|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Czar niższych podatków [1] Autor tekstu: Adam Mill
Współcześnie niesłychaną popularność zyskuje nowa świecka
religia. Nie posiada ona żadnego obrządku czy skomplikowanych rytuałów,
tylko jeden dogmat: niższe podatki rozwiążą wszelkie problemy. Z racji
konsekwencji jakie może wywrzeć w naszym codziennym życiu, warto bliżej
przyjrzeć się temu wierzeniu. Czy postulat obniżenia poziomu opodatkowania jest w ogóle realny?
Deficyt finansów publicznych, pomimo obecnej, dobrej koniunktury, utrzymuje się
na wysokim poziomie. Wskazane by było jego obniżenie. Obniżając w ten sposób
ryzyko inwestycyjne, spowodowano by większy wzrost produkcji w Polsce. Jeśli
nawet brak jest woli politycznej dla obniżania deficytu finansów publicznych,
to dalsze jego zwiększanie byłoby niebezpieczne. W najbliższych latach czekają
nas wzmożone spłaty starych, jeszcze „gierkowskich" kredytów, co
dodatkowo zwiększa potrzeby kredytowe państwa. Największym zagrożeniem dla
finansów publicznych jest spodziewany znaczny wzrost kosztów naszego systemu
emerytalnego w momencie przejścia na emeryturę roczników wyżu powojennego.
Biorąc pod uwagę te czynniki, możliwość obniżenia podatków jest zupełnie
nierealna. Jeśli uda się uniknąć podwyższenia poziomu opodatkowania, należałoby
to uznać za duży sukces.
Czy jest możliwe, aby na obniżki podatków zgodzili się wyborcy? Jak
pokazuje dotychczasowe doświadczenie, w Polsce nie można wygrać wyborów bez
poparcia tzw. elektoratu socjalnego — wyborców w różny sposób korzystających z transferów socjalnych państwa. Obniżenie podatków miałoby się dokonać
kosztem interesów właśnie tej grupy wyborców. Taki scenariusz mogłaby
zrealizować jedynie partia, która by wygrała wybory wbrew elektoratowi
socjalnemu, co wydaje się politycznie nierealne. Jednomyślność elit społeczno-politycznych w kwestii konieczności obniżenia podatków nie przekonuje w żaden sposób
pozostałych wyborców. Takie dogmatyczne myślenie elit powoduje przeniesienie
poparcia elektoratu socjalnego w stronę ugrupowań autorytarnych — czego
skutkiem jest jedynie zagrożenie dla liberalnej demokracji.
Nierealność postulatów obniżenia podatków wcale nie wpływa na obniżenie
ich popularności. Paradoksalnie, powoduje nawet wzrost ich popularności. Wśród
ludzi aktywnych społecznie możemy zaobserwować epidemię, objawiającą się
zamiast chęcią kształtowania rzeczywistości, chęcią POSIADANIA RACJI.
Nierealność danego postulatu jest w takiej sytuacji jego największą zaletą.
Jeśli taki postulat nie może zostać zrealizowany, nigdy nie zostanie wykazane
to, że jego zwolennicy nie mieli racji. Postulat nierealny jest postulatem
zawsze słusznym dla różnej maści obłędnych rycerzy straconych bitew. Zatem
domaganie się niższych podatków stało się dogmatem, normą obyczajową,
elementem ekonomicznej poprawności. Tymczasem politycy deklarując się jako
wielcy zwolennicy obniżenia podatków, jednocześnie je w ukryciu podwyższają.
Dzieje się to poprzez mnożenie nowych podatków (np. podatki Belki, Religi),
przesuwanie towarów do innych progów podatkowych, jak w przypadku podatku VAT, i wiele innych zmian, na które wyborcy nie zwracają uwagi, a które zwiększają
ich opodatkowanie. Warto podkreślić, że niezauważenie przez wyborców nowej
formy opodatkowania, wcale nie oznacza, że jest to efektywny sposób
dostarczania państwu dochodów. Niektórym może się wydawać, że najgorszą
rzeczą jest podwyższanie podatków. Dużo bardziej szkodliwe jest podwyższanie
podatków w tajemnicy przed wyborcami.
Czy postulat obniżenia podatków ma jakiekolwiek merytoryczne
uzasadnienie? Państwo podwyższając podatki w celu zapewnienia obywatelom
opieki zdrowotnej, edukacji dla ich dzieci, jednocześnie powoduje obniżenie płac
tych obywateli. Jeśli podane usługi otrzymują oni „za darmo" od państwa,
to nie muszą już ich finansować ze swoich pensji, które z tego powodu są niższe.
Jeśli pracodawcy mogą płacić mniej pracownikom, to będą wykorzystywali ich
pracę w sposób mniej efektywny. Będą mniej inwestować, używać produkcji
mniej kapitałochłonnej, a bardziej pracochłonnej. Unowocześnianie produkcji w celu oszczędzania na kosztach pracy stanie się mniej opłacalne. W ten sposób
wzrost fiskalizmu państwa przyczynia się do spowolnienia postępu
technicznego. Nie należy niedoceniać tego wpływu, jednak nie należy go również
przeceniać. W Polsce istnieją dużo poważniejsze bariery postępu
technicznego niż zbytni fiskalizm państwa.
Wiara w rozwiązanie wszelkich problemów poprzez obniżenie podatków
stanie się łatwiej zrozumiała jeśli porównamy ją do innej mody
ekonomicznej sprzed kilkudziesięciu lat. Wówczas etatyści święcie wierzyli,
że zwiększenie wydatków rozwiąże wszelkie problemy. Wydatki państwa miały
zagwarantować pełne zatrudnienie, zapobiec występowaniu kryzysów
gospodarczych i stworzyć świat powszechnej szczęśliwości. Wizja zaskakująco
podobna do wizji współczesnych zwolenników obniżania podatków. Na czym
polegał błąd etatystów? Zwracając uwagę na skutki zwiększania wydatków
państwa, zupełnie ignorowali skutki zwiększania podatków lub zadłużenia państwa.
Dlatego nie dostrzegli, że te dwa rodzaje skutków nawzajem się niwelują. W ekonomii, ponieważ zajmuje się badaniem tak skomplikowanych zjawisk, należy
rozpatrywać wszelkie zdarzenia wraz z różnorodnymi ich konsekwencjami.
Jakakolwiek jednostronność lub pominięcie ważnego czynnika nieuchronnie
prowadzi do fałszywości całej teorii. Dlatego twierdzenie, że obniżenie
podatków rozwiąże nasze obecne problemy ma więcej wspólnego z wiarą niż
nauką. Zwolennicy niższych podatków dostrzegają wyłącznie skutki obniżenia
podatków obywatelom, ignorując, że zostaną one zniwelowane przez
zmniejszenie wydatków państwa lub zwiększenie zadłużenia państwa.
Analogicznie, jak w przypadku etatystów sprzed kilkudziesięciu lat, ślepa
wiara w słuszność swojej ideologii uniemożliwia im dostrzeżenie skutków,
które przeczą ich twierdzeniom.
Istnieją przykłady rządów, które obniżając podatki doprowadziły
do wzrostu produkcji w swoich państwach. Należy jednak uściślić w jaki sposób
one tego dokonały. Chcąc obniżyć podatki były zmuszone ograniczyć dotacje
dla niedochodowych gałęzi przemysłu. Bez państwowych dotacji przestarzały
przemysł przestał wykorzystywać zasoby (kapitał i ludzką pracę), dzięki
czemu zasoby te mogły zostać wykorzystane przez bardziej efektywne dziedziny
gospodarki. Spowodowało to wzrost produkcji w danym państwie. To nie samo obniżenie
podatków, ale korzystniejsza alokacja zasobów spowodowała ten wzrost. Jeżeli
rząd tylko obniży podatki, nie powodując korzystniejszej alokacji zasobów,
nie spowoduje to wzrostu produkcji. Natomiast samo spowodowanie korzystniejszej
alokacji zasobów, bez obniżania podatków, wywoła wyższy wzrost produkcji.
Niższe podatki i korzystniejsza alokacja zasobów nie są w sposób konieczny
połączone.
Wywoływanie u ludzi złudzeń co do poprawy ich sytuacji ekonomicznej
nie jest największym zagrożeniem stwarzanym przez wiarę w niższe podatki.
Jej wyznawcy koncentrując się na tym ILE państwo zabiera swoim obywatelom
odwracają uwagę opinii publicznej od znacznie ważniejszego pytania: JAK państwo
zbiera podatki od swoich obywateli? Pytanie szczególnie aktualne w Polsce,
gdzie trudno mówić o istnieniu jakiegokolwiek systemu podatkowego. W czasie
transformacji ustrojowej rozwiązania obowiązujące w systemie komunistycznym,
przeznaczonym do obsługi dużych państwowych molochów, wymieszano z rozwiązaniami
stosowanymi w państwach zachodnich. Powstała z tego dziwna mieszanka
pozbawiona spójności i większego sensu. Dotychczas żaden z ministrów finansów
nie miał planu, ani nawet pomysłu, za pomocą jakiego systemu podatkowego państwo
może, w sposób najmniej dotkliwy dla obywateli uzyskiwać swoje dochody. Za rządów
każdej kolejnej koalicji wprowadza się drobne zmiany, bez ogólniejszej
strategii, co łącznie stworzyło obecny bałagan, zamiast spójnego
systemu podatkowego.
Najlepszą tego ilustracją są dyskusje toczone wokół podatku
dochodowego od osób fizycznych (Personal Income Tax — PIT). Wbrew
powszechnemu przekonaniu, nie stanowi on najważniejszego źródła dochodów państwa.
Znacznie więcej państwo uzyskuje od swoich obywateli poprzez podatek VAT i składki
ZUS-owskie, stanowiące dwa najważniejsze źródła dochodów państwa. Po
utworzeniu składki na Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) — odliczanej od niego -
podatek PIT stracił na znaczeniu. Głównym sensem jego istnienia jest
dostarczanie dochodów samorządom. Chociaż już obecnie uzyskują one więcej z podatku od nieruchomości. Jeżeliby miano zagwarantować dochody samorządów wprowadzając podatek katastralny, to podatek PIT
straci rację bytu. Budżetowi państwa dostarcza on nawet mniej niż podatki
akcyzowe lub dochody NFZ ze składki zdrowotnej. Chyba, że jedyną racją bytu
podatku PIT jest jego uciążliwość dla obywateli i obowiązek składania
corocznych zeznań podatkowych. Przecież państwo nie mogłoby funkcjonować nie przypominając ciągle obywatelom o swoim istnieniu.
Podatek PIT nie ma również żadnego uzasadnienia teoretycznego. Już w czasach wojen napoleońskich, kiedy po raz pierwszy powołano go do życia w Wielkiej Brytanii, był on podatkiem przestarzałym. Od XVIII wieku uznaje się,
że nie powinno się opodatkowywać dochodów lecz konsumpcję. Wynika to ze
szkodliwości opodatkowywania oszczędności. Wprowadzono go wówczas z uwagi na
skuteczność z jaką może dostarczyć środków na prowadzenie wojny.
Skuteczność, która już dawno przestała być aktualna. Współcześnie
dysponujemy bardziej efektywnymi — pod względem dostarczania dochodów państwu — podatkami. Zatem dziwić powinno poświęcanie prawie całej uwagi w debacie
publicznej właśnie temu podatkowi. Jest to podatek przestarzały i mający
nieduże znaczenie dla dochodów państwa. Ciągłe dyskusje nad ilością
stawek podatkowych (trzy, dwie lub jedna) oraz debatowanie nad koniecznością
obniżenia go o kilka procent mają znikomy wpływ na poprawę sytuacji
ekonomicznej obywateli.
Kolejną gwiazdą debaty publicznej jest teoria klinu podatkowego.
Zgodnie z nią kluczowe znaczenie dla wielkości zatrudnienia ma mieć łączna
suma podatków dochodowych (podatek PIT, składki ZUS-owskie, składka na NFZ i inne). Ma to wynikać z wagi jaką rzekomo odgrywa różnica pomiędzy kosztem
zatrudnienia poniesionym przez pracodawcę, a pensją netto otrzymywaną przez
pracownika. Nie wiadomo czemu za klin podatkowy nie uznaje się różnicy pomiędzy
ceną sprzedaży produktu, a pensjami netto pracowników wytwarzających dany
produkt. Przecież przedsiębiorcy nie zatrudniają pracowników w celach
charytatywnych, tylko w celu uzyskania przychodów ze sprzedaży wytworzonych
przez nich produktów. Dlatego rozpatrywanie z tego powodu oddzielnie podatków
dochodowych i pośrednich (podatek VAT, akcyza) nie ma uzasadnienia. Klin
podatkowy jest zgrabną figurą retoryczną mającą na celu przekonanie ludzi,
że obniżenie podatków spowoduje wzrost zatrudnienia, co jak już wykazałem
jest twierdzeniem błędnym.
1 2 Dalej..
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 27-06-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5429 |
|