|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Dzieci kwiaty Wschodu. Wokół książki Maxa Cegielskiego Autor tekstu: Katarzyna Gizińska
Max Cegielski "Pijani bogiem"
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa
2007
Max Cegielski podróżował po Pakistanie w latach 2000-2004. „Pijani bogiem" to
zapis jego doświadczeń i wrażeń z wyprawy do tego pełnego paradoksów,
barwnego kraju; to wnikliwy opis religijności, a przez to także kultury
Pakistańczyków i roli, jaką odgrywa w niej muzyka.
Pakistan — jedyne muzułmańskie państwo, posiadające broń atomową. Kraj, o którym
się teraz mówi: pod koniec grudnia 2007 roku w zamachu zginęła Benazir
Bhutto — pierwsza premier kobieta w świecie islamu, przywódczyni pakistańskiej
opozycji. W dniu, w którym piszę te słowa, odbył się jej pogrzeb, a prasa i telewizja donosi, że w państwie rządzonym przez gen. Perveza Musharaffa
rozpoczynają się zamieszki i coraz bardziej realna jest perspektywa kolejnej
wojny między Pakistanem i Indiami.
Dziś,
poruszając temat krajów muzułmańskich, ciągle pamiętamy o 11 września
2001. Od ataków na Pentagon i dwa nieistniejące już wieżowce, świat po raz
kolejny się zmienił. Wzrosła jeszcze bardziej nieufność do wyznawców
Mahometa, osiągająca czasami skalę paranoi. 11 września Cegielski przebywał w Pakistanie, sąsiadującym ze zbombardowanym później przez Amerykanów
Afganistanem.
"Po
miesiącach spędzonych wśród muzułmanów oglądałem atak na World Trade
Center z dystansu. W dniu tragedii, jeszcze przed poznaniem muzyków [Mittu i Gunga, dwóch braci, którym Cegielski często towarzyszył podczas ich występów
na grobowcach sufich — przyp. kg], przebywałem w pakistańskiej części gór
Hindukusz po raz drugi od dwóch miesięcy, i czułem się już bardziej
'tamtejszy' niż europejski, tak jak i moi przyjaciele z całego świata,
zafascynowani Wschodem, wsiąkający coraz mocniej w ten górski melanż różnych
religii, tradycji i kultur. Na Nowy Jork patrzyliśmy z wysokich przełęczy, z dolin pomiędzy najwyższymi szczytami planety. Z góry. Fale radiowe dochodziły
do nas z trudem przez rozrzedzone powietrze. Przez stoki, na których wypasały
się jaki i kozy, przez lodowate wodospady spływające z jakiejś mitycznej
Shangri-La [ 1 ]"
(s. 70)
Przyznaję,
że zaskoczył mnie obraz Pakistanu w oczach Maxa Cegielskiego. A jest to wizja
świata podzielonego przez ukrytą kastowość i islamu poszatkowanego — w dużej
części ludycznego, przesyconego muzyką, kwiatami i przemieszanego z hinduizmem. Nie jest to obraz złych terrorystów i ortodoksyjnych muzułmanów
nawołujących do zniszczenia Zachodu, który serwują nam media. Cegielski
pokazuje m.in. bardziej ludowy i mistyczny wymiar islamu w postaci sufizmu, który
ma licznych wyznawców. Jak powiedział jeden z arabistów — sufiści to
dzieci kwiaty Wschodu i nie pasują do wizerunku muzułmanów, kreowanego przez
prasę i TV. To odmiana islamu, której nie pokazuje się nam na szklanym
ekranie. Nie widzimy, jak w czwartki rzesze Pakistańczyków tańczą na grobach
sufich przy transowych dźwiękach rytualnych bębnów. Nie widzimy dymu
palonego haszyszu czy licznych, kolorowych, ukwieconych pielgrzymek do mazarów
[ 2 ]. I tu rodzi się pytanie: czego jeszcze telewizja nam nie pokazuje?
Cegielski
dobrze wie, że Pakistańczycy mogą być nietolerancyjni i stosować przemoc,
ale nie demonizuje i nie idealizuje, nie przedstawia jednostronnego,
stereotypowego obrazu. Ukazuje jednak ogromną złożoność świata, który dla
wielu ludzi wydaje się być monolitem — albo czarnym, albo białym.
"(...) w Pakistanie mistycyzm stopił się z lokalnymi przesądami i wierzeniami, z elementami szamanizmu i hinduizmu. Stał się 'ludowym sufizmem', rodzajem
nowej, masowej religii i ważnym składnikiem codziennego życia. Nie pasuje do
idealnego obrazu ezoteryzmu, jaki chcą tworzyć niektórzy w Europie. (...)
Wielu muzułmanów, od Wielkiej Brytanii po Filipiny, nie należy do żadnej
formalnej struktury muzułmańskiej. Ich religijność jest jednak przesiąknięta
sufizmem, szczególnie w jego ludowej wersji, sprowadzającej się często do
wiary we wstawiennictwo świętych i uzdrawiającą moc islamskich talizmanów.
Można powiedzieć, że z sufizmem sympatyzują prawie wszyscy wierni, którzy
nie należą do ortodoksyjnych, fundamentalistycznych odłamów islamu. (...)
Tak jak w chrześcijaństwie, łatwiej okazać skruchę i pokorę konkretnemu świętemu w fizycznie istniejącym miejscu niż abstrakcyjnemu Bogu, z którym łączy
mistrza silsila. [ 3 ] Tym bardziej, że w islamie Bóg jest jeszcze bardziej odległy, ponieważ
nieprzedstawiany w żaden antropomorficzny i wizualnym sposób. Mistyczna,
nieortodoksyjna droga zawsze dawała wiernym oparcie w świecie pełnym zagrożeń,
nadawała sens i strukturę ich życiu" (s. 51-52, 58)
„Pijani
bogiem" to trzecia książka urodzonego w 1975 roku Maxa Cegielskiego -
dziennikarza, redaktora TVP Kultury i założyciela projektu muzycznego Masala
Soundsystem. Świetnie napisana, wciągająca, odsłaniająca kolejną ukrytą
warstwę rzeczywistości, do której niewielu z nas miało kiedykolwiek dostęp.
Cegielski w „Apocalipso" był głosem swojego pokolenia — w fikcyjnej
powieści zdołał opisać sposób istnienia w świecie współczesnych młodych
ludzi, w „Masali" przeplatał wątki pobytu na detoksie z podróżami po
Indiach. A tym razem dał się poznać jako świetny reportażysta o zacięciu
antropologicznym, który chce ukazać to, co nieodkryte i kolejny raz dać nam
do zrozumienia, że pośród bieli i czerni jest jeszcze cała gama kolorów.
"Każda z czwartkowych imprez [na grobach różnych sufich — przyp. kg],] tonie w rytmie bębnów i oparach haszyszu. Sam nie palę, ale stężenie dymu w powietrzu przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Za każdym razem tłum ludzi,
ścisk, zapach potu i muzyka — amok, w którym łatwo się zagubić. Początkowo
nie znam etykiety, nie wiem, kiedy zdjąć buty, a kiedy nie. Nie wiem, że
przestrzeń przed muzykami staje się święta i wkracza się w nią na bosaka.
Zresztą ludowe ceremonie w Lahaur nie są skodyfikowane i każda reguła może
ulegać zmianie. W mój pierwszy czwartek w ogóle nic nie rozumiałem. To musi
być urs — rocznica śmierci mistyka — jego zaślubin z Bogiem. (...)
muzycy grają przez parę godzin bez przerwy. Dwa bębny w ich rękach stają się
orkiestrą utrzymującą szaleńcze tempo. Tłum wpada w ekstazę, tak jak na
koncercie kawwali [ 4 ], i skanduje wraz z Mittu modlitwy i religijne hasła (...)" (s. 15-16).
Przypisy: [ 1 ] Shangri-La — odległe, wspaniałe, nieistniejące w rzeczywistości
idylliczne miejsce [ 2 ] Mazar — grobowiec sufiego [ 3 ] Silsila — dosł. łańcuch, metafora stopni wtajemniczenia lub
dziedziczenia mistycznej siły Mahometa. [ 4 ] Kawwalli — religijna muzyka muzułmańska « Recenzje i krytyki (Publikacja: 30-12-2007 )
Katarzyna GizińskaStudentka socjologii i etnologii w ramach MISH na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Współpracuje z kilkoma portalami muzycznymi (Aleternativepop.pl, Rockmetal.pl, Rock4eveR.pl, MusicMag.pl). Interesuje się szeroko pojętą kulturą: muzyka, film, książki muzyczne, Beat Generation, dark culture, flower power, motocyklizm. Uwielbia jeździć na swoim ukochanym Dzikusie, czyli motocyklu Suzuki Savage i walczy ze stereotypem motocyklistek jako babochłopów. Nick: Jos. Numer GG: 5060638
Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Muzyka w erze file sharing | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5674 |
|