|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Bujający w obłokach - analiza programu ekonomicznego Lewicy i Demokratów Autor tekstu: Adam Mill
Według głównych sił politycznych w Polsce wszelkie problemy
ekonomiczne Polaków mają rozwiązać: walka z układem lub obniżenie podatków.
Na takim tle, korzystnie wyróżnia się kampania wyborcza Lewicy i Demokratów
(LiD) kładąca nacisk na prezentację programu wyborczego. Jeśli jednak dokładniej
się przyjrzeć jego zawartości merytorycznej, okazuje się, że LiD jest w równym
stopniu oderwany od rzeczywistości. Poświęcanie uwagi programowi (dopiero)
trzeciej siły politycznej może być uznane za stratę czasu. Obrazuje on
jednak pewne dość powszechne stereotypy myślenia ekonomicznego, które warto
zanalizować. Być może są one same w sobie dużo ważniejsze od tego, która
partia je akurat głosi.
Polityka makroekonomiczna LiD-u ma się koncentrować na jak najszybszym
wprowadzeniu w Polsce euro. Nie chcę tutaj poświęcać dużo miejsca dla
analizy samej idei wspólnej waluty europejskiej. Jest to bowiem bardziej
projekt polityczny niż ekonomiczny. Unia walutowa byłaby naturalną
konsekwencją unii politycznej. Niestety, poprzez wprowadzenie unii walutowej próbuje
się przyspieszyć tworzenie unii politycznej. Odwraca się właściwą kolejność. I tak jak w większości przypadków, kiedy polityka decyduje o kształcie rozwiązań
ekonomicznych, pomysł ten stwarza duże zagrożenie — stąd mój sceptycyzm
wobec niego. Jakie są jednak szanse na szybkie wprowadzenie euro w Polsce? Od
czasu wejścia nowych państw do Unii Europejskiej trwa szybki proces wyrównywania
poziomów produktywności. Produktywność u nas wzrasta do poziomu występującego w Europie Zachodniej. To proces trudny do powstrzymania przy otwartych granicach — jeśli ktokolwiek w ogóle chciałby go powstrzymywać. Skutkiem tego procesu
jest aprecjacja krajowej waluty lub — jeśli powstrzymuje się tę aprecjację
poprzez wprowadzenie stałego kursu wymiany waluty — wzrost inflacji. Pierwsze z tych zjawisk występuje obecnie w Polsce. Drugie w państwach nadbałtyckich.
Oba te zjawiska samodzielnie uniemożliwiają wprowadzenie w naszych państwach
euro. Warunkiem wejścia do unii walutowej jest stabilność krajowej waluty
względem euro przez okres co najmniej dwuletni (słynny mechanizm ERM II).
Warunek niemożliwy do spełnienia dopóki trwa aprecjacja złotówki.
Powstrzymanie aprecjacji wywoła wzrost inflacji, co będzie złamaniem
kolejnego warunku wejścia do strefy euro. Sytuacja taka miała miejsce na
Litwie. Wprowadzenie euro w Polsce będzie możliwe dopiero po zakończeniu
procesu wyrównywania się poziomów produktywności w Europie. Zatem pytanie:
jak najszybciej wprowadzić w Polsce euro, jest pytaniem: jak najszybciej
doprowadzić do wzrostu produktywności w Polsce do poziomu krajów Europy
Zachodniej. Okoliczność, która niestety została zignorowana w programie
LiD-u. Co więcej, aprecjacja złotówki jest postrzegana jako zjawisko
negatywne, któremu „niestety" nie można przeciwdziałać.
Idea szybkiego wprowadzenia euro stała się groźnym tematem zastępczym.
Spotyka się z dobrym przyjęciem. Ludzie mają emocjonalny, pozytywny stosunek
do euro. Popieranie euro świadczy o postępowości. Dla polityków stała się
wygodnym pretekstem umożliwiającym nie przedstawianie żadnych rozwiązań
doprowadzających w Polsce do wzrostu produktywności, który jest warunkiem
wprowadzenia w Polsce euro. Wszelkie dyskusje kończą się na deklaracji o konieczności jak najszybszego wprowadzenia euro, co jest oczywiste i niepodlegające dyskusji. Jedynymi przeciwnikami jak najszybszego wprowadzenia w Polsce euro są: prezes NBP Skrzypek i inni eksperci ekonomiczni IV RP, którzy
swoją niekompetencją jeszcze bardziej utwierdzają ludzi, że zwolennicy euro
mają rację. W ten sposób temat euro stał się kolejnym powodem obniżenia
poziomu merytorycznego dyskusji na tematy ekonomiczne w Polsce. Nikt się nie
musi starać, ponieważ wszelkie propozycje może zastąpić hasłem:
„wprowadzimy w Polsce euro".
Priorytetem LiD-u ma być budowa gospodarki opartej na wiedzy. Dużo
uwagi poświęca się wzrostowi wydatków budżetowych na badania i rozwój oraz
edukację. LiD chce również wspierać przedsiębiorstwa inwestujące w nowoczesne technologie. Pozostając w ramach terminologii LiD-u: każda
gospodarka jest oparta na ludzkiej pracy. Może to być praca nisko
wykwalifikowana oraz wysoko wykwalifikowana. Zatem gospodarka może opierać się
na pracy nisko wykwalifikowanej lub wysoko wykwalifikowanej, popularnie zwanej
gospodarką oparta na wiedzy. Podział ten można połączyć z podziałem na
rozwój ekstensywny oraz rozwój poprzez intensyfikację. Gospodarka rozwija się
ekstensywnie, kiedy wzrost produkcji odbywa się poprzez zatrudnianie nowych
pracowników, wykorzystanie większej ilości zasobów. Kiedy nie można już
zatrudnić większej ilości pracowników, zwiększa się produkcję poprzez
intensywniejsze, efektywniejsze wykorzystanie pracy obecnych pracowników. Wówczas
pracownicy muszą być lepiej wykwalifikowani. Zastępuje się proste rodzaje
produkcji nowoczesnymi technologiami. Powstaje gospodarka oparta na wiedzy. W postulacie budowy gospodarki opartej na wiedzy nie byłoby nic złego,
gdyby tylko nie był kompletnie oderwany od warunków panujących w Polsce. W naszym kraju mamy jeszcze olbrzymie rezerwy dla rozwoju ekstensywnego. W Polsce
pracuje jedynie 15mln ludzi, co stanowi mniej niż połowę dorosłych Polaków.
Wielu z tych, którzy pracują jest zatrudnionych w branżach podtrzymywanych
przez państwo (rolnictwo, przemysł ciężki). Niestety, jeszcze przez wiele
lat rozwój Polski będzie się odbywał ekstensywnie, poprzez wzrost
zatrudnienia. Dopiero po wykorzystaniu wszystkich zasobów będziemy mogli przejść
do rozwoju poprzez intensyfikację. Nie chcę w żaden sposób uderzać w Polską
dumę. Utrzymująca się tradycja szkoły lwowsko-warszawskiej, a co za tym
idzie wysoki poziom nauczania matematyki w Polsce, stwarza dogodne warunki dla
rozwoju przemysłu informatycznego u nas. Jego rozwój nie powinien być w żaden
sposób utrudniany i likwidowanie wszelkich dla niego barier jest nad wyraz
korzystne. Jednak dopóki będziemy rozwijać się ekstensywnie pozostanie on
przemysłem niszowym. Wizja Polski jako potęgi informatycznej jest wizją na
przyszłość, a nie rozwiązaniem obecnych problemów, bez którego nigdy nie
przejdziemy do rozwoju poprzez intensyfikację. Politycy LiD-u zachowują się
trochę, jakby starali się o władzę nad stanem Kalifornia, a nie nad Polską w roku 2007.
Czy moim wywodom można zaprzeczyć i przeskoczyć od razu do gospodarki
opartej na pracy wysoko wykwalifikowanych pracowników? Skrajnym przykładem
takiej strategii są współczesne Indie, gdzie obok slumsów zamieszkanych
przez nędzarzy utrzymujących się na granicy egzystencji, powstają siedziby
firm, gdzie inżynierowie pracują nad najnowocześniejszymi technologiami.
Przemysł wysokich technologii w Indiach jest rozwijany sztucznie w wyniku
interwencji państwa. Bez tego prawdopodobnie by nie powstał, a kapitał w ten
sposób zaoszczędzony zostałby zużyty do rozwoju pracochłonnych branż
przemysłu. Przyniosłoby to dużo większy wzrost produkcji. Kapitał potrzebny
do zatrudnienia jednego wysokiej klasy inżyniera wystarczy do zatrudnieniu
wielu niewykwalifikowanych mieszkańców slumsów. W tym przypadku poziom
produkcji w Indiach i wysokość dochodów przeciętnych mieszkańców byłyby
wyższe. Jednak Hindusi nie mogliby być wtedy dumni z tego powodu, że w ich
kraju pracuje się nad najnowocześniejszymi technologiami.
Tutaj pojawia się najważniejsza przyczyna dla jakiej państwa wspierają
rozwój nowoczesnych technologii: nacjonalizm gospodarczy. Państwo w sposób
sztuczny przekierowując kapitał z branż
pracochłonnych do kapitałochłonnych, z rozwoju ekstensywnego do
rozwoju poprzez intensyfikację, obniża efektywność jego wykorzystania i w
ten sposób zubaża społeczeństwo. Zwiększają się w ten sposób nierówności
społeczne. Pensje szczęśliwców, którzy trafili do preferowanych przez państwo
branż rosną nieproporcjonalnie bardziej niż reszty społeczeństwa. Dlatego
czynienie priorytetu ze wspierania przedsiębiorstw rozwijających nowoczesne
technologie może dziwić w programie partii lewicowej. Przeciętny Hindus w wymiarze materialnym stracił w wyniku dofinansowywania przez państwo branży
informatycznej. Zyskał jednak dumę ze swojego państwa. Również politycy wolą
rozwój nowoczesnych technologii niż przestarzałych, zatrudniających wielu
pracowników. Propagandowo dużo lepiej wygląda przecinanie wstęgi przy
otwarciu jednej dużej fabryki sprzętu elektronicznego niż wielu małych
przedsiębiorstw korzystających z nienowoczesnej, mało estetycznej pracy
ludzi. Wyborcy muszą już sami zdecydować czy bardziej zależy im na dumie z własnego
państwa, czy wysokości własnych dochodów. W programie LiD-u znajdują się również elementy bliższe naszej
polskiej rzeczywistości. LiD zapowiada rozwój energetyki w oparciu o „główne
polskie bogactwo — węgiel kamienny". Nie jest to postulat stricte
ekonomiczny. Przytaczam go tutaj jedynie dlatego, że nie mogę wyjść ze
zdziwienia, że w Polsce nie ma ani jednej partii, która by się odważyła na
stwierdzenie, że należy odejść od węgla kamiennego na rzecz tańszych i „czystszych" zasobów energetycznych. Zwłaszcza obecnie, kiedy tak modna
jest ekologia. W programie tym jest również propozycja odpowiadająca największej
społecznej bolączce, jaką jest brak pracy. LiD proponuje zwolnienie pracodawców
ze składek ZUS-owskich na 3 lata, o ile zatrudnią absolwentów lub rodziców
powracających z urlopów wychowawczych. Jest to żelazny punkt programu każdego
polityka zapytanego wprost o problem bezrobocia: ulgi dla pracodawców przy
zatrudnianiu nowych pracowników. Nie bierze się w ogóle pod uwagę, że takie
rozwiązanie nie stwarza żadnego nowego miejsca pracy. Zatrudnieni w ten sposób — na warunkach preferencyjnych — pracownicy wypychają z rynku pracy dotychczas
pracujących. Mogą tak czynić, ponieważ otrzymują wsparcie ze strony państwa.
Wsparcie, którego konkurujący z nimi inni pracownicy nie mają. W warunkach
nierównej konkurencji są skazani na przegraną. Politycy zamiast zwiększać
wielkość zatrudnienia chcą się zajmować reglamentacją istniejących miejsc
pracy pomiędzy obywateli. Pominę przypadek rodziców powracających z urlopów
wychowawczych. Może to być najskuteczniejszy środek polityki prorodzinnej z dotychczas zaproponowanych. Dlaczego jednak absolwenci mają być
uprzywilejowani wobec innych grup społecznych? Zwalnianie ludzi starszych, aby
zwolnić miejsca dla absolwentów nie rozwiązuje żadnego problemu społecznego.
Niepotrzebnie tylko stwarza się konflikty pomiędzy grupami społecznymi, których
zatrudnianie jest uprzywilejowane lub nie.
Zarówno w środowisku akademickim, jak i wśród ekspertów, coraz
silniejsze jest przekonanie, że największym problemem ekonomicznym Polski jest
skandalicznie niska wielkość zatrudnienia. Mniej niż połowa Polaków
pracuje. Jest to wielkość będąca ewenementem nawet jak na warunki Europy
kontynentalnej, gdzie poziom zatrudnienia jest przeważnie niski. Bez rozwiązania
tego problemu nie ma mowy o rozwiązywaniu innych. Program ekonomiczny
jakiejkolwiek partii powinien się zaczynać i głównie koncentrować na
propozycjach rozwiązania właśnie tej kwestii. Zakres zainteresowań zarówno
polityków prawicowych, jak i LiD-u świadczy o ich zupełnym oderwaniu od
rzeczywistości, bujają oni w obłokach.
« Państwo i polityka (Publikacja: 14-10-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5580 |
|