|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Turystyka i krajoznawstwo
Góry, gourmet, glamour... i trochę historii [1] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
Sankt Moritz
Nie
ma drugiego takiego miejsca na świecie,
St. Moritz jest jedyne i niepowtarzalne. Szczyty elegancji, snobizmu i luksusu wśród
szczytów alpejskich. Miejsce superlatyw i ekstrawagancji, wykwintnych
restauracji i ekskluzywnych butików, wyszukanych sportów i wspaniałych
widoków. W sezonie zimowym zjeżdża
się
tu śmietanka
towarzyska z całego
świata,
crème de la crème show-biznesu, finansjery i polityki. Okoliczne
stoki pamiętają
Jerzego Kosińskiego lubiącego
tu wpadać z Romanem Polańskim.
St.
Moritz, dwukrotny gospodarz Zimowych Igrzysk Olimpijskich, przyciąga
sławnych i bogatych z całego
świata...
nawet jeśli nie wszystkich. Brigitte Bardot krzywiła
się,
gdy Gunter Sachs, jej (trzeci) mąż,
zabierał
ją
tam na zimowe wakacje: „Śmiertelnie
się
nudziłam w tej dziurze dla miliarderów. Co ci ludzie widzą w tego rodzaju miejscach, posępnych i horrendalnie drogich?", wybrzydzała.
Ale zrozumiała
to — oddaje w swojej autobiografii sprawiedliwość
miejscu — kiedy Gunter przedstawił ją
szachowi Iranu i cesarzowej Farah Diba.
St.
Moritz, to położony
wśród
górskich jezior w Dolinie Engadyńskiej
ekskluzywny kurort znany w świecie
jako centrum sportu i mody. Uprawia się
tu około
150 odmian sportów zimowych i — wbrew przekonaniu, że
poza sezonem zimowym nic się
tu nie dzieje — latem można
liczyć
na równie liczne atrakcje. Ci, którzy znajdują
przyjemność w spędzaniu
wolnego czasu w ciągu
dnia oddając się
uprawianiu najwymyślniejszych
sportów i rozkoszując
alpejską
przyrodą, a wieczorami bawiąc w doborowym towarzystwie w eleganckich restauracjach i barach, w St. Moritz czują
się
jak ryba w wodzie o każdej
porze roku.
Już w drugiej połowie XIX wieku zamożni
miłośnicy
zimowych sportów z Anglii odkryli to miejsce, wkrótce dołączyli
do nich bogaci Niemcy, Włosi,
Rosjanie… Przez raptem kilkutysięczne
miasteczko przewinęło
się
już
do wybuchu pierwszej wojny światowej
prawie pół
miliona gości. W roku 1928 St. Moritz było
na ustach całego
świata:
drugie w historii Olimpijskie Igrzyska Zimowe — po Chamonix w 1924 roku — miały
miejsce właśnie
tu. Polski „Przegląd
sportowy" z roku 1927 przewidywał:
„...nie ulega wątpliwości,
że
tydzień
olimpijski sportów zimowych w St. Moritz przewyższy o niebo wszystko, co dotąd w tym zakresie kiedykolwiek widziano". W styczniu 1928 roku, na krótko
przed wyjazdem na olimpiadę,
narciarz Bronisław
Czech, duma polskich skoczków, przekroczył
na Krokwi magiczną
pięćdziesiątkę
(!), bijąc
tym samym dotychczasowy rekord Polski!
Na
marginesie, kobiety brały udział
tylko w jeździe
figurowej na lodzie. Norweżka Sonja Henie, 15-letnia zdobywczyni złotego
medalu w 1928 roku, prawie do samego końca
XX wieku pozostała
najmłodsza
medalistką w swojej dyscyplinie.
Gdy
St. Moritz po raz drugi wybrano na gospodarza zimowej olimpiady, świat
roku 1948 wyglądał
zgoła
inaczej. Piąte z kolei zimowe igrzyska odbywały
się
po dwunastoletniej przerwie. Z wyłączeniem
sportowców z Niemiec i Japonii. Zaledwie dziesięć
lat wcześniej
bawiła w St. Moritz fotografka i tancerka Leni
Riefenstahl, wtedy u szczytu sławy
po nakręceniu filmu "Triumf woli". W sylwestrową
noc bawiła
się w towarzystwie Fritza von
Opla. Do ich stolika przysiadł
się
przyjaciel Marleny Dietrich, reżyser
Josef von Sternberg. „Do zobaczenia wkrótce",
powiedział
na odchodnym, „jeżeli
nie wybuchnie wojna", dodał.
„Wojna, jaka wojna?", zdziwiła
się
Leni, ona, która szczyciła
się
znajomością z Hitlerem i z upodobaniem filmowała
nazistowskie parady wojskowe. Los zetknął
ich ponownie dwadzieścia
lat później. W zupełnie
innej rzeczywistości.
Bronek Czech wojny nie przeżył.
Choć
do dziś
St. Moritz zmieniło
się
niemal nie do poznania, przybyło
hoteli, sklepów, restauracji, turystyka się
zdemokratyzowała, jest to w dalszym ciągu
uzdrowisko bardzo ekskluzywne mające
do zaproponowania przeżycia
dla najwybredniejszych. Choćby
zawody hippiczne na śniegu.
Od roku 1928 kurort jest gospodarzem mitingu wyścigowego
znanego pod nazwą
White Turf. A od roku 1985 światowa
high society uprawia tu wyjątkowo
widowiskowy sport, polo na śniegu.
Na tafli zamarzniętego
jeziora. Dobrze widoczna na śniegu
jaskrawo pomarańczowa
piłka
jest celem, zawodnicy ściskają
młotki,
wyostrzają
zmysły,
spinają
konie… I, jazda! Fontanny śniegu
tryskają
spod kopyt, konie rżą i charczą,
jeźdźcy
krzyczą,
publiczność wstrzymuje oddech… Jak oni trafiają w tę
piłkę?!
Wyglądają
jakby się chcieli pozabijać!
Polo, zwane „królem sportów i sportem królów", uchodzi za jeden z najdzikszych sportów świata. I jeden z najstarszych.
W
Persji uprawiano go już
na kilka wieków przed Chrystusem. Jego miłośnikami
byli król Aleksander Wielki i kalif Bagdadu Harun
ar-Rashid. bohater z „Baśni
tysiąca i jednej nocy". Uprawia go książę
Karol, uprawiał
autor „Malowanego ptaka", Jerzy Kosiński,
uprawiają
ekscentryczni, bogaci i przede wszystkim bardzo sprawni gracze. W styczniu 2004
na 20. Cartier Polo World Cup on Snow sensacją
sezonu okazała
się
drużyna
Larchmont. Zainkasowała
Puchar Świata wygrywając
10:2 ze szwajcarską
drużyną
Bank Hoffmann. Kapitanem był
polski biznesmen Marek Dochnal, po raz pierwszy w St. Moritz i po raz pierwszy w tych zawodach. Plotka głosi,
że,
żeby
mieć
gdzie ćwiczyć,
kupił
wcześniej
rancho w Argentynie. Zadziwił
wszystkich i… zniknął.
Dziś
zamiast liczyć piłki w polo liczy dni w areszcie. Cóż,
fortuna kołem się
toczy.
Że
fortuna kołem się
toczy widać
także
po gościach
St. Moritz z Rosji. Od dobrej dekady odkryli alpejski kurort ponownie. Zjeżdżają
całymi
gromadami. Nierzadko przylatują
do Szwajcarii własnymi
samolotami. Gospodarzy — jak dotąd przyzwyczajonych do dyskretnej kindersztuby
swoich zamożnych
turystów z Zachodu — bulwersują
hałaśliwym
zachowaniem, zabawami à la Dymitr Karamazow & Co., popijaniem najdroższych
gatunków szampana z gwinta i obwieszonymi biżuterią
dziewczynami. Ale, że
„klient nasz pan" a pecunia non olet, sanktmoriczanie
dostosowują się
do nowych obyczajów i zmieniają
nawet asortyment sklepów, zwłaszcza
jubilerskich i futrzarskich — jak ktoś
bardzo chce wydać
dużo
pieniędzy,
bo poprawia mu to samopoczucie, w St, Moritz z pewnością
znajduje się
na właściwym
miejscu.
Umówmy
się,
do St. Moritz przyjeżdża
się
nie tyle dla gór i sportu, ile żeby
poszaleć, pokazać
się,
zobaczyć… sehen und gesehen werden, jak mawiają
Szwajcarzy, „oglądać i dać
się
oglądać". Fashion, to jest TO magiczne hasło,
sklepy z ubraniami oferują
wszystko co najnowsze i najelegantsze, a shopping to mus. W latach
dwudziestych, gdy moda stawała
się
powoli „sztuką
wysoką"
polsko-rosyjsko-żydowska
malarka Tamara
Łempicka
namalowała na okładkę
magazynu „Die Dame" obraz „Saint Moritz" przedstawiający
młodą
kobietę z rozmarzonym wyrazem twarzy w grubym narciarskim swetrze na tle Alp. Już
wtedy symbol elegancji, od tamtego czasu St. Moritz stało
się
prawdziwą
mekką
mody. Dolce & Gabbana, Jet Set Fashion dla dużej i Jet Set Kids dla małej
elegantki, Bernie's Uomo dla modnego mężczyzny,
to sklepy, do których trzeba zajrzeć. Można w nich trafić
na wytworny ciuch, najprawdziwszą gwiazdę
kina, i, oczywiście,
rozbawionych Rosjan, bywa, że
spod ciemnej gwiazdy.
Chyba
że
przyjdzie nam ochota na Rosjan w najlepszym gatunku. W Galerie Gmurzyńska — tak, tak, Polka Krystyna Gmurzyńska
ma tu filię
swojej kolońskiej galerii specjalizującej
się w malarstwie rosyjskich awangardystów i im współczesnych
malarzy innych narodowości — trafimy na „oryginalnego Kandynsky’iego" czy „najprawdziwszą
Sonię
Delaunay", obok Jeana Arpa, Pieta Mondriaana, Juana Grisa czy Picassa… by
po tym duchowym posiłku
spróbować
szwajcarskiego fondue serowego. Popija się
go winem Veltliner. Wtajemniczeni — nim utopią
swój kawałeczek chleba we wrzącej
masie serowej — maczają
go najpierw w kieliszku ze sznapsem. Smakuje jak nic i nigdzie.
Siedmiotysięczne
St. Moritz leży w największym a zarazem najrzadziej zaludnionym kantonie Szwajcarii, Gryzonii, Graubuenden, ze
stolicą w Chur (Khur). Jego powierzchnia wynosi 7106 km kwadratowych. A na jeden km
kwadratowy przypada zaledwie 26 mieszkańców.
Statystycznie. Bo w rzeczywistości
osady ludzkie skupiają
się
naturą
rzeczy w dolinach a większość
terytorium zajmują
niezamieszkałe
Alpy. Alpy zwane są
tu Retyckimi, od ludu, który tu od starożytności
żył i który dał
nazwę
całemu
rejonowi — Raetia. Dopiero w średniowieczu
zaczęto
używać
nazwy Graubuenden od jednego z trzech funkcjonujących
tu związków — Grauer Bund, „Szary Związek".
Idąc
tym tropem Gryzonia (od francuskiego Grisons) po polsku musiałaby
się
zatem nazywać
nie tyle „Gryzonia" co „Szarzyzna". Kłóciłoby
się
to z malowniczością
tego jedynego miejsca na świecie. W licznych jeziorach, błękitnych,
szmaragdowych, ultramarynowych, zależnie
od pogody, odbijają
się
ciemne lasy i jasne szczyty gór. Latem kwitnie wielobarwna roślinność
alpejska, zimą lśni
biel śniegu.
Na poboczach gór i licznych wiaduktach mignąć
może
czerwień
kolejki elektrycznej, ulubionej atrakcji turystów.
Na
szwie między
Alpami Zachodnimi a Wschodnimi rozdzielają
się
wody zasilające
trzy morza: mający
tu swe źródło
Ren wraz z rzeką Julią
zmierza do Morza Północnego,
Maira z początkiem w Septimer, wpływa
do jeziora Como i dalej z wodami Padu do Morza Śródziemnego,
ma tu też
swój początek
rzeka Inn, która wpada do jeziora Engadin i dalej łącząc
się z Dunajem dociera do Morza Czarnego. Dla starożytnych
Rzymian Gryzonia była
ważnym
miejscem strategicznym między
Półwyspem
Apenińskim a terenami nadreńskimi.
Stąd
dbałość
Rzymian o stan dróg i przejść
alpejskich. I stąd
język
używany
nadal przez część
mieszkańców Gryzonii, czwarty, obok niemieckiego,
francuskiego i włoskiego,
oficjalny język szwajcarski, język
zwany retyckim lub retoromańskim. Jest to najbardziej zbliżony
do łaciny
język
nowożytny.
Sankt Moritz to po retycku San Murezzan. Gryzonia
dołączyła
do Konfederacji Helweckiej w 1803 roku.
1 2 Dalej..
« Turystyka i krajoznawstwo (Publikacja: 25-12-2007 )
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5668 |
|