|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
COŚ we mgle [2] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
Gdyby w supermarkecie zamiast religijnej wariatki znalazł się cieszący się autorytetem miasteczka mądry a stanowczy pastor, uwięzienie w sklepie wyglądałoby zapewne inaczej. Ludzie by się zabarykadowali, jedni by się modlili, inni nie, i tak czekaliby wybawienia. I nie byłoby o czym pisać. Nie byłoby książki, nie byłoby filmu. David wprawdzie jest bohaterem głównym tej historii, ale pani Carmody to oś całej akcji. King wprowadza ją z powodów dramaturgicznych, a nie dlatego, żeby krytykować religię. Fanatyzm religijny, podobnie zresztą jak w „Carrie", pamiętnej pierwszej ekranizacji opowieści Kinga, która uczyniła jej autora tak słynnym, jest mu potrzebny, żeby było na czym budować napięcie. Tyle.
Wśród wierzących jest też coś takiego, jak gradacja świadomościowo-intelektualna, podobnie jak wśród niewierzących. Ale akurat Stephen King deklaruje wiarę w Boga. Czy na poziomie pani Carmody?
Jeszcze bardziej naciąganie brzmi opinia recenzenta filmu z portalu kosciol.pl: „Nie spotkałem jeszcze w Hollywood tak ostrej krytyki eutanazji". Szanowny Panie Recenzencie, tym razem też jej Pan nie spotkał! Bo jej tam nie ma. Nie ma jej w tym znaczeniu, w jakim zwolennicy eutanazji domagają się prawa do niej. Przypomnijmy, eutanazja znaczy „dobra śmierć", per definitionem, jest to „zadanie śmierci osobie nieuleczalnie chorej umotywowane skróceniem jej cierpień".
Ani jedna ze śmierci w filmie „The Mist" nie była „dobrą śmiercią", nie było więc też mowy o żadnym sprzeciwie. Lub na odwrót: każda ze śmierci w filmie „The Mist" była po to, żeby widz miał to, za co zapłacił, rozrywkę. Jakby to nie brzmiało w kontekście „trup ściele się gęsto", powtórzę raz jeszcze: roz-ryw-kę! (No, dobrze, a może chociaż ten epizod z ciężko poparzonym żołnierzem? Otóż też nie! To też było w celu zapewnienia widzowi odpowiedniej dawki napięcia. Żeby wyszedł z kina zadowolony.)
Dopatrywanie się sprzeciwu wobec aborcji i eutanazji w zwykłym filmie grozy to demagogia, wmawianie ludziom czegoś w ramach propagandy własnej ideologii, to ideologiczne przekłamanie. Gdyby nie to, że jest straszno, byłoby śmieszno, bo przypomina kawał o tym, co to mu się wszystko kojarzy z chusteczką. Ale nie jest ani trochę śmieszno.
Bo, rzeczywiście, jeśli podumać głębiej nad treścią filmu, robi się straszno. Wyobraźmy sobie, że nagle przydarza się nam coś takiego naprawdę. Jak David Drayton z malowania rewolwerowca fikcyjnego wpada w sytuację „naprawdę", tak my z fikcji w filmie zróbmy krok w kierunku rzeczywistego — naprawdę.
Dlaczegóż to „tłum" tak łatwo daje się opanować przez nawiedzonych wariatów? Przecież każdy ma swój rozum, ma swój kodeks etyczny, ma swój wysoce osławiony „system wartości chrześcijańskich", na który tak chętnie się powołuje i którego z takim zacietrzewieniem broni. Dlaczego więc w sprzyjających warunkach nagle nie ma zahamowań i jest w stanie zabić swoich własnych sąsiadów (..."Sąsiadów")? Dlaczego nagle cały ten „system wartości chrześcijańskich" rozsypuje się w proch?
Czy nasz kodeks postępowania chroni nas przed zbrodnią? Czy nasz kodeks postępowania w ogóle jest _naszym_ kodeksem postępowania? Czy „system wartości chrześcijańskich" jest naszym wewnętrznym systemem, czy tylko naskórkowym, łatwozmywalnym, powierzchownie nabytym? Ba, narzuconym? Który zawodzi, gdy tylko dochodzi do prawdziwej konfrontacji? Czy w ogóle mamy spójny ogląd świata a w nim spójny, przemyślany, świadomy system wartości? Na którym rzeczywiście można polegać? W sytuacji podbramkowej, a nie wtedy, gdy i tak policja stoi nam nad głowami?
Internauta Bartek Świąder w swojej recenzji „Mgły" podsumowuje: „No i kurczę, żal mi było Toby’ego Jonesa jak go zjadła ta krzyżówka Wojny światów ze Starship Troopers." No, właśnie, bohater zagrany przez Tobiego Jonesa, magazynier Ollie, ani nie najważniejszy ani bynajmniej najprzystojniejszy spośród uwięzionych w sklepie, zasługuje bodaj na najwięcej uwagi i, jak widać, najwięcej sympatii. A dlaczego? Bo jego kodeks postępowania jest jego wewnętrznym kodeksem postępowania, wintegrowanym w kręgosłup i sprawdzającym się bez względu na zewnętrzną kontrolę.
I jak już internauta BŚ zahaczył o „Starship Troopers": Robert A. Heinlein, autor powieści, wg której nagrano film (po polsku powieść nosi tytuł „Kawaleria kosmosu") w innym swoim dziele, „Stranger in a Strange Land", „Obcy w obcym kraju", wprowadził pojęcie „to grok".
"To grok" oznacza zrozumieć coś dokładnie na wszystkich poziomach, duchowo, intelektualnie, cieleśnie i psychicznie. „To grok" oznacza „to be one with", „być jednością z", zjednoczyć się z czymś, co widzieliśmy z zewnątrz, cośmy obserwowali, „zlać się w jedno", wchłonąć, mieć w trzewiach, w szpiku kości, w samym rdzeniu kręgosłupa. Niemcy mają na to podobne określenie „verinnerlichen", „uwewnętrznić", czyli, metaforycznie, wprowadzić w swój krwiobieg. Wtedy można mówić o autentyczności (tu: systemu wartości).
Taki jest Ollie (i inni) w grupie Davida. Mrs. Carmody i jej histerycznie rozmodlona żądna krwi grupa to jak to COŚ we mgle, monstra, które, gdy tylko je uwolnić, szaleją.
1 2
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 14-05-2008 )
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5881 |
|