Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.870 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"... w nauce istnieje potrzeba podawania rzeczy w wątpliwość; jest bezwzględnie konieczne, jeśli w nauce ma się dokonywać postęp, żeby niepewność była podstawowym stanem ducha. Żeby dokonać postępu w rozumieniu, musimy wykazać się pokorą i pogodzić się z tym, że nie wiemy. [...] Prowadzi się badania z ciekawości, ponieważ coś jest nieznane, a nie dlatego, że zna się odpowiedź. Zbierając naukowe..
 Filozofia » Filozofia społeczna

Ekonomia jako nieobecność komunikacji w koncepcji E. Lévinasa [1]
Autor tekstu:

Spośród słownikowych znaczeń terminu „ekonomia" najbardziej podoba mi się następujące: „dobra ziemskie króla w dawnej Polsce". Nie wiem doprawdy czemu - monarchistą na pewno nie jestem. Może więc po prostu dlatego, że jest stare, archaiczne, a więc odległe od obmierzłej współczesności i równie obmierzłego współczesnego użycia — czy raczej chronicznego nadużywania — tego pojęcia. Cytowany już słownik takie bardziej współczesne jego znaczenie ujmuje następująco: „racjonalne wydatkowanie środków materialnych lub pieniężnych, umiejętne, oszczędne gospodarowanie". Tak nam się owa definicja rozrosła od prostego, greckiego oikonomia, co oznacza zarządzanie gospodarstwem. Niewykluczone, że chodziło pierwotnie o zamieszkiwanie w znaczeniu zbliżonym do tego, o jakim mówił Heidegger, a więc o „oswajanie" przestrzeni, orientowanie jej ze względu na pozycję, którą zrazu i zwykle zajmuję, o przekształcanie otoczenia tak, że staje się ono przedłużeniem „ja" — czyli domostwem. Jednak jeśliby przyjrzeć się bliżej dzisiejszemu używaniu tego słowa to okaże się ono znacznie bogatsze w jawne i niejawne znaczenia. Otóż dzisiaj ekonomia jest — niczym ongiś Bóg świętego Pawła bądź seksualność późnego Freuda — wszystkim we wszystkim.

Spójrzmy najpierw na naszą powszedniość, codzienność rozmów z innymi ludźmi. Z jakiejkolwiek strony rozmowy byśmy nie zaczęli — niech to będzie nawet sztuka, filozofia czy nauka — wcześniej czy później rozmowa utknie lub sczeźnie na ekonomii, co oznaczać może tutaj: czy na to, o czym mowa są pieniądze czy też ich nie ma, czy można to kupić lub przekupić, a jeśli tak to ile kosztuje i kiedy się zwróci, czy więc jest to lub będzie dochodowe, rentowne, a przeto perspektywiczne, czy też niestety będzie się pogłębiał deficyt — trędowaty, choć nieodrodny syn ekonomii (wówczas trzeba będzie to niestety sprzedać — niech się inny martwi). I dalej można te modi ekonomicznej dyskusji mnożyć: czy i jak można zarobić, ile z tego, co się zarobi trzeba będzie oddać — i komu; co właściwie z tego, co mi zostanie będę miał i jak można z tego żyć (w przypadku rozmów smutnych i roszczeniowych to ostatnie pytanie brzmi: czy w ogóle można z tego żyć); ponieważ żyć tak jak chcę z tego, co zarobię zazwyczaj nie mogę, pojawia się pytanie z niebezpiecznej bliskości ekonomicznego półświatka: czy oprócz zarobienia, mogę użyć jakichś innych form pozyskiwania? A że chodzi o moje dobro i pomyślność dopuszczalne stają się różne postacie kalkulowania, rachowania, manipulowania, sugerowania, wywierania nacisku, podstępnego władania, nie całkiem uczciwego zamieniania i cichego knowania — wszystko w zbożnym celu pozytywnego zbilansowania, kiedy bowiem już zbilansujemy — wówczas zaczniemy naprawdę żyć. A przecież nawet pięknoduchy-filozofowie muszą przyznać, iż primum vivere, bo philosophare w łachach i przy pustym brzuchu może i można — ale cóż to za przyjemność? Zresztą dawno już minęły czasy różnych Diogenesów mieszkających w beczkach, o Diogenesach można najwyżej mówić studentom — żeby całkiem nie posnęli.

Ogólnie tedy teza jest taka: będąc ekonomicznie wydolny mam szansę stać się lepszym człowiekiem. Lepszym rodzicem dla swoich dzieci, lepszym dzieckiem dla swoich z kolei rodziców, dużo lepszym mężem dla swojej żony, lepszym też pracownikiem, bo zadowolonym i chętnie, bez frustracji dyspozycyjnym. Mogę dzięki temu być także lepszym obywatelem. Dobry obywatel to taki, który konsumuje, konsumując zaś zwiększa popyt, a tym samym także i podaż, a przez to daje pracę innym i im także pozwala być dobrymi obywatelami — chyba, że są to nieszczęśni Chińczycy — wówczas niechcący wspiera oparty na niewolnictwie reżim i okupację Tybetu. Ale to tylko przykry wyjątek potwierdzający zacną przecież regułę. Ponadto, i to jest rzecz ciekawa, będąc ekonomicznie wydolny staję się również wolny. Choć ekonomiczny superporządek ciąży i uwiera delikatną tkankę naszej egzystencji, czasem wręcz przyprawiając ją o utratę oddechu, to jednak świadome i uważne w nim uczestnictwo daje — jak powiadamy — niezależność. Niezależność od kogo lub od czego? Na pewno nie od ekonomii bo tu każda forma uczestnictwa jest zależnością par excellance od globalnej, nad wyraz złożonej struktury nawet jeśli uosobiona zostaje ona w niezbyt groźnej postaci szefa i pracodawcy. Od kogo więc jestem niezależny? Od bliźniego: od żony lub męża, brata, siostry, rodzica, przyjaciela lub po prostu obcego. Zachowuję więc błogosławioną autarkię od odruchów litości, szczodrości i współczucia drugiego człowieka, któremu przecież nie do końca ufam, a co za tym idzie nie mogę wykluczyć doznania odeń krzywdy. Zawsze jest bowiem potencjalnym wrogiem, nawet jeśli potencjalność ta jest nie większa od warstwy kurzu na polerowanych blatach stanowisk bankowych. Prawdziwym, pełnowartościowym i bezpiecznym człowiekiem można wszak być tylko wtedy gdy samemu sobie jest się żeglarzem, sterem i okrętem.

Wszystkie te rozmowy o ekonomii są więc konieczne, ich podejmowanie świadczy o rozsądku, roztropności, życiowej zaradności i przeciwnie ich brak lub niedobór to przejawy egzystencjalnej niedojrzałości, obywatelskiej niefrasobliwości, skrywającej się za pięknosłowiem hipokryzji lub po prostu głupoty. Nie zawsze wprawdzie żywioł ekonomiczny wyrażany jest w rozmowie wprost. Często, a może najczęściej, skrywa się on za innymi tematami takimi jak praca, pasja, plany życiowe (tu prym wiodą wakacje, emigracje, nieruchomości i motoryzacja), a ponadto rodzina, edukacja, polityka krajowa i światowa oraz etyka życia codziennego. A jednak chwila refleksji wystarczy by uzmysłowić sobie, że ekonomia unosi się w powietrzu jak duch, jak cień towarzyszy codziennym rozważaniom, bo każde bardziej skrupulatne rozpatrzenie tego, o czym mowa implikuje wkroczenie w jej dziedziny.

Pozostawiając jednak codzienną pospolitość przyjrzeć się można wyższym nieco, bo naukowym dyskursom. Tu sytuacja jest podobna: skoro codzienność potwierdza, że człowiek jest homo oeconomicus, to nauki muszą go jako takiego badać. Im więc nauki nowocześniejsze, chcące nadążyć za coraz chyżej pomykającym duchem czasu, tym więcej z ekonomią mają wspólnego. Mamy więc oto (prócz samej, szeroko rozlanej ekonomii rzecz jasna) prawo, socjologię, psychologię społeczną, cały bukiet nauk o komunikowaniu (by wymienić tylko PR, CI, medioznawstwo, dziennikarstwo) politologię, stosunki międzynarodowe, wszelakie nauki o kulturze, nauki o technologiach informacyjnych, mamy pedagogikę, a nawet filozofię — wszystkie one składają haracz lub oddają hołd ekonomicznej naturze człowieka. Nawet jeśli nie mówi się o tym wprost, ex cathedra, to jednak cichy pomruk ekonomii wyraźnie słyszalny jest w dziekanatach, sekretariatach, i przyduszonych troską i papierosowym dymem gabinetach dyrektorów i rektorów. Chyba tylko filologia klasyczna jest od tego wolna — w każdym razie jeszcze niedawno była, kiedym się tam uczył jednego z umarłych języków. Założenie ogólne jest jednak takie: kto nie umie czytać ekonomicznych szyfrów rzeczywistości ten nic nie wie o człowieku i społeczeństwie, jest beztroskim pasikonikiem ze starej bajki, którego wcześniej czy później bieda, chłód i zły los przygnają w błagalnej prośbie do mądrej i przewidującej mrówki, która wówczas — dzięki odruchowi wielkodusznej empatii zrekompensuje sobie miernotę i mozół własnego życia oddanego ciężkiej pracy w mrowisku.

Równocześnie rozpoznajemy też, że pojęciu ekonomia towarzyszy cały szereg innych pojęć, co do których trudno rozstrzygnąć, czy są to rzeczonej ekonomii terminy techniczne, czy synonimy, czy terminy bliskoznaczne czy quasi-definicje języka potocznego. Zatem ekonomia to praca, wymiana, zysk, opłacalność, wydajność, zarobek, rozwój, moc, przyszłość, polityka, handel, wojna i wszystkie przeciwieństwa określeń powyższych. Ja zaś do nich dodam jedno jeszcze: ekonomia to nieobecność komunikacji.

Ekonomia bowiem w stosunkach międzyludzkich polega na tym, że gdy spotykam drugiego człowieka myślę o tym, czy mogę w związku z tym spotkaniem coś „ugrać", czy więc jego inność, jego — jak powiada Levinas, do którego będę się teraz odwoływał — Twarz jest coś dla mnie warta — teraz lub w przyszłości, czy trud znoszenia Innego okaże się więc mądrą inwestycją czy też niezyskownym mitrężeniem cennego (bo skończonego) czasu mego bycia. Bycie zaś takiego mitrężenia nie znosi, bo bycie jest działaniem i to działaniem zawsze interesownym. Tak przynajmniej twierdzi autor Całości i nieskończoności i zgadza się to z naszą diagnozą panekonomicznego charakteru rzeczywistości ludzkiej. Trzeba więc teraz zastanowić się, w jaki sposób owa ekonomiczność zakorzeniona jest w strukturze ludzkiej podmiotowości.

Lévinas powiada: „Interesowność bycia rozgrywa się jako walka egoizmów, walka jednego z drugim, każdego z każdym, w mnogości alergicznie reagujących na siebie egoizmów, które, walcząc ze sobą, są dzięki temu razem" [ 1 ]. W innym zaś miejscu filozof twierdzi: „Wejść w bycie to tyle, co przywiązać się do przedmiotów, nawiązać więź i tak już naznaczoną nicością. To wyrwać się z anonimowości" [ 2 ]. A zatem, powiada dalej „nasze istnienie w świecie wypełnionym pragnieniami i codzienną krzątaniną nie jest więc żadnym gigantycznym oszustwem, upadkiem w nieautentyczność, wymigiwaniem się naszemu najgłębszemu przeznaczeniu. Jest jedynie rozwinięciem tego oporu wobec anonimowego i nieuchronnego bycia, rozwinięciem, za sprawą którego bycie staje się świadomością" (tamże). Tak więc przez swą intencję, przez nakierowywanie się na przedmioty indywidualizuję się, zyskuję wyraźniejszy kształt, rozbudowuję sferę mojości, co z kolei pozwala mi rozumieć siebie. Zawsze bowiem — jak naucza Heidegger — rozumiem siebie pośrednio, poprzez świat, swój świat. W ten sposób pojawia się szeroko rozumiana kategoria posiadania. Przez posiadanie tworzę ten swój świat, oddalając groźną obcość oswajam przestrzeń, zakreślam swoje terytorium, ustanawiam sferę prywatności i intymności, w której się wyrażam i odzwierciedlam, tak iż mogę sam siebie zobaczyć i zrozumieć, a nawet ubóstwić, mogę w spokoju pobyć ze sobą, mogę się schować. Posiadanie jest więc kategorią samoodniesienia, w której siebie w czymś innym (w przedmiocie) odnoszę do siebie w sobie i w ten sposób ustalam własną Tożsamość, identyczność „ja" z „ja". Moje przedmioty, mój dom , moje miasto, mój kraj to kolejne, coraz szersze kręgi, w których może się ono bezpiecznie poruszać i smakować rzeczywistość. Dlatego właśnie pragniemy posiadać, pragniemy przedmiotów i miejsca, gdzie przedmioty te mogłyby być bezpiecznie złożone — pragniemy domu.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Filozoficzno-społeczna refleksja nad płcią
Filozofia na mroczne czasy

 Zobacz komentarze (3)..   


 Przypisy:
[ 1 ] E. Lévinas, Inaczej niż być lub ponad istotą, przeł. P. Mrówczyński, Aletheia, Warszawa 2000, s. 13.
[ 2 ] E. Lévinas, Istniejący i jego istnienie, przeł. J. Margański, Homini, Kraków 2006, s. 76.

« Filozofia społeczna   (Publikacja: 27-08-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bartosz Jastrzębski
Ur. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).

 Liczba tekstów na portalu: 11  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Czy demokracja jest niemoralna?
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5531 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365