|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Kult "macho" a wzorzec Rambo [2] Autor tekstu: Radosław S. Czarnecki
Macho i Rambo to jasny podział na dobro i zło, świat biało-czarnych replik i bezdyskusyjnych wyborów. Moralność Kalego i etyka Zosi-Samosi.
Poczucie zagrożenia jakie przeżywał macho
w okresie „przedramboidalnym" doskonale opisuje E. Hobsbawm powołując
się na brazylijskie badania antropologiczno-socjologiczne [ 8 ]. Owo zagrożenie przyniosła tzw. „kultura wielkich miast", która
podcięła podstawy tradycyjnemu pojmowaniu honoru, rodziny, religii, roli
kobiety itp. Dlatego m.in. tak popularną stała się postać samotnego
wojownika, symbolizującego epokę indywidualizmu, a jego intencje upowszechniły
komercyjne mass-media. Faktem jest, iż sztuka filmowa z minionych lat położyła
znaczne zasługi w takim konstruowaniu rzeczywistości przez odbiorców:
westerny, niezwykle popularne w latach 50- i 60-tych XX wieku wykreowały określony
model samotnego, dobrego i uosabiającego prawo szeryfa, a role J. Wayne’a, G.
Pecka czy G. Coopera stały się sztandarowymi kreacjami świata X Muzy. Jednak w ich postawach nie było nic politycznego, społecznie określonego, publicznie
zdefiniowanego. Egzemplifikowali uniwersalnie pojmowaną walkę dobra ze złem. Z J. Rambo sprawa miała się inaczej . Był częścią i motorem krucjaty
przeciwko „imperium zła" i wszystkiemu co było z nim związane. W wyniku eksplozji neokonserwatyzmu i neoliberalizmu wzmaganych
leseferyzmem ekonomicznym warstw, którym się powiodło daleko lepiej niż
innym członkom społeczeństw Zachodu i indywidualizmie, będącym hybrydą
powszechnej potrzeby wolności, odżywać począł stary wiktoriański podział
(odzwierciedlający stratyfikację społeczno-mentalną) na "godnych
szacunku pracowników i niegodnych szacunku biedaków", którym się nie
powiodło tylko z ich winy "...i to w bardzo gorzkiej postaci, w okresie wspaniałych lat światowego boomu, kiedy
wydawało się, że pełne zatrudnienie daje gwarancję zaspokojenia wszystkich
materialnych potrzeb pracowników"
[ 9 ]. Jak pisze prof. E.Luttwak [ 10 ] w latach 80-tych minionego stulecia powróciła
moda i zapotrzebowanie na służące, lokai, sprzątaczki, baby sitters, kamerdynerów. W czasach powojennego pokoju społecznego i prosperity były to rzeczy niespotykane. I to zarówno z powodów
ekonomicznych jak i prestiżowo-socjologicznych.
Jak
stwierdzono, macho jest osobnikiem
kulturowo tradycjonalistycznym, religijnie — konserwatywnym (często
fundamentalistycznym), cywilizacyjnie — patriarchalnym i hierarchicznym,
politycznie — prawicowym bądź ultraprawicowym. Hołduje sile fizycznej,
przemocy i bezwzględnemu stosowaniu w życiu codziennym nieformalnego -
populistycznego i natywistycznego — kodeksu honorowego, będącego raczej
odbiciem popularnych, często prymitywnych i woluntarystycznych, poglądów
gawiedzi na prawo i funkcjonowanie społeczeństwa. Ma ów kanon często
niewiele wspólnego z cywilizowanym, demokratycznym i zgodnym z normą rzymską
pojęciem jurysprudencji. Hierarchiczność drabiny społecznej i rola poszczególnych jednostek w życiu jest dana zgodnie z tradycyjnym opisem
świata przez Boga-Ojca. Tu właśnie leżą podstawowe wartości wg których
funkcjonuje naród; macho głównie mówi o narodzie, nie społeczeństwie, co zbliża go właśnie do Rambo walczącego w imieniu narodu amerykańskiego z „imperium zła". Mówi przede wszystkim o jednostkach, nie o obywatelach, dla których normą odniesienia są raczej prawa
wynikające z tradycji Oświecenia i Rewolucji Francuskiej oraz z doświadczeń
demokracji parlamentarnej w Europie Zachodniej. Jednostki utożsamiające się z kulturą machismo odwołują się do
tradycji, hierarchii wartości, Boga-Ojca i będącego jego depozytariuszem
ojca rodziny, podstawowej komórki funkcjonowania społeczeństwa. Siłę stosuje się zgodnie z mandatem
Boga, tradycji czy hierarchii wartości w dobrej sprawie. Sakralizacja przemocy
jest doskonale znana z przeszłości [ 11 ]. A w tym przypadku nastąpiła ona w symbiozie
kulturowego wzorca macho z ideologią antykomunistycznej krucjaty, z superkomandosem
Rambo na czele. Przemoc w takiej formie miała z jednej strony błogosławieństwo
tradycji i ostoi patriarchalnej mentalności, a z drugiej — była elementem w krzyżowej wyprawie przeciwko absolutnemu złu. Stosowanie siły zawsze
przeradza się w pogardę dla słabszego, przegranego, stojącego niżej w drabinie społecznych akceptacji czy preferencji. J. Rambo spotkał się więc
po drodze z macho na platformie
absolutyzacji przewag fizycznych jako najbardziej naturalnej (bo pierwotnej i atawistycznej, zgodnej z zasadami darwinizmu społecznego) formy rywalizacji
jednostek. Ponieważ 80 % filmów pokazywanych na świecie
to filmy amerykańskie jest to najzwyklejsza inwazja kulturowa. Filmy, podobnie
jak telewizja, elektronika czy sztuki wizualne, są z jednej strony częścią
gospodarki, ale równocześnie i częścią kultury. Amerykanizacja globalnej
cywilizacji postępuje niesłychanie szybko właśnie od przełomu lat 60 — i 70-tych. Wzory kulturowe i osobowe stają się własnością i obiektem
identyfikacji większości ludzi na świecie. Zwłaszcza młodych i coraz młodszych. Warto zaznaczyć, że istnieje wyraźny związek
pomiędzy masowym charakterem wmontowanych reakcji i ich prezentacji w sztuce,
kulturze, internecie, grach telewizyjnych, laserdroomach itp., a zachowaniami
społecznymi. Uważa się powszechnie, iż " ...najbardziej
masową i destrukcyjną reakcją wmontowaną jest agresja. Nie tylko skutecznie
redukuje napięcia, co sprawia, że człowiek szybko się jej uczy".
Kultura tym samym staje się rozdartą podziałami i przesycona agresją [ 12 ]. Kult macho i Rambo są tego
klasycznymi przykładami. Kultura takiego „czynu" preferowanego
przez regano-thatcherowskich prestidigitatorów społecznych, rynkowych
fundamentalistów czy neoliberalnych „oszołomów" wywierać poczęła wpływ
na większość dziedzin życia, często w sferach dalekich od potrzeby
gloryfikacji przemocy czy nadużywania siły fizycznej. Konkurencja, będąca
podstawą kapitalistycznych stosunków gospodarczych sama przez się wymusza
ofensywność, bezwzględność czy „miażdżenie słabszych". I zgodne jest to absolutnie z leseferyzmem powszechnie obecnym w ostatnich dziesięcioleciach w gospodarce, ekonomii i przestrzeni społecznej,
gdyż prawo do przeżycia mają tylko najlepiej dostosowani, najbardziej
konkurencyjni, najagresywniejsi osobnicy. Wynikiem takich wzorców osobowych
jest natężający się „wyścig szczurów" przybierający formę
hobbsowskiej „wojny wszystkich ze wszystkimi". Na placu boju pozostają
tylko najsilniejsi, najsprytniejsi, tylko ci którzy przechytrzą, pokonają,
pobiją i zniszczą swoich konkurentów, przeciwników, wrogów. Czyli
„Innego" człowieka; „Innego" nie tylko z wyglądu, wyznawanej religii,
nabytych przekonań politycznych czy reprezentowanego światopoglądu uważa się
a priori za materiał do
unicestwienia. Bo jest po prostu „Inny", stanowi dla mnie konkurencję i zaburza homogeniczność naszego, mojego świata. Kult macho i osoba J. Rambo nie mają zrozumienia dla słabości, refleksji, dialogu czy
jakichkolwiek dylematów. Są one
bowiem dla nich synonimami „gorszości", „złego", „poniżenia" czy
wartości nie-męskich. Egzemplifikują one raczej działania agresywnego
rynku niż demokratycznie ułożonego społeczeństwa. Symbolizują naturalną
siłę, witalność i chęć dominacji samca, czyli fizycznie silniejszego, niż
dywagacje „jajogłowych" i uważanych za wyalienowanych mędrców z uczelnianych, pokrytych kurzem gabinetów bądź liberalnych „mydłków" z poczytnych i szacownych periodyków. Biceps i fallus w stanie erekcji są ich
znamieniem, nie mózg i racjonalnie uzasadniony szacunek dla „Innego". Liczą
się szybki seksualny numer, dzisiejsza przewaga „ja" nad „ty", medialny
szum i seria „fotek" w tabloidach, „bezrefleksja" i finansowy zysk. Świat
egzystuje w takiej perspektywie dziś, jutro jest nie ważne, bo można trafić w końcu na silniejszego, który cię wyeliminuje z gry. Tak wygląda pokrótce konglomerat wzorca macho, teorii
T. Hobbesa, leseferyzmu gospodarczego, kultu siły
wyemancypowanego przez Rambo i niczym nieograniczonego, indywidualistycznego i bezwzględnie rynkowego kapitalizmu oraz jego efektów dla współczesnej
cywilizacji. Wartości demokratyczne dzisiejszego świata
są powszechnie kontestowane i odrzucane przez coraz liczniejsze środowiska.
Kult przemocy, siły i wszystkiego co łączy się z walką, ostrą konkurencją
czy bezwzględnością przeczą bowiem naturze tych idei. Demokracja to
kompromis, otwarcie, wielopłaszczyznowość, multikulturalizm, dyskusja,
szermierka na argumenty i ucieranie stanowisk przy negocjacyjnym stole. Coś
zupełnie przeciwstawnego niż wspomniane wcześniej wartości utożsamiane z macho
czy Rambo. Dlatego demokracja więdnie w obliczu agresywnego rynku i wartości
przez niego niesionych. Karleje. Zwija się. Jak słusznie zauważył H.
Macmillan, brytyjski konserwatysta i premier rządu JKM w latach 1957-63 "negocjowanie
zgody jest podstawą demokracji", a zgoda jest jak wiemy w tym ustroju
ekwiwalentem kompromisu. Kompromis jest jak wiemy obcy zarówno Rambo jak i macho.
Wg G. Sorosa agresywny rynek i związane z nim wartości są zdecydowanie
niekompatybilne z przymiotami demokracji. Podlegają bowiem diametralnie różnym
zasadom,, wychodzą z antynomicznych przesłanek i promują przeciwstawne
zachowania personalne. W wolnorynkowym kapitalizmie "...stawką jest dobrobyt, w demokracji — polityczny autorytet. Kryteria
którymi te stawki się mierzy są również odmienne: w kapitalizmie — pieniądze, w demokracji- głos wyborczy
obywatela. Rozbieżne są interesy, które mają być zaspokajane: w kapitalizmie jest to interes prywatny, w demokracji — interes publiczny"
[ 13 ]. Konglomerat demokracji i wolnorynkowej gospodarki z parasolem ochronnym państwa socjalnego jako
spolegliwego i patriarchalnie zorientowanego opiekuna funkcjonujący przez okres
„zimnej wojny" spowodował z jednej strony w odbiorze społecznym
poczucie ich absolutnej symbiozy, a z drugiej — rozkwit klasy średniej,
która sama w sobie stała się nośnikiem rozwoju demokracji na niespotykanym
do tej pory w historii człowieka poziomie. Nie bez znaczenia była tu wymuszona
konkurencja obozu realnego socjalizmu, stanowiącego przynajmniej w pewnym
okresie poważne zagrożenie i wyzwanie dla systemu kapitalistycznego.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 8 ] E.Hobsbawm, Wiek
skrajności, Warszawa 1999, s.
309 [ 10 ] E.Luttwak, Turbokapitalizm, Wrocław 2000, s. 107 [ 11 ] Patrz — P. Crepon, Religie a wojna, Gdańsk
1994 i E. Drewermann, Chrześcijaństwo i przemoc, Kraków 1996. [ 12 ] J.
Kuroń, Działanie, Wrocław 2002, s. 76. Jacek Kuroń ze swoja ówczesną żoną
Gają w latach 50. i 60. XX wieku byli animatorami tzw. drużyn walterowskich
harcerstwa polskiego i stąd pochodzą ich zainteresowania oraz poznanie od
strony praktycznej zagadnień z zakresu pedagogiki, psychologii społecznej czy
socjologii. [ 13 ] G. Soros, Kryzys światowego kapitalizmu, Warszawa 1999, s.150 « Społeczeństwo (Publikacja: 24-02-2008 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 129 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Return Pana Boga | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5754 |
|