Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.001.997 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 12 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu"
 Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo

COŚ we mgle [1]
Autor tekstu:

Nocą nad malowniczą, pełną jezior okolicą w stanie Maine, miejscu zamieszkania Davida Draytona z żoną i synkiem, przechodzi potężna nawałnica. W świetle dziennym mieszkańcy klnąc i pomstując podliczają szkody. A potem jadą uzupełnić zapasy w najbliższym supermarkecie w pobliskim miasteczku. Wszyscy narzekają na anomalia pogody. Kto wie, czym to się skończy?

Wzmożony ruch w tym samym czasie w bazie militarnej pod miasteczkiem wzbudza wprawdzie niejakie zainteresowanie, ale to przecież w sumie nic szczególnego, burza wyrywała drzewa z korzeniami, wybijała okna, niszczyła zabudowania, żołnierze i policja są w stanie podwyższonej gotowości.

W sklepie tłumy. Część z nich zdąży zrobić zakupy i rozjechać się w swoje strony. Część dostrzeże coś, co każe im zostać na miejscu: powoli pokrywającą miasto dziwnie gęstą mgłę. Tę samą, którą rano David i jego żona zauważyli u siebie nad jeziorem i już wtedy wydała im się dziwna. Z mgły wybiega pokrwawiony mężczyzna, dopada sklepu, ze strachem w oczach krzyczy: „Coś jest we mgle! Something in the mist! Zamknąć drzwi! Shut the doors!"

Chwilę wcześniej syreny wyły na alarm. Chwilę potem sklepem wstrząsają jakieś potężne bliżej nieidentyfikowalne siły. Zanim jeszcze gęsta jak śmietana mgła nie otuliła ogromnych okien supermarketu, wysiadły telefony, zamilkły komórki. Ludzi ogarnia przerażenie. Coś jest nie tak!

Taka jest sytuacja wyjściowa filmu „The Mist", „Mgła" w reżyserii Franka Darabonta. Grupa ludzi w zamkniętym pomieszczeniu odcięta od świata. Rosnący stan zagrożenia. I poczucie bezradności. Brak informacji z zewnątrz. Narastające napięcie wewnątrz. Jak w takiej sytuacji zachowają się ludzie? Najprzeróżniej, jak to ludzie. Tylko jedno ich łączy. Każdy, bez wyjątku, odwołuje się do swojego rozumu, żeby: 1. zrozumieć sytuację; 2. wyjść z niej cało.

Jeżeli zbiór przypadkowo ze sobą zebranych ludzi jest wystarczająco duży, to będziemy mieć mniej czy bardziej trafiony przekrój całego społeczeństwa. Tak właśnie jest w naszym supermarkecie. Mamy tu sceptyków i realistów, wolnomyśliciela i new-age-owca, wiernych (kościołom), i niewierzących (nikomu), mądrą nauczycielkę młodą i jeszcze mądrzejszą, bo z racji wieku bardziej doświadczoną, nauczycielkę starą, mamy kilku żołnierzy… Mamy kierownika sklepu, obsługę techniczną sklepu, kasjerki...

Zagrożenie zatrzymało w sklepie także Davida z synem. Oraz ich sąsiada, zabrał się z nimi do miasta, bo jego samochód przygniótł wyrwany przez burzę konar. Jedyną osobą, która — jako ostatnia — mimo niebezpieczeństwa czającego się na zewnątrz, opuściła sklep, była matka małych dzieci, obiecała im, że wyskoczy do sklepu i zaraz wróci, nie mogła nie dotrzymać słowa, zostawić ich na pastwę losu. Nikt nie zdecydował się wesprzeć jej swoim towarzystwem. Wyszła we mgłę sama.

W zamkniętej w kapsule supermarketu grupie jest też Mrs. Carmody. Będzie miała swoje pięć minut. Bo i ona odwoła się do swojego rozumu. A ten, zainfekowany wiarą w grzechy, sąd ostateczny, karę boską i inne rewelacje jeden do jednego wyprowadzone z Pisma Świętego starożytnych proroków tak chętnie straszących najgorszym współczesnych im maluczkich, każe jej ogłosić apokalipsę.

Najpierw ma mało posłuchu. Ale w miarę, gdy zagrożenie staje się coraz bardziej namacalne, gdy kilka osób traci życie, bo we mgle rzeczywiście jest coś, co zabija, duża część grupy przyłącza do niej i już żaden głos rozsądku nie ma do nich dostępu. Konflikt eskaluje. Modły przeradzają się w chęć mordu. Nawoływania do ukorzenia się w obliczu boskiego gniewu kulminują w ataku na znacznie mniejszą grupkę nie ulegającą rozfanatyzowanej wariatce. Teraz tym, którzy nie wierzą w sprowadzony na ludzi z woli boskiej koniec świata, niebezpieczeństwo grozi zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz.

David, główny bohater filmu, należy do mniejszości, rozsądniejszej, ale liczebnie słabszej. Od jego postawy zależeć będzie życie innych. Tylko że zwykłe życie w spokojnych małomiasteczkowych klimatach zwykle nie przygotowuje człowieka do tak nieoczekiwanego zadania. Do bycia bohaterem w prawdziwym życiu. To ludzie z przygodowych powieści. To rewolwerowiec Roland z „Mrocznej wieży" Stephena Kinga, którego portret David, z zawodu malarz-artysta, kończy właśnie, gdy nad miasto nadciąga burza.

Obraz, pilne zamówienie, ulega zniszczeniu, bo wichura wybija okno pracowni i deszcz zalewa dzieła (wśród nich miga słynny plakat kultowego dziś filmu „Coś", „The Thing", Johna Carpentera, David pewnie należy do miłośników dobrego horroru?). Rewolwerowiec Roland już na samym początku filmu ląduje na kupie połamanych burzą gałęzi, zwichrowane ramy i zmoczone płótno nie nadają się do niczego. Nie minie dwie doby i rewolwerowcem przyjdzie zostać samemu Davidowi. Jak wywiąże się z tego zadania?

Gdyby film nakręcił mistrz straszenia, stary Alfred Hitchcock, odwoływałby się zapewne bardziej do wyobraźni widza, niż do efektów specjalnych. COŚ we mgle pozostałoby niewidoczne i tylko groza śmiercionośnej wacianej bieli wyprawiającej okropności poza wzrokiem widza wbijałaby go w fotel.

Ale że film nakręcił rzemieślnik — sprawny i znający swój zawód rzemieślnik, dodajmy — a obraz przeznaczony jest dla tak zwanej szerokiej publiczności, mamy tu do czynienia z wersją bardziej dosłowną. Mgła roi się od potworów i potworków.

Frank Darabont zmiksował różne stwory z gotowej konfekcji gatunku. Wzięte z półki z asortymentem od filmów grozy raz przypominają co pomniejsze dinozaurki z „Parku Jurajskiego" Spielberga, innym razem są echem z „Obcego" Ridleya Scotta, jeszcze innym mają coś z „Cosia" Johna Carpentera...

Jeśli wyskakują znienacka, można się porządnie przestraszyć, jeśli harcują po ekranie jakiś czas, widać ich techniczne niedociągnięcia i różne niekonsekwencje. Ale mniejsza o nie (choć filmu zdecydowanie nie polecam cierpiącym na arachnofobię). O wiele ważniejsze jest to, co rozgrywa się na ekranie między ludźmi.

Jesteśmy bowiem świadkami, jak to pani Carmody, znana w miasteczku jako niezbyt sympatyczna, ale nieszkodliwa dewotka, zaczyna rządzić. I jak ludzie zaczynają jej kasandrycznym nawoływaniom ulegać. Pani Carmody długo nie porządzi, ale jej działanie będzie miało znamienne w skutki konsekwencje.

Twórcom filmu udało się naprawdę przekonywująco pokazać, jak wygląda psychologia tłumu w pigułce. Marcia Gay Harden jako Mrs. Carmody jest bez wątpienia największym atutem aktorskim filmu (Oscar 2000 za drugoplanową rolę w filmie „Pollock", nominacja do Oscara w roku 2004 za „Rzekę tajemnic"), i jest najbardziej wychwalana (w „The Mist" nominacja za rolę drugoplanową przez amerykańską Academy of Science Fiction, Fantasy & Horror Films).

Thomas Jane jako David Drayton spotkał się z kolei z największą krytyką, ale ja uważam, że wypadł wcale dobrze. To nie miał być ani Indiana Jones, ani James Bond. To komercyjny artysta wpisujący się w gusta i mentalność społeczeństwa, w którym żyje. No, może troszkę ponad. I nagle musi zostać bohaterem z przypadku. Jest trochę sztywny, trochę nieporadny. Zwykły mieszkaniec wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej „wydanie prowincjonalne", żaden mistrz malarstwa, coś jak „The Castle Rock Times", gazeta, którą czytuje, w porównaniu z „New York Timesem". Dobry artysta-rzemieślnik.

Stephen King, autor opowiadania „Mgła", wg którego powstał film, rzeczywiście mieszkaniec stanu Maine (urodził się w stolicy stanu, porcie Portland), właśnie na prowincji lubi umieszczać akcje swoich książek — fikcyjne miasteczko Castle Rock, „gdzieś na prowincji", należy do takich ulubionych miejsc Kinga, reżyser Darabont puszcza tą gazetą oko do wielbicieli talentu „Króla Horroru", choć tym razem rzecz dzieje się w rzeczywistym niespełna pięciotysięcznym miasteczku Bridgton.

Sam Stephen King, „najbogatszy pisarz świata", półtora miliarda dolarów majątku, 400 milionów wydanych egzemplarzy w ponad 40 językach świata, także uważa się za rzemieślnika, co przypieczętowuje powieścią autobiograficzną „On Writing. A Memoir of the Craft", „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" (2000).

Tak więc mamy w filmie „Mgła" solidny produkt przemysłu filmowego z warsztatu solidnych rzemieślników. Również główny bohater filmu, David, to malarz-rzemieślnik, jego obrazy to produkcja komercyjna tworzona pod zwyczajny nie nazbyt wybredny gust. W tym kontekście wybór Thomasa Jane’a uważam za trafiony. Frank Darabont (urodzony we Francji w 1959 roku amerykański reżyser pochodzenia węgierskiego) ma już na swoim koncie wybitne ekranizacje powieści Kinga, „Skazanych na Shawshank" (1994) i „Zieloną Milę" (1999), obie nominowane do Oscara, myślę więc, że można zaufać jego wyborowi w kwestii obsady.

Toby Jones, świetny jako „prosty pracownik supermarketu", magazynier Ollie Weeks, który okazuje się być i rozsądnym człowiekiem, i wyborowym strzelcem, ma w swoim dorobku udział w takich filmach jak „Marzyciel" (2004) czy "Elżbieta I" (2005). A William Sadler, aktor Darabonta już w obu poprzednich ekranizacjach Kinga, jako zawzięty niedowiarek stający się jeszcze bardziej zawziętym religiantem, stworzył w filmie, moim zdaniem, kreację aktorską porównywalną z Marcią Gay Harden, nawet jeśli mniejszą objętościowo.

Również obie panie nauczycielki — w młodszą wcieliła się Laurie Holden, aktorka z solidnym wykształceniem w swoim zawodzie (ukończyła z wyróżnieniem aktorstwo teatralne na Uniwersytecie Kalifornijskim), w starszą — Frances Stenhagen (grała żonę szeryfa w „Misery" wg Kinga) przykuwają uwagę widza. Najmłodszy z bohaterów, ośmioletni Billy jest także godny uwagi. W tę rolę wcielił się Nathan Gamble (nominacja do Young Artist Awards).

Horror, nawet najlepszy, to nie jest gatunek filmu, który zajmowałby się na poważnie poruszaniem problemów społecznych. Ponieważ jednak krytycy zauważają w „Mgle" różne drugie dna i dodatkowe głębie, przyjrzę im się i ja po trosze. Tym bardziej, że rozrzut jest zastanawiający. Jedni dopatrują się w filmie wymowy antyreligijnej, inni, wręcz przeciwnie, pochwały wiary, oczywiście nie w scenach agresji fanatycznie wierzących, ale w zakończeniu całej historii.

Widz niewierzący w scenach z panią Carmody dopatrzy się chętnie potępienia religii w ogóle. Zwolennik zasad Kościoła z kolei zwraca uwagę na zupełnie inny aspekt, rzekomy sprzeciw autorów filmu wobec aborcji i eutanazji. Również nauce porządnie się oberwało, bo czyż nauce wolno bez opamiętania eksperymentować? Wszystkie te interpretacje „Mgły" uważam za mocno przesadzone.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dogma - zamachy cenzorskie
Czas Apokalipsy – wersja reżyserska

 Zobacz komentarze (9)..   


« Filmy i filmoznawstwo   (Publikacja: 14-05-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Elżbieta Binswanger-Stefańska
Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie.

 Liczba tekstów na portalu: 56  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5881 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365