|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Nowi intelektualiści [2] Autor tekstu: John Stoehr
Tłumaczenie: Sławomir Szostak
Innymi słowy,
był to totalny nonsens. Nie jestem do końca pewny czy sparafrazowałem dobrze
treść publikacji, lecz nie jest to ważne, ponieważ chodzi o to, że „Social
Text" uznał, iż Sokal pisze śmiertelnie poważnie, wspierając tezę, że
rzeczy takie jak uczciwość i prawda nie mają znaczenia. Sokal wyjaśniał
potem w artykule dla „Lingua Franca" cel swojego
„eksperymentu":
W pierwszym paragrafie drwię z „dogmatu narzuconego przez długą
post-oświeceniową hegemonię rządzącą zachodnim światopoglądem
intelektualnym": że istnieje zewnętrzny świat, którego właściwości są
niezależne od jednostki ludzkiej i od ludzkości jako całości; że właściwości
te są zakodowane w „odwiecznych" prawach fizyki; oraz, że istoty
ludzkie mogą posiąść godną zaufania, aczkolwiek nie do końca doskonałą i niepewną wiedzę o tych prawach poprzez wgryzanie się w „obiektywne"
procedury i epistemologiczne zastrzeżenia przepisane przez (tak zwaną) metodę
naukową.
Dlaczego Sokal
zrobił coś takiego? Aby odpowiedzieć na to pytanie pisał:
(...) to co mnie niepokoi to proliferacja nie tylko nonsensu i niedbałego
myślenia per se, ale tego szczególnego
rodzaju nonsensu i niedbałego myślenia, który odrzuca istnienie obiektywnej
rzeczywistości lub (wyzwany) przyznaje, że istnieje obiektywna rzeczywistość
lecz pomniejsza jej praktyczną rolę. W najlepszym wypadku, pisma takie jak
„Social Text" podnoszą ważne pytania, których naukowcy nie powinni
lekceważyć; pytania czy przykładowo korporacyjne bądź rządowe
dofinansowanie wpływa na pracę naukową. Niestety, relatywizm epistemologiczny
nie pomaga w pchnięciu do przodu dyskusji nad tymi sprawami. W skrócie, mój niepokój nad szerzeniem się myślenia
subiektywistycznego ma charakter intelektualny i polityczny. Problem
intelektualny z tymi doktrynami jest taki, że są one fałszywe (jeśli nie
zupełnie bezsensowne). Istnieje prawdziwy świat; jego właściwości nie są
tylko konstruktami społecznymi; fakty i dowody naprawdę mają znaczenie. Czy
osoba będąca przy zdrowych zmysłach może twierdzić inaczej? A jednak wiele
współczesnego akademickiego teoretyzowania składa się właśnie z prób
rozmycia tych oczywistych prawd — ostateczny absurd tego wszystkiego ukryty
jest pod przykrywką niejasnego i pretensjonalnego języka. Akceptacja mojego artykułu przez „Social Text" egzemplifikuje
intelektualną arogancję Teorii — mówiąc ściślej, postmodernistycznej
teorii literatury — wyniesioną do logicznego ekstremum. Nic dziwnego, że nie
pofatygowali się nawet skonsultować się z jakimś fizykiem. Jeśli wszystko jest
dyskursem i 'tekstem' to wiedza o prawdziwym świecie jest zbędna; także
fizyka staje się po prostu kolejną gałęzią badań studiów kulturowych. Co
więcej, jeśli wszystko jest retoryką i 'grą językową' to wewnętrzna
logiczna spójność jest także zbędna: patyna teoretycznego wyrafinowania służy
równie dobrze. Niezrozumiałość staje się cnotą; aluzje, metafory i kalambury stają się substytutem dowodu i logiki. Mój artykuł jeśli jest
czymkolwiek, to na pewno skromnym przykładem tego ogólnie przyjętego gatunku
literackiego.
Postmodernizm
był już atakowany przez prawicowych Jeremiaszy, takich jak Alan Bloom w The
Closing of the American Mind. Jednak eksperyment Sokala pokazał, że
postmodernizm jest nie tylko narzędziem demaskującym struktury istniejącej władzy,
które są w sposób naturalny atakowane przez obrońców tej władzy, lecz że u samych swoich podstaw jest to mizerny, czy wręcz wadliwy fundament
dociekliwości naukowej. Podczas gdy
redaktorzy „Social Text", włączając w to znanych uczonych, jak
Andrew Ross, autora tomiszcza prawie nie do przebrnięcia o nazwie No Respekt: Intellectuals and Culture, byli zajęci akceptowaniem żartu
jako poważnej publikacji naukowej, John Brockman przygotowywał się do pracy
rozmawiania z prawdziwymi ludźmi na tematy, które naprawdę coś znaczą. Według artykułu z londyńskiego „Guardiana", zatytułowanego The New Age of Ignorance, Brockman zrobił więcej niż ktokolwiek,
by rozbić podział C.P Snowa. Jednakże zamiast zachęcać intelektualistów
literackich do komunikacji z naukowcami, a potem do przekazania tego co odkryli
zaangażowanej, wykształconej i czytającej publiczności, Brockman wymyślił
„trzecią kulturę" — która nie tylko nie potrzebuje żadnej pomocy, ale
mówi: dziękuję nie skorzystam z niej. „'Trzecia
kultura' składa się z tych naukowców i innych myślicieli świata
empirycznego, którzy poprzez swoją pracę i pisarstwo wystawione na widok
publiczny zajmują miejsce tradycyjnych intelektualistów w wydobywaniu na światło
dzienne głębszych znaczeń naszego życia, redefiniowania tego kim jesteśmy" — pisze John Brockman w portalu Edge. I kontynuuje:
Do roli intelektualisty należy także komunikacja. Intelektualiści to
nie tylko ludzie, którzy coś wiedzą, lecz także ludzie kształtujący myślenie
swojego pokolenia. Intelektualista to syntezator, publicysta, komunikator. W swojej książce z 1987r. The Last
Intellectuals, historyk kultury Russel Jacoby opłakiwał odejście
pokolenia publicznych myślicieli i zastąpienie ich anemicznymi akademikami.
Miał rację, ale mylił się zarazem. Myśliciele trzeciej kultury są teraz
nowymi intelektualistami na świeczniku.
W skrócie,
naukowcy nie potrzebują już dłużej intelektualistów. Robią wszystko za
nich. Artykuł z „Guardiana" odnotowuje, że Ian McEvan jest jednym z niewielu powieściopisarzy biorących udział w debatach w Edge, który
sugeruje, że projekt ten nie leży wcale tak daleko od „starego marzenia oświeceniowego o zunifikowanej wiedzy, gdzie biolodzy i ekonomiści czerpią z wzajemnych
konceptów, a biolodzy molekularni zaglądają na słabo bronione terytoria
chemików i fizyków". Dlaczego
intelektualiści zajmujący się literaturą i estetyką nie mówią już w ten
sposób? Akt 4: Nowi
Intelektualiści Przy pomocy
Edge oraz swego rodzaju naukowego salonu — Edge Reality Club — Brockman czyni cuda
dla postępu krajowej dyskusji o nauce i naukowym myśleniu. Jest teraz więcej
naukowych magazynów niż kiedykolwiek wcześniej, więcej głodu nauki oraz książek o nauce, a także tych, które propagują ateizm. Lecz co z intelektualistami zajmującymi się literaturą i estetyką? Co z nimi? Są
gdzieś w pobliżu, lecz ich wpływ wydaje się dramatycznie kurczyć z powodu
malejącego miejsca, jakie poświęcają im media, a szczególnie gazety. Sekcje książkowe
były takim tradycyjnym forum dla literackich dyskusji, a wszyscy wiemy dokąd
zmierzają: gazety w LA, Chicago, Mineappolis, Raleigh i Atlancie albo wylali z pracy redaktorów książek, zmniejszyli liczbę stron poświęconych książkom,
skonsolidowali je, albo też wyrzucili z uświęconego historią miejsca w wydaniu niedzielnym. Gazety na tym
nie poprzestaną. Co więc należy robić?
Odpowiedź można
znaleźć w nowym piśmie z Connecticut. Pismo to o nazwie „New Haven
Review of Books" stworzyli liczni pisarze z tego miasta, którzy wierzą,
że ktoś musi podjąć pracę tam, gdzie porzuciły ją gazety. Mark
Oppenheimer, poprzedni redaktor „New Haven Advocate" oraz autor pracy Knocking
on Heaven's Door: American Religion in the Age of Counterculture pisze, że
żyjemy w czasach wymagających innowacyjnego myślenia przez innowacyjnych
ludzi, którzy są wszędzie, nie tylko w LA czy Nowym Jorku. W epoce kurczącego się miejsca w gazetach na recenzje książek musimy
znaleźć nowe sposoby, by szerzyć słowo o wielkich książkach. Niektóre z tych sposobów będą lokalne, prowadzone na małą skalę. Możemy nigdy nie
opublikować kolejnego numeru „New Haven Review" (nasze motto to: Pismo
publikowane przynajmniej dorocznie), ale już poprzez tę jedną publikację
wyraziliśmy poparcie dla kultury literackiej. Czy nie byłoby super gdyby inne
małe, bądź średniej wielkości miasteczka jak — Austin, Des Moines, Albany,
etc. — zdecydowały się na lokalne recenzje książek? Może recenzje takie
pisaliby lokalni dziennikarze, jak to działa w naszym przypadku, bądź sami
autorzy. Jakkolwiek by to wyglądało, byłoby to przypomnieniem, że
wielkomiejskie publikacje nie są jedynym narzędziem recenzowania książek. A to prowadzi nas do drugiego twierdzenia, że nawet jedna publikacja małego,
lokalnego przeglądu książek przypomina nam o tym, że pisarze są wszędzie.
Tylko tutaj w New Haven i sąsiadujących miasteczkach zdołaliśmy zaciągnąć
Alice Mattison, Bruce’a Shapiro, Debby Applegate, Deirdre Bair, Jima Sleeper,
Amy Bloom oraz wielu innych równie dobrych. Wielu z nas nigdy wcześniej się
nie spotkało. Nie posiadamy literackiej 'sceny' w tym skromnym mieście;
nie ma tu „salonów literackich". Jednakże są tu pisarze. Model ten nie zastąpi wielkomiejskich pism z recenzjami; wciąż ich
potrzebujemy. A jeśli żaden anioł nie zstąpi, by dokonać cudu, może być
to ostatnie wydanie „New Haven Review". Żyjemy jednak w erze rozkwitu
zainteresowania lokalizmem, regionalizmem, a recenzje książek — tak jak
rynki farmerów czy lokalna waluta — mogą odegrać swoją rolę. Lokalność i regionalizm: to tu trzeba szukać nowych intelektualistów zajmujących się
literaturą i estetyką. Artykuł przetłumaczony i opublikowany dla Racjonalisty za zgodą autora. Artykuł ukazał się w
Charleston City Paper.
1 2
« Kultura (Publikacja: 24-01-2008 )
John StoehrAmerykański dziennikarz. Redaktor działu artystycznego w Charleston
(S.C.) City Paper. Poprzednio pisał o sztuce i kulturze dla Savannah (Ga.)
Morning News (lata 2002-2007). Był trzykrotnym członkiem NEA Arts Journalism
Institutes. Jego
prace ukazywały się w Atlanta Journal-Constitution, Detroit Metro Times,
Houston Press, Creative Loafing Atlanta, Orlando Weekly i Florida Times-Union. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5703 |
|