. Może właśnie pozbywając się duszy osiąga się zbawienie przez Nicość, co nie krzywdzi nikogo i na której nie osiada żaden kurz. Zbawienie materii (lub energii) od świadomości unicestwia cierpienie, które nie ma już gdzie mieszkać. Po świadomości pozostanie tylko dźwiękowa fala wypowiedzianych kiedyś słów, biegnąca w Nicość, coraz słabsza, rozproszona, w końcu i ona zniknie. Oto ucieczka totalna, nieodwołalna kontrakcja, zwinięcie tego, co się ongiś lekkomyślnie i bez planu rozwinęło.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Lęk
Normalność

 Zobacz komentarze (13)..   


« Światopogląd   (Publikacja: 19-05-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bartosz Jastrzębski
Ur. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).

 Liczba tekstów na portalu: 11  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Czy demokracja jest niemoralna?
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5381 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365