Państwo i polityka » Satyra polityczna
Kazirodcze więzi czyli perwersyjna lojalność Autor tekstu: Andrzej Kleina
"Tylko
wtedy, gdy zerwało się kazirodcze więzi, można sądzić krytycznie własną
grupę, tylko wtedy można w ogóle sądzić.
Większość grup, bez względu na to, czy są to
pierwotne plemiona, narody czy religie, troszczy się o własne przeżycie i podtrzymanie władzy swoich przywódców, grupy te wykorzystują wrodzony zmysł
moralny swych członków, by pobudzić ich przeciwko obcym, z którymi znajdują
się w konflikcie. Ale
posługują się one kazirodczymi więzami, które utrzymują człowieka w moralnej niewoli wobec jego własnej grupy, po to, by zdławić poczucie jego
moralności i jego sąd, tak, że nie krytykuje on swej własnej grupy za pogwałcenie
zasad moralnych, które to pogwałcenie — gdyby się dopuścili go inni -
wywołałoby w nim gwałtowny sprzeciw."
Powyższe słowa w różnych konfiguracjach, od dłuższego
już czasu nawiedzały mnie we śnie i na jawie. I wreszcie udało się… Po
zabawie w Rutkowskiego (przed aresztowaniem), odszukałem je ponownie w „Szkicach z psychologii religii" Ericha Fromma.
Autorowi,
pięćdziesiąt lat temu, nie śniło się zapewne, że znajdzie się ktoś, kto
bawiąc się jego słowem na prowincji, będzie próbował je nagiąć, nawiasem
mówiąc bez specjalnego wysiłku, do polskiej rzeczywistości początku XXI
wieku...
Polskiej skorumpowanej rzeczywistości, gdzie nie
sposób postępować moralnie, kiedy interesy własnej grupy są ważniejsze od
dobra publicznego.
Gdzie amoralny familizm staje się drogowskazem i głosi,
iż w interesie swojej grupy należy użyć wszystkich środków, byle osiągnąć
cel, choćby najbardziej haniebny.
Gdzie spektakularna pryncypialność oraz zjawisko
brudnej wspólnoty, która rządzi się zasadą perwersyjnej lojalności
(kazirodczymi więzami), a nie ogólnymi zasadami i regułami i jest naczelną zasadą i drogowskazem...
Gdzie Partie Prawicowej i Centralnej Frustracji
pozornie walczą z Sojuszem Lewizny Demagogicznej i odwrotnie...
Gdzie w sytuacji istniejącej fikcji prawnej, bijącej
rekordy ślamazarności i dyletantyzmu, przy użyciu hermetycznej, semantycznie
mglistej terminologii ważne, istotne procesy sądowe, ślimaczą się w wypróbowanym
tempie i metodologii...
Gdzie wiara w prawo jako najpiękniejszy kwiat
humanizmu niestety obumiera.
Gdzie klęska współczesnego stanu moralności
staje się normą.
Gdzie wyrok sądowy urzędnika państwowego jest
paradoksalnie jego prywatną sprawą.
Gdzie w Europie Zachodniej, sędziowie i prokuratorzy giną z rąk mafii, a w Polsce — bawią się z nią na wspólnych
balach.
Gdzie jasne masy (nie odważyłbym się powiedzieć — ciemne) jak w bajkę o żelaznym wilku wierzą w walkę dobrej białej
gwardii ze złą czerwoną, czy też "wicewersal " w zależności od opcji,
czy też braku opcji, gdzie Wersal jako synonim dobrych manier budzi ironiczny uśmiech...
Gdzie zwykła ludzka uczciwość i szacunek dla
prawdy jako etycznego imperatywu staje się unikalną przypadłością.
Gdzie normalność staje się artykułem pierwszej
potrzeby.
Gdzie megatony pustosłowia wypowiadanego przez różnej
maści polityków i urzędników mają rangę idiotyzmu, i jest to diagnoza a nie obelga.
Gdzie spora ilość polityków sprawia wrażenie
jak gdyby była po trepanacji czaszki i zachowuje się tak, jakby wyjęto im mózg, a włożono trociny.
Gdzie mimo odwiecznych zapewnień, rządzą nie
fachowcy, a niekompetentny aparat partyjny, którego najważniejszym narzędziem
jest aparat niekompetencji.
Gdzie bankructwo jednego ugrupowania partyjnego
jest źródłem sukcesu innego.
Gdzie politycy nie odpowiadają ani przed prawem,
ani tym bardziej własnymi finansami za nietrafione decyzje.
Gdzie proces prawny człowieka władzy jest
trudniejszy do przeprowadzenia, jak uzyskanie prywatnej audiencji u papieża.
Gdzie różne eksperymenty, jak: prywatyzacja,
edukacja, zdrowie, ZUS etc… powodują, że przy naszym mniejszym, bądź większym
współudziale jednostkowym, III Rzeczpospolita karleje, a IV funkcjonuje tylko w głowach tych dwóch, co ukradli księżyc...
Gdzie słowo „przekręt" wreszcie, nie posiadające
ongiś zbyt eleganckiej konotacji, pochodzące ze slangu cinkciarzy, oznaczające
po prostu oszustwo, w środowiskach politycznych stało się czymś, co w logice
formalnej stanowi warunek konieczny...
Gdzie skala rozczarowania
społeczeństwa jest tak ogromna, że niewykluczone, iż najbliższe
wybory będą musiały być „przymusowe."
Gdzie bezmiar sloganowej głupoty, której wydaje
się, że myśli, jest porażający...
I
po cóż więc zrywać kazirodcze więzi w grupie (innymi słowy — fałszywą
solidarność zawodową lekarzy, sędziów etc., a także partyjną, powodującą
niezwykłe poczucie mocy i nietykalności, wręcz jak za czasów czerwonych
sekretarzy), po cóż oceniać kolegę parlamentarzystę, senatora, sędziego,
prokuratora, burmistrza, lekarza… defraudującego pieniądze, skorumpowanego,
kpiącego z prawa, mającego powiązania z gangsterami, o jeździe po pijanemu
nie wspominając, skoro jutro sytuacja może się zmienić i oceniający
znajdzie się na miejscu ocenianego?
Zresztą,
co tu dużo mówić o jeździe po pijanemu. Purpuratom też się zdarza i do żadnego
klubu poselskiego przecież nie należą...
Alkoholowy
rzecznik — przepraszam — rzecznik sojuszu pytany ongiś o pijaństwo w szeregach
SLD, stwierdził nieśmiało, iż ci z innych klubów piją również, przecież
policja odwozi pijanych parlamentarzystów do domów i włos im z głowy nie
spadnie...
Czyż nie należałoby pomyśleć o leczeniu posłów?
Niektórych naturalnie… Człowiek nie staje się alkoholikiem dopiero wówczas,
gdy jest już ludzkim i społecznym wrakiem. Alkoholikiem został dużo wcześniej,
lecz moment, w którym to nastąpiło, wyborcom najczęściej nie mógł być
znany...
Erich Fromm powiedział kiedyś, że nieszczęściem
narodu niemieckiego (okres III
Rzeszy) była ucieczka od wolności. Niewykluczone, że gdyby zajmował się
Polakami, mógłby powiedzieć, że nieszczęściem narodu polskiego jest
ucieczka od rzeczywistości. Nie zawsze akceptujemy rzeczywistość dzisiejszą,
nie akceptowaliśmy minionej. Nad wyraz chętnie przyjmujemy dotyczące ją mity i legendy. Dlaczego? Bo jest to po prostu łatwiejsze...
Połączenie fatalnej jakości rządzenia, z fatalną
jakością naszych wartości narodowych, z odwiecznym na czele, upodobaniem do
klęski, nieumiejętnością wyciągania zeń wniosków, a jedynie czerpania z nich zastanawiająco wiele satysfakcji, wręcz masochistycznej powoduje, że
zaczyna mi brakować nawet odruchów optymizmu.
Teatralność naszej histerycznej ekspresji każe
nam kiwać się w rytm tańca chochoła i w rytmie tym wkroczyliśmy do
Brukseli...
« Satyra polityczna (Publikacja: 09-06-2007 )
Andrzej KleinaStudiował "nauki fizyczne" w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Ukończył Studium Nauczycielskie o profilu wychowania fizycznego w Gdańsku Oliwie oraz psychologię na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Aktualnie współpracuje z Kurierem Iławskim, tygodnikiem powiatowym w województwie warmińsko- mazurskim. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 9 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Czy teletubiś jest gejem | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5408 |